Jesień w Mińsku
Liście żółkną, jest chłodniej i spadł spory deszcz, więc zieleń odżyła. W piątek, 4 września, złożyłem oficjalny protest przeciwko działaniu Białoruskiej Komisji Wyborczej w biurze Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, w skrócie OBWE. Twierdzę, że Białoruska Komisja Wyborcza złamała Konstytucję, więc powinna naprawić swój błąd, rejestrując mnie na kandydata i dając wszelkie prawa kandydata, w tym wystąpienia w TV.
Teraz zobaczymy, czy organizacja ta, która nadzoruje wybory, ma "jaja". Powinna dać BKW ultimatum: albo dopuścicie go do uczestniczenia w wyborach, albo zwijamy manatki.
Granice trzeszczą i pękają
Nie jest z nami tak źle, jak można by przypuszczać na podstawie przedwyborczych deklaracji ugrupowań opozycyjnych, ani też tak dobrze, jak twierdzą przedstawiciele koalicji rządowej, z panią premierzycą Ewą Kopacz, popularnie zwana "koparą", na czele.
Oto w ostatnią niedzielę ("Ta ostatnia niedziela...") "naród polski", na mocy art. 4 konstytucji w roku 1997 sprawujący w naszym nieszczęśliwym kraju "władzę zwierzchnią", a więc będący rodzajem suwerena, uchylił się od statystowania w widowisku, którego pomysłodawcą był pan Paweł Kukiz, a wykonawcą – spanikowany do nieprzytomności perspektywą przegrania wyborów pan prezydent Bronisław Komorowski. Mam oczywiście na myśli referendum, do którego pytania – jak to w niepojętym przypływie szczerości ujawnił opętany przez Żydów biłgorajski chłop, czyli pan Henryk Wujec, zatrudniony przez pana prezydenta Komorowskiego w charakterze Doradcy Doskonałego – przygotowane były w nocy i w dodatku – na kolanie.
Toteż zaledwie około 7 procent pofatygowało się do urn wyborczych, tym bardziej że – jak pisałem w poprzednim tygodniu – Senat odrzucił wniosek pana prezydenta Dudy o urządzenie kolejnego referendum 25 października, a poza tym cały naród śledzący wydarzenia w Grecji, mógł się przekonać, gdzie Umiłowani Przywódcy mają "suwerena" i jego deklaracje, gdy przychodzi do konfrontacji demokracji z plutokracją.
Jak pamiętamy, w greckim referendum tamtejszy grecki naród, też ma się rozumieć, zażywający reputacji "suwerena", większością 61 procent głosów opowiedział się za odrzuceniem żądań wierzycieli tego państwa. I co się stało? Wzięty w Brukseli na konwejer przez Naszą Złotą Panią i francuskiego filuta Hollande'a, podczas gdy Donald Tusk stał przy drzwiach na świecy, grecki premier Cipras puścił farbę i przyznał się do wszystkiego, a następnie grecki parlament w osobach tamtejszych Umiłowanych Przywódców z podkulonym ogonem przyjął wszystkie żądania wierzycieli. No to w jakim celu naród polski miałby fatygować się do urn, zwłaszcza że i pytania były tak postawione, by nikogo nie zobowiązywały do niczego?
Teraz słyszymy, że pan prezydent Duda odgraża się, iż zażąda jeszcze jednego referendum – pewnie żeby zapytać naród polski, czy chce, by nasz nieszczęśliwy kraj został mocarstwem od morza do morza, a każdy obywatel był młody, zdrowy, bogaty i piękny. Obawiam się wszelako, że pan marszałek Borusewicz, podobnie jak cała Platforma Obywatelska i PSL, również ten wniosek odrzuci, dopatrując się w pytaniu treści sprzecznych z konstytucją, według której Rzeczpospolita Polska jest "demokratycznym państwem prawnym", w dodatku "urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej". Przekładając ten skomplikowany opis na język ludzki, zwłaszcza używany przez marszałka Józefa Piłsudskiego, można powiedzieć, że mniej więcej znaczy to: "burdel i serdel", który z żadną mocarstwowością na pewno nie ma nic wspólnego. W tej sytuacji argumentacja pana marszałka Borusewicza wyjątkowo nie byłaby pozbawiona sensu.
Ale nie te materie zaprzątają w "dniach ostatnich" uwagę opinii publicznej w Polsce, bo jakże tu przejmować się jakimiś demokratycznymi sabatami, kiedy południowe granice Europy trzeszczą, a nawet pękają pod naporem tak zwanych uchodźców z Syrii, Iraku, Afganistanu, Libii, Egiptu, Libanu, a nawet Tunezji, chociaż, jak wiadomo, "Tunezji nikt nie zji" – a więc z krajów na skutek amerykańskich "operacji pokojowych" i "misji stabilizacyjnych", a także francuskich prób ustanowienia kieszonkowego imperium w basenie Morza Śródziemnego, wtrąconych w stan krwawego chaosu? Nawiasem mówiąc, warto zwrócić uwagę, że ten krwawy chaos ogarnął kraje uważane do niedawna, mniejsza o to – słusznie czy niesłusznie – za potencjalne zagrożenie dla bezcennego Izraela. Ale bezcenny Izrael nie tylko zamknął swoje granice przed "uchodźcami", ale w dodatku zapowiedział budowę muru – tym razem na granicy z Jordanią. Najwyraźniej Izrael nie spocznie, dopóki nie otoczy się murami, a przynajmniej – kolczastymi drutami. Widocznie dopiero w takim otoczeniu mieszkańcy Izraela mają odpowiednie warunki rozwoju. Mniejsza zresztą o to, bo ważniejsza jest wędrówka ludów – czwarta już w dziejach świata – tym razem znowu napierających na Europę.
Teoretyczną motywacją "uchodźców" jest pragnienie bezpieczeństwa, ale możemy to – podobnie zresztą jak każdą oficjalną motywację – spokojnie włożyć między bajki. Oto bowiem gdy Serbia zaoferowała im gościnę, by zasiedlić w ten sposób tereny wyludnione wskutek czystek etnicznych, żaden "uchodźca" tej propozycji nie przyjął, bo wszyscy pragną dotrzeć do Niemiec, ewentualnie – do Anglii lub Szwecji, gdzie jest najwyższy socjal. Ponieważ żaden z Umiłowanych Przywódców nie dopuszcza do siebie myśli o zlikwidowaniu, a nawet o zmniejszeniu socjalu i już prędzej zamachnęliby się na demokrację, to w związku z falą "uchodźców" doznali w końcu potężnego dysonansu poznawczego. Zgodnie z indiańskim porzekadłem, że jeśli nie możesz ich pokonać, przyłącz się do nich, padł rozkaz, by "imigrantów" (bo z chwilą dotarcia do pierwszego bezpiecznego kraju przestają oni być "uchodźcami", a stają się "imigrantami") witać wylewnie i serdecznie.
Toteż zarówno w Austrii, jak i w Niemczech opętane propagandą multi-kulti bandy idiotów rzucają się "imigrantom" na szyje, całują ich w otwory gębowe twarzy i nawet gdzie indziej – a te obrazy z szybkością światła docierają następnie do Syrii i innych, pogrążonych w chaosie, albo zwyczajnie – biednych krajów, mobilizując następnych amatorów europejskiego socjalu. Zatem przewodniczący Komisji Europejskiej Jan Klaudiusz Juncker obwieścił, że aktualnie trzeba przyjąć 160 tys. "imigrantów", ale każdy wie, że to dopiero początek, bo jeśli zostanie przyjętych 160 tysięcy, to na granicach pojawi się następne pół miliona, których też trzeba będzie przyjąć, a wtedy pojawi się kolejny milion albo i półtora – i tak dalej – tym bardziej że Unia Europejska respektuje prawo do łączenia rodzin. Nasza Złota Pani apeluje o "solidarność", w ramach której wyznaczyła naszemu nieszczęśliwemu krajowi kontyngent co najmniej 11 tysięcy gości. Problem między innymi w tym, że ponieważ chcą oni przedostać się do Niemiec, Polska musiałaby założyć dla nich "polskie obozy koncentracyjne" i wtedy inspirowane przez Żydów "media międzynarodowe" mogłyby pisać o nich codziennie bez obawy narażenia się na przykrości, nie mówiąc o protestach. Ta atmosfera udzieliła się nawet Jego Świątobliwości papieżowi Franciszkowi, który zaapelował, by każda parafia, każda wspólnota zakonna i każde seminarium wzięło do siebie chociaż jedną rodzinę. Warto zwrócić uwagę, że sam papież Franciszek nie wziął żadnej rodziny do Domu Świętej Marty, w którym mieszka, przezornie poprzestając na ofercie dwóch "watykańskich" parafii. Ale na ten apel natychmiast odpowiedział JE abp Stanisław Gądecki, ten sam, co to w naszym nieszczęśliwym kraju promuje Dni Judaizmu – żeby każda parafia – i tak dalej. W popieranie tej akcji bardzo zaangażowała się żydowska gazeta dla Polaków pod redakcją pana red. Michnika, a środowisko wokół niej skupione, nieubłaganym palcem dźga tubylczych katolików w chore z nienawiści oczy, przypominając im o nakazie miłości bliźniego swego.
Próżno niektórzy próbują im tłumaczyć, że przykazanie to nakazuje miłować bliźniego swego "jak siebie samego", a więc nie doprowadzać na skutek tej miłości do własnej zguby albo do zguby swego narodu czy państwa. Na próżno dowodzą, że chrześcijaństwo, a zwłaszcza – rzymski katolicyzm – jest religią bardzo racjonalną. Nic nie pomaga, tym bardziej że tym argumentom dają odpór przedstawiciele duchowieństwa postępowego w rodzaju przewielebnego ojca Tomasza Dostatniego OP, który nie chce nawet słyszeć o takich herezjach. Jako znany liberał, ani nie chcę, ani nie mogę przewielebnemu ojcu Dostatniemu zabronić zakwaterowania w swojej celi nawet kilku muzułmańskich rodzin, podobnie zresztą, jak nikomu innemu – ale uważam, że dla bezpieczeństwa Bogu ducha winnych podatników, każdy taki gościnny obywatel powinien najpierw złożyć notarialne zobowiązanie, że przyjętą przez siebie rodzinę będzie na własny koszt utrzymywał, kwaterował, odziewał i leczył w chorobie aż do momentu, gdy jego goście sami z tej opieki zrezygnują – bez możliwości jej wcześniejszego wypowiedzenia z jego strony. Jestem pewien, że surowe egzekwowanie tego warunku przez władze publiczne nie tylko znakomicie przyczyniłoby się do uspokojenia euforycznych nastrojów, ale w dodatku sprzyjałoby prawidłowej ocenie rozmaitych kwestii teologicznych nie tylko przez absolwentów akademii pierwszomajowych, ale i przez rozdokazywanych przedstawicieli duchowieństwa.
Stanisław Michalkiewicz
POLSKA, GEOPOLITYKA I NOWY REALIZM (cz. 2)
II. N O W E Ś W I A T A T W O R Z E N I E ?
It's only after we've lost everything that we're free to do anything.
Tyler Durden
Polska, czyli Dormant State
Trwa wielka i złożona w swoich przejawach bitwa o dominację nad Wyspą Świata. Terenem bezpośredniego zwarcia amerykańsko-chińskiego – przy niezmiernie ważnym współudziale Rosji, czyli graczy prymarnych – jest Eurazja z podbrzuszem afrykańskim. Ale w istocie przestrzenią obejmującą teren walki głównych protagonistów jest cały glob. Władza i kontrola nad nim. Trwają przygotowania do finałowego wyłonienia – za pomocą środków politycznych lub militarnych – zwycięzcy z rywalizacji o jedynowładztwo planetarne. Z tej rekonstrukcji porządku światowego wyłoni się albo świat wielocentryczny, albo świat posiadający suzerena jedynego. Albo Rzym pozostanie Rzymem jedynym, w pełnej krasie, albo będzie musiał podzielić się z Kartaginą swoją strefą wpływów.
Smutno mi Boże…
Prezydent Duda pojechał do Niemiec, gdzie miał spotkanie z prezydentem, premierem i ministrem spraw zagranicznych tego kraju. Jak podała prasa, poruszył tam sprawę szkolnictwa polskiego u naszych sąsiadów i kilka innych mniejszych spraw.
Komentarze prasy niemieckiej były raczej ciepłe, podobnie komentarz w "Naszym Dzienniku" pióra pana Falkowskiego. Ale czy celem tej wizyty powinno być poklepywanie po ramieniu prezydenta, czy załatwienie ważnych dla Polaków spraw? Celem wizyty powinno być przywrócenie odebranych przez Goeringa w 1940 r. praw, jakie polska mniejszość miała tam przez lata. Gdyby je przywrócono, Polacy mogliby mieć do 15 posłów do Reichstagu. Ci posłowie by walczyli o to, co Polakom tam mieszkającym się należy.
Kumulacja gestykulacja
Ojej, ojej! Nie zaprosili Ewy Kopacz do Szczecina. Na obchody rocznicowe z okazji powstania NSZZ "Solidarność" jej nie zaprosili. Obchody okrągłe jak sama rocznica, trzydziesta piąta. Poniżej pleców mają godność urzędu, zapraszają, kogo chcą. A do tego ten milczący Jarosław Kaczyński. Kto to widział, żeby tak długo tak milczeć, tak nienawistnie.
Nie zaprosili Ewy Kopacz, chociaż "to święto narodowe nie należy do poszczególnych grup, ale do wszystkich Polaków", jak to ujęła osobiście nasza pani premier złotousta, swoim zwyczajem głosem lekko drżącym, a mimo wszystko wciąż ponadprzeciętnie uroczym. Przy tym ciekawe niezmiernie, które mianowicie narodowe święta należą do poszczególnych grup, skoro "to święto" należy do wszystkich? Dzień Milicjanta? Dzień Funkcjonariusza Wojskowych Służb Informacyjnych?
Antysemita Wiślimir i sprawa polska
Piękny tytuł. Z tradycjami, można powiedzieć. Bo to i słoń, i fortepian, i nawet ów Niemiec z dynastii Wittelsbachów, król Szwecji od 1697 roku, jak mu tam było... Karol XII. A teraz Wiślimir. Do tego to nazwisko: Antysemita. Delicje. Cymes po prostu. Zatem zaczynajmy.
Zaczniemy zaś od przypomnienia, iż ludzie bogaci w wiedzę, doświadczenie oraz charakter, utrzymują, że gdy tylko znajdujemy zasadną przyczynę, wówczas ludziom złym wolno i należy deformować facjaty. Dosadniej: wolno lać ich po ich kłamliwych pyskach. "Jeśli masz dobry powód, masz również prawo" – dopowiada popularna sentencja.
JOW to Polak z każdego powiatu
Apeluję do moich rodaków, aby 6 września głosowali za zmianą ordynacji proporcjonalnej na większościową. Rzadko kiedy naród ma szansę zmienić swoją przyszłość w kulturalny i pokojowy sposób. System proporcjonalny przez ćwierć wieku okazał się tak szkodliwy, że czas go zmienić.
Jego podstawową wadą jest zdolność do tworzenia z partii mafii politycznych, manipulujących potencjalnym elektoratem w celu przetrwania w polityce i często reprezentujących interesy niezgodne z polską Racją Stanu. Mafie polityczne mają na celu dalsze zniewolenie Polaków biedą.
Buldogi pod dywanem
Wprawdzie nasz nieszczęśliwy kraj znajduje się w przeddzień referendum, którego jeszcze w maju domagał się "cały naród", ale można odnieść wrażenie, jakby nikomu już na nim nie zależało.
Niewątpliwie jest to rezultatem zachowania niezależnych mediów głównego nurtu, które o referendum dobrze, jak nie wspominają słowem, a jeśli nawet wspominają, to z wyraźną niechęcią. Ale gdyby "cały naród" nadal się sprawą referendum interesował, to przynajmniej huczałoby o tym w Internecie, a tu i w Internecie cisza. Ale bo też są sprawy ważne i sprawy jeszcze ważniejsze, a do tych najważniejszych należą listy wyborcze do Sejmu i Senatu. O znalezienie się na listach wyborczych toczyła się batalia wskazująca ponad wszelką wątpliwość, że to walka o byt w najjaskrawszych przejawach.
Dama znad Amuru
Z oczywistych względów muszę zamieniać dolary na białoruskie ruble i zawsze dziwi mnie, jak dużo ludzi stoi w kolejkach do wymiany. Ostatnio zadziwiło mnie, że przede mną stała starsza potężniejszych rozmiarów pani i zmieniała rosyjskie ruble. Będąc wścibski, zapytałem ją, skąd jest.
– Jestem znad Amuru, czyli rzeki na Dalekim Wschodzie oddzielającej Rosję od Chin.
Zainteresowało to mnie i pogadaliśmy sobie. Okazało się, że pani rodem spod Moskwy ukończyła w ZSRS studia felczerskie i dostała nakaz pracy nad Amurem. Tam poznała oficera, pobrali się i zamieszkali na stałe. Ma tam trzypokojowe mieszkanie.
Aby zainstalować sukinsynów
No i jak tu nie wierzyć w ulubioną teorię spiskową, skoro co i rusz pojawiają się poszlaki, które nie tylko na nią wskazują, ale wręcz ją potwierdzają?
Jedną z takich poszlak była rozmowa, jaką w żydowskiej gazecie dla Polaków przeprowadziła pani red. Agnieszka Kublik z panem doktorem habilitowanym Michałem Bilewiczem, ongiś redaktorem naczelnym pisma "Jidełe" (Żydek), który, zdecydowawszy się na karierę naukową, został na Uniwersytecie Warszawskim kierownikiem Centrum Badań nad Uprzedzeniami.