Ajajajajajajaj! Co się narobiło! Sprawa oparła się aż o niezawisły sąd, który w trybie wyborczym nakazał panu premierowi Mateuszowi Morawieckiemu przeprosić Platformę Obywatelską za wygłoszenie opinii, jakoby za jej rządów nie budowano dróg, a w każdym razie – nie tyle, ile buduje się teraz, to znaczy – nie tyle może „buduje”, co ile się zbudować zapowiada.
Wprawdzie zapowiada się wybudować bardzo dużo, ale mimo to dygnitarze PO unieśli się gniewem, bo jakże „nie budowano”, kiedy przecież nie tylko budowano, ale mnóstwo ludzi się przy tym nakradło i założyło stare rodziny. Takie, dajmy na to, autostrady, były w Polsce budowane znacznie drożej, niż gdzie indziej, podobnie, jak śmigłowce „Carracal” były przez Polskę kupione po cenie dwukrotnie wyższej, niż kupowały je inne kraje. To znaczy – byłyby kupione, gdyby sławnego kontraktu stulecia nie anulował złowrogi minister Antoni Macierewicz, do którego stare kiejkuty powzięły w związku z tym śmiertelną urazę i już przy pierwszej „głębokiej rekonstrukcji rządu” stracił on stanowisko ministra obrony na rzecz podobno bardziej wyrozumiałego dla ludzkich słabości ministra Błaszczaka. „Stąd nauka jest dla żuka”, żeby nawet propagandę sukcesu uprawiać z wyczuciem.
Za komuny też wszyscy wychwalali osiągnięcia aktualnej ekipy, porównując je z zaniedbaniami ekip poprzednich – ale zawsze starali się porównywać do ekip bardzo oddalonych w czasie. Jeśli, dajmy na to, rządowa telewizja chwaliła Edwarda Gierka, że za jego rządów więcej obywateli ma telewizory, to porównywała to do czasów Bolesława Chrobrego, a w porywach gorliwości – do czasów sanacji, kiedy telewizora nie miał żaden obywatel. Żaden niezawisły sąd nie mógł niczego takiemu porównaniu zarzucić, a gdyby nawet zaczął dopatrywać się w nim jakiejś niestosowności, to partia zaraz by takiemu niezawiślakowi przypomniała, skąd wyrastają mu nogi.
Pomóż nam!
I tak było bezpiecznie, bo kiedy na przykład taki pan redaktor Jerzy Wasilewski napisał, że za Gomułki było więcej śniegu, niż za Gierka, to nie tylko cenzura zdjęła mu tę publikację, ale w dodatku dostał obsztorcówę zarówno po linii partyjnej, jak i redakcyjnej. Toteż wprawdzie rzecznikująca rządowi pani Kopcińska poinformowała, że pan premier „nie musi przepraszać” Platformy Obywatelskiej, ale, że wyrok niezawisłego sądu „uszanujemy”.
To są jednak takie niewinne przekomarzania między Umiłowanymi Przywódcami z obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm i obozem zdrady i zaprzaństwa, bo naprawdę ważne sprawy rozgrywają się za granicami naszego nieszczęśliwego kraju.
Oto pan Grzegorz Schetyna pojechał po wskazówki do Naszej Złotej Pani do Berlina, podczas gdy lawirujący między starymi kiejkuty, a obozem płomiennych dzierżawców pan prezydent Andrzej Duda spotkał się z izraelskim premierem Beniaminem Netanjahu. Słowem – każdy ze swoim szefem, a okazją do spotkania z premierem Izraela była sesja Rady Bezpieczeństwa ONZ w Nowym Jorku, w której wziął udział również prezydent Donald Trump.
Obsypał on Polskę komplementami, które mają to do siebie, że nic nie kosztują – oczywiście strony amerykańskiej, bo strona polska ma zapłacić za to 2 mld dolarów rocznie. Chodzi oczywiście o „stałe bazy” amerykańskie w naszym nieszczęśliwym kraju, które urastają do rangi kamienia węgielnego polityki zagranicznej. Znaczy – znowu Polska pręży cudze muskuły, a nawet gorzej – bo o ile w 1939 roku wisiał nad nami miecz Damoklesa niemieckiej i sowieckiej okupacji, to teraz wisi nad nami groźba okupacji żydowskiej. Toteż prezydent Duda umizgał się w Nowym Jorku do premiera Netanjahu, oświadczając między innymi, że wspólna deklaracja polsko-izraelska z czerwca br. jest „kamieniem milowym” współpracy między Polską a Izraelem – oczywiście „strategicznej” - bo jakże by inaczej.
Warto przypomnieć, że ta deklaracja została sporządzona po spektakularnym wytarzaniu Polski na oczach całego świata w smole i pierzu za zuchwałą próbę wykorzystania narzędzia wprowadzonego na żądanie strony żydowskiej do ustawy o IPN z 1998 roku do ochrony dobrego imienia Polski. Cały „Izrael” to znaczy – światowe Żydostwo zawrzało gniewem na ten zamach na żydowski monopol na prawdę historyczną, a Polska z podkulonym ogonem musiała ten monopol uznać. Taka zatem jest postać tego „kamienia milowego”, na którym opierać się będzie to „strategiczne partnerstwo”. Z tego powodu okupacja żydowska może być jeszcze straszniejsza od niemieckiej i sowieckiej, bo nie będzie od niej żadnej ucieczki, ani żadnej nadziei na jej zakończenie.
Skoro Nasz Najważniejszy Sojusznik uchwalając ustawę nr 447 JUST przyjął na siebie obowiązek dopilnowania, by żydowskie roszczenia majątkowe zostały przez Polskę wykonane, to zostaną zrealizowane – a w związku z tym pan prezydent Duda zaproponował zainstalowanie tutaj „Fortu Trump”, bo jużci – ktoś przecież musi pilnować mniej wartościowego narodu tubylczego, żeby się antysemicko nie bisurmanił, przynajmniej na początku, bo po stu latach wszyscy się przyzwyczają, że „antysemityzm” jest nie tylko „myślozbrodnią”, ale i grzechem – o co zadbają już kadry ukształtowane przez Jego Ekscelencję abpa Grzegorza Rysia – tego samego, który oświadczył, że „żadna religia nie ma monopolu na prawdę”.
Co zatem „przepowiada” Jego Ekscelencja? Tajemnica to wielka i dobrze – bo i po co ludziom wiedzieć takie rzeczy? Jak zauważył Józef Stalin, „kadry decydują o wszystkim”, więc jak tak dalej pójdzie, to znaczy – jak różne drapichrysty będą tresować tak zwane „masy” w rozmaitych „dniach judaszyzmu”, to po stu latach wszelka myśl o odzyskaniu wolności może umrzeć na uwiąd starczy.
Jak mawiał Stefan Kisielewski, ktoś, kto nie zna smaku mięsa, nie tęskni za nim, delektując się strawą, jaką nasi okupanci przygotują dla swojej trzody. Zatem okupantowi podporządkują się duchowo i partyjni i bezpartyjni, wierzący i niewierzący – chociaż oczywiście każdy motywowany po swojemu – bo w demokracji, jak to w demokracji – trzeba będzie czymś się „pięknie różnić”, więc zawsze będziemy mogli się spierać, czy za Tuska było więcej śniegu, niż za pani Beaty Szydło, czy premiera Morawieckiego, słowem - „takie widzieć świata koło, jakie tępymi zakreślim oczy”.
Zresztą po cóż podnosić wzrok ku górze, skoro „Gazeta Wyborcza” poświęca coraz więcej miejsca studiom nad „pupą”? Oczywiście damską i przeciwstawia „ściągnięte, schowane i sztywne tyłki” tubylczych, mniej wartościowych pod tym względem kobiet, „pupom” na Jamajce, które „żyją własnym życiem”, gdy właścicielka idzie. Cóż, najwyraźniej i pan redaktor Michnik się starzeje i w poczuciu nieuchronnego i zbliżającego się finiszu, koncentruje się na istocie rzeczy, pomijając wszelkie akcydentalia.
Ale to tylko taki przerywnik, bo już wkrótce przyjdzie czas na rzeczy poważne – jak tylko Europejski Trybunał Sprawiedliwości odpowie na „pytania prejudycjalne” warszawskich sędziów Sądu Ostatecznego, co to sypiają z konstytucjami i aż strach pomyśleć, jakie z tej sodomii może wylęgnąć się potomstwo?
Stanisław Michalkiewicz
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!