Jestem w autobusie, który zaraz odjeżdża do Polski. Cieszę się, że już wracam i że taką mam teraz właśnie pracę, że nie muszę jeździć na dwa miesiące, bo taki był tamten rok, do lipca.
Jestem już w pociągu jadącym do mojej miejscowości, czyli ostatni etap mojej podróży. Ostatni, to dobrze, bo już mam dość. Dzisiaj miałam niemiłą sytuację, niebezpieczną po prostu. Przed wysokimi schodami dworca, w drodze do peronów, stał jakiś pan w średnim wieku. Spytałam się go, czy pomógłby mi wnieść walizę. Powiedział, że zaniesie ją nawet na sam peron. Dałabym radę sobie potem, chodziło mi tylko o te schody, ale niósł ją do samego pociągu. Dałam mu ostrożnie, aby nikt nie widział, cztery złote. Byłam mu wdzięczna. Jechało od niego alkoholem, ale to nic. Na peronie stało trzech ochroniarzy kolejowych, kiedyś nie było ich. Ale kiedyś ludzie mieli pracę w Polsce i nie było tak dużo ludzi biednych, niemających co jeść.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!