Przedstawiamy Państwu zapis magnetofonowy spotkania z Grzegorzem Braunem, zorganizowanego przez redakcję "Tajnych Kompletów" w niedzielę, 23 września, w Mississaudze.
Teraz tło międzynarodowe tego, co się z Polską wyrabia i co się z nami będzie działo. Najistotniejsza kwestia, która się teraz rozstrzyga, to czy się zacznie wreszcie ta wojna, która miałaby być preludium do trzeciej wojny światowej, czy nie zacznie. Czy nastąpi atak wojsk Izraela i Stanów Zjednoczonych na Iran, czy też Iran – jak to dzisiaj przeczytałem – jak to zapowiadają irańscy generałowie, uzna za stosowne dokonać uderzenia uprzedzającego. Wiadomo, że broni nakupiono bardzo dużo, że kto wydał takie pieniądze na wojnę, no to bardzo nie będzie chciał zbankrutować. Więc tak czy inaczej, niezależnie od tego, czy to tej jesieni tam na Bliskim Wschodzie, czy gdzieś indziej, jakoś powietrze będzie musiało zejść z tego balona.
Może to nie jest dobre porównanie, bo to określenie by znamionowało jakąś fikcyjność zdarzeń, a to są zdarzenia bardzo realne. Przeglądając izraelskie gazety w Internecie w ich wersjach anglojęzycznych, czytam codziennie o tej wojnie jako o właściwie już fakcie przesądzonym. Wszystkie agencje światowe tym się zajmują. Trwa jakaś próba sił, wszyscy się zastanawiają, czy to przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych, czy po. Obawiam się, że ta wojna w jakiś sposób rozegrać się musi.
I teraz co to ma do spraw polskich? Do spraw polskich to ma tyle, że my jesteśmy koalicjantem w tej wojnie, że chcąc, nie chcąc, zostaliśmy wciągnięci na afisz tej koalicji, jeszcze nie walczącej i jeszcze właściwie nie proklamowanej, ale ponieważ nasze samoloty brały udział w manewrach wiosennych na pustyni Negev, zostały tam sfotografowane, w związku z tym chcemy czy nie chcemy, jesteśmy koalicjantem. I teraz problem polega na tym, żebyśmy nie byli tym koalicjantem całkiem za darmo, żebyśmy nie poszli na tę wojnę tak jak na wszystkie poprzednie, w Afganistanie, w Iraku, żebyśmy nie poszli na tę wojnę – jak to się mówi – za frajer. A wszystko na to wskazuje, że tak właśnie będzie.
Stany Zjednoczone, które w 2009 roku za sprawą swojego nowego wówczas prezydenta Obamy ogłosiły tzw. reset w relacjach z Moskwą, w ostatnim roku jakby troszkę żałowały pochopności tamtej decyzji, czyli faktycznego wycofania się politycznego z naszej części Europy, zostawienia nas na pastwę dyplomatów i generałów moskiewskich. Stany Zjednoczone jednak w moich oczach nie odzyskały wiarygodności jako polski sojusznik. Stany Zjednoczone nam ostatnio podarowały taki piękny prezent, dokumenty katyńskie, no ale trzeba powiedzieć, że to jest prezent – chociaż cenny dla historyków – ale bynajmniej nie wnoszący żadnej rewolucyjnie nowej wiedzy w tej dziedzinie, no i troszeczkę to jest zwietrzałe i przestarzałe. Jeżeli takimi rzeczami Stany Zjednoczone próbują Polaków pozyskać dla swojej polityki, to oczekiwałbym czegoś więcej.
W polskiej prasie orientacji – nazwijmy to roboczo – patriotycznej dominuje spory w tych sprawach bezkrytycyzm. Za przykład podam numer czasopisma "Nowe Państwo", które jest redagowane i zapełniane przez publicystów zbliżonych m.in. do "Gazety Polskiej", na pewno państwu świetnie znanej. Otóż ostatni numer "Nowego Państwa" ma okładkę, na której wymalowany jest prezydent Iranu Ahmadineżad w mundurze esesmana, z pytaniem, czy Iran podpali świat? Takie pytanie postawione jest przez to czasopismo.
To jest jakaś zupełnie dla mnie może nie tyle co niezrozumiała, ale przykra taka neosowiecka, chociaż w duchu patriotycznym, propaganda. To jest czysta propaganda, dlatego że jak nam wszystkim wiadomo, akurat Iran nie proklamował żadnej III Rzeszy, Iran nie ma roszczeń terytorialnych, które na mapie mogłyby być wyrysowane w postaci jakiegoś wielkiego Iranu, Iran natomiast spotyka się z wieloletnią kampanią pogróżek, także o charakterze militarnym, ze strony innego państwa położonego w tamtym regionie, to jest właśnie państwa położonego w Palestynie.
I teraz jeśli idzie o polskie interesy w tej sprawie, proponuję, żeby tak na to spojrzeć. Nie ma żadnych irańskich artystów, którzy by prezentowali artystyczne happeningi i instalacje, których elementem byłaby kampania "Trzy miliony Irańczyków wracają do Polski". Takich irańskich artystów nie ma. Są natomiast tacy artyści izraelscy. Państwo mogliście jakiś czas temu nawet w swoim mieście zwiedzić taką wystawę, na której był eksponowany m.in. taki manifest izraelskiej artystki, która inicjuje ruch renesansu żydowskiego w Polsce; i szacuje się tam liczbę tych, którzy mogą i powinni do Polski wrócić, na właśnie wspomniane trzy miliony.
No więc z polskiej perspektywy – tak mi się to układa – z jakiego powodu Polska miałaby włączać się do koalicji wojennej przeciwko państwu perskiemu, państwu, które się nazywa Iran. I nie widzę takich praktycznych względów poza tymi względami, które się na nasz użytek nazywa potrzebami sojuszniczymi. Niektórzy właśnie z tych dobrych polskich patriotów, którzy piszą m.in. w "Gazecie Polskiej" i w "Nowym Państwie", oni natychmiast sprawę tak postawią – no jeżeli nie ze Stanami Zjednoczonymi, no to znaczy, że z Rosją. No cóż, wydaje mi się, że to też jest pewne uproszczenie, dlatego że jeżeli nastąpi ten atak na Iran, to czy będzie lepsza okazja dla Moskwy, żeby przeprowadzić ostateczne rozwiązanie kwestii kaukaskich. Myślę, że nie będzie. Tam, na Kaukazie, w Gruzji, cały czas sytuacja jest nieprzesądzona, zbliżają się wybory, one będą miały miejsce właśnie za tydzień (red. – spisane już po wyborach w Gruzji), a tymczasem Rosja przygotowuje w tym rejonie bardzo poważne manewry wojskowe. Manewry wojskowe są zawsze czymś bardzo poważnym.
Obawiam się, że odgrywając rolę niezawodnego i bezkrytycznego koalicjanta państwa położonego w Palestynie w imię dobrych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, moglibyśmy równocześnie, niestety, otworzyć furtkę dla jakichś bardzo nam przecież niemiłych radykalnych działań politycznych sterowanych z Moskwy. Proszę nie polegać tutaj na tych moich dywagacjach, proszę samemu zajrzeć na strony internetowe chociażby właśnie tych izraelskich gazet i agencji prasowych. Co to za ludzie są, których mielibyśmy być koalicjantami w tej wojnie?
Moją uwagę zwrócił w ostatnich tygodniach taki prominentny przywódca duchowy izraelski, który nazywa się Ovadia Josef, jest przywódcą duchowym partii Szas, jednej z partii, które wchodzą do parlamentu izraelskiego, i jest zdaje się najwyższym rabinem wśród sefardyjczyków. Z tym to człowiekiem konsultował się w ostatnich tygodniach, po raz kolejny zresztą, premier Izraela Netanjahu właśnie w sprawach wojennych. Szukał, jak rozumiem, poparcia rabina Ovadii Jozefa dla swoich działań. Mówię o tym, żeby było jasne, że rabin Ovadia Josef to nie jest byle kto i to nie jest jakiś tam marginalny oszołom, tylko to jest polityk całą gębą. No właśnie rozmawia z nim premier i nie może iść premier na wojnę, zanim nie kiwnie głową rabin Ovadia Josef. A zatem to jego mielibyśmy wspierać naszym skromnym wysiłkiem koalicyjnym.
A kto to jest rabin Ovadia Josef? To jest taki człowiek, którego szereg razy wypowiedzi stały się głośne, także na arenie międzynarodowej. Jakiś czas temu publicznie powiedział publicznie, że goje niczym zwierzęta do tego są powołani, żeby służyć narodowi wybranemu. Proszę nie wierzyć mi na słowo, proszę samemu zerknąć do gazet, które gdzieś tam w archiwach internetowych wiszą. Tak właśnie powiedział, że do tego jesteśmy stworzeni, żeby jak zwierzęta dawać pożytek Izraelowi.
I teraz pytanie jest takie, czy to jest dobry dla nas koalicjant? Czy to są ludzie, z którymi wchodzenie w parantelę, w jakiejkolwiek sprawie, może przynieść pożytek Polsce, może być dobre dla świata? Moje wątpliwości są tak daleko posunięte w tej sprawie, jak tylko to możliwe. Nie słyszałem żadnych tego typu wypowiedzi duchowych przywódców Iranu. Oczywiście że tamtejsi możnowładcy zapewne nie są postaciami, które bym państwu rekomendował jako bohaterów mojego romansu, inna cywilizacja, inna kultura, ale jeszcze raz powtórzę, tamto państwo nie ma względem mojego kraju żadnych roszczeń o charakterze materialnym, nie ma żadnych roszczeń o charakterze politycznym, no i jak by to powiedzieć, nasza chata z kraja, oni nas nie starają się publicznie upokarzać, obrażać.
Natomiast państwo położone w Palestynie od półtora roku włączyło wszak do swojej agendy te roszczenia materialne, które zostały wyliczone na zawrotne sumy, przekraczające kilkakrotnie budżet państwa polskiego, zostały wyliczone już przed laty przez różnych tam nowojorskich prawników cwaniaków. I przez lata nam powtarzano, że to nie jest problem, że to są jakieś prywatne zupełnie instytucje, zgoła niepaństwowe organizacje, i że w związku z tym dla Polski to żaden problem, nie należy się przejmować. No tak, ale właśnie półtora roku temu państwo Izrael powołało specjalną komórkę do spraw tych roszczeń i od tej pory to już jest sprawa izraelskiej racji stanu najwyraźniej, żeby Polacy zapłacili za zbrodnie niemieckie i sowieckie popełniane na naszym terytorium, kradzieże i rabunki.
I teraz spójrzcie państwo sami, na tę wojnę z takim sojusznikiem przeciwko państwu, które przez sympatycznych skądinąd i nawet mądrych polskich patriotów jest obmalowywane na potrzeby propagandy amerykańskiej i izraelskiej w bardzo czarnych kolorach. To jest takie moje domowe politykierstwo przy własnym biurku. Mówię o tym dlatego, że wydaje mi się, że to jest bardzo istotny kontekst, być może decydujący o tym terminie kryzysu kontrolowanego, który u nas wewnętrznie ma się rozegrać. Być może jedno musi zaczekać na drugie.
Być może właśnie z tego powodu, że tam na Bliskim Wschodzie sprawa nie jest jeszcze przesądzona, to być może dlatego nie zostały zapalone światła zielone do uruchomienia tej sekwencji przetasowań, które miałyby wiele zmienić, tak żeby wszystko zostało w Polsce po staremu.
Z kontekstu międzynarodowego to jeszcze zwrócę uwagę państwa na wypowiedź przewodniczącego Komisji Europejskiej, czyli tego niby-rządu, który udaje, że nie jest rządem, a tak naprawdę chciałby być rządem Unii Europejskiej, pana Barroso, który wprost wezwał do federalizacji projektu europejskiego, czyli już właśnie bez ogródek oświadczył, że to ma być państwo europejskie. Do tej pory to jeszcze formalnie państwo nie jest, do tej pory jeszcze nie ma wszystkich atrybutów takiej organizacji państwowej, ale widać, że jeszcze nie wywietrzały te pomysły, mimo że Unia Europejska jest w stanie głębokiego upadku i rozkładu. To bankructwo, które się spektakularnie ujawniło w Grecji, ono dotyczy właśnie całej Unii Europejskiej.
I teraz część z tych, którzy wszystko postawili, całe swoje kariery, całe swoje życie, na ten projekt eurokołchozu, będzie dalej dążyła do tego, żeby to się jednak skrystalizowało i żeby powstało państwo europejskie. To też jest jeden z kontekstów tego wszystkiego, co się w Polsce dzieje, i to jest jeden z kontekstów, w którym wpływy polityków, którzy cieszą się może nie tyle sympatią, ile namaszczeni zostali w ościennych stolicach, mogą doznawać jakiegoś uszczuplenia lub też wzrostu.
Donald Tusk najwyraźniej szuka sobie jakiejś może nie ciepłej emerytury, ale ścieżki ewakuacyjnej. Wspomniała pani kanclerz Merkel, która z panem Tuskiem, jak wiemy, była na telefon w bliskim kontakcie, o tym, że mógłby on robić jakąś karierę właśnie w strukturach eurokołchozowych.
Tyle politykowania krajowego i zagranicznego. (...)
W przededniu tych wszystkich nie wiadomo czy wojen, na które chcą nas zabrać, czy tych kryzysów kontrolowanych (...) myślę, że nie nad wszystkim zapanujemy, może nawet wręcz przeciwnie, nad mało czym będziemy mogli zapanować, pociągną nas na tę wojnę, urządzą nam w kraju przetasowanie. Ważne, niezależnie od tego, jak to się wszystko potoczy, żebyśmy często może rzuceni w te okoliczności, których sami nie wybieraliśmy, nie zapominali imienia Pana Boga na ustach i wtedy może jakaś jeśli nie wielka, to mała sprawa na korzyść rozstrzygnie. To najważniejsza rzecz, która w tym zamęcie krajowym i międzynarodowym musi nam towarzyszyć. Niczego nie da się trwale zbudować, niczego się nie da ufundować na innym fundamencie niż ten, który nam podsuwa Kościół katolicki. I w związku z tym miło mi jest państwa w takiej ilości zgromadzonych widzieć, jak rozumiem, w pomieszczeniach, które nie są daleko od kościoła. (...)
– W naszym gronie "Tajnych Kompletów" wpadliśmy na pomysł zbierania podpisów i funduszy wśród Polaków w kraju i wśród Polonii na początku na cel przeforsowania zmiany ordynacji wyborczej, a później na inne doraźne akcje. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?
– Już obiecywała, idąc do władzy, aktualnie rządząca ta neo-PZPR, czyli Platforma Obywatelska, to było w ich agendzie wyborczej i to należało do ich programu, zmiana ordynacji na większościową, czyli okręgi jednomandatowe, w których mielibyśmy kandydatów, a nie listy partyjne. To było obiecywane, były nawet całe tony podpisów w tej sprawie. No i potem jakąś niszczarką w Sejmie oni się pozbywali tych podpisów, no bo jak już do władzy doszli, to ani myśleli zmieniać ordynację. I jeżeli teraz zechcą ją zmieniać, toby znaczyło, że sobie wyliczyli, że w tym układzie też zgarną całą pulę.
Bardzo bym nie chciał zarażać nikogo jakimś płonym sceptycyzmem i nie chciałbym tu na takiego wychodzić, co to myśli, że i tak się nie uda. Generalnie i teoretycznie to ja bardzo popieram ten pomysł, tak, jasna sprawa. Lepiej, żebyśmy wybierali kandydatów, żebyśmy wybierali konkretnych ludzi, niż żebyśmy głosowali na listy partyjne, na których kolejność ustalają biura polityczne partii znajdujące się w Warszawie, bo w tej chwili w Polsce ma to wymiar kuriozalny. To dotyczy Platformy Obywatelskiej, jak i Prawa i Sprawiedliwości. Żeby nie było wątpliwości, Prawo i Sprawiedliwość także ustala drobiazgowo w centrali, kto na jakim miejscu się znajdzie, nawet w wyborach samorządowych, nawet w wyborach do rad gmin. I to oczywiście jest paranoja i nic z tego dobrego być nie może.
Ale przestrzegałbym nie tyle przed ordynacją większościową i okręgami jednomandatowymi, ile przed takim mniemaniem, że jak to się załatwi, to już wtedy będzie Polska od pierwszego. No bo nie będzie.
Tak w ogóle, co już miałem okazję publicznie deklarować, nie jestem, jeśli idzie o szczebel centralny władzy, demokratą, nie wierzę w demokrację. Wierzę w monarchię, wierzę w potrzebę pilną powrotu króla. Pilna jest potrzeba, oczywiście, czy Pan Bóg to kiedykolwiek zdarzy, to jest już zupełnie inna sprawa i to się okaże z biegiem czasu i z biegiem dziejów. Oczywiście moja tęsknota za prawowitym monarchą nie wyklucza i nie podpowiada mi tego, żeby państwa zachęcać do wypisywania się z życia politycznego takiego, jakie ono jest w tej chwili, w tym kształcie demokratycznym. Nie, broń Boże.
A zatem jeżeli państwo się zechcecie przyłączyć do kampanii, która teraz nabrała w Polsce nowego oddechu, zaangażował się jeden artysta w propagowanie idei okręgów jednomandatowych. Pan profesor Jerzy Przystawa z Wrocławia od dwudziestu lat o tym mówi, i od czasu do czasu to jest podchwytywane, gdzieś tam przenika do głównego nurtu. Więc jeśli państwo zechcecie się w to zaangażować, to bardzo dobrze, bo w ogóle angażowanie się Polaków w sprawy publiczne to jest dobra rzecz.
Natomiast muszę powiedzieć, że jeżeli chcecie zbierać pieniądze, to też świetnie, ale namawiałbym, żebyście zbierali te pieniądze na jakiś bardziej konkretny cel, bo zbierać pieniądze tak w ogóle, na idee jednomandatowych okręgów wyborczych, to może nie tyle źle się skończy, może się skończy świetnie, może mnóstwo pieniędzy zbierzecie, ale może być problem z przeznaczeniem tej sumy.
Co to właściwie, jakaś organizacja miałaby te pieniądze potem wykorzystać, żeby szerzyć tę ideę. Wymyślcie więc państwo jakiś konkret. Tym konkretem niech będzie albo myśl o funduszu wyborczym na przez was wskazanego kandydata, który miałby wygrać w tych wyborach, w przez was wytypowanym okręgu czy okręgach jednomandatowych. I wtedy to będzie bardzo poważna rzecz, jeżeli wy będziecie mogli jakiegoś kandydata czy kandydatów wspierać. Ale z góry sobie powiedzcie, że zbieracie na to, żeby był na przykład wystawiony w Siedlcach lub Augustowie jeden kandydat, ale kandydat wspierany przez was, Polaków z Toronto, albo może z zupełnie jakichś innych okolic.
To by była nawet fajna rzecz, bo władza ludowa w Warszawie wiele zrobiła, żeby Polaków, którzy są w diasporze, którzy są na emigracji, odsunąć od spraw publicznych i żeby im utrudnić na przykład głosowanie i żeby jak już głosują, to miało jak najmniejsze znaczenie. I to by mogło coś nowego i coś dobrego, gdybyście tak wy, tak jak powiedzmy ta Partia Herbaciana amerykańska, nie wystawia kandydatów własnych, tylko wskazuje na listach tych, których popiera, czy też odwrotnie, wskazuje tych, których potępia, nie popiera i których awansu do Kongresu sobie nie życzy.
Namawiałbym, żebyście bardziej skonkretyzowali swoje cele, jeżeli chcecie z jakąś kampanią o wymiarze finansowym ruszać. A żeby ona miała wymiar finansowy, to też dobrze by było, bo właśnie zbieranie podpisów pod petycjami... No widzicie państwo, ponad dwa miliony ludzi się podpisały w obronie Telewizji Trwam i władza to lekce sobie waży, władza to ma w nosie, nic sobie z tego nie robi. Więc gdybyście wy mieli siłę wymierną w dolarach amerykańskich czy też kanadyjskich i gdybyście te pieniądze przeznaczyli na kampanię swojego kandydata czy kandydatów, to by na pewno nie przeszło niezauważone.
Ale jeszcze jeden mały podpunkt. Zdaje mi się, że jest jeden cel bardzo konkretny, na który wasza zbiórka pieniędzy i jakieś działania organizacyjne bardzo by się przydały. Ja bym was mianowicie, rodacy, namawiał do tego, żebyście gdzieś w kraju, ale to znowu musiałoby być konkretne miejsce, najlepiej oparte na jakiejś parafii, na jakiejś szkole katolickiej przy wybranej przez was parafii, gdybyście obdarowali taką dotacją celową tę wybraną przez siebie parafię, tego wybranego przez siebie księdza proboszcza, z tą wybraną szkołą i jej dyrektorem, żebyście ich obdarowali taką dotacją celową na to, żeby sobie zbudowali strzelnicę przy tej szkole i przy tym kościele. Nawet gdyby była jedna strzelnica – oczywiście marzyłbym, żeby tych strzelnic rozkwitło tyle, ile parafii w Polsce, żeby ludzie po sumie niedzielnej zamiast iść do malla, zamiast iść do galerii handlowej, żeby babcia z wnuczkiem na tę strzelnicę się udała i wydała parę złotych na ćwiczenie. Ale jak tak byście zaczęli od jednej strzelnicy, żeby była taka strzelnica, np. w Pcimiu albo w jakiejś Wólce Dolnej czy Górnej, ale żeby to była wasza strzelnica.
Analogię tutaj bym widział do tych pięknych akcji Polonii amerykańskiej, która za I w.św. kulminowała tym poborem do wojska. Dzisiaj jeszcze poboru żadnego nie urządzamy, bo nie wiemy, do jakiej armii by poszli ci, co by się zgłosili, i kto nimi by dowodził i czy przypadkiem nie izraelski generał Amir Eshel, który mówi: osiemset lat słuchamy Polaków i więcej już nie musimy. Lepiej ostrożnie z tym zaciągiem wojskowym dzisiaj, natomiast strzelnicy dla dziatwy szkolnej i akademickiej to jest rzecz naprawdę potrzebna, dzieło by było zbożne. (...)
Spójrzcie państwo na sztukę celnego strzelania, to jest rzecz, która kształci odpowiedzialność, kształci skupienie, precyzję, to nie chodzi tylko o jakieś bezmyślne walenie z kałacha do słomianych manekinów, tylko chodzi o kształcenie do odpowiedzialności. Byłoby najpiękniej, gdyby ta strzelnica w tym Pcimiu czy tej Wólce, poszerzona o piwiarnię, żeby jak się już Polacy spotkają na strzelnicy, to żeby potem mieli gdzie usiąść i pogawędzić. Nie traktujcie tego jako żartu z mojej strony, niewczesnego, może ktoś pomyśli, tu poważne sprawy, trzecia wojna światowa, Polska upada, a ten o piwie i strzelnicy. Przy tym się trzeba zakrzątnąć.
Sto lat temu nawet po głowie nie chodziła ludziom wojna światowa kolejna, wojna powszechna ludów, a były tu i ówdzie gromadki Polaków, którzy uczyli się obchodzić z bronią palną. Oczywiście pole walki już dziś nowoczesne, nie to samo, ale dlaczego mają tylko sprzedawczycy, zdrajcy, bandyci, gangsterzy mają mieć monopol na tę umiejętność. Niech też troszeczkę rozgarniętych, inteligentnych, wrażliwych, miłych, wykształconych dzieci polskich przynajmniej wie, którą to stroną brać do ręki i co zrobić, żeby sobie krzywdy nie zrobić. Więc ufundujcie państwo strzelnicę.
Grzegorz Braun
z wizytą w Toronto!
Redakcja "Tajnych Kompletów" zaprasza na spotkania z p. Grzegorzem Braunem. Kolejna okazja wysłuchania komentarzy znanego i cenionego reżysera dokumentalisty, zadawania swoich własnych pytań oraz zapoznania się z fragmentami najnowszego filmu "Transformacja – od Lenina do Putina".
28 października, niedziela
• godz. 13.30 sala parafialna kościoła Chrystusa Króla w Toronto,
• godz. 18.00 kawiarnia Centrum Kultury Polskiej w Mississaudze.
Wstęp wolne datki.
Redakcja "Tajnych Kompletów"
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!