Polityk a cnota
Polskie życie publiczne przypomina teatr, w którym bohaterowie odgrywają zadane im role. Jeszcze niedawno przedstawicielom obozu rządzącego media przypisywały wyłącznie cechy bohaterów pozytywnych. Non stop lider PO i jego kompani coś "wywalczyli", od czegoś Polaków "uchronili" lub kogoś "powstrzymywali". Jakie to cnoty nimi wówczas owładały?
Pewno żadne. W rzeczywistości chcę po raz kolejny pochylić się nad problemem moralności w życiu publicznym. Nie zamierzam kreować się na kontynuatora starożytnej filozofii bądź kaznodzieję. W obliczu panującego naokoło chaosu poznawczego, rzecz po prostu uważam za konieczną.
Gdańsk już nie jest polski...
Kto słucha Lecha Wałęsy, ten sam sobie szkodzi – mawiał Stanisław Michalkiewicz, czasem jednak warto tego człowieka posłuchać, ponieważ być może został czymś zadaniowany na nowo…
Tym razem jego wypowiedź o konieczności stworzenia nowego państwa z Polski i Niemiec – w przykry dla nas sposób – opisuje rzecz, która przybiera kształt na naszych oczach – żywioł niemiecki, zwłaszcza gospodarczy, zaczyna dominować na bywszych terenach Reichu. W naturalny sposób ciążenie ekonomiczne tych ziem pochyla się na zachód ku germańskiej "macierzy". Dochodzi do tego, że w Niemczech mieszkańcy tych terenów upatrują nie tylko miejsc pracy, ale tam też wyciągają rękę po pomoc i pocieszenie w sprawach trudnych (jak niedawno mieszkańcy – bodajże – Elbląga, pisząc do Angeli Merkel o naprawę basenu).
Bezsilne, rozbabrane, skorumpowane państwo polskie, które nie szanuje własnych instytucji, zostawia obcym w błocie zwłoki prezydenta, przypomina Trzeci Świat. A na Zachodzie jaśnieje świątynia Ordnungu. Wydaje się więc rzeczą całkiem rozsądną, że gdyby nas Berlin wziął w kuratelę, no to znów byłoby "czysto i bezpiecznie jak za okupacji". Problem tylko w tym, kto się na tę "okupację załapie", bo najwyraźniej nie będą to tubylcy z polskiego wschodu. Ten ma ponoć "stworzyć jedno państwo" z kim innym. Świadczy o tym rozłożenie inwestycji niemieckich i dofinansowań unijnych, które – jak nam niedawno pokazał Marian Kowalski – dziwnym trafem kończą się na linii Wisły…
Niemcy mają się w objętej kryzysem Europie jak pączek w maśle – zdołali bez Wehrmachtu, przy pomocy konsekwentnej polityki ekonomicznej (bądź co bądź mają u siebie bank emisyjny), doprowadzić do podporządkowania kontynentu. Dlatego nikogo zwycięstwo Angeli Merkel w Reichstagu, nie powinno dziwić.
To podporządkowanie w przypadku Polski ma historycznie zły posmak. Polska to nie Niemcy, polski sposób na życie, jeśli nie zostanie obecnie odbudowany, jeśli polskie elity nie odtworzą kraju, to... Dzwoni ostatni dzwonek, a tymczasem nadejście nowego porządku anonsuje "ojciec niemieckiego zjednoczenia" – Bolek. Przy okazji warto pamiętać, status prawny tzw. ziem odzyskanych jest niepewny. I tak na przykład, w myśl prawa międzynarodowego teren Gdańska po 1945 roku administrowany jest przez PRL, a następnie III RP na zasadzie umowy w Poczdamie z 45 roku, która stanowiła, że zaanektowane przez III Rzeszę Wolne Miasto Gdańsk na 50 lat oddaje się pod administrację polską. Od 1995 roku status Gdańska nie jest uregulowany nowym postanowieniem, co oznacza iż na tym terenie obowiązują postanowienia Traktatu Wersalskiego. A Polska administruje terenem WMG bez żadnego umocowania prawnego. Teren ten nie był bowiem przedmiotem postanowień porozumień PRL-RFN i III RP – RFN. Propozycja Wałęsy likwidowałaby ten problem...
***
W związku z odrodzeniem patriotyzmu w najmłodszym pokoleniu, kierownicy polskiego obszaru geograficznego zastanawiają się, jak zagospodarować ten potencjał. Jeśli pozostaną bierni, może się on przerodzić w zjawisko antysystemowe, dlatego należy działać w miarę szybko. I tu znów – jak w przypadku stoczniowego skoczka – wypuszcza się baloniki próbne. Testing, testing, testing...
Coraz częściej pojawia się w debacie pomysł przywrócenia poboru w wojsku. Jest to o tyle ciekawe, że i dzisiaj do wojska garną się młodzi – pracy nie ma dużo, a wojsko zawodowe gwarantuje stałe zatrudnienie. Trzeba jednak takiemu wojsku płacić.
Pobór rozwiązałby problem oddolnych patriotycznych ruchów młodzieżowych. Wzięlibyśmy młodzież w kamasze, przeszkolili i byliby gotowi na wypadek kolejnej misji ekspedycyjnej, kiedy to kolejny "nasz" rząd kazałby jej twórczo interpretować hasło "za naszą", a zwłaszcza "za waszą". Byłoby więc kogo pchnąć na front globalnej walki. W ten sposób zlikwidowalibyśmy ferment polityczny w kraju, rozbroili "organizacje kibicowskie", a w wojsku – wiadomo – można byłoby politycznie popracować z niesfornymi. Pomysł to szatański – ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że licho w Polsce od dawna nie śpi.
Jest w tym pewne niebezpieczeństwo, że przeszkolona kibicowska cywilbanda nie do końca da się przerobić na mięso armatnie nowego porządku światowego i będzie stanowić zagrożenie na rynku krajowym. Może się i tak stać, generalnie jednak, przywracając pobór, jesteśmy w stanie rozbić osiedlowe towarzystwa, wyrwać młodych ze stadionów na poligon, a na razie, to wojsku jeszcze rozkazują nasi…
***
Jak wiadomo, nauka o klimacie od dawna przypomina ideologię, z polowaniem na niepoprawnie myślące czarownice włącznie. Dlatego jeśli fakty jej przeczą, tym gorzej dla faktów. Kiedyś sądzono, że jednym z kryteriów odróżniających naukę od systemów ideologicznych i religijnych jest to, że te ostatnie są w stanie przetłumaczyć wszystko – a teorie naukowe muszą pokazać eksperymenty czy obserwacje, które je obalają. Nauka o klimacie planety od kilkudziesięciu lat jest politycznie spleciona, ze wszystkimi tego konsekwencjami (jak na przykład nasze podatki). Dlatego dzisiaj, zamiast tekstów kabaretowych, można sobie poczytać, jak to globalne ocieplenie dobrze tłumaczy obserwowane ostatnio globalne ochłodzenie i powiększanie się areału arktycznych lodów. A gdy już jesteśmy przy naukowych tłumaczeniach, wróciła niedawno sprawa zawalenia się wieżowca WTC-7. To 57-piętrowy budynek na Manhattanie, który zapalił się ponoć od spadających szczątków sąsiednich wieżowców WTC, w które trafiły samoloty, a następnie bardzo elegancko sam się wyburzył, spadając w stylu swobodnym na własny fundament. Ponieważ zakwestionowanie oficjalnej teorii głoszącej, że stało się tak w rezultacie pożaru, każe zakwestionować zbyt wiele elementów dzisiejszego porządku świata, ludzie "rozsądni" nie dopuszczają tego faktu do własnego rozumu. Osoby kwestionujące oficjalną interpretację równane są zaś z wyznawcami UFO i innego science fiction.
Tymczasem samo zdarzenie, gdyby przyjąć oficjalną wersję, jest tak ekscytujące, iż powinno podważyć znaczną część programu nauczania na politechnikach. Dzisiejszy świat przyzwyczaja nas jednak do życia w dysonansie poznawczym. To się kiedyś nazywało dialektyka. Dzisiaj też jeśli wiedza nie ma placetu z politbiura, to tym gorzej dla niej – nie istnieje.
Andrzej Kumor
Nauka i szalbierstwo
Jak powiadają ludzie rozumni, bogaci w wiedzę i doświadczenie: duch czasu stwarza rozmaite potrzeby i obowiązki.
Weźmy dla przykładu fundamentalną w dzisiejszych czasach powinność człowieka uczciwego, czyli przypominanie i utrwalanie w przestrzeni publicznej pewnych, cytując klasyka: "oczywistych oczywistości". Czyli palącą potrzebę podtykania bliźnim pod oczy prawd, zwanych oczywistymi. Bliźnim skołowanym, odurzonym tak zwanym postępem i tak zwaną nowoczesnością. Czemu jest to konieczne, pokazuje historia, ucząc, że jeśli tylko tego rodzaju prawdy przestaniemy ludziom powtarzać, wkrótce ludzie źli zaczynają je kwestionować, a niedługo potem same prawdy umierają. Zaś wraz z nimi umierają też rozumność, uczciwość oraz przyzwoitość.
Kto się boi Ruchu Narodowego
Pod takim tytułem odbyła się konferencja w Domu Dziennikarzy w Warszawie organizowana pod patronatem "Gazety Warszawskiej", a na sali mieszczącej z 300 osób było raptem... 60. Wystąpili wodzowie Ruchu Narodowego, panowie Winnicki i Kowalski, oraz starszy Kresowiak, pan Srokowski.
Referaty o ruchu narodowym i jego znaczeniu były ciekawe, choć gdyby prelegenci mówili krócej, audytorium by wiele więcej z ich mów zapamiętało.
W dyskusji zwróciłem uwagę, że system jednomandatowy, który kilku z dyskutantów zachwalało, ma podstawową wadę. Partia, jak było w Kanadzie, może zdobyć 22 proc. głosów, a mieć tylko jednego posła. Dlatego trzeba, by co najmniej 15 – 20 mandatów było przyznanych partiom wedle klucza proporcjonalności i z tych partii weszliby do parlamentu ci kandydaci, którzy w wyborach zdobyli najwięcej głosów.
Skompromitować Macierewicza, umorzyć śledztwo
Akcja prokuratorsko-medialna mająca na celu skompromitowanie Zespołu Antoniego Macierewicza nie była działaniem przypadkowym ani odosobnionym, ale miała przygotować grunt pod "właściwy" odbiór społeczny umorzenia śledztwa w sprawie organizacji lotów do Smoleńska. Warto wyciągnąć z tej pouczającej lekcji wnioski.
1) Podniecanie się sondażami, wyjściem Godsona czy Gowina, rozpadem PO itd. to zajęcia z góry przygotowane dla "naszych" mediów i naszego obozu. Mają one na celu odciągnąć naszą uwagę od właściwych działań, dać nam fałszywą nadzieję na rychłe zwycięstwo oraz doprowadzić do zniechęcenia i rezygnacji. Dopóki elita obozu patriotycznego będzie dalej podążała na smyczy manipulatorów Bandy Trzymającej Władzę, dopóty nie mamy szans nie tylko na zwycięstwo, ale nawet na podjęcie groźnej dla przeciwnika walki.
Pluralizm w działaniu
Wyborcze zwycięstwo CDU w Niemczech stało się okazją do demonstracji siły Stronnictwa Pruskiego w naszym nieszczęśliwym kraju. Bo trzeba nam wiedzieć, że w naszym nieszczęśliwym kraju od drugiej połowy lat 80. panuje polityczny pluralizm. Kiedy okazało się, że istotnym elementem nowego porządku politycznego w Europie będzie ewakuacja imperium sowieckiego z Europy Środkowej, liczni bezpieczniacy zarówno z SB, jak i razwiedki wojskowej postawili sobie pytanie, co mają w związku z tym uczynić, w jaki sposób zapewnić sobie bezpieczeństwo na wszelki wypadek.
Ponieważ są to ludzie zdemoralizowani, gotowi służyć każdemu, kto zapewni im możliwość pasożytowania na mniej wartościowym narodzie tubylczym, ale przy tym inteligentni i spostrzegawczy, to domyślili się, że po ewakuacji sowieciarzy prędzej czy później nastąpi odwrócenie sojuszy.
POWRÓT "SEAWOLFA"
Informuję wszem wobec, że pierwsza część blogów zebranych śp. kapitana żeglugi wielkiej Tomasza Mierzwińskiego pt. "SEAWOLF O POLITYCE" jest już w sprzedaży.
Zamysłem wydawnictwa "Słowa i Myśli" jest wydanie w najbliższym czasie kapitalnych blogów podróżniczych Tomka, a następnie całej reszty Jego przebogatej, blogerskiej spuścizny. Tym samym udało się ocalić od zapomnienia bezcenne, ulotne zapisy chwili...
KIM BYŁ DLA NAS I DLA POLSKI TOMASZ "SEAWOLF" MIERZWIŃSKI – (słowo wstępne do książki "Seawolf o polityce")
Kim był tak naprawdę kapitan żeglugi wielkiej Tomasz "Seawolf" Mierzwiński, człowiek, który zrewolucjonizował i wytyczył standardy polskiego bloga? On sam określał się mianem "jaskiniowego antykomucha". Jego światopogląd raz na zawsze ukształtował widok z okna gdyńskiego mieszkania przy ulicy Świętojańskiej, gdy jako 6-letni chłopiec ujrzał za szybą tłum rozgniewanych ludzi i niesionego na drzwiach zakrwawionego mężczyznę. Ten widok prześladował go do końca życia...
Fiasko polityki zagranicznej braci Kaczyńskich
Kryzys syryjski i wygrana Rosji zmusza do ponownego spojrzenia na sytuację Polski. Tak się bowiem składa, że nie dość, iż nie mamy dobrej polityki zagranicznej, to nawet brakuje nam dobrych opracowań na temat tejże, brakuje analiz, które mogłyby posłużyć za kanwę działań nowego rządu RP.
Sondaże wskazują, że kolejny rząd w Warszawie może być stworzony przez PiS, zapewne w jakiejś koalicji. Niestety, polityka zagraniczna lansowana przez to ugrupowanie, a sformułowana przez braci Kaczyńskich daleko odbiegała od realiów i zakładała oparcie bezpieczeństwa kraju na "wyjątkowym" sojuszu polsko-amerykańskim wewnątrz NATO, podżyrowanym przez Izrael i żydostwo amerykańskie.
Żeby każdy Polak miał kawałek Polski
Rozmowa z Marianem Kowalskim z Ruchu Narodowego
– Wizyta dobiega końca, pierwszy raz byłeś na tym kontynencie, miałeś jakieś wyobrażenia o tym, jak tu jest, gdzie jedziesz itd. Co Cię najbardziej uderzyło, co musiałeś zweryfikować?
– Widać gołym okiem, że jest duża przychylność dla przedsiębiorczości zwykłych obywateli. Na każdym kroku widać firmy, widzę, że to nie są duże firmy, takie raczej pewnie rodzinne czy jednoosobowe, mnóstwo pawilonów, w których te firmy się mieszczą. W zasadzie całe przedmieścia to są miejsca, gdzie te firmy się zainstalowały. Przed każdą firmą solidne parkingi, żeby był łatwy dostęp.
Tego w Polsce nie ma. Jak jest firma, to nie ma przed nią parkingu, jak jest parking, to płatny, czyli widać, że tutaj ta infrastruktura istnieje. Są szerokie, porządne drogi, widać, że są korki, ale to jest incydent, a u nas korki to jest zasada. No i przede wszystkim duma z flagi państwowej, tutaj są wszędzie flagi, często dwie, flaga kanadyjska i flaga kraju, z którego obywatel pochodzi, czyli ludzie się afiszują ze swoim patriotyzmem, są dumni ze swojego pochodzenia. Tego w Polsce nie ma. Już nie muszę mówić, że tutaj jest straszna mozaika etniczna, a jednocześnie widać na pierwszy rzut oka, że jest porządnie, czysto, ludzie są uprzejmi, i nawet w tym ścisłym centrum Toronto, gdzie budynki stoją prawie jeden na drugim, mnóstwo ludzi, to jednak widać coś pozytywnego, ludzie pracują, są w ciągłym ruchu, i nie widać czegoś takiego jak w Polsce – przygnębienia na twarzach ludzi. To takie pierwsze refleksje.
Szejnfeliada
Tym, kim jesteś dzisiaj, czyni cię wiedza o tym, kim byłeś wczoraj i przedwczoraj. I przed stu pięćdziesięciu laty. I trzysta lat wstecz. To jest pierwsza strona medalu pt. "świadomość narodowa".
Oto tego samego medalu strona druga: człowiek nie wie, kim jest, póki nie zrozumie, kim chciałby zostać. I wreszcie strona medalu, jak by to ująć, trzecia, spośród wymienionych prawdopodobnie najważniejsza: gdy nie znasz swojej przeszłości dostatecznie dobrze, gdy zakłamane media karmią cię zakłamaną historią – wówczas w zakłamanej teraźniejszości ściskasz dłonie zakłamanym ludziom. A przy okazji skazujesz swoje dzieci na zakłamaną przyszłość – we wspólnocie na amen zakłamanej.