Cały problem polega na tym, że Amerykanie w momencie tego zenitu swojej potęgi zaczęli prowadzić wojnę z terrorem, który nie jest istotny dla dominacji w systemie międzynarodowym. Kwestie terroryzmu, gdzieś na peryferiach, nie są istotne dla dominacji. Amerykanie poświęcili temu za dużo energii, czasu, i o ile państwo amerykańskie było stać na te wojny, to przede wszystkim atencja strategiczna, która została zabrana, spowodowała przespanie momentu wzrostu Chin. Dżin wyszedł z butelki.
Kto bliżej się przyjrzy tej mapie, to będzie mógł dostrzec pewne prawidłowości.
Kiedyś wspominałem o możliwości wojny handlowej chińsko-amerykańskiej. Gdy kiedyś się zaczęło mówić o tym, trzy – cztery lata temu, była to pełna abstrakcja.
Przecież przeżywaliśmy erę globalizacji i wymiany towarowej, w nauce znaną jako drugą erę globalizacji, bo pierwsza była od XIX w., gdy Wielka Brytania ustanowiła i była zainteresowana w tym, żeby globalny handel się rozwijał w sposób nieograniczony, było to wówczas z korzyścią dla imperium morskiego brytyjskiego. Mieliśmy później, w XX w., po zimnej wojnie, okres drugiej ery globalizacji, z tym wszystkim, co nam się tak dobrze kojarzy, właśnie z chińskimi podróbkami, z chińską produkcją; z tym że towary kiedyś były produkowane przez rzemieślników w Europie, raptem zakłady rzemieślnicze zniknęły i z dalekich miejsc produkcji, do świata zachodniego, w tym do nas, były sprowadzane te towary.
No i ten świat się właśnie kończy, jako że najwyraźniej – gdy mówię te słowa, to od kilku dni mamy decyzją prezydenta Trumpa wprowadzony reżim taryfowy, który rozpoczyna – zobaczymy, jak to się dalej potoczy – ale rozpoczyna, moim zdaniem, łamanie wolnej wymiany towarowej na świecie. Wyraźnie zapadają decyzje mające na celu rewizję globalnego ładu, globalnego systemu wymiany gospodarczej, bo Amerykanie uznali, że pomimo tego, że są architektem tego ładu, pomimo tego że korzystali znacząco na tym ładzie przez kilkadziesiąt lat, od jakiegoś czasu zaczęli na nim tracić. Przede wszystkim do Chin, też do Niemiec, ale przede wszystkim do Chin, i jest to nie do utrzymania na dłuższą metę.
Oczywiście z tą decyzją będą związane tarcia. I ta decyzja bezpośrednio dotyczy Polski, więc nie bez kozery o tym mówię.
Postaram się to wyjaśnić od samego szczytu, dlatego że to są historyczne chwile, dlatego że wprowadzenie początkowych taryf, później rozszerzenie tego o kwestie własności intelektualnej, jakiś rewanż ze strony Chin, powodują również napięcie w stosunkach z Europą, o czym też słyszymy w środkach masowego przekazu.
Za chwilę może się pojawić próba koalicyjna państw europejskich z Chinami, w szczególności Niemiec, mająca na celu obronę globalnej wymiany towarowej, który to ład służy głównym eksporterom, czyli Chinom i Niemcom, a nie służy Stanom Zjednoczonym.
Wczoraj bodajże rano też mieliśmy przełomowy moment w historii gospodarczej świata, dlatego że po raz pierwszy powstało wyzwanie dla petrodolara. Otóż na giełdzie w Szanghaju zaczęto rozliczać tzw. futures, kontrakty przyszłe od września 2018, w juanach. I spotkało się to z żywą reakcją rynku, to znaczy rynek kupował te kontrakty.
Mamy więc do czynienia z kilkoma zjawiskami jednocześnie, coraz większą wielobiegunowością, próbą przeciwdziałania temu przez obecne kierownictwo Trumpa w Stanach Zjednoczonych.
Jednocześnie zbiegło się to, w mojej ocenie, z bardzo niepokojącą sytuacją. Otóż dymisję otrzymał Tillerson i McMaster, dwóch dosyć istotnych ludzi w Waszyngtonie, sekretarz stanu i doradca do spraw bezpieczeństwa w Białym Domu.
Przychodzi nowa ekipa, o której się mówi – zobaczymy, jak to będzie – że jest bardziej jastrzębia. No i mamy do czynienia z bardzo niepokojącą sytuacją. Mackinder opisywał to w swoich dziełach w sposób niesamowicie proroczy, gdy wspominał, że Wielka Brytania musiała zejść z drogi wolnej wymiany gospodarczej, bo groziło to jej unicestwieniem potęgi gospodarczej. Nie było innej drogi, dlatego że jej towary przestały być konkurencyjne na rynkach globalnych, traciły na rzecz Niemiec w szczególności.
I mamy do czynienia z bardzo podobną sytuacją, dlatego że Amerykanie, stworzywszy system – i trzeba im oddać – nie tylko była to genialna strategia, nie tylko kotwicząca interesy amerykańskie w Eurazji, nie tylko potwierdzająca status supermocarstwa jako głównego gwaranta bezpieczeństwa, jako głównego emitenta waluty, jako głównego supermocarstwa handlowego, jako głównego rozgrywającego w strukturze ładu, w instytucjach świata, w WTO, w Banku Światowym, Międzynarodowym Funduszu Walutowym; jednocześnie ta rola Stanów Zjednoczonych była tak istotna, że Amerykanie rzeczywiście jako hegemon stworzyli świat, gdzie nie było koalicji balansującej, zwłaszcza po 1991 roku. Co jest ewenementem w historii świata.
Okres rozpoczęty po upadku Związku Sowieckiego do roku 2008–2009 będzie wspominany jako złota era ludzkości, dlatego że naturalnym zjawiskiem jest to, że jeżeli ktoś ma tendencje do dominacji, to przeciwko niemu, po to żeby nie narzucał reguł gry wszystkim, i w życiu, i w biznesie, i w polityce międzynarodowej – tworzą się koalicje balansujące jego potęgę.
Po 91 roku, wbrew zapowiedziom wielu, ten świat jednak nie powstał jako koalicja balansująca po upadku Sowietów przeciwko Stanom Zjednoczonym, Amerykanie utwierdzili swoje zwycięstwo, wzmocnili jeszcze swoją obecność, swoje sojusze w Azji i w Europie, czyli w dwóch miejscach głównych w rimlandzie europejskim i azjatyckim, czyli w rimlandach eurazjatyckich, rozszerzyli jeszcze ten perymetr między innymi o Polskę, o państwa byłego Układu Warszawskiego, czyli o państwa zewnętrznego imperium sowieckiego, poszerzając strefę wolnego handlu, wpływu kapitałów, otworzyli sobie rynki na penetrację kapitałową, na wpływy polityczne itd.
To jest właśnie Balcerowicz, to jest otwarcie nasze, to są reformy, cała ta transformacja.
Za tym poszło NATO, za tym poszły instytucje świata morza. Nawet wówczas, w latach 90., uważano, że również Rosja zostanie absorbowana do tego systemu, stąd napięcie w czasach jelcynowskich – bo Rosja immanentnie nie chce siły geopolitycznej w Rosji samej w sobie. Nie chodzi o ludzi, tylko napięcie wewnętrzne, jakie się tam wytwarza, instynktownie nie chce przystąpić do tego świata.
Smuta jelcynowska była wynikiem tarć, oddziaływania tych sił. Ostatecznie wraz z dojście do władzy Putina rozpoczął się nawrót w kierunku geopolitycznego lądu i wypychanie wpływów amerykańskich na całym perymetrze rosyjskim, z punktem kulminacyjnym, czyli wojną gruzińską, wojną ukraińską, nawet teraz na Bliskim Wschodzie, w Syrii itd., i rywalizacji na całym pomoście bałtycko-czarnomorskim. Tej wojnie nowej generacji, tej wojnie o wpływy od Zatoki Ryskiej po Zatokę Odeską, gdzie my jesteśmy położeni, gdzie dawna Rzeczpospolita, nasz konstrukt geopolityczny jest usadowiony.
Amerykanie również liczyli, że Rosja zostanie absorbowana, ale za Putina odmówiła tego i korzystając ze zwyżek ropy naftowej, zaczęła się wzmacniać. Teraz oczywiście jest w kryzysie, ale się wzmocniła na tyle, że nie chce przystąpić na zasadzie perymetru świata morza, z dominacją Stanów Zjednoczonych.
Jednocześnie okazało się, że Amerykanie jednak obawy o to, które na przykład zgłaszał George Friedman, popularny w Polsce po 91 roku, że naturalna koalicja balansująca Stany Zjednoczone będzie oparta na naturalnych rewizjonistach wobec dominacji amerykańskiej, czyli Japonii i Niemczech, okazała się niesłuszna, chociaż byłoby to naturalne.
Otóż Amerykanie stworzyli i Niemcom, i Japończykom takie warunki rozwoju, zapewniając im dostęp do rynków poprzez otwieranie mórz i oceanów przez flotę amerykańską, że Niemcy i Japończycy uznali, że w ramach amerykańskiego prymatu ich gospodarka może się rozwijać w sposób optymalny.
Niemcy za to dostali oczywiście zjednoczenie, z czasem dostali za to rozszerzenie Unii Europejskiej, które bardzo wzmocniło państwo niemieckie. W tej chwili, po roku 2008/2009, mamy już trochę taki niepokój, dlatego że rzeczywiście mają nietożsame ze Stanami Zjednoczonymi interesy gospodarcze, bo są zainteresowane utrzymaniem starego systemu, za który – co tu dużo mówić – płacili Amerykanie, twierdząc, że oni opłacają szlak, flotę, marynarze amerykańscy strzegą wolności mórz. Amerykanie stworzyli ten system, w którym wy, chłopcy, zarabialiście.
Amerykanie w pewnym momencie zaczęli relatywnie tracić, nie tyle wobec Niemiec, tylko wobec Chin. Dlatego że najważniejszym game changerem, czyli zmienną, która zmieniła tę rachubę, było otwarcie Chin za Denga Xiaopinga, wielka podróż na południe, kolejne etapy, otwieranie wielkiej potęgi gospodarczej Chin, wzrost Chin, wreszcie przystąpienie na początku XXI wieku Chin do WTO, czyli całkowite otwarcie rynku amerykańskiego i generalnie włączenie w system globalizacji gospodarki chińskiej.
Jednocześnie Amerykanie zostali uśpieni swoją wszechogarniającą potęgą – przypomnijmy sobie, na początku XXI wieku Amerykanie nie mieli żadnego konkurenta, nie było żadnej koalicji balansującej, nie było żadnego jednego konkurenta, jak za czasów sowieckich, który by stawiał wyzwania czymkolwiek. W tamtym czasie Amerykanie mogli sobie robić z Kosowem, co chcieli, mogli sobie zrobić z Jugosławią, była wojna o sukcesję po Jugosławii, był pokój w Dayton, były wojska amerykańskie na Bałkanach, był Irak, były różne interwencje. Generalnie wydawało się, że Amerykanie zdominowali ten świat i narzucają reguły.
Dla państwa polskiego pokojowo, bo świat został poszerzony, my nie byliśmy na kursie kolizyjnym z amerykańskim imperium morskim, lubimy Amerykanów. Na dodatek lubimy wolny rynek, lubimy te wszystkie instytucje i nie musieliśmy niczemu stawiać czoła, w związku z tym ten okres był bardzo korzystny dla rozwoju państwa polskiego i jego gospodarki, przy wszystkich minusach, o których mówię: przewagi kapitałowej zachodniej, otwarcia bezwarunkowego na kapitał, w związku z tym zmiany struktury społecznej.
Oczywiście minusem wszystkich narodów na wschód od Łaby, ale to wynika jeszcze z zapóźnień kilkusetletnich, była demograficzna zapaść, w tym sensie, że ludzie wyjeżdżali na lepiej skapitalizowane rynki zachodnie, i to jest problem, z którym trzeba się będzie zmierzyć, ale to jest temat na oddzielny wykład.
Cały problem polega na tym, że Amerykanie w momencie tego zenitu swojej potęgi zaczęli prowadzić wojnę z terrorem, który nie jest istotny dla dominacji w systemie międzynarodowym. Kwestie terroryzmu, gdzieś na peryferiach, nie są istotne dla dominacji. Amerykanie poświęcili temu za dużo energii, czasu, i o ile państwo amerykańskie było stać na te wojny, to przede wszystkim atencja strategiczna, która została zabrana, spowodowała przespanie momentu wzrostu Chin. Dżin wyszedł z butelki.
Gdy w 2008–2009 roku Amerykanie sobie zaczęli zdawać sprawę z tego, że Chińczycy są bardzo mocni, to, po pierwsze, dalej jeszcze nie wierzyli, bo dalej wszędzie, we wszystkich instytucjach rządzili, nadal mają najsilniejsze wojsko, nadal gospodarka amerykańska była najsilniejsza i dolar oraz system sojuszy. Właściwie wydawało się, że wszystkie pozycje są dalej dobrze zajmowane.
Ale Chińczycy dalej rośli. Już słyszymy od wielu lat o tym, jak to chińska gospodarka ma upaść lada moment. Ja słyszę to już od dziesięciu lat, inni, starsi ode mnie, słyszą to jeszcze dłużej. Na razie nie upada i rozwija się bardzo dobrze.
Stąd był pivot na Pacyfik, to znaczy Obama ogłosił, że będzie zmiana kierunku myślenia, czyli tak jak za czasów II wojny światowej Roosevelt powiedział, że Europe first czy Germany first, najpierw Amerykanie mówią, mają Pacyfik i Europę, najpierw załatwimy Niemców, później Japończyków. To teraz, w związku z tym że Pacyfik jest ważniejszy od Europy, to Amerykanie chcą najpierw załatwić Pacyfik, dlatego że czują, że w Europie i tak jest nieźle, a Rosja jest słaba. To też ważna kwestia dla naszej perspektywy geostrategicznej, odrębny temat.
Chińczycy nie odpuścili po pivocie, dalej byli centrum globalnej wymiany gospodarczej, dalej gospodarka rosła w sposób przygniatający. Amerykanie dalej mieli zły bilans handlowy, no i zaczęli czuć, że niestety – to jest bardzo ważne, co zaraz powiem – w ramach tego systemu, który istnieje – myślę, że każdy z nas w życiu też przeżywał taki moment refleksji, że ten układ, który zawarł z kimś, służy komuś, a nie tobie; wydawało się, jak go zawieraliśmy, że był dobry, ale okoliczności się zmieniły po prostu, odpadły pewne bieguny, podstawy, tak to jest, bo się różnimy, ktoś jest wyższy, ktoś jest niższy, tak się w życiu układa – no i Amerykanie najpierw trochę nie wierzyli, później żądali, bo jesteśmy architektem, wy, Chińczycy, my wam stworzyliśmy takie warunki rozwoju, to słuchajcie nas.
Ale, niestety, w życiu nigdy tak nie jest, że są wdzięczności za coś. Już nie mówiąc, że jest coś takiego, co Mackinder nazywał going concern, czyli jak się jest szefem firmy, państwa, imperium, nie można sobie zmieniać tego kierunku ot tak, bo się ma miliony ludzi, którzy w pewnym modelu comiesięcznym żyją, funkcjonują, chodzą do fabryki, muszą coś produkować, żeby dalej mieć pieniądze w następnym miesiącu, są zamówienia itd.
Ta presja na przywódców jest tak ogromna, że nie jest łatwo zmienić kierunek rozwoju danej gałęzi przemysłu czy czegoś. To jest dramat, taki przywódca jest obalany często. Ten mechanizm jest bezwzględnie okrutny i silniejszy od decyzji ludzkich, zwłaszcza w krajach bardzo dużych ten mechanizm jest tak okrutny. Ten mechanizm, going concern – ja go przetłumaczyłem w swojej książce na rosnący niepokój – prowadzi do konfliktów. I ten mechanizm właśnie nastąpił teraz. W Trumpie, jakkolwiek nazwiemy, czy ten człowiek samodzielnie podejmuje decyzje, czy kierownictwo jakieś podejmuje, nastąpił niepokój, że ten system jest nie do utrzymania i trzeba go zerwać.
Chodzi o to, że zerwanie takie jest bardzo bolesne, dlatego że mamy przecież WTO, które sami stworzyliśmy, i teraz sami chcemy je zrywać. Mamy zasady wolnego handlu, które stworzyliśmy, bo nam służyły wtedy, a teraz nam nie służą, więc chcemy je zerwać. Tu chcemy narzucić rozwiązania Europie, tu chcemy odejść od zielonej energii, stąd mamy tę kwestię paryską, mamy kwestię węgla, mamy kwestie różnych rzeczy, które powodują łamanie tych uzgodnień, tego ładu. Mamy zmuszanie Niemców, mamy grożenie taryfami, wreszcie mamy taryfy.
Muszę powiedzieć, że jestem trochę przejęty tym, że to się rzeczywiście zaczyna dziać, i niepokoi mnie, co będzie dalej.
Co więcej, nie bardzo widzę, jak można wyjść z tej sytuacji. Gdy obserwowałem kampanię prezydencką w Stanach Zjednoczonych i pisząc książkę, byłem przekonany, że Amerykanie odpuszczą, że się jakoś dogadają z tym ładem światowym i z Chińczykami, bo nie da się już tego powstrzymać bez jakiejś ostrej kolizji. Nie wyobrażałem sobie mimo wszystko, że może dojść do takiej kolizji.
Jak Trump zostawał prezydentem i mówił, że trzeba te taryfy wprowadzić, myślałem sobie, że Amerykanie wybrali jednak ostrą konfrontację. Później oczywiście Trump się borykał z establishmentem, co nie jest proste, bo to nie jest tak, że prezydent o wszystkim decyduje, ale przepycha tę agendę, później Chińczycy mu zrobili tzw. sideshow, dystrakcję z Koreą Północną, podczas gdy od razu powinni się zająć kwestią bilansu handlowego z Chinami.
Teraz wygląda na to, że to się zaczynać dziać, czyli Amerykanie nie odpuszczają, do czego namawiają ich na pewno Niemcy, kto wie, kto jeszcze, ale nie odpuszczają.
Teraz kluczowe pytanie jest, czy naprawdę mają siłę, żeby to wygrać? Moim zdaniem, nikt na świecie nie jest w stanie odpowiedzieć na to pytanie, chociaż roi się wszędzie od tych, którzy są w stanie przewidzieć, kto bardziej lub mniej ucierpi.
Moim zdaniem, gdyby wybuchła prawdziwa wojna handlowa między Stanami Zjednoczonymi a Chinami, to nigdy jeszcze w historii świata nie mieliśmy do czynienia z takim wydarzeniem.
To są gigantyczne gospodarki. Jeden przykład. Amerykanie są wciąż bardzo wielką potęgą przemysłową, produkują więcej stali rocznie niż w 1945 roku, gdy kończyli produkcję na potrzeby wojenne i jeszcze produkowali na potrzeby sojuszników, w tym Sowietów nawet, nie mówiąc o tym, że produkowali wielokrotnie więcej niż Niemcy, Japończycy razem wzięci. Byli maszyną produkcyjną świata wolnego, świata Zachodu, a teraz produkują jeszcze więcej stali rocznie.
Ale Chińczycy mają taką skalę, że produkują w tej chwili kilkanaście razy więcej stali niż Amerykanie. To pokazuje skalę Państwa Środka. A aluminium, też objętego taryfami, produkują, z tego co pamiętam, 22, 23, a może 24 razy więcej niż Amerykanie. Mało tego, jeżeli wspomina się, że na Japończykach też zastosowano pewne rozwiązania celne w latach 80., Japończycy byli uzależnieni od Stanów Zjednoczonych w zakresie bezpieczeństwa, wojska amerykańskie stacjonowały w Japonii, Japonia była u bram Związku Sowieckiego i Chin, całkowicie zależna od USA.
Chiny nie są zależne od USA i nie są sojusznikiem USA, a amerykańskie wojska nie stacjonują w Chinach. Mało tego, Chiny są centrum wymiany gospodarczej światowej i wszyscy handlują z Chinami. Nie wiem, jak to mogłoby się potoczyć...
Co więcej, co sojusznicy europejscy na to powiedzą?
Na dodatek Chińczycy, jak wiemy, budują Nowy Jedwabny Szlak, który ma minąć wszystkie morskie punkty miękkie, jak Malakka i cieśniny Riukiu i inne, żeby Amerykanie nie mogli mieć lewara na interesach chińskich.
Innymi słowy, są same znaki zapytania. Wydaje mi się, że porównywanie tego do ceł, które Amerykanie nakładali na Rosję czy sankcje ekonomiczne na Rosję czy Iran, czy na Japonię nawet, to tamto to było przedstawienie, z całym szacunkiem, w Rawie Mazowieckiej, ale wojna handlowa z Chinami to będzie Teatr Wielki w Warszawie.
Jestem też bardzo ciekawy, jak w takiej sytuacji zareaguje Rosja. Nie wiem, szczerze mówiąc, co oznacza teraz ta solidarna akcja znaczącej części państw Zachodu wobec Rosji, wobec tej kwestii chemicznej, jakie to spowoduje napięcia w głowach przywódców na Kremlu i w szczególności Chin, ale na pewno jest to na rękę Chinom.
W tym kontekście pamiętałbym również o słowach Angeli Merkel, która już kilkakrotnie w kontekście Trumpa, jego wizyt w Europie, jego napominania o potrzebie większych wydatków, o składaniu się na obronę, jednocześnie jego wycofywaniu się z traktatu paryskiego, mówiła, cytat ogólny, niedosłowny z Merkel, że Europa powinna wziąć sprawy we własne ręce, że Amerykanie nie są już architektem bezpieczeństwa, że teraz nie chcą dalej wspierać wolnej wymiany gospodarczej światowej i Niemcy muszą coś z tym zrobić. Wystarczy przesłuchać polityków niemieckich w ostatnich dwóch latach, co mówią na temat Amerykanów i właśnie wymiany gospodarczej.
Jest to na pewno, z jednej strony, bardzo ciekawe, jak się Polska do tego ustawi. Dlaczego?
Są dwie podstawy polskiej geopolityki. U podstaw polskiego myślenia geopolitycznego jest, jak zachować życie na przestrzeni między Bałtykiem a Karpatami, jakąś niezależność oraz żeby ta przestrzeń należała i była obsługiwana przez polityków w Warszawie, a nie przez innych polityków, w Moskwie zwłaszcza czy w Berlinie.
Do tego, żeby to osiągnąć, cała polska myśl geopolityczna XIX wieku szuka siły. Gdybyśmy oczywiście byli imperium, jak w czasach I Rzeczpospolitej, to tej siły szukalibyśmy u siebie, w naszym obszarze rdzeniowym Wisły i Warty, jego produktywności, fiskalności, sił zbrojnych, które jest w stanie demografia wyprodukować, kierownictwo polityczne wykształcić, na tym opieralibyśmy swoje siły.
W sytuacji, gdy państwa polskiego nie było albo później było słabe, siłą rzeczy poszukujemy sił zewnętrznych. Szukaliśmy za czasów napoleońskich, ze skutkiem takim, jaki był, szukaliśmy później, w czasach I wojny światowej, szukaliśmy trochę w czasie międzywojnia, no i później nie szukaliśmy, bo byliśmy państwem satelickim, zewnętrznym imperium sowieckiego, no i oczywiście po 89, a w szczególności po 91 szukaliśmy w instytucjach Zachodu, w Unii, a zwłaszcza w NATO. I teraz mamy taki moment, że NATO jest, jakie jest, politycy polscy wyczuwają, że jest duża różnica zdań między politykami europejskimi, kontynentalnymi a Stanami Zjednoczonymi, trochę się łamie ten system globalny, no i znowu zaczynamy odwieczną grę.
Przechodzimy do drugiego pytania. Pierwszym było to, jak spowodować, żeby ta przestrzeń była rządzona z Warszawy w oparciu o jakąś siłę zewnętrzną, i poszukiwaliśmy Napoleona, zewnętrznego balansera, mocarstw zachodnich, które wygrały w I wojnie, Wielkiej Brytanii, później Stanów Zjednoczonych. A drugim pytaniem było to, jak spowodować, żeby Rosjanie tu nigdy nie wrócili, jak ich pokonać itd.? Dlatego musieliśmy mieć politykę wschodnią, czy to imperialną, za starych, dobrych czasów I Rzeczpospolitej, gdy mówiąc wprost i bez ogródek, mieliśmy swoje obszary buforowe między obszarem rdzeniowym imperialnym wokół Moskwy a obszarem wokół Warszawy i Krakowa, nad naszą słodką Wisłą, która jest kręgosłupem państwa polskiego i zawsze będzie. Chodziło o to, żeby mieć te obszary buforowe. W szczytowym okresie imperium lądowego I Rzeczpospolitej było osiem obszarów buforowych, które kolejno oddawaliśmy w kolejnych wojnach czy w wyniku innych wojen, począwszy od Inflant, Kurlandii, przez obszar Niemna i Litwy właściwej, bramę smoleńską, Zadnieprze, Przeddnieprze, czyli Wołyń, Podole i Kijowszczyznę, aż skończyło się, że Rosjanie byli na Bugu, a raczej bliżej, między Bugiem a Wisłą, czyli już w obszarze rdzeniowym Wisły i Warty.
Jak poszukiwać tej przestrzeni? Jak powiedziałem, w I Rzeczpospolitej polegało to na tym, że po prostu mieliśmy podporządkowane te przestrzenie aż do ziemi czernihowskiej, aż do bramy smoleńskiej, aż do rzeki Ogry, aż do Starodubow pod samą Moskwą, pod obszar rdzeniowy rosyjski, i to wtedy Rosjanie się bali naszej dominacji, bo mogliśmy ich szybko zakończyć.
Z czasem, w XVII w., w wyniku różnych rzeczy kolejno traciliśmy te obszary buforowe, ostatecznie w czasie rozbiorów. I od tej pory jest problem. W roku 1919 instynktownie nasi przywódcy, ale też byli wychowani jeszcze na myśleniu o przestrzeni międzymorza, o konstrukcji Rzeczpospolitej; dla wszystkich nich, również Dmowskiego, również Stronnictwa Narodowego, które pomimo tego, że miało tę swoją wizję korporacyjną, też w sposób naturalny czuło, że właściwymi granicami obronnymi przestrzeni jest obszar między Dźwiną, Dnieprem a obszarem rdzeniowym państwa polskiego, Karpatami i Bałtykiem.
W związku z tym w sposób naturalny, gdy się pojawiło coś takiego, co się nazywa w strategii pułapką Kindlebergera, czyli próżnia. Po pokoju brzeskim 18 roku, Niemcy przegrywając później na jesieni na zachodzie, zaczęli odpuszczać, powstała próżnia bezpieczeństwa, Rosja przegrała w 17 roku wojnę, bolszewicy jeszcze nie zajęli, był pokój w Brześciu i generalnie pojawiła się na całym pomoście bałtycko-czarnomorskim próżnia bezpieczeństwa. Nie możemy sobie tutaj czekać w Warszawie czy w Krakowie na to, co się tam będzie działo, dlatego że jest to pole bezpieczeństwa państwa polskiego. Jak przeciwnik jest już na Bugu, to już jest game over. I był, i dlatego PRL był game overem, bo generalnie Rosjanie już później byli na obszarze rdzeniowym.
W związku z tym instynktownie nasze wojska organizujące się szły na wschód, zajmując kolejne linie rzek, aż sięgnąwszy Dźwiny, Dyneburga bodajże w styczniu 1920 roku. A później wręcz zachęceni słabością Rosji oraz tym, że Niemcy się wycofywali i byli słabi, czyli nasi dwaj wrogowie zostali kompletnie pokonani, mogliśmy na nowo stworzyć przestrzeń dla państwowości i mieć przestrzeń buforową dla konsolidacji państwa polskiego. Piłsudski czy inni wymyślili koncepcję, generalnie kierownictwo wymyśliło to, żeby powstała Ukraina jako obszar buforowy, z odebraniem Sowietom żelaza Krzywego Rogu, Donbasu i być może nawet z przecięciem Powołża, aż po Kaukaz, w myśl takiego prometeizmu, narody Kaukazu też jak gdyby zdobyły niepodległość. Stąd była wyprawa kijowska. To się nie udało.
Obszar rdzeniowy ukraiński nie okazał się wystarczająco silny, żeby stać się obszarem rdzeniowym, więc mógł być tylko buforem, no i ostatecznie, po ciężkiej wojnie w 20 roku odepchnęliśmy na stare granice II rozbioru z lekką korektą na rzecz Polski takim półkrokiem, takim rozejmem, bo nie były to dobre granice obronne jak w I Rzeczpospolitej na Dnieprze, ani na bramie smoleńskiej. Ale generalnie mieliśmy jakąś politykę wobec Wschodu, koncepcja federacyjna upadła, ale mieliśmy trochę bufor, część z tych buforów została. Pakt niemiecko-sowiecki i tak to zlikwidował i generalnie wtedy państwo polskie nie jest w stanie istnieć.
Dlaczego o tym mówię?
Dlatego że jeżeli amerykański system prymatu światowego upada, a tak jak powiedziałem na początku, w systemie prymatu amerykańskiego nie ma koalicji balansujących, dlatego że Amerykanie mają taką przewagę wojskową, gospodarczą, walutową, że nie pozwalali nawet na to i nikomu się nie śniło, każdy funkcjonował w ramach tego prymatu z wyjątkiem Rosji, nawet Chiny funkcjonowały, udając trochę, że funkcjonują. Gdy teraz się zaczną wojny handlowe, to się zaczną pojawiać koalicje balansujące. W sposób oczywisty muszą się pojawić, bo będą realizowane sprzeczne interesy.
Pytanie, co będzie z nami? Co zrobią Niemcy? I dlatego to ma znaczenie, że Niemcy po zjednoczeniu, będąc w Unii Europejskiej, wzmocniły swoją pozycję w ramach Unii poprzez instytucje unijne i w momencie, gdy Brexit naprawdę zafunkcjonuje, będzie dosyć naturalne, i to będzie tzw. Mackinderowski going concern, że na kierownictwo w Berlinie będzie wywierana presja na ekspansję gospodarczą w kierunku łatwych rynków Mitteleuropy. W związku z tym Niemcy będą umacniały swoją dominację gospodarczą kontynentalną, bo ich gospodarka jest po prostu bezlitośnie skuteczna, a jednocześnie musi mieć rynki eksportowe. Tak było przed II wojną światową, również w relacjach z Rzeczpospolitą, i tak było przed I wojną światową.
Niemcy po prostu uzależniają swoje otoczenie od swojej niesamowicie wydajnej gospodarki. Zresztą robią to tak jak Chińczycy w Azji i na Pacyfiku.
Już w tej chwili, moim zdaniem, istnieje napięcie pomiędzy kierunkiem wyboru geostrategicznego dla państwa polskiego.
Czy opieramy się na systemie kontynentalnym, nazwijmy to unią na kontynencie, z gospodarką niemiecką w centrum, z jakąś rolą Francji i my w tym systemie, czy jednakowoż odnajdujemy w sobie siłę taką czy inną i nie budujemy tej koncepcji, lecz koncepcję Trójmorza, w oparciu o sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Moim zdaniem to jest główna oś sporu, polityczna. Dlatego że z kierunkiem geostrategicznym wiążą się linie zasobowe. To nie jest takie czcze, teoretyczne gadanie. Decyzja geostrategiczna dotyczy tego, gdzie identyfikujemy centrum zasobowe, które da nam siłę własnego państwa, pieniądze w związku z tym, rynki, rozwój gospodarczy i siłę wojskową, która umożliwi nam lepszy rozwój, czyli dobrego sojusznika itd.
Trzeba podjąć decyzję właściwą, optymalną dla własnego rozwoju. Czy w oparciu o Niemcy, imperium karolińskie, jakkolwiek to nazwiemy, ten konstrukt, który się powoli wyłania z kolejnych reform systemu unijnego, czy w oparciu o Stany Zjednoczone, o gaz skroplony, o port w Świnoujściu, o połączenie z morskim imperium USA, biznes z Ameryką, wojska amerykańskie, wspieranie przez Stany Zjednoczone naszego konstruktu, najlepiej jeszcze z Ukrainą, z Rumunią, z innymi państwami, które są zainteresowane sojuszem ze Stanami Zjednoczonymi.
Oczywiście, sojusz ze Stanami Zjednoczonymi ma dwa odcienie. Jeden to jest kwestia wojskowa. I on jest, wojska amerykańskie są, Amerykanie mają bezwzględnie najsilniejsze wojska w Eurazji.
Przy czym trzeba sobie powiedzieć, że siły wojska się nie liczy na zasadzie ogólnej i statystyk, tylko efektywnej siły zlokalizowanej na danym teatrze. I tu na pomoście bałtycko-czarnomorskim jest to dyskusyjne ze względu na modernizację sił Federacji Rosyjskiej; za Serdiukowa i Szojgu, wielką reformę armii rosyjskiej, która trwa od 7. – 8. roku, ze względu też na poważne problemy w Waszyngtonie z finansowaniem sił zbrojnych w Eurazji, na wyzwania Pacyfiku.
Jednocześnie jest kwestia roli Ukrainy, roli Rumunii, już nie mówiąc o Trójmorzu. Ja to nazywam wspólnotą państw wykluczonych w wyniku wielkich odkryć geograficznych.
Generalnie, Trójmorze to wspólnota państw na wschód od Łaby, które nie uczestniczyły w wielkich odkryciach, nie było w nich właściwych reform społecznych, kapitalizacji obrotu gospodarczego, w związku z tym sfeudalizowały się jeszcze bardziej, spetryfikowały stosunki społeczne oparte na pracy przymusowej i pańszczyźnie; dostawie smoły, ludzi i drewna na rynki zachodnie. I tak jest do dnia dzisiejszego.
Więc sojusz z Amerykanami jest w tym sensie bezalternatywny w zakresie wojskowym, że to jest jedyna siła, która jest w stanie odstraszać Rosjan, których się boimy, tylko dobrze by było, żeby za tym naprawdę szła współpraca gospodarcza realna i żeby to jakoś nie antagonizowało Niemiec, i żebyśmy jeszcze na dodatek przeszli suchą nogą przez to, co się zaczyna dziać na świecie. Nie mam zielonego pojęcia, jak można przez to przejść suchą nogą i jak można do tego podejść. Zacząć chyba należy od tego, żeby sobie zdawać sprawę z tego, co się dzieje.
To, o czym opowiadam, to jest hardware. Opowiedziałem o hardwarze, że to jest przestrzeń, w takiej przestrzeni się poruszamy. Monopolizujemy kierunki komunikacyjne, wraz z Ukrainą monopolizujemy ruch północ – południe i wschód – zachód w Europie, mamy przestrzeń, mamy konstrukty geopolityczne...
Terytorium Rzeczpospolitej jest ważne, to jest hardware. On jest odziedziczony po Zamoyskim, po Batorym, w tym żyjemy, do tego aspirujemy, to kształtuje naszą wyobraźnię. W naszej literaturze, w podświadomej naszej historii instynktownie jeździmy nawet na wschód, o tym myślimy w ten sposób.
Hardware, czyli przestrzeń, ta szachownica, na której się poruszają siły. Dlatego że polityka to nie są słowa, tylko użycie siły. W polityce ma znaczenie tylko siła, każdego rodzaju, i tylko siły hasają po tej szachownicy. Różnego rodzaju, wojskowe, ekonomiczne, lewary tak zwane, żeby realizować czyjeś interesy.
Dobrze, gdyby państwo polskie, jego obszar rdzeniowy, realizowało interesy pod obszar rdzeniowy państwa polskiego. To jest trudne w przypadku państw, które nie mają wystarczającej siły. Dlaczego o tym mówię? Dlatego, że w Polsce hardware jest naprawdę niezgorszy, nie jest zły, przestrzeń do polityki jest niesamowita. Już kiedyś o tym mówiłem, w czasach, kiedy byłem bardziej naiwny, że u nas wszystko samo rośnie, trawniki trzeba przycinać, a nie podlewać, to jest przestrzeń mlekiem i miodem płynąca. Woda, morze, lasy, wszystko jest, samo rośnie. Właściwe pory roku, sezonowość jak trzeba. Skomunikowanie rzekami, wszystko jak trzeba, na właściwym miejscu, północ – południe, wschód – zachód. Porównajmy chociażby do Izraela, który ma fatalne położenie w porównaniu do nas.
Natomiast software jest u nas strasznie cienki, oprogramowanie tego. Software to jest to wszystko, począwszy od myślenia, żeby był kapitał, stosunki gospodarcze, pamięć instytucjonalna w państwie – to nie jest nasza wina, zaborcy nas rozbierali – nie ma właściwej infrastruktury, która łączy i wykorzystuje potencjał tego hardware’u, oczywiście też właściwego politycznego kierownictwa, obsługi kulturowo-intelektualnej, tego iunctim między starymi a nowymi czasy; połączenia myślenia o naszej przestrzeni, konceptualizowania jej, z wykonywaniem jej potem pod interes obszaru rdzeniowego państwa polskiego, na tysiącach poziomów, w szkołach, we wszystkich miejscach. Też właściwego instrumentarium do realizacji tych obszarów obszaru rdzeniowego na zewnątrz, dlatego że jeżeli się spojrzy na świat i relacje w świecie – zwizualizujmy sobie to, że świat to są takie realizacje jak system nerwowy połączeń, one przebiegają drogami, wirtualnym światem, mailami, relacjami, kolacjami dyplomatycznymi, to jest taki świat układu nerwowego połączeń. Hardware mamy naprawdę niezły, ważne, żeby software dogonił swoim poziomem hardware, żeby temu odpowiadał, bo inaczej łatwo przez ten software przegrywać ten hardware; inni korzystają z zasobów tego hardware’u czy wykorzystują go.
Przestrzeń daje nam niesamowite możliwości. Nie idealne, sąsiedzi mogą na przykład tego nie chcieć, jak Rosjanie, nikt nam tutaj nie będzie ułatwiał. Natomiast jest to obowiązkiem – bo jest to przestrzeń nasza i trzeba się z tym zmierzyć. Gdybyśmy mieszkali na wyspie na Pacyfiku, też musielibyśmy się mierzyć z wulkanem, z przypływami, z tsunami i tyle, i odpowiednio do tego zaadresować. Też byłby hardware jakiś i do tego trzeba by było stworzyć software.
Problem polega na tym, że widać, jaki software jest cienki. Jak się jedzie PKP w Polsce – już chyba nie ma tych map, które wisiały kiedyś w pociągach, jak wyglądała sieć kolejowa. Ja jeszcze pamiętam jak ona odzwierciedlała granice zaborów. Kilka lat temu dopiero połączono Warszawę z Wrocławiem drogą ekspresową. To jest wszystko ten software, który obsługuje przestrzeń, który integruje, komunikuje w odpowiedni sposób centra populacyjne, żeby interakcja była większa, żeby pieniądze rosły, żeby ludzie się zmieniali, dilowali, spotykali w kawiarniach, łączyli, tak żeby to stwarzało jak najwięcej pulsujących miejsc, które robią pieniądze. Wtedy ludzie się rozmnażają, ludzie imigrują, chcą tu żyć, itd., itd. Na tym to polega i tak jak mówię, wydaje mi się, że hardware jest bardzo ważny.
W ciągu ostatnich 25 lat, pomimo obiektywnych sukcesów – przystąpienie do NATO było sukcesem, przystąpienie do Unii moim zdaniem też było sukcesem, generalnie nasz rozwój gospodarczy był nie najgorszy, wykształcenie polskiej młodzieży chyba też na przyzwoitym poziomie, bardzo wiele sukcesów tego okresu – chciałoby się jeszcze więcej z tego wycisnąć.
Dla mnie, jako osoby zajmującej się geostrategią, najbardziej smutny był brak zrozumienia; może nie do końca w stu procentach prawdziwa interpretacja doktryny ULB Mieroszewskiego i Giedroycia, Ukraina, Litwa, Białoruś, czyli owszem, pogodzenie się z niepodległością państw posowieckich na Wschodzie. W naszym interesie było, żeby były one niepodległe, żeby powstały państwa odgradzające nas od Rosji, że zostaliśmy tylko na tym poziomie, dlatego że uważaliśmy, że siłą, która będzie realizowała politykę względem państw buforowych między Polską a Rosją, będzie siła Zachodu, ideologiczna, finansowa. Że my tak naprawdę z Zachodem będziemy robili tę politykę. I to, moim zdaniem, wydawało się fajne, bo ten Zachód miał niesamowitą siłę przyciągającą, ale w tej chwili już widać, że nie w pełni wykorzystano potencjał naszej polityki na Wschodzie.
Oczywiście, moglibyśmy dyskutować, ile mogliśmy sami, ale wydaje mi się, że mogliśmy więcej. Że w momencie, gdy tak się uzależniliśmy od tej polityki Zachodu, to po pierwsze, nie wytworzyliśmy żadnych swoich stref wpływów, własnych, pod nasz interes, ani na Białorusi, ani na Ukrainie.
Nie mamy żadnego wpływu na to, co się dzieje na tej przestrzeni, a na obszarach buforowych trzeba mieć wpływ. Niemcy mają na naszym, Izrael ma w Libanie i w Syrii, Amerykanie mają w swoim otoczeniu, po prostu silne państwa mają projekcję siły gospodarczej, bo są interesy, bo są inwestycje, bo są wpływy polityczne. Jak się ma silną armię, to się wszyscy trochę liczą z tą armią. Są inne różne rzeczy tajemne.
Druga rzecz, że staliśmy się zakładnikiem zmienności polityki Zachodu wobec tego obszaru, np. dilowania z Rosją potencjalnego, i nic nie możemy w tym zmienić.
Po trzecie, staliśmy się niepotrzebni tym państwom, bo jeżeli one mogą z Berlinem albo z bardzo ogólnie pojętym Zachodem rozmawiać, jak Kijów czy Mińsk, to nas nie potrzebują. W związku z tym nie jesteśmy w formacie mińskim, innym normandzkim.
Przyznajmy, w 19, 20, 21 roku byliśmy w tych wszystkich formatach, bo musieli się wszyscy z nami liczyć na Wschodzie. I oby się to nam nie odbiło czkawką w tym sensie, że potrzebna nam jest ta przestrzeń, dlatego że na wielkiej przestrzeni, gdzie się kończy Europa Zachodnia, a zaczyna Europa Wschodnia, czyli wielki, wchodzący w Eurazję obszar Rosji, to my komunikujemy Europę Zachodnią z tym i nie da się, zawsze jest rywalizacja na obszarach lądowych, wielowymiarowa z Rosją. I nie daj Boże, gdy się będzie łamał ten konstrukt Zachodu, powstanie podział Zachodu, powstanie łamanie tego systemu, to będziemy sami z tymi problemami całego Wschodu, w zakresie bezpieczeństwa, już niezależnie do gospodarczych rzeczy. Też należałoby się na to jakoś przygotować, bo, niestety, nie będzie to proste.
Gdy pisałem książkę o Pacyfiku, najbardziej bałem się pułapki Tukidydesa, czyli właśnie wojny chińsko-amerykańskiej, wojny handlowej, gorącej. I co tu dużo mówić, to jest cały czas możliwe, wręcz coraz bardziej prawdopodobne.
Natomiast w przypadku naszego obszaru, najbardziej boję się o pułapkę próżni bezpieczeństwa, czyli Kindlebergera, czyli to co się wydarzyło po 18 roku na Wschodzie. Z jakiegoś powodu Amerykanie będą zainteresowani innymi kierunkami, będzie testowana ich obecność, ich zaangażowanie będzie testowane na tej przestrzeni przez Rosjan na przykład. A my, wcześniej nie wyprodukowawszy swojej podmiotowości gospodarczej, wojskowej itd., możemy nie być jak gdyby udziałowcem w tej rozgrywce. I to jest coś, co mnie niepokoi, i wydaje mi się, że powinniśmy się na to przygotowywać. I tak jak mówię, przydałoby się przez ostatnich 25 lat zbudowanie jednak tych wpływów, czyli mniej trochę chyba o demokracji na Białorusi, a więcej konkretnych wpływów na Łukaszenkę i jego otoczenie. Trochę mniej o demokracji na Ukrainie, ale konkretne rzeczy, połączenie obszaru gospodarczego Polski na przykład z Morzem Czarnym i obrót handlowy.
Powiem jeszcze jedną rzecz, otóż strasznie trudno przewidzieć, co się wydarzy dalej. Jeśli będzie wojna handlowa między Chinami a Stanami Zjednoczonymi, to świat automatycznie się podzieli na strefy, kto z kim. My oczywiście wiemy, w jakiej będziemy strefie, ale nie jestem pewien, co Niemcy zrobią ostatecznie, nie jestem pewien, co Unia Europejska zrobi ostatecznie, jakie zajmie stanowisko. Tak samo nie jestem pewien, jakie Rosja, więc na tym chciałbym zakończyć.
dr Jacek Bartosiak
wykład w Krakowskim Klubie Wtorkowym
z 27 marca 2018
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!