Chciałbym przypomnieć o pewnej rocznicy, która mija. Mija sobie tak powolutku, tu nie chodzi o jedną konkretną datę dzienną, tylko chodzi o tę jesień-zimę. Mianowicie dwieście lat temu, wspomnijcie państwo, co robili Polacy dwieście lat temu równo. Szli na Moskwę. W pierwszych dniach września rozegrała się krwawa, jedna z najkrwawszych w dziejach bitew, w historiografii rosyjskiej to się nazywa bitwa pod Borodino, w polskiej historiografii mówi się bitwa pod Możajskiem, a Francuzi mówią po prostu bitwa o Moskwę, bo też rzeczywiście była to bitwa o wejście do Moskwy.
W tej bitwie zginęły dziesiątki tysięcy ludzi, a następne dziesiątki tysięcy odniosły rany. Wśród tych rannych pod Borodino/Możajskiem był jeden z praszczurów mojej mamy, poeta preromantyczny Wincenty Reklewski. Pod tym Możajskiem strzelał z armaty, był bowiem artylerzystą, pod Smoleńskiem awansował na podpułkownika, a pod Możajskiem vel Borodino kula go nie minęła, został ranny, umarł jakiś czas później z ran w tej bitwie odniesionych w lazarecie w Moskwie. Przypominam go sobie w tych dniach często. Myślę o tym, jak to w tych dniach dwieście lat temu równo tam w tym lazarecie dogorywał, mając ciągle nadzieję, że jeszcze do Polski wróci.
Ale dlaczego chcę państwu przypomnieć o tych smutnych wydarzeniach, no bo na koniec one bardzo smutne były. One były może nawet i wesołe, kiedy się na tę Moskwę ruszało, jak to nam opisuje Adam Mickiewicz w jednej z ostatnich ksiąg "Pana Tadeusza" – Rok 1812. I wtedy na wiosnę 1812 – "O roku, kto cię widział w naszym kraju" – no to właśnie entuzjazm i zapał, Księstwo Warszawskie dało przecież prawie 100 tys. żołnierza na tę wojnę, którą dla zbałamucenia nas, co tu dużo mówić, nazwał Napoleon wojną polską – bo myśmy myśleli, że Polskę wywalczymy w tej wojnie. Ale minęły miesiące i trzeba było wracać spod tej Moskwy w strasznym odwrocie. Polacy dzielnie stawali, aż do ostatka osłaniali tę przeprawę przez Berezynę w odwrocie.
Ja, myśląc w tych dniach i tygodniach o tej wędrówce do Moskwy, sięgnąłem troszeczkę do pamiętników z tamtych czasów. Wspomniany wyżej Wincenty Reklewski zostawił różne wiersze, nie zostawił pamiętników. No więc czytając pamiętniki innych, wyobrażam sobie tę jego wędrówkę i ten jego los. I w jednym pamiętniku trafiłem na scenę, którą tutaj chciałbym państwu przytoczyć.
Otóż, opowiada pamiętnikarz, kawalerzysta dla odmiany, niejaki Michał Jackowski, który razem z polską jazdą podążał na tę Moskwę, o tym, jak to po drodze wysłany został dla zdobycia furaży gdzieś tam w bok i napatoczył się na rosyjskiego chłopa, którego pozdrowił w imię Boże. Na co się chłop rosyjski rozkrochmalił i Jackowskiemu w rezultacie uratowało to życie.
To jest taka historia troszeczkę jak opowieści Kaprala z III części "Dziadów" Mickiewicza. Kapral opowiada tam, jak to właśnie w Hiszpanii dzięki temu, że się zadeklarował jako katolik, ocalił głowę wśród różnych Francuzów bezbożników, którzy ani Pana Jezusa, ani Jego Matki uszanować nie potrafili, za co im hiszpański karczmarz życie odebrał. Więc taka historyjka w tych pamiętnikach. Ważny kontekst, że cała ta armia napoleońska na Moskwę podążająca to była właśnie z punktu widzenia różnych pobożnych nie tylko chłopów rosyjskich po prostu armia bezbożników, to była armia rewolucyjna, to była armia, której trzon stanowili ludzie, którzy za rewolucji francuskiej przykładali często dosłownie ręki do eksterminacji katolików, kleru katolickiego. To była armia, która po drodze bardzo wyraźnie deklarowała siebie jako rewolucyjna.
W tym Wrocławiu, z którego ja do państwa gadam, urządzili np. stajnię w kościele Bożego Ciała. W ogóle chętnie żołnierze napoleońscy przemieniali kościoły w stajnie, dopuszczali się rabunków, gwałtów. W związku z tym biedni polscy chłopcy, którzy jeszcze nie całkiem przeszli pomyślnie masońską obróbkę i jeszcze nie całkiem stali się bezbożnikami, oni dla tych rosyjskich chłopów, którzy po drodze im się napatoczyli, stanowili jakąś miłą odmianę. I tak pisze ten Jackowski, ile razy więc zdarzyło się, że Polak przemawiał po ludzku, religijnie i zrozumiale, zadziwienie Moskala było więcej niespodziewane i przyjemne.
Z wypowiedzi Grzegorza Brauna podczas spotkania zorganizowanego przez redakcję "Tajnych Kompletów" w niedzielę 23 września w Mississaudze.
W najbliższą niedzielę Grzegorz Braun będzie w Toronto osobiście
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!