Spośród dziewięciu państw zaliczanych współcześnie do światowego „klubu atomowego” Izrael dysponuje jednym z najsłabiej poznanych narodowych arsenałów pocisków balistycznych i zasobów rakiet nośnych dla satelitów. Choć trudno o precyzyjne dane dotyczące tamtejszego programu zbrojeń nuklearnych, nie brakuje jednak przesłanek wskazujących na wysoki poziom rozwoju izraelskich środków przenoszenia. Świadczy o tym zarówno specyfika lokalnego programu kosmicznego, jak i aktualne postępy w doskonaleniu wojskowych technologii rakietowych – wliczając w to próby z nowymi pociskami dalekiego zasięgu, Jerycho-3. Kluczowe międzynarodowe instytuty analityczne nie wahają się przed uznaniem tych starań za jeden z przejawów współczesnego zaostrzania międzynarodowej rywalizacji na polu zbrojeń atomowych.
Izraelski arsenał rakietowy. Broń międzykontynentalna?
W aktualnym wydaniu corocznego sprawozdania Sztokholmskiego Międzynarodowego Instytutu Badań nad Pokojem (Stockholm International Peace Research Institute), SIPRI Yearbook 2016, wskazano Izrael jako jedno z państw czyniących wzmożone wysiłki na rzecz wzmocnienia swojego potencjału wykorzystania broni nuklearnej. Dostrzeżono w tym aspekcie przede wszystkim testy pierwszego izraelskiego międzykontynentalnego pocisku balistycznego z prawdziwego zdarzenia, który może dysponować zdolnością przenoszenia głowic jądrowych o masie do 750 kg (prawdopodobnie również w opcji 2-3 głowic MIRV) na odległości przekraczające 11000 km. Mowa o trzeciej generacji pocisków Jerycho – czterostopniowych rakiet dalekiego zasięgu, które znajdują się już w służbie najpewniej od 2011 roku. Jeśli ich osiągi są oszacowane trafnie, mogą z powodzeniem dostarczyć ładunek bojowy do praktycznie dowolnego miejsca na terytoriach pozostałych ośmiu mocarstw nuklearnych.
Izraelskie dążenia do opanowania tego rodzaju technologii mają swoją głębszą genezę. Gdy we wrześniu 1988 roku Izrael wystrzelił na niską orbitę okołoziemską pierwszego własnego satelitę (Ofeq-1) z użyciem nowej rakiety kosmicznej Shavit (z hebr. Kometa), stało się jasne, że małe państwo na Bliskim Wschodzie posiada w swoich zasobach wysoce zaawansowane balistyczne środki przenoszenia głowic jądrowych. Wielu obserwatorów wskazywało w tym kontekście, że Shavit do złudzenia przypomina pocisk strategiczny Jerycho-2 wyposażony w dodatkowy stopień z ładunkiem satelitarnym zamiast głowicy bojowej. W praktyce oznaczało to możliwość rażenia celów oddalonych od terytorium Izraela o tysiące kilometrów – obejmującą swym zasięgiem wszystkie stolice wrogich państw arabskich, a nawet cele w Europie, czy na terytorium byłego Związku Radzieckiego.
Mimo to, prowadzone przez Izrael próby rakiet Jerycho-2 i jej kolejnych modyfikacji kończyły się zawsze na znacznie krótszych dystansach, sięgających 1450-1500 km. W kontekście równoległych pomyślnych startów rakiet Shavit z kosmodromu Palmachim, położonego 10 km na południe od Tel Awiwu, pojawiły się podejrzenia, że pełne możliwości rakiet Jerycho-2 nie zostały jak dotąd ujawnione w trakcie prób. Zdawały się to potwierdzać komentarze przedstawicieli amerykańskiego Departamentu Obrony, którzy sugerowali niejednokrotnie, że Izrael świadomie nie podejmował w latach 80. XX wieku testów maksymalnego zasięgu swoich rakiet. Miało to wynikać przede wszystkim z ograniczeń przestrzennych i politycznych, motywujących unikanie lotów rakietowych nad terytorium wrogich państw (choć testy podobnych rakiet prowadzono też we współpracy z władzami RPA). Stąd wzięła się również dalsza niekonwencjonalna orientacja przestrzenna izraelskich startów kosmicznych w kierunku zachodnim – przy specyficznym torze lotu i pomimo korzystniejszego podejścia orbitalnego na wschód.
Możliwości izraelskich rakiet kosmicznych stały się w naturalny sposób punktem odniesienia przy szacowaniu zasięgu ich bojowych odpowiedników. Te zaś, w opinii obserwatorów, miały być zdolne do przekroczenia dystansu 4500 km z ładunkiem bojowym o masie nawet 1000 kg. Niezależnie od stwierdzonych osiągów, jeszcze w dobie lat 90. XX wieku oceniano je jako zbyteczne z punktu widzenia celów strategicznych i interesów Izraela, które z założenia miały się skupiać na zagrożeniach występujących ściśle na obszarze Bliskiego Wschodu.
Mimo to, wkrótce okazało się, że Izrael dostrzega głębszy sens w rozwoju rakiet dalekiego zasięgu. Prace nad międzykontynentalnym pociskiem strategicznym trwały już na początku nowego stulecia, z prawdopodobnymi początkami jeszcze przed 2004 rokiem. Nowa rakieta interkontynentalna Jerycho-3 zachowała pokrewieństwo z rakietą nośną Shavit, choć ta ostatnia również przeszła na przestrzeni lat gruntowną modyfikację. Nowy typ pocisków przystosowano do odpalania z ukrytych silosów rakietowych, choć podejrzewa się, że na wyposażeniu armii izraelskiej jest także wersja mobilna.