(do przemyślenia w czasie świąt)
W latach 1981–1989 Matka Słowa (tak przedstawiła się Matka Boża wizjonerkom) objawiła się w Kibeho: niewielkim miasteczku położonym w Rwandzie. Objawienia w Kibeho zostały przez Kościół katolicki uznane za autentyczne w roku 2001. O tym niezwykłym wydarzeniu było bardzo głośno, a co ważne, miejscowy biskup był jednym z pierwszych, którzy uwierzyli w autentyczność objawień. Powołanie specjalnej komisji diecezjalnej, w skład której wchodzili nie tylko księża, teologowie, ale także świeccy specjaliści – w tym psychiatra, upewniło biskupa, że nie są to histerie przeżywane przez nastoletnie dziewczyny.
Dodajmy, że członkowie komisji prowadzili nie tylko obserwacje, ale także naukowe badania; może nawet nie do końca naukowe, bowiem jak wspomina dr Muremyangango Bonaventure, pewnego dnia schwycił wizjonera za gardło i zwyczajnie zaczął dusić... i kto wie, jak by się to skończyło, gdyby jeden z księży nie oderwał go siłą od wizjonera. Nie mógł bowiem odpowiedzieć sobie na pytanie, czy rzeczywiście ma do czynienia z nadprzyrodzonym zjawiskiem, czy udawaniem?
Mówiąc o autentyczności objawień w Kibeho, musimy podkreślić, że wszystko to, co widzący mówili i przekazywali, było zgodne z nauką Kościoła.
To wszystko spowodowało, że już w roku 2001 ks. bp Augustin Misago ogłosił decyzję Kościoła o autentyczności maryjnych objawień w Kibeho. Są to pierwsze objawienia maryjne na kontynencie afrykańskim. Oczywiście można na ten temat znaleźć sporo informacji np. w sieci, ale polecam książkę pt. "Our Lady of Kibeho. Mary Speaks to the World from the Heart of Africa", której autorką jest Immaculee Ilibagiza.
Niemniej jednak, niejako na marginesie tej niezwykłej historii, miało miejsce jeszcze jedno wydarzenie, niezwykle wzruszające i wręcz zmuszające do głębokiej zadumy, refleksji – jednym słowem, do prawdziwego rachunku sumienia...
Matka Boża objawiła się uczennicom szkoły średniej w Kibeho 28 listopada 1981 (dzień pierwszego objawienia), kilka miesięcy później Jezus objawił się 15-letniemu chłopcu o imieniu Segatashya. Jest to historia niezwykła nie tylko przez to, że doszło do objawienia, ale ze względu na osobę: był to chłopak, który w życiu nie spędził godziny w szkole, a więc absolutny analfabeta. Biblii nie miał w ręku, ponieważ był poganinem, który o chrześcijaństwie nie miał przysłowiowego zielonego pojęcia.
Jego rodzina – piątka dzieciaków, przy czym Senagatashya był najstarszy – należała do najbiedniejszych z biednych: jednoizbowa lepianka, kilka kóz, krowa, niewielkie poletko, na którym uprawiano fasolę. Nocą nie tylko rodzina spała w "domu", ale także krowa. Głód nie był czymś nadzwyczajnym w życiu wizjonera. Jak wspominał ojciec I. Ilibagizy, mimo 15 lat wyglądał na 10, co mogło świadczyć tylko o jednym, że w swoim krótkim życiu jadał co najwyżej jeden, skromny posiłek dziennie... I właśnie do niego przyszedł Jezus.
2 lipca 1982 r. Segatashya poszedł w pole zrywać fasolę, ale strąki wydały mu się dziwnie piękne, nadzwyczaj dojrzałe... zerwał kilka i poszedł na sąsiednie pole, aby zapytać sąsiada, czy i on widzi to samo? Sąsiad powiedział, że strąki jak strąki, fasola jak fasola. "Pewnie za długo przebywałem na słońcu" – pomyślał chłopak, popił wody ze strumyka i usiadł w cieniu (taką wersję wydarzeń przedstawiła jego siostra, której nastolatek opowiadał o tym wszystkim, czego doświadczał). Wtedy usłyszał głos, który był jak "muzyka rozbrzmiewająca w jego sercu". Głos dobiegał z góry, padło pytanie, czy jeżeli przekaże ci wiadomość, poniesiesz ją w świat, do ludzi? Segatashya wiedział, że nie może odmówić, że jest gotów zrobić wszystko, o co zostanie poproszony.
Powiedział tak, jestem gotowy, ale kim jesteś? Ujrzał Jezusa, otrzymał też pierwsze polecenie, sprawdzające go. Jezus powiedział mu, pójdziesz do tych, którzy pracują naprzeciwko domu pana Huberta, powiesz im: "Jezus Chrystus posłał mnie dzisiaj powiedzieć wam, i wszystkim ludziom, odnówcie swe serca. Dzień się zbliża, kiedy ludzkość zacznie doświadczać trudności. Dlatego nie możecie teraz powiedzieć, że nie ostrzegłem was".
Trudno sobie wyobrazić tę scenę: nagi (ubranie stracił, biegnąc ogłosić słowa Jezusa) mikrus przemawia do dorosłych mężczyzn, upominając ich, aby się nawrócili, opamiętali, bo kara coraz bliżej... Jedni chcieli go w tym momencie obić kijami, inni zapytali, a kto cię przysyła? Odpowiedział, że Jezus Chrystus! Bluźnierca! Pijany, opił się bananowym piwem... Nie został pobity przez obcych, ale własny ojciec nie żałował mu razów. Ojciec, podobnie jak syn, był poganinem i słowa o Jezusie, o pokucie nie docierały do niego, uważał, że chłopak uderzył się w głowę... Nawet go związał, aby nie wychodził do ludzi.
Wszystko na próżno. Następnego dnia wokół ich lepianki zaczęli się gromadzić ludzie, chcieli chłopaka zobaczyć, chcieli z nim rozmawiać; chcieli się dowiedzieć jak najwięcej o przesłaniu, które zaczął głosić. Trudno to sobie wyobrazić, ale już następnego dnia Segatashya, rozmawiając z ludźmi, cytował Nowy Testament, odsyłał ich do konkretnych wersów, konkretnych ewangelistów. Przechodził błyskawiczne studia teologiczne...
Spróbujmy sobie to wyobrazić: nastoletni poganin, który nie ma najmniejszego pojęcia o Jezusie, Biblii, chrześcijaństwie – zaczyna przemawiać do ludzi z pewnością kogoś, kto zjadł zęby na studiowaniu Pisma Świętego. Oczywiście, że nikt nie jest w stanie tego wytłumaczyć. W tym przypadku zawodzi "mędrca szkiełko i oko", pozostaje tylko wiara i pokorne przyjęcie do wiadomości, że nastolatek rzeczywiście otrzymał niezwykłą łaskę bezpośredniego kontaktu z Jezusem i Jego Matką. Pierwsze objawienia miał Segatashya w pobliżu rodzinnej lepianki, później – na polecenie Jezusa – dołączył do wizjonerek w Kibeho.
Trzeba w tym miejscu wyjaśnić, że po pierwszych objawieniach wewnątrz szkoły, aby dotrzeć do tysięcy pielgrzymów, zbudowano specjalne podwyższenie, na którym wizjonerzy (widzący?) mieli objawienia; wśród nich Segatashya.
Apel do ludzi, aby się nawracali, czynili pokutę, szczerze się modlili – bo są tacy, którzy tylko udają – aby kochali Boga i bliźnich, były to najważniejsze punkty przesłania, które za pośrednictwem chłopaka skierowane zostało do wszystkich ludzi. Jezus, podobnie jak Maryja, ostrzegał, że dzień kary się zbliża, że jest nieuchronny, jeżeli się ludzie nie opamiętają, nie poprawią.
W czasie jednego z objawień Segatashya widział rzeki pełne krwi, tysiące zakatowanych maczetami ofiar; podobną wizję miała Maria-Claire, jedna z wizjonerek. Dwanaście lat później, w 1994 r., Rwanda spłynęła krwią, kiedy bojówki Hutu wymordowały około miliona Tutsi! Czy była to wojna domowa? Raczej przerażające okrucieństwem etniczne czystki.
Wspomniana przeze mnie I. Ilibagiza ocalała dzięki temu, że pastor ukrył grupę kobiet w łazience. Dr James Orbinski, autor książki "An Imperfect Offerring. Humanitarian Action in the Twenty-First Century" (w ramach organizacji Lekarze Bez Granic przebywał m.in. w Rwandzie), przytacza historię kilkuletniej dziewczynki, którą matka, widząc nadciągających morderców, ukryła w latrynie. Dziecko przeżyło, ale cała rodzina została zarąbana maczetami!
Wspomniałem, że lokalny biskup powołał specjalną komisję , która przez kilka lat towarzyszyła wizjonerom, zapisywała wyniki badań prowadzonych w trakcie objawień; notowano wszystko, co mówili wizjonerzy, i to, co mówiła Matka Boża (później, po skończonym objawieniu). Przeprowadzano wywiady z wizjonerkami i Segatashyą. Dzięki temu ocalała część materiałów, które gromadził dr Bonaventure (w czasie trzech miesięcy ludobójstwa schronił się w Burundi). Ale większość dokumentacji zaginęła w trakcie krwawej jatki, jaką zgotowano milionowi ludzi. Może dlatego uznano tylko trzy osoby, chciaż wizjonerów było więcej.
Na podstawie tego, co zostało uratowane, można dotrzeć do części materiałów dotyczących chłopaka, jego objawień i poczynań, które podejmował na polecenie Jezusa. Niezwykle ważne są zapisy rozmów, które prowadził z Jezusem Segatashya. Chłopak pytał swego boskiego rozmówcę o różne sprawy, podejmował różne tematy, zapytał np., dlaczego mnie wybrałeś i pozwoliłeś, abym przed ludźmi stanął nagi, dlaczego dopuściłeś do ośmieszenia mnie? Jezus mu powiedział, że też, przed ukrzyżowaniem, został rozebrany na oczach tłumu i ośmieszony. A dlaczego wybrał właśnie jego? Aby pokazać całemu światu, na jego przykładzie, że kocha wszystkich ludzi i za wszystkich umarł na krzyżu; dlatego objawił się najbiedniejszemu z biednych, poganinowi. Jezus bowiem nikogo nie odrzuca, nikogo nie potępia, troszczy się o każdego i to bez względu na to, czy wierzy. Umarł za wszystkich!
Ponieważ na grudzień 2012 r. Majowie mieli zapowiedzieć koniec świata (koniec ich kalendarza, a swoją drogą ciekawe, jak tysiące lat temu prymitywna cywilizacja była w stanie opracować taki kalendarz?!), warto zwrócić uwagę na objawienia, w czasie których Segatashya pytał Jezusa o ten właśnie tragiczny finał naszego bytowania na ziemi. Jezus powtórzył to, co jest zapisane w Nowym Testamencie, powiedział, że nie zna dnia... tylko Bóg Ojciec to wie i nikt inny. Dodał też, że gdyby nawet wiedział, kiedy to nastąpi, to i tak zachowałby to w tajemnicy. Ludzie – tłumaczył – mają się nawracać nie ze względu na strach, ale z dobrej woli, kierowani miłością do Boga i drugiego człowieka. Niebo jest dla tych, których serca wypełnione są miłością do Boga.
Mnie osobiście zastanowiło inne stwierdzenie z objawienia, Jezus miał powiedzieć, że koniec przyjdzie nie dlatego, że ludzie są źli, ale dlatego, że Bóg, stwarzając świat, wiedział jednocześnie, że pewnego dnia przyjdzie koniec: "koniec świata nastąpi z ludźmi lub bez nich". Chodzi zatem nie tylko o koniec rodzaju ludzkiego, ale Ziemi jako takiej? Jest dużo opisów końca świata, przerażających wizji, które mogą zmrozić krew w żyłach, ale czy skłoni to ludzi do bycia lepszymi? Nadejdą dni, kiedy pojawią się fałszywi prorocy czyniący cuda i powołujący się na imię Jezusa, ale prowadzący do zguby. Segatashya zapytał więc, jak ich poznać? Odpowiedź była prosta: oni będą wymagać hołdów, czci, a kiedy ja powrócę, czyniąc cuda, nie będzie rozgłosu. Pamiętamy z Ewangelii, że Jezus nie zabiegał o rozgłos. I tak będzie, kiedy powróci. Nie chcę przytaczać innych przykładów, ostatecznie wiemy o co chodzi, jakie jest żądanie Bożego Syna: pokuta, dobre uczynki, miłość do Boga, do bliźniego, szczera modlitwa.
Na polecenie Jezusa Segatashya udał się do Burundi, ale został odesłany przez biskupa. Nie dokonał niczego, ale był posłuszny. Udał się następnie do Zairu, gdzie spędził 2,5 roku, dzieląc się z tysiącami ludzi tym, co Jezus mu powiedział. W Zairze otrzymał dar języków, dzięki czemu mógł dotrzeć do znacznie szerszego grona słuchaczy. Po objawieniach publicznych (2 lipca 1982 – 2 lipca 1983) miał Segatashya jeszcze prywatne, zwłaszcza w czasie pobytu w Zairze, ale po skończonej misji prowadził zwyczajne życie, które dobiegło tragicznego końca w roku 1994. Podobnie jak Marie-Claire, jedna z widzących w Kibeho, został zamordowany.
Ale powrócę jeszcze do czasu, w którym miał objawienia, np. w marcu 1983 r., na prośbę Jezusa, podjął 15-dniowy ścisły post. O tym, że mimo objawień pozostał dzieckiem, świadczy jego prośba skierowana do Jezusa: prosił o... łyżeczkę cukru w herbacie! Dodał za to trzy dni postu. Ktoś się uśmiechnie, ktoś wzruszy ramionami, ale nie śpieszmy się z takimi ocenami. W trakcie postu został poddany mistycznym doświadczeniom, np. koronę cierniową miał mu nałożyć sam Jezus. Wspominał później o straszliwym bólu, kiedy ciernie wbijały mu się głęboko w skórę. Otrzymał też wizję nieba i, zeznając przed komisją, powiedział, że od tego momentu jego jedynym życzeniem jest znaleźć się w niebie; obraz nieba ma zawsze przed oczami i uczyni wszystko, zgodzi się na wszystko, aby się tam dostać.
Nie wiem, jakie jest stanowisko Kościoła w sprawie objawień Segatashya (ostatecznie Kościół uznał objawienia w Kibeho, ale wymienia się tylko trzy wizjonerki), być może nigdy nie zostaną (odpukać) oficjalnie uznane, niemniej jednak warto, zwłaszcza teraz, w okresie świątecznym, wygospodarować sobie czas na małe podsumowanie minionego roku; można cofnąć się jeszcze dalej, dlaczego nie? Warto zastanowić się nad tym, co miało miejsce w Kibeho 30 lat temu.
Warto zastanowić się nad tym, co dzieje się wokół nas: co widzimy, co słyszymy. Jak postępujemy my, jak postępują nasi bliźni (bez względu na kolor skóry, bez względu na religię, status społeczny). Czy jest w nas miłość do Boga, do bliźniego?
Ks. Krzysztof Poświata, michalita pracujący na Białorusi, a prowadzący rekolekcje m.in. w parafii Świętej Trójcy w Windsor, zapytał: czy jesteś gotowy modlić się za swojego wroga? U św. Pawła czytamy:"Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość – te trzy: z nich zaś największa jest miłość".
Leszek Wyrzykowski
Windsor
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!