Hahaha - roześmiała mi się japa czytając informację, że Stany Zjednoczone zawieszają przed koreańskim Kimem marchewkę w postaci propozycji "odbudowy jego kraju" za cenę denuklearyzacji. No pewnie! Jest to dla Stanów Zjednoczonych wielka szansa - bo gdyby rejon Korei Południowej powiększyć o Koreę Północną obejmując wpływami gospodarczymi amerykańskich korporacji oraz dolaryzacją wymiany handlowej... Oczy się śmieją do takiego projektu.
Tylko jest jeden mankament - bo nie po to towarzysze chińscy trudzili się, grając nuklearną Koreą na amerykańskim nosie, żeby teraz oddawać teren. To raczej Korea Południowa może się dostać w obręb wpływów - nie tyle Korei Północnej ponieważ to państwo istnieje tylko na chińskim papierze - lecz w obręb wpływów chińskich w regionie. Korea Południowa może zacząć grać na dwie strony i tę amerykańską i tę chińską, żeby w rezultacie przejść na chińską no bo dlaczego nie? Tyle rzeczy wspólnych mają ze sobą...
Chińczycy nie są w ciemię bici i zdają sobie sprawy z amerykańskich zabiegów. Gotowi są wycyckać Amerykanów w ramach północnokoreańskiej modernizacji Amerykanie będą mogli odbudowywać Koreę Północną, ale na chińskich zasadach. Zresztą jak to kiedyś ładnie ujął pewien kongresmen mówiąc o ewentualnej amerykańskiej pomocy dla wojny Tajwanu z ChRL, "po to byśmy mogli sobie na to pozwolić musielibyśmy sprzedać Pekinowi kolejną transzę naszych obligacji". Z pomocą dla Korei Północnej jest tak samo...
Dlatego sarkastyczny uśmiech błądzi mi po twarzy i czapkuję przed chińskimi towarzyszami. Super zagranie - dać Kimowi bombę i pociski, a następnie pchnąć do negocjacji z USA i w rezultacie wciągnąć południe w swoją orbitę. Pokerowe zagranie.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!