Zło, nawet jeśli niematerialne, zawsze zostawia materialne ślady. Na papierze, dajmy na to. Dla odmiany, szczęście przemija bezpowrotnie wraz z chwilą, która je przyniosła.
Pewnie niejednego zdziwi, że konkluduję powyższe, a czynię to, bowiem kilka obszarów współczesności drażni mnie ponadprzeciętnie. Przynajmniej ostatnio. W każdym razie najbardziej ostatnio, boć ostatnio to rzeczywiście drażni mnie wszystko. Najbardziej działania pana prezydenta naszego, Dudy. Czy tam pana naszego, prezydenta.
PEDOLOGIA I PEDOFILIA
Ponadprzeciętnie drażni mnie zwłaszcza ta część współczesności – tu dodam nie od rzeczy, że systematyka współczesności to temat iście arcyciekawy, ale to wyjaśnię przy innej okazji, tak? – zwłaszcza ta część współczesności drażni mnie ponadprzeciętnie, która ostatnio puchnie odrażająco, a w której zanurzeni ludzie człowiekowaci nie odróżniają pedologii od pedofilii.
Proszę? Że to za trudne? No to potrzeby od konieczności nie odróżniają, dajmy na to. Czy tam tolerancji od akceptacji. Czy tam vice versace. I tak dalej, i tak dalej. Generalizując: jeśli nie wiesz, jak jest naprawdę, albo jeśli coś naprawdę wygląda inaczej niż wydaje ci się, że wygląda, ty zaś, mimo wszystko, próbujesz temu czemuś zaradzić – niech brak efektów cię nie dziwi. Trzeba bowiem wiedzieć jak jest, z tym czymś, żeby spróbować z tym czymś dać sobie radę. Trzeba wiedzieć, jak jest naprawdę – dopiero potem dłoń można przykładać do zmian, aby z tego, co jest, uczynić to, co być powinno.
PRZEDSIĘWZIĘCIE SZEMRANE
Ja wiem oczywiście, że każda noc zaczyna się od wieczora, a każdy dzień kończy się półmrokiem. To prawda. Niemniej człowiek nie może dokonywać wyborów o charakterze życiowym, jeśli pogrążyć go w szarościach, w oparciu o same szarości. Innymi słowami: nie da się funkcjonować właściwie bez apriorycznego oddzielania światła od ciemności. Problem w tym, że najpierw trzeba wiedzieć, co jest czym. Najkrócej: co jest dobrem, a co złem. Co prawdą, a co kłamstwem. Wreszcie, co dobrą wolą, a co szemranym przedsięwzięciem, podejmowanym w zamiarze oszustwa na wielką skalę.
Konieczność dokonywania wyborów tego rodzaju nie musi od razu oznaczać popadnięcia w stupor decyzyjny. Mówię przez to, że radzimy sobie, niemniej kto radzić sobie próbuje, ten wie: lekko nie jest. I nie dziwota. Trudno cały dzień brodzić w bagnie, a wieczorem kłaść się do łóżka czystym lilijnie. Jak, dajmy na to, noworodek. Czy tam niemowlę po kąpieli. Zresztą kąpiel nie ma tu nic do rzeczy. Brudnej duszy i pumeksem nie wyczyścisz.
WITKI BRZOZOWE
A propos tego, jak jest: oto unijny komisarz, uwaga, uwaga: „do spraw budżetu i zasobów ludzkich”, niejaki Guenther Oettinger, głosi, że wypłaty z kolejnego budżetu UE zależne będę od „przestrzegania praworządności” przez państwa członkowskie Unii. W kontekście Polski, zdaniem Oettingera: „Istnienie niezależnego od rządu sądownictwa powinno stać się warunkiem koniecznym wypłat z unijnego budżetu w następnym okresie finansowym w latach 2021 – 2027”. To podobno bardzo dobra wiadomość dla Polski, albowiem jeszcze niedawno Komisja Europejska zamierzała warunkować wypłatę środków budżetowych od przestrzegania „wszystkich wartości unijnych”, nie tylko praworządności. Tak więc nie ma to, tamto: dobry, nadzwyczajnie dobry pan, cała ta Komisja.
Wniosek z tego fragmentu rzeczywistości: jeśli tylko któreś państwo pozwoli wejść sobie na głowę, nie ma dla niego ratunku. Niemcy i Francja łamały unijne prawo dziesiątki razy, zwłaszcza w obszarze budżetu – choćby przekraczając dopuszczalny deficyt – i co? I nico. Teraz zaś Oettinger chwyta za witki brzozowe, wołając, byśmy majtasy ściągali. Sami sobie ściągajcie, towarzyszu komisarzu. I bacz, co mówicie, grożąc. Skoro bracia Węgrzy poradzili sobie z Sorosem, to Polacy mogą poradzić sobie z Komisją. Co wtedy i dokąd będziecie wiać?
***
Cezary Kaźmierczak opisuje zaobserwowany na ulicach Warszawy wypadek samochodowy. Czy raczej pospolitą stłuczkę, bo na szczęście obyło się bez ofiar. Kaźmierczak: „No metropolia jednak. Na rogu Świętokrzyskiej i Kubusia Puchatka zderzył się Wietnamczyk z Hindusem”.
Boże mój. Rzeczywiście, metropolia. Dajmy na to w takich Maciążkach Górnych to nadal niemożliwe, takie zderzenie. I chwała Bogu.
Krzysztof Ligęza
Kontakt z autorem: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!