Zanim przejdę do rzeczy istotniejszych, pozwolę sobie na podzielenie się dobrym dowcipem. Na dodatek zadanym przez autora piszącego do tego samego tygodnika co ja, i którego czytam od lat. Chodzi mi o Ostojana. Otóż, w numerze 46 (15 listopada, 2018) pan Jan Ostoja zdaje się, że się ucieszył z tego że współpracuję z „Gońcem” (z czego ja się cieszę też), ale potem napomknął, że się obnoszę z moim chłopskim pochodzeniem. Zresztą, nie tylko ja, bo i naczelny też. O zgrozo! Więc gwoli wyjaśnienia nie obnoszę się, tylko nie chcę być brana za kogoś kim nie jestem. A więc, żeby nie było nieporozumień, to od czasu do czasu piszę coś z mojego fascynującego życiorysu, tak jak to robi wielu innych felietonistów, pisarzy, autorów. A teraz kolej na śmiech.
Pan Ostojan pisze ‘Oba, Alicja Farmus, tak jak zresztą redaktor Kumor, ..,.’
Zastanowiło mnie to ‘oba’. Przeczytałam jeszcze raz. Jakie ‘oba’? I nagle zaświtało w mojej prostej głowie, że to takie czytanie między wierszami ‘oba’ chłopy, czyli ja i naczelny. Ha, ha, ha!
Z naczelnym Gońca to mnie dodatkowo łączy to, że studiowaliśmy w Krakowie na jednym wydziale Uniwersytetu Jagiellońskiego, Filozoficzno-Historycznym, z siedzibą Grodzka 52 w Krakowie. Co prawda w innych latach, i inne kierunki, ale alma mater ta sama. Przyszło nam się dopiero spotkać w Toronto. Na to wszystko dostałam małpiego humoru, bo żeby w moim wieku zostać nazwaną ‘chłopem’? No przynajmiej postawiono mnie w dobrym towarzystwie.
A tak podprogowo dotykamy sedna wojny polsko-polskiej, bo nikt z tej wiochy nie chce być. Co prawda nie bardzo rozumiem dlaczego? Tę okrutną dla naszego narodu prawdę zrozumiałam po przyjeździe do Kanady, kiedy to uczyłam się angielskiego w nieistniejącym już dziś ośrodku na Dundus & University, Welcome House. Przy stolikowym, polonijnym gettcie językowym wymienialiśmy się skąd jesteśmy. A ten z Wólki Jakiejśtam, a ten z Sieradza, a tamten z Bydgoszczy. Ja z Bytomia. Po dwóch tygodniach, nie było Wólki Jakiejśtam, Sieradza, ani Bydgoszczy. Wszyscy byli z Warszawy. Ja sama ostałam się spoza. Cała reszta wyparła się siebie. Założę się, że to pewnie ci, co szybko zapomnieli polskiego i z pociesznym akcentem mówią po polsku w Polsce. To także pewnie ci, którzy jak stukają w drzwi, to na pytanie ‘kto tam?’, odpowiadają ‘Swój’. Boją się wyjawić kim są z imienia i nazwiska. Boją się tego wyjawić, bo mogą być za to ośmieszeni i pogardzeni.
Tamtym w Welcome House wydawało się, że bycie z Warszawy ich nobilituje. Moja koleżanka z akademika po przyjeździe z domu, natychmiast po wyjściu z autobusu czyściła chusteczą do nosa błoto z butów. Żeby nikt nie wiedział. Być z polnych, błotnistych dróg to był obciach.
Jest oczywiście inny aspekt ukrywania - żeby przetrwać. No i mieliśmy czasy PRL-u, kiedy to za niewłaściwe pochodzenie szło się do więzienia, nie wolno było podjąć studiów, zamieszkać w Warszawie, czy dostać jakąkolwiek pracę. Już w Toronto rozmawiałam kiedyś z działaczami polonijnymi mojej generacji. Jak zwykle zaczęło się od tego co kto robił i gdzie. Dowiedziałam się, że oni byli działaczami studenckimi, ale szczebla narodowego. Czyli, że nie z jakiegoś tam Krakowa, albo prowincji - tylko z Warszawy szczebla narodowego. Wow! Skręciło mnie ze śmiechu.
Więcej o nich i o ich dalszej historii w Kanadzie pisać mi się nie chce, bo szkoda atramentu. Myślę więc, że w moim wieku, zostać ‘chłopem’ to jest po prostu zabawne. Tak długo jak nie jestem baba-chłop. Nie każdy musi mnie, ani lubić, ani lubić tego co piszę. Ale nie będę się stroić w cudze piórka, tylko dlatego, żeby zatuszować to kim jestem i się przypodobać. A tak w ogóle, to nic złego ze mną nie ma. Kropka. I koniec w tym temacie.
Przechodzimy do rzeczy mniej śmiesznych
Ćwierć miliona osób maszerujących wspólnie, spokojnie i bezpiecznie w Warszawie dla uczczenia stulecia odzyskania niepodległości stało się dla liberalnych elit, a także niektórych mediów w Polsce, największym zlotem ‘faszystów’ w Europie.
I co? Wydawałoby się, że ktoś z wysokiego pułapy powinien stanąć w naszej obronie, bo te łgarstwa dotyczą nie tylko Polaków, ale wybranego demokratycznie prezydenta i członków rządu.
Oczekiwałam, że minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz wystosuje jakąś notę, upoważniającą sobie podległy korpus dyplomatyczny do reakcji i żądania sprostowań. Ale się niczego takiego nie dopatrzyłam. Nie dopatrzyłam się także na Marszu Niepodległości ‘Wszystko dla Niepodległej’ samego ministra Czaputowicza. Więc teraz nie musi nic prostować, bo to nie on maszerował.
Przykładem efektywności, o którą mi chodzi jest Chorwacja, której główna stacja telewizyjna przeprosiła za nieodpowiednie określenia Marszu Niepodległości po interwencji ambasadora RP w Chorwacji. Dobrze, że mamy jeszcze dyplomatów dbających o nasze dobre imię. Ciekawe jak długo?
Alicja Farmus
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!