Jak za okupacji
Wycofanie ze spisu lektur gimnazjalnych kolejnych polskich klasyków nie pozostawia wątpliwości, że mamy w Polsce do czynienia z operacją wyprodukowania nowego Polaka – podobnego do tego jakiego kreowała okupacyjna administracja niemiecka. Ma więc to być to polski prolet pozbawiony tożsamości narodowej, niekumaty, łatwy do sterowania przy pomocy prostych bodźców – no, taki fajny, przyjemny, gastarbeiter ślusarz albo pracownik rolny.
Może nawet być dobrze wykształcony technicznie, może nawet inżynier pracujący dla dużej korporacji, wiadomo jednak, że ma to być osoba, której do głowy nie przyjdzie oddawać Polsce umysł i serce.
Początek sezonu z przytupem
"Gdy tylko w Polsce obejmę władzę, szereg surowych ustaw wprowadzę. Za krowobójstwo, za świniobicie, będą odbierał mienie i życie" – odgrażał się drogiemu Tarasowi miłyj Wiesław w słynnej "Rozmowie w kartoflarni", zanotowanej przez Janusza Szpotańskiego. Prezes Kaczyński aż tak groźnie nie przemówił na Forum Ekonomicznym w Krynicy, ale zapowiedź wprowadzenia, a właściwie przywrócenia trzeciej, 39-procentowej stawki podatku dochodowego, co prawda tylko na pięć lat, to znaczy – na czas kryzysu, ale i tak zabrzmiało to poważnie, zwłaszcza w zestawieniu z surowymi ocenami przedsiębiorców, wśród których schroniło się wielu przedstawicieli nomenklatury, a także w zestawieniu z wcześniejszą deklaracją premiera Tuska, który na tymże Forum Ekonomicznym obwieścił koniec kryzysu.
Okazało się jednak, że z tym kryzysem to nic pewnego, bo prezes Kaczyński twierdzi, że kryzys skończy się dopiero wtedy, gdy zauważą to "polskie rodziny". No dobrze – ale które? Czy na przykład rodzina państwa Hanny i Tomasza Lisów w ogóle zauważyła jakiś kryzys? Jeśliby nie zauważyła, to w jaki sposób mogłaby stwierdzić, że się skończył? Jeszcze raz potwierdziło się znane porzekadło, że diabeł tkwi w szczegółach, a rodzina rodzinie nierówna.
Zdziczali polscy obywatele i odpoczywający marynarze z Meksyku
Środowiska polskich kibiców są na pewno ponadprzeciętnie aktywne, wewnętrznie zróżnicowane i skłonne do zachowań emocjonalnych, które czasami przeradzają się w całkiem bezmyślną agresję.
W tej ostatniej prym wiodą potencjalni kryminaliści, których dla odróżnienia od ludzi ładnie bawiących się uprawianym przez innych sportem nazwano "kibolami", co społeczeństwu ma wytłumaczyć wymykające się spod kontroli zjawiska przemocy i wandalizmu.
Gdzie jednak powstaje konflikt, a psychologia tłumu nie daje szansy mediacjom, każdy może przyłożyć nieznajomemu, jak również bez żadnej różnicy narodowości, rasy czy preferencji klubowych po łbie oberwać i mechanizm ten nie dotyczy bynajmniej tylko wspomnianych środowisk.
W kontekście "godnych pożałowania" zdarzeń na gdyńskiej plaży, jakim policja nie była w stanie zapobiec, na wstępie trzeba jednak przypomnieć, że obowiązkiem państwa, na które płacimy podatki, jest nie tylko oddzielenie żywo angażujących się w rozgrywki pasjonatów od pospolitych bandytów, co to w klubowych barwach znaleźli sobie wygodny pretekst do konfrontacji, ale też pilnowanie porządku prawnego w sytuacjach nagłych i wyjątkowych w ogóle.
Edward Tusk
Polityk, który aktualnie stoi na czele polskiego rządu, doczekał się najmniej tuzina porównań. Porównywano już Tuska do biblijnego Jonasza, piłkarza Ronaldinho, Świętego Mikołaja i "dżdżownicy". Potem już mniej sympatycznie: do Jaruzelskiego, Gomułki, Hitlera i "afrykańskiego tyrana". Swój typ rzucił w eter redaktor Michnik, który porównał Tuska do… Saakaszwilego. Wybór to raczej neutralny, gdyż Michnik wydaje się obecnego prezydenta Gruzji, zwyczajnie, po ludzku, lubić. Przed paroma tygodniami europoseł Migalski odgrzał porównanie szefa PO do Edwarda Gierka.
Wszystkie powyższe zestawiania zakażone są bakcylem bieżącej polityki. Nie wydają się być przez to trafne. Jednakże w mediach pojawiło się kapitalne porównanie, ze względu i na kontekst czasowy, i osobowościowy, bardzo trafne. I to wyszło z ust polityków. Autorami porównania Donalda Tuska do Edwarda Babiucha, ostatniego premiera "dekady Gierka", są: były członek PZPR Gadzinowski oraz poseł PiS Giżyński, historyk z tytułem doktora. Obaj przez swe wybory wystarczająco kompetentni, by wynajdywać takie porównania.
Aby nasze, czysto spekulatywne rozważania nie zaszły za daleko, wyznaczmy im granicę. Tusk nie będzie drugim wcieleniem Babiucha. Sytuacja, aby w dziejach występowały dwie jednakowe sylwetki polityczne, jeszcze nie miała miejsca. W tym wypadku wyklucza ją dodatkowy szczegół – Edward Babiuch żyje.
Było nacjonalistów wielu
Mój nacjonalizm sięga korzeniami do rodzinnej wioski...
Na początku byli nacjonalisci...
Było (i jest) nacjonalistów wielu. Niemal pół wieku temu jeden z politologów wygłosił tezę: „Jeśli jest pełna zgoda wśród uczonych pod jakimkolwiek względem co do nacjonalizmu, to sprowadza się ona do wniosku, że nacjonalizmy różnią się i zmnieniają”. Aktualność tej tezy natomiast się nie zmienia: jest równie prawdziwa w 2013 r. jak była 1966 r.
Na początku byli nacjonaliści. Dopiero później przyszedł na świat nacjonalizm. Zarówno zjawisko jak i termin je opisujący narodziły się we Francji. O nacjonaliźmie jako fenomenie społecznym można mówić od połowy XVIII wieku (oświecenie i rewolucja francuska, nacjonalizm jakobiński). W XIX wieku, szczególnie w okresie romantyzmu, postawy, programy i działania polityczne typowe dla nacjonalizmu stały się jedną ze sprawczych sił przemian, jakim ulegały społeczeństwa doby późnej nowożytności. Natomiast doktryny i ruchy polityczne określające się w sposób jawny jako nacjonalistyczne pojawiły się dopiero w ostatniej dekadzie wieku XIX i na początku XX. Ta więc kilka pokoleń nacjonalistów było nimi faktycznie nie wiedząc o tym.
Nacjonalistów było wielu, ale bardzo różnych. Chcąc jich ogólnie scharakteryzować, można powiedzieć tylko tyle: każdy domniemany nacjonalista posługuje się rozróżnieniem „swój - obcy”, waloryzuje pozytywnie kategorię narodu, uznając, że wspólnota narodowa produkuje najważniejszy typ więzi społecznych obligujacy do lojalnosci, a nawet więcej, bo bezwarunkowo obligujących do największych poświęceń. T,o co różnicuje różne nacjonalizmy, to różne pojęcia narodu, relacja naród-państwo, stosunek do religii, a także związki z innymi ideologiami.
Z OST FRONTU: Układ zamknięty
Film o tym tytule zrobił furorę, bo ukazywał patologię sądownictwa, prokuratury i policji. W tygodniku “Najwyższy Czas“ ukazał się list do redakcji, który tłumaczy, czemu ten film mógł zostać wyprodukowany. Autor listu wskazuje, że u prokuratora-łotra są obrazy religilne, a ponadto w 1968 roku był zaangażowany w rozróbce przeciw żydowskiemu profesorowi. Dalej w ostatniej sekwencji Duńczyk zapraszający Polaków do swego kraju mówi po angielsku: przeniesiecie się do kraju, gdzie można uczciwie robić interesy.
To zdanie NIE jest, jak reszta rozmowy, przetłumaczone na polski.
W dusznej izbie chaty z kraja
Podczas gdy świat wstrzymuje oddech nasłuchując wieści nie tyle z Syrii, w której bezbronni cywile z Al Kaidy walczą o demokrację ze znienawidzonym reżymem prezydenta Asada, co z Waszyngtonu, Londynu, Paryża, Moskwy i Pekinu – czy mianowicie po pierwsze – eksperci ONZ dostaną rozkaz wykrycia śladów reżymowego sarinu, czy też przeciwnie – nie wykryją nawet najmniejszych jego śladów, albo – po drugie – niezależnie od tego razwiedki amerykańskie, angielskie i francuskie „ponad wszelką wątpliwość” stwierdzą użycie zbrodniczego sarinu przeciwko syryjskim obrońcom praw człowieka z Al Kaidy, co – podobnie jak przed laty w Iraku – stanie się pretekstem do operacji pokojowej, która – podobnie jak Irak – również Syrię pogrąży w permanentnym chaosie ku uciesze bezcennego Izraela, dla którego chaos u wszystkich jego sąsiadów, bliższych, a nawet dalszych, a jak trzeba – to nawet i najdalszych, jest prawdziwym darem Niebios – więc podczas gdy świat wstrzymuje oddech – w naszym nieszczęśliwym kraju nikt – a już specjalnie funkcjonariusze poprzebierani za dziennikarzy niezależnych mediów głównego nurtu – nie ma do tej całej Syrii głowy, zwłaszcza, że pan generał Stanisław Koziej, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego oświecił nas i uspokoił, że nasz nieszczęśliwy kraj w operacji pokojowej w Syrii udziału nie weźmie, natomiast gdyby trzeba było bronić Turcji – aaa, to co innego. Turcji będziemy bronić do ostatniej kropli krwi.
Fałszerstwo Stalina
Pierwotnie granica między Polską a ZSRS, ustalona w Jałcie, miała przebiegać na północ po Niemnie, a Puszcza Białowieska miała być cała po polskiej stronie.
Ze względów militarnych Stalin przesunął ją kilkadziesiąt kilometrów na zachód, ale na skutek uwag przedstawicieli Polski komunistycznej, że Polsce potrzebna jest ta puszcza, a Rosjanie mają puszcz moc, Stalin zostawił sporą część puszczy Polakom.
Na południu granica miała przebiegać po wschodniej stronie linii kolejowej Lublin-Lwów i miasto to miało być też w Polsce. W 1989 r. marszałek Kulikow proponował, by Polska przejęła to, co miała dostać w Jałcie.
Uwaga celnika
Przekraczałem ostatnio granicę Białoruską w drodze do Wołkowyska. Celnik białoruski, widząc sporo polskich pism, zapytał czy tam nie ma czegoś przeciw naszej władzy.
– Pani – powiedziałem – Polacy zajmują się głównie sobą, a nie Białorusią, ale i tam są też zwolennicy Aleksandra Grigorowicza Łukaszenki.
– I tacy są? – ze zdziwieniem zapytał celnik.
Mienie kościelne
W lipcu była konferencja w Katolickiej Agencji Informacyjnej na temat nieruchomości Kościoła Katolickiego w Polsce 1918-2012, gdzie był prezentowany raport na ten temat ks. prof. Dariusza Walendziaka.
Okazuje się, że po przejęciu przez państwo komunistyczne mienia kościelnego w 1950 roku dochody z nich szły na fundusz kościelny. Z tego funduszu były finansowane nie tylko remonty niektórych kościołów, ale... Centralna Szkoła Partyjna przy KC PZPR, Ośrodek Szkolenia przy Ministerstwie Sprawiedliwości, Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz niektóre pozycje Urzędu do spraw Wyznań czyli urzędu zwalczającego Kościół. Nadal nie zostały oddane Kościołowi 62 tysiące hektarów nieruchomości, a wypłacono tytułem należności 141 miliony złotych.
Na marginesie tej sprawy słyszałem nie raz, że komuna finansowała Kościół Prawosławny w Polsce oraz poszczególne prawosławne parafie. Nie jestem pewien tego i co ciekawe, czy są one finansowane nadal, po 1990 r.
Aleksander graf Pruszyński
Komu przeszkadza poseł Rejtan w III RP?
„Posłowie na podział kraju na trzy sąsiednie potencje projektowany etiam z hazardem życia i majątku nie pozwolą i w aprobatę odstąpienia by najmniejszej części tego Królestwa wchodzić nie będą mocni”
Z instrukcji wyborców posłów Tadeusza Rejtana i Samuela Korsaka (1773)
W roku 1989 mogło się zdawać, że wraz z PRL-em oraz zimnowojennym podziałem przemija czas wielkiego zakłamywania przeszłości i karkołomnych rewizji na zamówienie, ale świadomość obywateli każdego państwa, zwłaszcza w Europie „po przejściach”, nadal wymusza dokonywanie bardzo nieraz pokrętnych korekt.
Radio Maryja jak Radio Wolna Europa...
"Goniec" rozmawia z europosłem prof. Mirosławem Piotrowskim (ur. 9 stycznia 1966 w Zielonej Górze) – polskim historykiem i wykładowcą akademickim, a także politykiem. Mirosław Piotrowski jest profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II i profesorem nadzwyczajnym WSKSiM w Toruniu. Od 2004 posłuje do Parlamentu Europejskiego, otrzymawszy 48 365 głosów z ramienia Ligi Polskich Rodzin z okręgu obejmującego województwo lubelskie. Nie przystąpił do PiS, a w styczniu 2012 opuścił delegację tej partii w PE. Jest żonaty, ma czworo dzieci.
"Goniec" - Jest Pan posłem do Parlamentu Europejskiego, zna Pan od podszewki wiele rzeczy, dlatego chciałem zapytać, czy Unia Europejska przetrwa ten obecny kryzys - walutowy, wartości, czy też związany z tendencjami demograficznymi i imigracyjnymi? Czy Unia Europejska to jest trwały twór?
Mirosław Piotrowski - W tej formie, którą teraz obserwujemy - w mojej opinii - ten twór nie przetrwa. Musi się zmienić. Decydenci w Unii Europejskiej i w poszczególnych krajach, najsilniejszych jak Niemcy czy Francja, zastanawiają się i próbują wdrażać reformy. Jednak w mojej ocenie potrzeba powrotu do wartości, które legły u podstaw Unii Europejskiej, które wyznawali i które sobą reprezentowali ojcowie założyciele Unii Europejskiej, tacy jak Konrad Adenauer, Alcide de Gasperi, Jean Monnet, Robert Schuman.