Czy wśród Ukraińców są ludzie trzeźwo myślący?
Wydawałoby się, że jest to pytanie retoryczne. Ale jednak, póki mer miasta Lwowa Andrij Sadowy próbuje udowodnić, że wszystko, co jest we Lwowie, to własność społeczności lokalnej miasta, a dyrektor sali organowej twierdzi, że to nie żaden kościół, choć krzyże u góry stoją i tylko ślepy ich nie zauważy, a tylko sala koncertowa, przez Internet przewijają się różne artykuły. Niektórzy ludzie, Ukraińcy, próbują przebić ogólny nurt propagandy medialnej i państwowej. Ci ludzie, co myślą trzeźwo, oczywiście, choć jest ich garstka, próbują coś zrobić.
Jeszcze dwa lata temu, podczas zmowy milczenia w Polsce, ukraiński działacz społeczny Wołodymyr Pawliw napisał list do Polaków i osobiście poprosił o wybaczenie za Wołyń. Był to w tym momencie jedyny głos wołającego w puszczy ze strony ukraińskiej. Napisał czarno na białym:
I co teraz?
Do "Bolka", jako współpracownika SB, już Polaków trochę przyzwyczajono. Szoku na pewno nie ma. Może dla samego pana Wałęsy jest to szok, że są jakieś dowody, jego podpisy, dokumenty. Że je ujawniono, to dla niego szok.
Dla przeciętnego Polaka nie jest to tak ważna sprawa, bo przeciętny Polak patrzy, gdzie tu na chleb zapracować. Poza tym, trochę już Wałęsę polubił, bo on da się lubić. Poza tym, Wałęsa ma ośmioro dzieci, to też plus w oczach ludzi, którzy wiedzą, jak tu ciężko z dziećmi było finansowo.
Gdzie będziemy jutro? Co nas czeka?
Wg słów posła Michała Dworczyka, "tworzymy naród polityczny", a wg miejscowych polityków, "budynki są własnością społeczności lokalnej". Dokładniej, dom parafialny ojców franciszkanów jest własnością społeczności lokalnej miasta Lwowa i oczywiście zamiast należeć do prawowitych właścicieli, musi tam funkcjonować szkoła muzyczna.
To w jakim świecie my żyjemy? Gdzie jakakolwiek sprawiedliwość i poszanowanie cudzej własności? Gdzie wszystkie wartości wpajane ludziom przez rodziców od dzieciństwa? No, przynajmniej większości. We Lwowie można podpalać banki rosyjskie, nie myśląc o cudzej własności i ludziach tam pracujących czy znajdujących się w pobliżu, bo to wszystko znajduje się w centrum miasta Lwowa, a tam – na chwilę przypomnę otumanionym nienawiścią do wszystkiego osobom – mieszkają ludzie. Ludzie tam posiadają mieszkania i jakieś w nich rzeczy osobiste. Nie wspominając już o zdrowiu człowieka. W Żółkwi można tej samej nocy spróbować spalić zamek króla Jana III Sobieskiego, bo też obcy – czyt. polski. To co do cholery się dzieje?
Kolorowa kaczka i dwa promyki
Dziadek niemiecki rozmawia przez telefon, zadzwonił do niego jego syn. A właśnie dzisiaj, gdy wychodził ze swojego pokoju, już wykąpany i ubrany w nowe rzeczy, wysoki i chudy... Zatrzymał się chwilę przed jednym ze zdjęć, wypatrzył tam swojego syna. Powiedział mi – To jest mój syn. – A to jest moja żona, a to jest córka. Ona też wyrosła na piękną osobę. Dziadka żona miała polskie nazwisko, była piękną kobietą. Wszędzie w domu są jej zdjęcia.
Rodzina tu trudna, skłócona. Dziadek wspierał finansowo jedno swoje dziecko, a pozostałe dzieci się od niego odwróciły. Telefon syna to wielkie wydarzenie.
Muszę przerwać pisanie. Zeszłam, aby się spytać, w czym pomóc, co zrobić. Wydawało mi się, że już długo, za długo, siedzę w moim pokoju... tak bez roboty, a ja jestem przecież tu do pomocy.
Delegacja Klubów GP z Kanady i Stanów Zjednoczonych na rozmowach w Polsce
Co zrobić, żeby polskie konsulaty na świecie nie były uważane przez polskich emigrantów za „instytucje wrogie”? Jak skuteczniej odkłamywać polską historię i promować nasz kraj za granicą? Jak poprawić poziom nauczania w polskich szkołach za granicą? – te i wiele innych tematów omawiano podczas spotkania w Polsce polskiej Polonii ze Stanów Zjednoczonych i Kanady z senatorem Stanisławem Karczewskim i wiceszefem MZS Janem Dziedziczakiem.
Zdaję sobie sprawę z problemów, jakie napotykali liderzy środowisk polonijnych w kontaktach z byłym rządem, zamierzamy to zmienić. Patriotyczne działania środowisk polonijnych związanych z klubami "GP" od lat budzą uznanie. Będziemy ściśle współpracować, szczególnie w dziedzinie promocji Polski za granicą – mówił po spotkaniu z Polonią Jan Dziedziczak. Rozmowy dotyczyły także m.in. spraw regulacji prawnych dotyczących ważności polskich paszportów, które uniemożliwiają często Polonii udział w głosowaniu. Mówiono też o zmianie ordynacji wyborczej na taką, która umożliwiałaby zasiadanie w Senacie reprezentantów Polonii. Wielu reprezentantów polonusów chce po emeryturze wrócić do Polski. Podczas rozmów pojawiła się też kwestia tzw. podwójnego opodatkowania emerytur zagranicznych, która może im to utrudnić – tyle notka prasowa.
Nie ma przesady w stwierdzeniu, że stosunki pomiędzy Polakami zamieszkałymi poza granicami kraju a władzami polskimi, nigdy nie zaliczały się do zbyt poprawnych. Mało tego, w ostatnich ośmiu latach były wręcz fatalne. Czy nadszedł nareszcie czas poprawy tych stosunków? O tym rozmawiam z panem Dariuszem Melonem z Toronto, który był w składzie delegacji Klubów Gazety Polskiej w Ameryce Północnej, która przebywała w Polsce w dniach od 26 stycznia do 5 lutego 2016 r.
Marek Popowicz-Watra: Oprócz Pana, kto wchodził w skład delegacji?
Dariusz Melon: W skład oficjalnej delegacji wchodził koordynator Klubów GP w Ameryce Północnej p. Agata Mikołajczyk z Chicago oraz jej zastępcy: ds. Klubów w USA p.Tadeusz Antoniak z Filadelfii i ds. Klubów w Kanadzie Dariusz Melon z Toronto, a także przedstawiciele Komitetu Organizacyjnego odbywających się co roku w Amerykańskiej Częstochowie w Pensylwanii Obchodów Rocznicy Tragedii Smoleńskiej połączonych z konferencją historyczno-polityczną, których Kluby są inicjatorem i jednym z głównych organizatorów.
Tworzymy naród polityczny
Tworzymy naród polityczny – powiedział przewodniczący Komisji Sejmowej do spraw Współpracy z Polonią i Polakami za granicą.
10 lutego odbyło się posiedzenie komisji parlamentarnej w sprawie Karty Polaka. W ciągu dwóch godzin były różne głosy, przewijały się różne poglądy, spory i ostre sytuacje. Najwięcej zaś czasu z tych dwóch godzin poświęcono Karcie Polaka na Ukrainie. Ani Białoruś, ani Litwa, chociaż byli przedstawiciele stamtąd, nie wzbudzają takich kontrowersji jak temat Karty Polaka na Ukrainie.
"Związek Sowiecki odebrał Polakom na Kresach II RP obywatelstwo polskie" – ta decyzja nie powinna mieć wpływu na prawo polskie.
Wschód Niemiec aż prosi się o zaludnienie, pusto tam
Czytam w niemieckiej gazecie regionalnej, że najwięcej starszych osób osiedla się poza Monachium i Berlinem, w Poczdamie.
Pracowałam niedawno niedaleko tego miasta i wiem, że połączenie między Berlinem a Poczdamem jest świetne. Poza koleją regionalną jedzie kolej szybkobieżna, co kilka minut, o numerze S-7.
Ludzie starsi w Niemczech sprzedają swoje domy na wsi i przeprowadzają się do mieszkań w mieście, aby być bliżej swoich dzieci i wnuków... o tym właśnie przeczytałam.
Rozmyślania o wartościach we Lwowie
Piękne polskie miasto. Wszystkie budynki, centrum, rzeźby, zabytki wskazują i mówią nam o tym, że to nasze. Polskie. Dawne nazwy ulic, nazwiska architektów, część zachowanych pomników, nawet kamienice przemawiają jak żywa historia. Piękna, niczym nienaruszona. Tylko zapomniana. Wykreślona z pamięci i odrzucona. Wymazana z kart książek i albumów. Wg obecnej opcji – nie ma i nie było.
Jak żyje się Polakowi we Lwowie? A z miłością! Z miłością do ukochanego ojczystego miasta, z miłością do Polski, z miłością do wszystkiego, co mu o polskości przypomina. Tylko radości brak. Zamiast pięknych uczuć wesołości – rozpacz i rozgoryczenie.
Za dużo osób miele jęzorem (jęzorami)
Słońce świeci, śniegu nie ma, a jest styczeń i rodzina dziadka wyjechała na narty, do Austrii. Mieli jechać samochodem 10 godzin. Ja im usmażyłam 10 kotletów schabowych, równo kilogram mięsa.
Nie wiem, jak to nazwać po niemiecku, te nasze schabowe. Oni tutaj mówią na nie sznycle, ale przecież typowe niemieckie sznycle są robione z plastrów cienkich szynki. Są długie, ogromne. Mięso schabowe jest tu droższe i ta niemiecka rodzina nie wiedziała, że i z tego sznycle można robić, smażyć opanierowane. My używamy jako panierki startej bułki, oni mają specjalną mąkę do panierowania, która jest gorsza, bo twardsza.
Niemcy, a moje myśli jeszcze polskie
Przyjechałam do Niemiec. Pani domu niemiecka pyta się mnie, jak tam święta w domu, w Polsce?
Dopytuje się też, jak choinka. Jej pytania wydawały mi się jakieś przestarzałe, a ona dziecinna. Wprawdzie jest jeszcze styczeń, ale tak dużo działo się po świętach, że święta poszły już trochę w zapomnienie. I ta podróż do Niemiec, z wieloma przesiadkami. I tyle się wydarzyło, tyle spraw poważnych. Potem uświadomiłam sobie, że choinki w tym roku prawie nie widzieliśmy. Kupiliśmy prawdziwe drzewko, takie z lasu, wysokie pod sam sufit. Kolejno przyjeżdżały dzieci, potem odjeżdżały, zaraz po Sylwestrze, w różnych terminach.