Siedzę przy dziadku niemieckim
Przede mną róże trzy, w wysokim wazonie i one też bardzo wysokie. Pomimo że poprzycinałam im te długie łodygi, to nadal są wysokie.
Dziadek czyta i czyta i krzyżówki nadal rozwiązuje, tylko nie chce iść do ogrodu. Nie wierzy mi chyba, że na zewnątrz jest cieplej niż w domu. Trawka ładnie utrzymana, skoszona. Pochodziłam po niej, nawet na boso. Nie bałam się, że na coś nadepnę, bo miesiąc temu sama ją grabiłam i wygrabiałam z niej patyki i inne rzeczy.
Walka wyborcza w Polsce
Niedawno przyjechałam do Polski. Tutaj niedługo wybory, ale kogo będą wybierać, pytam męża. On mówi, że prezydenta. Ale przecież już mamy prezydenta! Po co nam nowy? Mąż mówi, że właściwie to nam prezydent za bardzo niepotrzebny, ale co ileś lat go wybierają. Na pewno co cztery lata.
Aha. Cztery lata temu na pewno mnie w Polsce nie było. Co ja robiłam cztery lata temu, gdzie byłam? To musiał być rok 2011 i też pewnie maj. Żadne nasze dziecko nie zdawało wtedy matury? Bo w maju są matury i starałam się zawsze być w domu w tym czasie. Ale nie. Zaraz, myślę… rok temu byłam u dziadka koło Lubeki, dwa lata temu u babci koło Bremy, trzy lata temu byłam... Już wiem, w roku 2011 w maju byłam u dziadka koło Monachium. I dlatego jestem tak na bakier ze wszystkim.
Gdzie te jabłka polskie się podziały?
Wróciliśmy, wczoraj wróciliśmy. Jechaliśmy czterema pociągami, dwoma samochodami. Samochody na początku i na końcu, pociągi wiozły nas po godzinie do półtorej godziny każdy. Jechaliśmy do Gdańska, tam mieszka męża brat z rodziną. Rodzina wielopokoleniowa, bo i wnuczek.
Zakosztowaliśmy trochę luksusu, bo oni pieniądze mają, więc na obiad zawieziono nas do restauracji, leżącej nad strumyczkiem. Strumyczek zakręca akurat na tym terenie, słychać jego szum. Dużo samochodów, dużo ludzi z dziećmi tam przyjeżdża. Spędzają tam całą niedzielę. Restauracja ma swoje kury, które też stanowią atrakcję. Były też i kozy. Na stoku podpórki pod winogrona. Strumyczek dalej tworzy staw, więc i pstrągi, czasem nawet i sandacze. Ja jadłam pstrąga normalnie smażonego, frytki i zestaw surówek. Zjadłam je, zanim podano pstrąga. Pyszne to wszystko było.
Wróciłam, jak ten ptak
Jestem w autobusie, który zaraz odjeżdża do Polski. Cieszę się, że już wracam i że taką mam teraz właśnie pracę, że nie muszę jeździć na dwa miesiące, bo taki był tamten rok, do lipca.
Jestem już w pociągu jadącym do mojej miejscowości, czyli ostatni etap mojej podróży. Ostatni, to dobrze, bo już mam dość. Dzisiaj miałam niemiłą sytuację, niebezpieczną po prostu. Przed wysokimi schodami dworca, w drodze do peronów, stał jakiś pan w średnim wieku. Spytałam się go, czy pomógłby mi wnieść walizę. Powiedział, że zaniesie ją nawet na sam peron. Dałabym radę sobie potem, chodziło mi tylko o te schody, ale niósł ją do samego pociągu. Dałam mu ostrożnie, aby nikt nie widział, cztery złote. Byłam mu wdzięczna. Jechało od niego alkoholem, ale to nic. Na peronie stało trzech ochroniarzy kolejowych, kiedyś nie było ich. Ale kiedyś ludzie mieli pracę w Polsce i nie było tak dużo ludzi biednych, niemających co jeść.
W Polsce są biedne dzieci
W Niemczech trzeba uważać. Niemiec może nie oszuka Niemca, ale czasami skorzysta z okazji, aby oszukać obcokrajowca. Bo to łatwiej. Dzisiaj oddawałam spodnie, które wczoraj kupiłam, poprzymierzałam i doszłam do wniosku, że te akurat oddam. Miałam na to miesiąc. Sklep jest tani, więc sklepowe na pewno dużo nie zarabiają... to próba mojego usprawiedliwienia nieuczciwości pani kasjerki. A może zagapiła się.
Oddawałam spodnie, więc dawała mi do wypełnienia kartki różne, nawet imię, nazwisko, adres mój, potem jeszcze kupowałam gumeczki. I jeszcze dodatkowo chciałam zachować ten paragon, bo na nim były drugie spodnie, więc ona go przepisywała. Zapłaciłam za nie osobno. Odchodzę i orientuję się, że nie otrzymałam pieniędzy za spodnie. Wracam te kilka kroków, tłumaczę i wreszcie pani zaskakuje, że rzeczywiście. Śmieją się więc wszystkie trzy, ale mi nie do śmiechu, ja chcę moich pieniędzy.
Jeszcze o Katyniu
Nie zapominajmy o Katyniu, aby Smoleńsk go nie przyćmił, bo osoby, które zginęły, leciały tam, aby uczcić Katyń. Nie uczciły, poległy też tam razem. Kto uczci teraz ich los i los tych z czasów II wojny światowej?
Katyń, pamiętajmy o Katyniu. Smoleńsk, pamiętajmy o Smoleńsku i oby więcej takich miejsc na ziemi nie było. Takiej krzywdy narodowej, polskiej. Patrzę na zdjęcia osób, które zginęły w Smoleńsku, które leciały i w locie tym zginęły, bo coraz więcej o tej prawdzie się mówi, a nawet pisze na portalach internetowych polskich. Co się dzieje, czyżby prawda po pięciu latach zaczęła wychodzić na wierzch? Prawda to jest, czy nieprawda? Jeśli prawda, to czy to jest cała prawda?
Brzoza nie jest skupiskiem drzew
Wróciłam z powrotem, do dziadka niemieckiego, który mieszka w Monachium. Opiekuję się nim od kilku miesięcy. Razem z dziadkiem mieszka jego rodzina, córka z rodziną. Mam pokój na poddaszu. Smutno mi było tu jechać, bo za krótko byłam w domu, w Polsce.
Mignęło, a po świętach brak ferii. Jedne uczelnie mają, inne nie. Syn wyjechał też dzisiaj, ale ja pierwsza. Ja wcześnie rano. Dziadek czuje się dobrze, widzę, że córka jego nakupowała teraz książek. Gazety dziadkowi nie wystarczały, to było widać. Za szybko je czytał, godzinami całymi, to bardzo pilny dziadek. Ta pilność przydałaby się jego wnukom. Jedna z tych książek jest taka, że lewa strona jest po rosyjsku, a prawa po niemiecku. Ten sam tekst. Kiedyś przecież dobrze czytałam po rosyjsku. Jednak teraz lepiej po niemiecku – i czytam, i rozumiem. Może, gdybym się uparła, dłużej poczytała, tobym sobie przypomniała ten język.
Tydzień do świąt
Tydzień do świąt, niedziela palmowa, a ja wzięłam się za ciasto. Kupiłam w Niemczech kakao, na nim jest przepis i piekę wg niego. Ciasto czekoladowe, ale powiększone dwa i pół razy w porównaniu z tym ciastem z przepisu. Kieliszek wina Fado obok mnie stoi. Już drugi sobie popijam, tzn. połówkę. Wyczytałam w Internecie, że jest to dość dobre wino i niedrogie.
Mąż ogląda mecz Polska – Irlandia i jak pomyślę o tych Polakach szczęśliwych, na trybunach, po pierwszej naszej bramce... Mąż mówi, że to Peszko strzelił bramkę. Był jakiś czas temu zawieszony ten piłkarz, ale jak pięknie się zmieścił z tym strzałem, z tą piłką, która słucha Polaków na tej irlandzkiej ziemi. Gościnnej dla Polaków. Każdy z tych Polaków na trybunie ma swoją historię. Każdego bym z chęcią posłuchała, skąd się tu wziął, tak daleko od kraju. Czy przyjechał specjalnie na mecz Polska – Irlandia, czy może mieszka już w Irlandii. Od kiedy mieszka, jeśli mieszka.
Ukrainka
Regina Płatek-Kunicka, jej życiorys warto przeczytać na mylive-online.
Życiorys obejmuje czasy przedwojenne, wojenne i powojenne. Ten portal internetowy to dla mnie prawdziwy skarb znaleziony w Internecie.
Gdy jechałam do Berlina po raz pierwszy, na jesieni, to akurat były strajki w Niemczech i dlatego rano nie wsiadłam do pociągu, chociaż już byliśmy na dworcu w mojej miejscowości w Polsce. Ostatecznie pojechałam wtedy inaczej, denerwując się pół dnia, bo wiedziałam, że już na mnie rodzina niemiecka czeka, abym przyjechała opiekować się dziadkiem.
List z Niemiec: Archiwum losów ludzkich – drukujemy i czytamy
Poprosiłam wnuka dziadka i dziadek ma prezent, już się nie nudzi. Już nie musi czytać po kilka razy tych samych gazet. Na stronie mylife online są opowiadania po polsku – Polaków, i po niemiecku – Niemców i Żydów. Znalazłam je. Wspaniały pomysł. Wojna ze wszystkich stron przekazywana, i to po tylu latach.
Wspomnienia są pisane przez ludzi starych już, 90-letnich. Wydrukowaliśmy z wnukiem dziadka niemieckiego dwie pierwsze opowieści. Lecę z nimi do dziadka, a on w kiblu siedzi, i to tym zakazanym, tym dla gości. Zapomniałam zamknąć go dużym śrubokrętem. Tak się robi w tym domu. Dziadek ma swój pokój, trochę dalej, i przy nim ma łazienkę, z której powinien korzystać. No więc tym razem siedział na kiblu, drzwi były otwarte, a ja czekałam zniecierpliwiona, żeby mu się pochwalić tym, co wydrukowaliśmy.