Za wszystkich stron, czyli prasy, TV i rozmów z Polakami w Polsce, słyszę, że zbawieniem dla polskiej ekonomii są młodzi ludzie zwani z angielska, a właściwie z francuska, Entrepreneur’ami. Bynajmniej nie jest to zjawisko czysto polskie, a jedynie zapożyczone z modelu amerykańskiego, gdzie w ciągu ostatnich kilku lat młodzi ludzie stali się, jak Mark Zuckerberg, miliarderami na skutek wymyślenia systemu komunikacji międzyludzkiej, głównie na nieważne tematy, jak np. Facebook, gdzie możemy się dowiedzieć, co moja żona jadła dzisiaj na obiad?
Trapi mnie pytanie, dlaczego koncept szybkiego bogactwa, jest tak atrakcyjny dla młodych ludzi, jak i dla inwestorów, którzy zarabiają krocie finansując ich pomysły.
Sięgając do historii Stanów Zjednoczonych podobna gorączka szybkiego bogactwa miała miejsce w 19 wieku, kiedy to tysiące ludzi ruszyło do Kalifornii kopać złoto.
Polacy mogliby używać polskiego odpowiednika do określenia osoby zdolnej podejmować ryzyko i produkować urządzenia ułatwiające życie. Takim słowem jest słowo: „przedsiębiorca”. Niestety dla młodych Polaków słowo to kojarzy się z osobami urodzonymi w XIX wieku, które to wymyśliły i produkowały żarówki (Thomas Alva Edison), silnik parowy (James Watt), telefon (Bell), radio (Marconi) itd. Itp., Jeśli przyjrzymy się ich karierze, to zobaczymy, że sukces był połączony z długim wysiłkiem, a bogactwo było związane z tym wysiłkiem. Dzisiejsi młodzi ludzie w Ameryce jak i w Polsce marzą o szybkim bogactwie. Takim modelem są dla nich Bill Gates and Mark Zuckerberg. Dla młodych Polaków sama myśl, że ktoś mogłyby ich identyfikować z polską nazwą: „przedsiębiorca”, jest wręcz przerażająca. Chcą być „Entreprenerami” i basta.
W 19 wieku w Ameryce, w czasie gorączki złota do Kalifornii płynęły 4 grupy ludzi:
ci co kopali złoto,
handlarze łopat i kilofów do kopania złota,
pośrednicy w handlu złotem i
prostytutki ofiarujące swe usługi górnikom, handlarzom łopat jak i pośrednikom.
Pośrednikami byli ci, którzy skupywali złoto od górników, przetapiali go w sztaby i sprzedawali dalej z dużym zyskiem.
Dzisiaj sytuacja stała się bardziej skomplikowana, aczkolwiek pewne analogie z „gorączką złota” istnieją. Górnikami są młodzi programiści komputerów. Kierunek ich migracji jest ten sam, czyli Kalifornia, handlarzy łopat zastąpili właściciele mieszkań z dostępem do Internetu, a pośrednikami są tak zwani Aniołowie (Angels), czyli inwestorzy gotowi zainwestować duże pieniądze w interesujące projekty młodych i często naiwnych aspirantów do stania się „Entreprenerami”.
Co do prostytucji nie mogę zabierać głosu, gdyż nigdy nie mieszkałem w Kalifornii i nigdy z usług tego przemysłu nie byłem zmuszony korzystać, w Polsce jak i na emigracji. Przypuszczam natomiast, że poza prostytucją w Kalifornii mamy plagę narkomanii, podsycaną przez rzeszę sfrustrowanych aspirantów do stania się Entreprenerami.
Czy „Aniołowie” są ważnym elementem „Entreprenorowego-Landu”?
Odnosi się wrażenie, że „Aniołowie” są najważniejszym elementem koniecznym do rozwinięcia własnego pomysłu. Sam pomysł jest drugorzędny.
W polskich gazetach czytam, że polscy młodzi wynalazcy są trenowani, za własne pieniądze, jak przedstawić swój pomysł „Aniołowi”, czyli inwestorowi z dużymi pieniędzmi, w sposób skondensowany nie przekraczający 15 minut. Czas jest drogi i Aniołowie mają go niewiele. Także Aniołowie są raczej zainteresowani stroną finansową, a nie techniczną pomysłu. Przypuszczam, że kursy dla kandydatów na Entreprenerów są drogie i wyniki chyba słabe. Jedynymi Entreprenerami, którzy zarabiają duże pieniądze są organizatorzy takich kursów.
Z własnego podwórka z aspirantami do stania się Entreprenerami spotkałem się niedawno. Kilku synów moich znajomych, pokończyło znane amerykańskie uniwersytety, jak Stanford w Kalifornii.
Jeden z nich, podobno wybitnie zdolny i właśnie otrzymał doktorat. Doktorat w dziedzinie programowania komputerów, albo nano-technologii z Uniwersytetu Stanford otwiera drzwi do wielu firm wysokiej technologii, które ubiegają się o takie talenty. Ten jednak młodzieniec uwiedziony mirażem szybkiego finansowego sukcesu zapragnął stać się Entreprenerem. Niestety, ma on mały problem w tym, że brak mu pojęcia, w jakiej dziedzinie ma się stać Entreprenorem. Nie szkodzi. Uniwersytet ma jednak pulę pieniędzy, podobno około $20,000 dla takich zagubionych aspirantów, która jest przeznaczona na podróże po Stanach Zjednoczonych w czasie, których „aspirant” będzie mieć okazję porozmawiać z innymi już bogatymi Entreprenerami, którzy mogą mu wskazać świetlaną drogę do szybkich pieniędzy.
Tutaj przypomina mi się urywek ze sztuki Sławomira Mrożka pod tytułem „Tango”. Sztukę widziałem 50 lat temu, ale ten urywek został mi w pamięci. W tej oto sztuce Pan Edzio, lokaj mieszczańskiej rodziny deklaruje, że od dzisiaj będzie kierował rodziną, która jest w moralnym rozkładzie. Na pytanie czy Pan Edzio ma jakieś zasady (moralne) do takiego wszechwładztwa, powiada: Tak, ja je mam zapisane w małym notesie, który noszę ze sobą. Pada pytanie: czy to są twoje zasady? Nie, odpowiada Pan Edzio. Przepisałem je od kolegi, który pracuje w kinie. No niech Pan się nie wstydzi i powie, jakie to są zasady? Zasadą Nr. 1 jest : Ja cię kocham, a ty śpisz.
Gdyby Mrożek pisał dziś sztukę na temat sytuacji ekonomii w Ameryce, być może symbolem ekonomii byłaby dziś „rodzina”, a Panem Edkiem byłby zagubiony Entreprener, który szuka pomysłów jak ratować gospodarkę, a jedyny pomysł, jaki ma, znalazł przez Google, na Internecie pod hasłem „Entrepreneur”. Miałby tę zasadę zapisaną nie w notesie, ale zapisana w notatkach w iPhonie.
Uniwersytety doszlusowały do Entreprenorial mania
Politycy, a nawet amerykański, były, prezydent G.W. Bush uznali za stosowne wymieniać Entreprenerów, jako zbawienie dla USA, a nawet krytykował Francję, że Francuzi nawet nie mają nazwy dla „Entreprenour’a”, nie zdając sobie sprawy, że właśnie Amerykanie przejęli to słowo od Francuzów.
Za prezydentem podążyły amerykańskie uniwersytety, zakładając programy i wykładowców, którzy będą uczyli studentów, jak być Entreprenerami. Z wiadomości od znajomych, którzy na uniwersytetach pracują, dowiaduję się, że nowe budynki zostały postawione właśnie dla celu szkolenia nowej kadry Entreprenerów. W takich budynkach młodzi studenci tej dziedziny będą mieli sekretarki, komputery i miejsce do wynajdywania nowych wynalazków oraz oczywiście doradców, którzy im pomogą jak szukać pieniędzy dla rozwoju ich pomysłów.
Problem, jaki ja widzę z całą uniwersytecką edukacją, jest brak kadry, która zetknęła się z zakładaniem i prowadzeniem własnej firmy. Ten problem jest wspólny dla wszystkich nauk technicznych gdzie często wykładowcami są ludzie, którzy nigdy z przemysłową techniką się nie zetknęli, a szczególnie problemami związanymi z prowadzeniem małej firmy, w której powinny wykluwać się pomysły nowatorskie.
Tutaj jest miejsce na przypomnienie młodym adeptom na miliarderów, że najbogatszy człowiek świata, Bill Gates „zdezerterował” z Harward University po dwu latach studiów, podobnie jak jego wspólnik Paul Allen. Dwóch innych modelowych Entreprenerów, Steve Jobs i Steve Wozniak, także nie ukończyli studiów a mimo to założyli firmę Apple znaną dzisiaj z iPhonów, iPadów i Mac Komputerów. Początki ich firmy były w garażu, a nie w Uniwersyteckiej „Wylęgarni Entreprenerów”.
Podobnie było uprzednio, w roku 1939, z założycielami dzisiaj wielkiej firmy Billem Hewlett i Davidem Packardem. Założyli ja w garażu Davida Packarda z kapitałem zakładowym $538.-, odpowiadającym dzisiaj wartości około $10,000.- Dzisiaj firma HP jest jedna z potentatów rynku elektronicznego i komputerów na świecie.
Jak widzę przyszłość dla wynalazczości?
Dzisiejszym modelem młodych Entreprenerów są ludzie w rodzaju Marka Zuckerberga, multi-miliardera w wieku lat 26. Pieniądz jest dla nich myślą przewodnią, a nie problem którego rozwiązanie ich pasjonuje. Gdyby młodzi Entreprenerzy znali lepiej biografię Marka Zuckerberga, to by się dowiedzieli, że on rozwijając koncepcję Facebook’a nie miał na myśli, aby zostać multi-miliarderem. Niestety pieniądze w Ameryce są głęboko przewartościowane, nawet ich wymiary przedstawiają tylko liczbę zer po przecinku na ekranie komputera. Wartość majątku Zuckerberga jest iluzoryczna. Pewnego dnia, już wkrótce, ktoś inny wymyśli nowy model komunikacji socjalnej i majątek Facebooka spadnie do zera. Już w ciągu ostatniego miesiąca liczba użytkowników Facebook’a w Europie spadła o milion. Wątpię, aby za 50 lat, ktoś będzie uważał, że ten człowiek zmienił światową ekonomię, tak jak uczynił to Thomas Alva Edison, wynalazca żarówki i gramofonu. Zuckerberg pójdzie w zapomnienie.
Moja rada dla kandydatów na Entreprenerów jest następująca: staraj się robić to co lubisz, a pieniądz przyjdzie jako wartość pochodna (dodatkowa).
Każdy z nas ma genetycznie zakodowane zdolności, które powinien wykorzystać. Dla jednych jest to dokładność dla innych jest wyobraźnia, a dla jeszcze innych pamięć.
Ja zostałem obdarzony wyobraźnią, która w połączeniu z inżynierskim wykształceniem pozwoliła mi być wynalazcą. Głód jakiego doświadczyłem, jako dziecko w czasie okupacji hitlerowskiej spowodował u mnie ciągłą obawę o głodu zaspokojenie, dach nad głową i buty z całą, nie dziurawą podeszwą. Działalność entreprenerska, a po polsku przedsiębiorcza, była dla mnie nie tylko w celu rozwiązania interesujących mnie problemów ale także w zagwarantowaniu dla siebie i moim podopiecznym pełnego żołądka i dachu nad głową.
Znani mi Entreprenerzy
Rozglądając się wokoło i wspominając ludzi z przeszłości muszę przyznać, że spotkałem wielu Entreprenerów, czyli przedsiębiorców, poza mną samym. Niestety żaden nie jest miliarderem, jedynie niektórzy są, albo byli marnymi milionerami. Jedni zajmowali się hodowlą goździków i storczyków/ Za komuny nazywano ich pogardliwie „badylarzami”.
Jeden z nich, Olan Long, zmarły niedawno w wieku 93 lat, kiedy został wypchnięty na przedwczesną emeryturę, zajął się produkcją elementów plastykowych na jednej maszynie (wtryskarce) zakupionej za pożyczone, pod zastaw własnego domu, pieniądze. Ciekawe, że Olan, nigdy nie studiował na żadnym uniwersytecie, ale miał na swym koncie wiele wynalazków popartych 24 patentami.
Jeszcze inny znany mi Entreprener, mimo wykształcenia inżynierskiego w Korei Południowej, założył po przybyciu do USA bardzo popularną pralnię ubrań na sucho, bez używania cuchnących chemikaliów.
W mojej rodzinie inżynier mechanik, rzucił pracę na Politechnice i zaczął robić kolorowe, plastykowe traktorki dla dzieci. Nie dorobił się wielkiego majątku w komunistycznym PRLu, ale wybudował dla swojej rodziny ładny dom i wykształcił dwoje dzieci.
Ja muszę się pochwalić, że od ponad 50 lat mojej emigracji nigdy nie byłem zmuszony do pracy poniżej mych kwalifikacji. Zawsze znajdowałem nabywców na produkty mojej wyobraźni. A więc, chcąc czy nie chcąc, nie mając pieniędzy na myśli i celu, milionerem zostałem, ale do tytułu miliardera mi jeszcze bardzo daleko.
Aczkolwiek nazwa Entreprenor, kojarzy się nam zwykle z dużymi pieniędzmi, to jednak muszę tu wspomnieć znanego mi blisko Entreprenera, który nazywał się Clifford C. Clanin który rozwinął swój talent w wieku 65 lat, kiedy przeszedł na emeryturę. Uprzednio pracował przez wiele lat, jako prosty robotnik w miejscowej cegielni. Urodził się bardzo biednym i biednym umarł, gdyż wszystkie pieniądze, jakie zarabiał, zbierając puszki aluminiowe po Coca -Coli, przeznaczał na zakup kajetów i kredek biednym dzieciom, którym rodzice, często pijani albo narkomani, nie byli wstanie im kupić.
Cliff, bo tak go przezywano, resztę swego życia poświęcił tłumacząc takim dzieciom wagę wykształcenia (podstawowego), którego sam z powodu biedy nie otrzymał. Może nie wszyscy wiedzą, że są takie dzieci w naszym bogatym mieście, Columbus, Ohio?
Oczywiście w bogatych dzielnicach mamy dobre szkoły z klimatyzacją, ale dzieci z biednych domów często przychodzą do szkoły, nie dla nauki, tylko dlatego, że są głodne, a w szkole dostają darmowy obiad (lunch). W ich domach często nie ma jednej książki. Cliff Clanin umarł 10 lat temu w wieku 96 lat. Do dnia dzisiejszego na ścianie w mojej firmie, wiszą papierowe kwiaty i listy do zmarłego Cliff’a od dzieci z klasy 2B miejscowej szkoły podstawowej, którą co tydzień, Cliff odwiedzał i dzielił się z maluchami historią swego bogatego, choć ubogiego w pieniądze życia.
Zapytanie kuzyna z Polski
Kiedy kilka miesięcy temu, 14-letni kuzyn z Polski zapytał mnie znienacka, w czasie obiadu: „Wujku, co należy robić, aby zostać bogatym?”, chyba miał na myśli wskazówki jak stać się „Bogatym Entreprenerem”, za jakiego mnie uważał. Zaskoczony pytaniem odpowiedziałem: „Trzeba naprzód być głodnym”. Obawiam się, że ten młodzieniec nie zrozumiał, co miałem na myśli, jako że on nigdy nie był fizycznie głodny. Może miał na myśli, że „być głodnym”, to znaczy być „pazernym” na pieniądze? Tak samo zresztą myślał o moim sformułowaniu, znajomy amerykański bankier, który ofiarował mi pożyczkę, o którą nie prosiłem. On także nigdy nie był głodny, a jedynie był „pazerny” na dolary.
Mam wrażenie, że kuzyna rodzice zamierzają wysłać go na stadia do Ameryki na uniwersytetach Harvard, Stanford lub MIT. Czy będzie studiował naukę o „Entreneurshipie”, czerpiąc z głębokiej wiedzy profesorów, którzy widzieli Entreprenerów na szerokim, płaskim ekranie koreańskiego telewizora? Nie wiadomo?
Jan Czekajewski, 1 listopada, 2018
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!