Dwa tygodnie temu pisałam o wojnie ceł wywołanej przez prezydenta Trumpa, któremu się to wcale nie podoba, że wszystko w Stanach jest z importu, głownie z Chin. Importu na dodatek nieoclonego w ramach globalizacji wielkich korporacji z wolnym przepływem towarów i gotówki. A o jakości tego importu wszyscy wiemy, choć nie wypada głośno o tym mówić.
Twierdziłam, że wprowadzenie ceł zaporowych (tak jak kiedyś było) nie powiedzie się, bo system gospodarki jest inny. I metody dobre wczoraj, dzisiaj, w dobie globalizacji, i zarazem kryzysu tym wywołanego, nie będą skuteczne.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!