Czy długie życie i doświadczenie daje mi prawo do oceniania tego, co było i jest? Przyjmuję, że tak. Do życia każdego z nas Opatrzność przykłada inną miarę.
Piszę ten tekst ostatniego dnia sierpnia roku pańskiego 2018. Jutro Wrzesień. Ile to już lat od tamtego pamiętnego września, gdy spadły bomby na Wieluń, a Westerplatte zostało ostrzelane przez Schleswig-Holstein? Dużo lat, ale ja ten ostatni przedwojenny wrzesień dobrze pamiętam. I drogę z Warszawy do majątku dziadków pod Krakowem, gdzie „wsi spokojna, wsi wesoła była”, a obecnie stoi Nowa Huta. Lat temu wiele, świadków tamtych czasów zaś coraz to mniej.
Czy długie życie i doświadczenie daje mi prawo do oceniania tego, co było i jest? Przyjmuję, że tak. Do życia każdego z nas Opatrzność przykłada inną miarę. Pożegnałem już tych członków rodziny, przyjaciół i znajomych, nie tylko starszych, ale i młodszych ode mnie. Na razie nie wybieram się w ich ślady. Zebrałem już sporo doświadczeń życiowych, a doświadczenie wszak mnie uczy, że zawsze umierają inni ! Ile mam jeszcze czasu? Que sera? Mówi się, iż czas to pieniądz. Jeśli tak, to mam go chyba więcej niż waluty. Ale głodny nie chodzę i mogę sobie spokojnie obserwować co się dzieje, jak zaznaczyłem od dość długiego czasu. I oceniając, interpretując zaszłości. Na polskie sprawy nie jestem obojętny. No bo jak?
Tu zaznaczę, iż zawsze byłem i jestem optymistą i proszę mi wierzyć, że to bardzo uprzyjemnia życie. Ten mój optymizm wynika stąd, że wydarzenia nie tylko polityczne, które obserwuję idą prawie bez wyjątku od gorszych do coraz lepszy.
A oto etapy zapamiętane.
W końcu sierpnia 1939 cieszyłem się jazdą ojcowskim fiatem simca z Warszawy do Krakowa. Włączałem, na przykład, wycieraczki szyb chociaż pogoda była piękna. Ot frajda! Wojna, paradoksalnie, bowiem uczyniła moje życie ciekawszym. Zamiast bycia jedynakiem (siostra była niemowlakiem) w warszawskim mieszkaniu, znalazłem się wśród licznej rodziny, między innymi wśród kuzynów/kuzynek towarzyszy zabaw i w domu i na zewnątrz. W stolicy zaś opuszczenie mieszkania na 3. piętrze to była cała ceremonia. Wychodziło się do pobliskiego Ogrodu Sejmowego, gdzie czasem bawiłem się z (ho, ho) synem ambasadora Szwecji. Co ważne, ja miałem hulajnogę, a on nie! Na wsi (byłem of course coraz starszy) latem, drzwi się nigdy nie zamykały. Park, i „majdan”, ale nie ten ukraiński, tylko gospodarczy otoczony wozownią, stajnią, chlewnią, mleczarnią i gorzelnią. Poza tą ostatnią wszędzie można było zaglądać. Załatwili mi Niemcy ciekawsze życie? Załatwili! Okupacja na początku była raczej małą abstrakcją. W miarę dorastania moje horyzonty oczywiście się rozszerzały.
Przy stole siedziało 20 – 30 osób, z których każda miała coś do powiedzenia i to, i młodszych i starszych. Oczywiście, o wojnie. To był popularny temat. Pierwsze było już w 1941 r. radosne dla nas zatrzymanie ofensywy niemieckiej na szosie Wołokołamskiej na przedmieściach Moskwy.
Lubię i mam pamięć do rymowanek. A wtedy była taka:
- „Czemu ty Hitlerze wciąż pod Moskwą stoisz? Czy cię słońce piecze, czy się Ruska boisz? Słońce mnie nie piecze, Ruska się nie boję, dupa mi przymarzła więc pod Moskwą stoję!”
Zmiana pozytywna? Oczywiście. Potem Afryka, niemieckie AK - żartowano (Afrika Korps) no i Stalingrad. Potem wiele dobrych wiadomości z Ost Frontu. Starsi po kryjomu słuchali radia londyńskiego i niemieckiego. To było Surowo zakazane. Można było za to trafić na wczasy niedaleko do niemieckiego, nazistowskiego obozu w Auschwitz. Takie to były zabawy i gry w one lata na tej wsi podkrakowskiej, kiedy reszta świata we łzach i krwi tonęła... W końcu zimą 1945 przyszło „wyzwolenie”. Z majątku też. Ale nie narzekałem. Doroślałem. Przeprowadzka do Krakowa, nowa szkoła, nowi, już nie wiejscy, koledzy. Pod Sukiennicami kupowało się cynowe orzełki polskie, które dumnie przypinaliśmy sobie do czapek.
To znowu zmiana na lepsze, bo i na ciekawsze. No i „niepodległość”. Mikołajczyk, a Anders już siodła białego konia, na którym wkrótce tryumfalnie do Polski przyjedzie.
O wstydzie! Przyznam, że czasy stalinowskie też nie były dla mnie czymś tragicznym. Takim jawią się raczej teraz w książkach i filmach. Chodziłem do szkoły, gdzie śpiewaliśmy: My ZMP, my ZMP – reakcji nie boimy się! Będąc uczniem musiałem automatycznie należeć, o zgodę nikt nie pytał, w 100% nakładaliśmy czerwone krawaty. Że reżim? Na pewno, ale z mojego pokolenia wszak demokracji nikt nie znał. Życie oficjalne PRL i kpiny z władz - żarty że hej! W dniu 5 marca 1953 r. zmarł (albo został zamordowany) Stalin. W dniu zaś też 5 marca, ale w roku 1940, podpisał decyzję o likwidacji polskich oficerów w Katyniu. Był oddanym sojusznikiem Hitlera. W 1953 r. budowano wciąż w Warszawie dar Związku Zdradzieckiego – Pałac Kultury. Na wiadomość, że odszedł Chorąży Pokoju, Nadzieja Ludzkości (jak tu teraz żyć towarzysze, jak żyć?) dwóch Rosjan, robotników, rzuciło się z najwyższego piętra PKiN; jeden po wódkę, drugi po zakąskę! Gmaszysko było na owe czasy wielkie i górowało nad stolicą. Droższe były mieszkania, z których nie było widać Pałacu Kultury! Spełniał on też pewną pozytywną rolę. Teatry, kina, sala widowiskowa, taras widokowy, niczym na CN Tower. Kółka zainteresowań. Na jedno - aktorskie chodziła Irena Kirszenstein, a na inne – sportowe - Daniel Olbrychski. Nie, nie pomyliłem się. Takie nasze przyszłe sławy miały w młodości zainteresowania.
I znów przyszła zmiana na lepsze! Wszak nie? Wszak tak! Gomułka (odchylenie nacjonalistyczne, od kulki uratował się) i w październiku 1956 roku został się za „zbawcę narodu”; skrytykował nadmierną gospodarczą zależność od Moskwy (o politycznej taktownie nie wspomniał), wydalił rosyjskich doradców wojskowych, rozwiązał kołchozy i publicznie zapowiedział, że takiej wymiany handlowej dalej nie będzie! (Oni od nas biorą węgiel – a my im za to dajemy zboże!) Optymistyczniej było, choć zgrzebnie. No, ale taki jest socjalizm. To znaczy zgrzebny.
Tu wspomnę coś politycznie niepoprawnego! Chamy we władzach partyjnych i rządowych miały dosyć panoszenia się Żydów. Rosja odwracała się powoli od Izraela w stronę Arabów, a my, jak za panią matką – to znaczy nie my, ale „dyktatura ciemniaków” (Kisielewski) – zorganizowała marzec 1968. „Syjoniści do Syjamu” (były takie hasła na transparentach!) Biedny Adaś Michnik chciał tylko – i dalej chce – socjalizmu z ludzką twarzą, a został relegowany z uniwersytetu i musiał pożegnać się z bratem, który czmychnął do Szwecji, bojąc się odpowiedzialności za swoje niecne postępki w czasach stalinowskich. I nie tylko on. Cóż, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą! Tych semicko – stalinowskich wiórów Polska się na szczęście pozbyła. Może mniej winnych też. Wyjeżdżali ci, co chcieli (!) i spoko – spadali na 4 łapy. Oni to teraz liberał w liberała i interes się kręci. Wtedy wiosną Icek pytał Srula – co robimy? Podobno otwierają dla Żydów granicę na Zachód. Do kapitalizmu i dobrobytu! Se git towarzyszu. Ja wchodzę na drzewo. Dlaczego? Nie chcę, żeby mnie zadeptali! Chwała ci za to Gomułko - pierdółko.
Ale przyszła nowa – znów oczywiste – coraz lepsza zmiana! Gierek w jasnym garniturku, pożyczki z Zachodu, gospodarskie wizyty w PGR-ach i innych zakładach socjalistycznych. Pierwszy po wojnie przywódca, który nie mówił po rosyjsku! Apelował do narodu i miał na początku „dobrą prasę”. To znaczy sporą popularność. Nudziarz, towarzysz Wiesław, pieprzył dwie godziny na stojąco, a Gierek już na początku wołał: „Pomożecie?”
Ale budował nieborak na socjalizmie, czyli na piasku. To nigdzie na świecie nie zdawało – nie zdaje i zdać nie może - egzaminu. Ktoś powie – Chiny! Ale czy tam poza machaniem czerwonymi szmatami jest socjalizm, komunizm?
W czasie gospodarskich wizyt Gierek kiedyś zobaczył, że w opłotkach chłop babę bije. Kolumna się zatrzymała, towarzysz Edward pouczył, że choć – jak chłop baby nie bije, to jej wątroba gnije – to temu małorolnemu jednak mówi, że tak w socjalizmie nie można sobie publicznie poczynać! - Chłop odpowiada: To niech nie mówi, że za Sanacji było lepiej! Ktoś z odjeżdżającej kolumny cicho chłopa zapytał niedowierzając – to prawda? - A co? Miałem powiedzieć, że zgubiła kartki na cukier?
Odrębne światy – obywateli i nomenklatury.
Kiedy zaczęły się kartki, opuściłem Polskę udając się na zarobkowe saksy w Kanadzie. Miało być na 3 miesiące. Znowu na lepsze. W 2 dni na budowie, czy jako kierowca, zarobiłem tyle, ile przez miesiąc w kraju. Miałem wracać, ale generał Jaruzel przestraszył się o własną czerwoną d... i wprowadził w 1981 r. stan wojenny. A mogło już 8 lat wcześniej dojść do przemian gospodarczych. Te lata Polska straciła.
W III Rzeczpospolitej zrobiono tego zdrajcę prezydentem. Kiedy Mazowiecki odbywał oficjalną, pierwszą wizytę w Londynie odmówił spotkania się z prezydentem Kaczorowskim! - Moim prezydentem jest Jaruzelski - odparł. To ci Magdalenkowiec, chodź PAX-katolik! A kiedy już prezydentem był Lech Kaczyński to trzepnisty Olbrychski powiedział, że Jaruzelskiemu zawsze się ukłoni, ale (wówczas) prezydentowi Kaczyńskiemu nigdy ręki nie poda! Czym mu tenże zawinił – dalibóg nie wiem!? A Jaruzelski już przecież w Armii Berlinga i „wyzwalanej” Polsce dalej zwalczał – i to nie łagodną perswazją - tych bohaterów, którzy poświęcali życie w walce o wolną, niepodległą Polskę.
Cóż, Olbrychski jest obecnie zadeklarowanym opozycjonistą. To świadczy co to za - pod względem ideologicznym – towarzystwo. Zawsze podkreślam, iż widać czarno na białym co to za zbieranina. cynicy, post-peerelowcy, dawni TW – kapusie, ci co w Magdalence się dogadali z sitwą Jaruzelskiego i Kiszczaka, odsunięci w 2015 r. (vox populi) nareszcie od władzy, zawodowi rozrabiacze, kochający inaczej, feministki oraz morze – no może nie morze, ale zamulony staw, pożytecznych idiotów z zamulonymi naiwnymi sloganami mózgami. A przewodzi totalnej opozycji pełen charyzmy Grzesio z mojego (o wstydzie) Wrocławia. Lemingi – przyznajcie, iż proponuje Polsce porywający program! – Kiedy wkrótce dojdzie do władzy (!) – Oto i on. Schetyna w wywiadzie dla CrowdMedia tokuje: w referendum odsunie prezydenta Dudę. Klituś - bajduś, bo jakkolwiek Platforma regularnie pokazuje, że z szanowaniem demokracji ma problemy, to jednak jej lider dość długo jest w polityce i powinien chyba jednak - olaboga - wiedzieć, iż w polskim systemie takiej opcji nie ma. Wprowadzi też procedurę impeachmentu zmieniając konstytucję (co wtedy z tymi malowniczymi koszulkami między innymi na pomnikach?) Na to jego ugrupowanie ma taką szansę jak, na przykład siostry Godlewskie, na wygranie MTV – Video Music Award - ale dalej nuci na tę samą od 3 lat melodię o dePiSyzacji, Trybunale Stanu, totalu i sądach. PO staje się coraz bardziej ugrupowaniem obciachowym, nie nadążającym za polityczną rzeczywistością. Przecież opozycja ma łatwiej od PiSu. Siedzi z boku nic nie robi i za nic nie odpowiada, a rządzący muszą podejmować stale decyzje, za których realizację i efekty odpowiadają. Nie myli się wszak tylko ten, co nic nie robi. Ale nawet i to kolejna buńczuczna krytyka im się nie sprawdza i cichnie. Na koniec żart: dlaczego Tusk w Brukseli tak wcześnie rano wstaje? Bo chce mieć więcej czasu, żeby nic nie robić!
Toronto 1 września 2018 Ostojan
PS „Biedna”, ale wciąż aktualna konstytucja (z innej nieco politycznie epoki) powstała za (nie) rządów SLD, partii, „która wiedziała, jak zaczynać”.
Bolek też zaczął już nieźle mataczyć, popierał to prawą, to lewą nogę, sam niechcący ustawiając się między nogami! Zbliżały się wybory prezydenckie, które „na mur” miał wygrać znowu Wałęsa. SLD kombinowało, jak ułożyć konstytucję, żeby można było ją dowolnie interpretować. Zresztą samo tak też wychodziło, bo nie prawnicze orły układały przepisy i wzajemnie niespójne paragrafy. Można wybrać te, które akurat pasują. Na dwoje babka wróżyła, tędy lub owędy, ale przecież zgodnie z zapisem.
Oto tu jest jasno powiedziane, a no patrzcie!
Niestety przykładów niekonsekwencji w polskim prawie można mnożyć. Kto prawnie dowodzi, że coś jest czarne ma oparcie na takiej a takiej stronie, ale rację ma ten, który otworzy inną stronę, też przecież to jest białe, co nie? Sędzia SN przechodzi na emeryturę w wieku 65 lat. Jasny (i słuszny) przepis. O żadnej wyjątkach nie stanowi, poza prawem prezydenta do przedłużenia tego wieku. OK! Ale przewodniczący SN wybierany jest na 6 lat. Gersdorf (ta ze świeczką) skończyła 65 lat, ale ma jeszcze 2 lata do ukończenia kadencji. Ma pozostać! - krzyczy opozycja, bo sędzina jest POówką. Mają rację? Gdyby była PiSówką to ku równemu oburzeniu totalniaków, by jeszcze na te 2 lata została. Paragrafem – do wyboru do koloru – politycznie walić po głowie przeciwników przecież racja jest nasza!
Tak to nomenklatury SLD/PSL przeciw Wałęsie, co „nie chce, ale musi” poplątały i naród im podziękował (na szczęście).
Teraz rząd, który ma lepszych prawników żadnych przepisów między innymi konstytucji nie łamie! Tylko te przepisy „interpretuje”. Profesorowie z obu stron się pienią! Bezprawie! Wtedy zaś dawno temu nieoczekiwanie Kwaśniewski pokonał Wałęsę! Podawanie nogi nie pomogło. Siurpryza! SLD miało i rząd i prezydenta (szorstka miłość). Opozycja krzyczy: Konstytucja! A PiS powinien wtórować – tak, Konstytucja!! Zgodnie z prawem!!
Jan Ostoja
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!