A+ A A-
piątek, 02 listopad 2012 15:00

"Szerszy zakres zadań"

kumorADżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach... I dlatego ich świat przeminął. 

Taka jest smutna prawda. Dlatego dzisiaj zacznę od pieniędzy. Oto bowiem od czasu do czasu odbieram telefony, dlaczego zamieszczamy reklamę tych, a nie tamtych, albo dlaczego reklamujemy X, skoro on razem z Y źle mówił o drogich nam sprawach.
Odpowiedź jest prosta. Polega to wszystko na tym, że wiele osób sądzi, iż niektóre rzeczy biorą się z powietrza lub jak manna z nieba od Pana Boga i – po prostu - powinny być. Tymczasem – też nad tym ubolewam – Fenicjanie wynaleźli kiedyś pieniądze, a Żydzi do perfekcji doprowadzili obrót nimi i niestety za większość rzeczy trzeba płacić.
Przykre jest natomiast to, że ludzie, którzy nas popierają "ustnie" i zgadzają się "po linii i na bazie" z tym, co publikujemy – jakoś nie widzą związku własnych poglądów z tym, na co wydają pieniądze. Niestety, we współczesnym świecie jest to związek zasadniczy.
Zanim więc, Drogi Czytelniku, zadzwonisz do nas ze świętym oburzeniem za drukowanie tej czy tamtej reklamy – zadaj sobie pytanie – w jaki sposób ostatnio nas wsparłeś. Bo znam takich, którym szkoda $1.50, "skoro mogą przeczytać od kolegi"...
To jedna sprawa, druga bezpośrednio z nią związana, to że warszawskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, w którego gestii są teraz wielomilionowe środki na pomoc dla Polonii, będzie na naszym podwórku dofinansowywać "media".
Ujął to w prostych słowa wiceminister spraw zagranicznych p. Cisek. Cytuję za Der "Dziennikiem": "Chcemy zmian w mediach polonijnych. Jedną z nich ma być konsolidacja tytułów tak, by te małe zostały wchłonięte przez większe. (...) Zamiar zmian w mediach polonijnych jest konsekwencją analizy medioznawczej na ich temat zleconej przez MSZ. (...) W zamian za dofinansowanie MSZ będzie jednak domagać się realizacji przez wspierane media celów wyznaczonych w resorcie. Chcielibyśmy wspierać te podmioty, które rokują realizację określonych celów polskiej polityki zagranicznej i (…) doprowadzić do sytuacji, w której media – jeśli otrzymują na swoją działalność pieniądze – będą realizować nieco szerszy zakres zadań" – dodał Cisek.
Jak więc widzisz, Drogi Czytelniku, jeśli sam sobie nie zapłacisz, będziesz jadł z ręki tym, którzy płacą, wymagając jedynie "realizacji nieco szerszego zakresu zadań". Wybór należy do Ciebie...
Tyle o pieniądzach.
Z "Gońcowej" strony liczymy (liczyć każdy może) na to, że wysokość przekazywanych przez resort spraw zagraniczny środków, jak również lista adresatów będą jawne. Miło byłoby też by poszczególne "podmioty" w ramach tzw. transparentności informowały ile środków i na realizację jakich zadań dostają od MSZ.
No ale zdaje się za dużo wymagam... Dzisiaj zwykłych Czytelników nikt już poważnie nie traktuje.


•••


Podczas spotkania z Grzegorzem Braunem (jak zwykle palce lizać, kolejne 9 listopada) – padło ciekawe pytanie, jak to się dzieje, że polskie elity, czyli – było nie było kiedyś normalni ludzie, z którymi chodziliśmy do podstawówki – dzisiaj gotowe są za byle grosz utopić Ojczyznę; działać przeciwko najbardziej podstawowym interesom Polaków.
Odpowiedź jest w zjawisku internacjonalizacji elit.
Tak jak ojczyzną elit bolszewickich była komunistyczna partia ZSRS, tak dzisiaj ojczyzną elit demoliberalnych jest ta czy inna loża lub luźno zorganizowana koteria. Widać to zwłaszcza na przykładzie państw biednych i aspirujących jak Polska, gdzie co bardziej rozgarnięci synowie i córy są w mig rozpoznawani, a następnie wsysani przez ponadnarodowy "klub".
Łatwo to zrobić właśnie w krajach "neokolonialnych", w których "tutejsi", nawet ci bardziej wykształceni, mają pełną gamę kompleksów i zahamowań, na dodatek – jak to ma miejsce w Polsce – wyrastają często z pokolenie migracji wieś-miasto, niepewnego własnego wychowania i wartości.
Dla takiego Janka czy Zenka fakt wpuszczenia do przedpokoju imperatora stanowi tak duże kopnięcie zaszczytem, że plotą w zmieszaniu trzy po trzy.
A tak na poważniej, to zjawisko rozrywania się tkanki i elityzacji społeczeństwa, gdzie ci na górze manipulują tymi na dole, coraz bardziej nimi gardząc, zaostrza się również w USA (polecam "Coming Apart. The State of White America" Charlesa Murraya).
Chodzi o to, że o ile jeszcze kilkadziesiąt lat temu biedni i bogaci, wpływowi i bezsilni mieszkali w tych samych okolicach, posyłali dzieci do tych samych szkół i od czasu do czasu spotykali się w jednym kościele; dzisiaj zaś mieszkają w bąblach, odizolowani tak skutecznie, że o problemach maluczkich wiedzą z CNN. Co innego jedzą, oglądają, co innego kupują i inaczej świętują – są ludźmi z innej planety.
W Polsce tę sytuację ilustruje zlikwidowanie elit ziemiańskich. Dawniej dwór – jakikolwiek by był – jednak czuł się odpowiedzialny za wieś, która na niego pracowała. Dziedzic znał swoich chłopów, wiedział, co u kogo i kto kogo; interesował się, był blisko, często siedział w tym samym kościele i kładł kości na tym samym cmentarzu.
To tworzyło w naturalny sposób poczucie wspólnoty. To sprawiało, że w człowieku, który był przedmiotem naszej władzy, widzieliśmy właśnie konkretnego chłopa, konkretną osobę, a nie barachło – jak dzisiaj.


Andrzej Kumor
Mississauga

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 19 październik 2012 14:28

Nafta, panie, wszystko to nafta...


kumorAOd kiedy Obama dostał pokojowego Nobla za nazwisko i kolor skóry, uznałem, że Nobel zszedł do poziomu Laskowika lub Olgi Lipińskiej i nie warto poważnie komentować elukubracji norweskich zgredów. W tym roku niestety dałem się zaskoczyć in minus. Obstawiałem, że pokojowego Nobla dostanie np. czekista Putin za "Tańczącego z gęsiami", albo może piesek hrabiny Coco za uspokajający wpływ ogoniego merdu. Niestety, padło na Unię Europejską, czyli grono pozbawionych ludzkich odruchów eurokratów. Nawet tego noblowego dowcipu nie chwycą... Usłyszałem, że ponoć Unia przez 40 lat ratowała Stary Kontynent od wojny – a ja głupi kombinowałem, że to tomahawki Reagana, tysiące marines w Reichu i polityka MAD-u. Przyznać trzeba, że Unia też troszkę sama "walczyła o pokój", zwłaszcza w Serbii i Kosowie...

Niech im tam, niech sobie te pieniądze ze sprzedaży dynamitu oprawią w ramki, hak im w smak. Mam tylko małą prośbę do komitetu w Norwegii, by w przyszłym roku raczyli zadzwonić na moją komórkę – poważnie mówię – moje typy będą śmieszniejsze...


• • •


Wpadły mi w oko fotosy rozdzielane dla środków przekazu przez ministerstwo, a tam, wśród wielu nudnych, jedno ciekawe zdjęcie naszych dwu polonijnych posłów federalnych, pp. Lizonia i Opitza w towarzystwie Santa Clausa. Ponieważ idzie nam milowymi krokami ten sam sezon co zawsze, uczulam wszystkie dzieci, by potrafiły rozróżnić św. Mikołaja od Santa Clausa. Jak zapewniają eksperci od wszystkiego, ten pierwszy jest postacią legendarną, w którą wierzą jedynie moherowe berety, za to Santa Claus jest jak najprawdziwszym wytworem kampanii reklamowej Coca Coli, dlatego w jego prawdziwość wątpić nie należy.
Ale ad rem... Otóż fota, jak fota, widać na niej, jak panowie Lizoń i Opitz, z ręką w geście półrzymskim, zaprzysięgają Santa Clausa na obywatela kanadyjskiego. Ceremonia ta praktykowana jest z poduszczenia miłościwie nam panujących konserwatystów od jakiegoś czasu i odbywa się niemal co roku.
A o co chodzi. Otóż, Drogie Dzieci, chodzi o biegun północny – do kogo należy? Rosjanie sugerują, że jest ich, i dlatego wysłali na dno automat, żeby zatknął podwodną flagę imperatora. My zaś o biegun walczymy po kanadyjsku, czyli pijarem. Bo każde dziecko wie, że Santa Claus mieszka na biegunie i skoro my go zaprzysięgniemy na Kanadyjczyka, to znaczy – ciągniemy rozumowanie – że skoro obywatel kanadyjski od lat mieszka na biegunie, to biegun nasz! Przez zasiedzenie!
Tu doszliśmy do sedna, czyli wiadomo czego – bo jak nie wiadomo, o co chodzi, to wiadomo o co – w tym wypadku o naftę. Jest to mądrość, która przychodzi z wiekiem. Sam byłem świadkiem, gdy pewien staruszek, podsypiając na proszonym obiedzie, zbudzony mocnym słowem o stosunkach damsko-męskich, ocknął się i tonem wszechwiedzącym oznajmił – Bo to, panie, nafta, wszystko nafta! Takie to refleksje naszły mnie, patrząc na naszych dzielnych polonijnych posłów w akcji – nafta, panie, wszystko nafta!


• • •


A na koniec byłoby śmiesznie, gdyby nie było strasznie, bo oto pani minister od oświaty Ontario stwierdziła, zupełnie serio, na wygląd nie będąc w stanie pomroczności jasnej, że szkoły katolickie nie będą mogły nauczać dzieci, iż aborcja to grzech i zło, ponieważ jest to sprzeczne z nową ustawą 13 zabraniającą dyskryminacji – w tym wypadku głoszenie przykazań Bożych pani minister uznała za mizoginizm. Sprawdziłem w słowniku, wyszło na to, że chodzi o nienawiść do kobiet. Wrodzony śmiech zamarł mi od tego na ustach i w try miga podpisałem petycję na stronach http://www.campaignlifecoalition.com, żeby jednak pani minister poczekała, aż do władzy dojdą bolszewicy. Skoro zaś już dzisiaj cioty rewolucji decydują o tym, czego dziatwa szkolna w katolickich klasach ma się uczyć, to mnie chwyta za krtań i przepisuję juniora do szkoły publicznej. Tam będzie wszystko po Bożemu, trzeba tylko maleństwu zapewnić guwernera od arabskiego i wysyłać do sali gimnastycznej na piątkowe pogadanki mułły. Tam nie ma przeproś – po arabsku nikt takich bzdur islamskiej młodzieży nie wygaduje...


• • •


Tymczasem premier zafundował posłom do ontaryjskiej legislatury wolne pod choinkę – obeznani z tematem wątpią, by zamrożona z powodu dymisji legislatura ruszyła przed Nowym Rokiem. McGuinty uszczypnął mnie w serce, kiedy stwierdził, że ślub córki uzmysłowił mu, jak ważna jest rodzina – dlatego rzucił wszystko... Co prawda córka jest stara baba i od 13 lat żyła w konkubinacie (McGuinty sam to powiedział, nie zmyślam), no ale ślub to jest jednak dla ojca wzruszenie...
Złośliwi twierdzą jednak, że premiera McGuinty'ego wzrusza raczej stanowisko lidera federalnej Partii Liberalnej niż uroczystości rodzinne...


Andrzej Kumor

Mississauga

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 12 październik 2012 16:17

Strzelnica – rzecz zbożna

 

Przedstawiamy Państwu zapis magnetofonowy spotkania z Grzegorzem Braunem, zorganizowanego przez redakcję "Tajnych Kompletów" w niedzielę, 23 września, w Mississaudze.

Teraz tło międzynarodowe tego, co się z Polską wyrabia i co się z nami będzie działo. Najistotniejsza kwestia, która się teraz rozstrzyga, to czy się zacznie wreszcie ta wojna, która miałaby być preludium do trzeciej wojny światowej, czy nie zacznie. Czy nastąpi atak wojsk Izraela i Stanów Zjednoczonych na Iran, czy też Iran – jak to dzisiaj przeczytałem – jak to zapowiadają irańscy generałowie, uzna za stosowne dokonać uderzenia uprzedzającego. Wiadomo, że broni nakupiono bardzo dużo, że kto wydał takie pieniądze na wojnę, no to bardzo nie będzie chciał zbankrutować. Więc tak czy inaczej, niezależnie od tego, czy to tej jesieni tam na Bliskim Wschodzie, czy gdzieś indziej, jakoś powietrze będzie musiało zejść z tego balona.


Może to nie jest dobre porównanie, bo to określenie by znamionowało jakąś fikcyjność zdarzeń, a to są zdarzenia bardzo realne. Przeglądając izraelskie gazety w Internecie w ich wersjach anglojęzycznych, czytam codziennie o tej wojnie jako o właściwie już fakcie przesądzonym. Wszystkie agencje światowe tym się zajmują. Trwa jakaś próba sił, wszyscy się zastanawiają, czy to przed wyborami prezydenckimi w Stanach Zjednoczonych, czy po. Obawiam się, że ta wojna w jakiś sposób rozegrać się musi.


I teraz co to ma do spraw polskich? Do spraw polskich to ma tyle, że my jesteśmy koalicjantem w tej wojnie, że chcąc, nie chcąc, zostaliśmy wciągnięci na afisz tej koalicji, jeszcze nie walczącej i jeszcze właściwie nie proklamowanej, ale ponieważ nasze samoloty brały udział w manewrach wiosennych na pustyni Negev, zostały tam sfotografowane, w związku z tym chcemy czy nie chcemy, jesteśmy koalicjantem. I teraz problem polega na tym, żebyśmy nie byli tym koalicjantem całkiem za darmo, żebyśmy nie poszli na tę wojnę tak jak na wszystkie poprzednie, w Afganistanie, w Iraku, żebyśmy nie poszli na tę wojnę – jak to się mówi – za frajer. A wszystko na to wskazuje, że tak właśnie będzie.
Stany Zjednoczone, które w 2009 roku za sprawą swojego nowego wówczas prezydenta Obamy ogłosiły tzw. reset w relacjach z Moskwą, w ostatnim roku jakby troszkę żałowały pochopności tamtej decyzji, czyli faktycznego wycofania się politycznego z naszej części Europy, zostawienia nas na pastwę dyplomatów i generałów moskiewskich. Stany Zjednoczone jednak w moich oczach nie odzyskały wiarygodności jako polski sojusznik. Stany Zjednoczone nam ostatnio podarowały taki piękny prezent, dokumenty katyńskie, no ale trzeba powiedzieć, że to jest prezent – chociaż cenny dla historyków – ale bynajmniej nie wnoszący żadnej rewolucyjnie nowej wiedzy w tej dziedzinie, no i troszeczkę to jest zwietrzałe i przestarzałe. Jeżeli takimi rzeczami Stany Zjednoczone próbują Polaków pozyskać dla swojej polityki, to oczekiwałbym czegoś więcej.
W polskiej prasie orientacji – nazwijmy to roboczo – patriotycznej dominuje spory w tych sprawach bezkrytycyzm. Za przykład podam numer czasopisma "Nowe Państwo", które jest redagowane i zapełniane przez publicystów zbliżonych m.in. do "Gazety Polskiej", na pewno państwu świetnie znanej. Otóż ostatni numer "Nowego Państwa" ma okładkę, na której wymalowany jest prezydent Iranu Ahmadineżad w mundurze esesmana, z pytaniem, czy Iran podpali świat? Takie pytanie postawione jest przez to czasopismo.
To jest jakaś zupełnie dla mnie może nie tyle co niezrozumiała, ale przykra taka neosowiecka, chociaż w duchu patriotycznym, propaganda. To jest czysta propaganda, dlatego że jak nam wszystkim wiadomo, akurat Iran nie proklamował żadnej III Rzeszy, Iran nie ma roszczeń terytorialnych, które na mapie mogłyby być wyrysowane w postaci jakiegoś wielkiego Iranu, Iran natomiast spotyka się z wieloletnią kampanią pogróżek, także o charakterze militarnym, ze strony innego państwa położonego w tamtym regionie, to jest właśnie państwa położonego w Palestynie.
I teraz jeśli idzie o polskie interesy w tej sprawie, proponuję, żeby tak na to spojrzeć. Nie ma żadnych irańskich artystów, którzy by prezentowali artystyczne happeningi i instalacje, których elementem byłaby kampania "Trzy miliony Irańczyków wracają do Polski". Takich irańskich artystów nie ma. Są natomiast tacy artyści izraelscy. Państwo mogliście jakiś czas temu nawet w swoim mieście zwiedzić taką wystawę, na której był eksponowany m.in. taki manifest izraelskiej artystki, która inicjuje ruch renesansu żydowskiego w Polsce; i szacuje się tam liczbę tych, którzy mogą i powinni do Polski wrócić, na właśnie wspomniane trzy miliony.


No więc z polskiej perspektywy – tak mi się to układa – z jakiego powodu Polska miałaby włączać się do koalicji wojennej przeciwko państwu perskiemu, państwu, które się nazywa Iran. I nie widzę takich praktycznych względów poza tymi względami, które się na nasz użytek nazywa potrzebami sojuszniczymi. Niektórzy właśnie z tych dobrych polskich patriotów, którzy piszą m.in. w "Gazecie Polskiej" i w "Nowym Państwie", oni natychmiast sprawę tak postawią – no jeżeli nie ze Stanami Zjednoczonymi, no to znaczy, że z Rosją. No cóż, wydaje mi się, że to też jest pewne uproszczenie, dlatego że jeżeli nastąpi ten atak na Iran, to czy będzie lepsza okazja dla Moskwy, żeby przeprowadzić ostateczne rozwiązanie kwestii kaukaskich. Myślę, że nie będzie. Tam, na Kaukazie, w Gruzji, cały czas sytuacja jest nieprzesądzona, zbliżają się wybory, one będą miały miejsce właśnie za tydzień (red. – spisane już po wyborach w Gruzji), a tymczasem Rosja przygotowuje w tym rejonie bardzo poważne manewry wojskowe. Manewry wojskowe są zawsze czymś bardzo poważnym.


Obawiam się, że odgrywając rolę niezawodnego i bezkrytycznego koalicjanta państwa położonego w Palestynie w imię dobrych stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, moglibyśmy równocześnie, niestety, otworzyć furtkę dla jakichś bardzo nam przecież niemiłych radykalnych działań politycznych sterowanych z Moskwy. Proszę nie polegać tutaj na tych moich dywagacjach, proszę samemu zajrzeć na strony internetowe chociażby właśnie tych izraelskich gazet i agencji prasowych. Co to za ludzie są, których mielibyśmy być koalicjantami w tej wojnie? 

Moją uwagę zwrócił w ostatnich tygodniach taki prominentny przywódca duchowy izraelski, który nazywa się Ovadia Josef, jest przywódcą duchowym partii Szas, jednej z partii, które wchodzą do parlamentu izraelskiego, i jest zdaje się najwyższym rabinem wśród sefardyjczyków. Z tym to człowiekiem konsultował się w ostatnich tygodniach, po raz kolejny zresztą, premier Izraela Netanjahu właśnie w sprawach wojennych. Szukał, jak rozumiem, poparcia rabina Ovadii Jozefa dla swoich działań. Mówię o tym, żeby było jasne, że rabin Ovadia Josef to nie jest byle kto i to nie jest jakiś tam marginalny oszołom, tylko to jest polityk całą gębą. No właśnie rozmawia z nim premier i nie może iść premier na wojnę, zanim nie kiwnie głową rabin Ovadia Josef. A zatem to jego mielibyśmy wspierać naszym skromnym wysiłkiem koalicyjnym.
A kto to jest rabin Ovadia Josef? To jest taki człowiek, którego szereg razy wypowiedzi stały się głośne, także na arenie międzynarodowej. Jakiś czas temu publicznie powiedział publicznie, że goje niczym zwierzęta do tego są powołani, żeby służyć narodowi wybranemu. Proszę nie wierzyć mi na słowo, proszę samemu zerknąć do gazet, które gdzieś tam w archiwach internetowych wiszą. Tak właśnie powiedział, że do tego jesteśmy stworzeni, żeby jak zwierzęta dawać pożytek Izraelowi.


I teraz pytanie jest takie, czy to jest dobry dla nas koalicjant? Czy to są ludzie, z którymi wchodzenie w parantelę, w jakiejkolwiek sprawie, może przynieść pożytek Polsce, może być dobre dla świata? Moje wątpliwości są tak daleko posunięte w tej sprawie, jak tylko to możliwe. Nie słyszałem żadnych tego typu wypowiedzi duchowych przywódców Iranu. Oczywiście że tamtejsi możnowładcy zapewne nie są postaciami, które bym państwu rekomendował jako bohaterów mojego romansu, inna cywilizacja, inna kultura, ale jeszcze raz powtórzę, tamto państwo nie ma względem mojego kraju żadnych roszczeń o charakterze materialnym, nie ma żadnych roszczeń o charakterze politycznym, no i jak by to powiedzieć, nasza chata z kraja, oni nas nie starają się publicznie upokarzać, obrażać.


Natomiast państwo położone w Palestynie od półtora roku włączyło wszak do swojej agendy te roszczenia materialne, które zostały wyliczone na zawrotne sumy, przekraczające kilkakrotnie budżet państwa polskiego, zostały wyliczone już przed laty przez różnych tam nowojorskich prawników cwaniaków. I przez lata nam powtarzano, że to nie jest problem, że to są jakieś prywatne zupełnie instytucje, zgoła niepaństwowe organizacje, i że w związku z tym dla Polski to żaden problem, nie należy się przejmować. No tak, ale właśnie półtora roku temu państwo Izrael powołało specjalną komórkę do spraw tych roszczeń i od tej pory to już jest sprawa izraelskiej racji stanu najwyraźniej, żeby Polacy zapłacili za zbrodnie niemieckie i sowieckie popełniane na naszym terytorium, kradzieże i rabunki.


I teraz spójrzcie państwo sami, na tę wojnę z takim sojusznikiem przeciwko państwu, które przez sympatycznych skądinąd i nawet mądrych polskich patriotów jest obmalowywane na potrzeby propagandy amerykańskiej i izraelskiej w bardzo czarnych kolorach. To jest takie moje domowe politykierstwo przy własnym biurku. Mówię o tym dlatego, że wydaje mi się, że to jest bardzo istotny kontekst, być może decydujący o tym terminie kryzysu kontrolowanego, który u nas wewnętrznie ma się rozegrać. Być może jedno musi zaczekać na drugie.
Być może właśnie z tego powodu, że tam na Bliskim Wschodzie sprawa nie jest jeszcze przesądzona, to być może dlatego nie zostały zapalone światła zielone do uruchomienia tej sekwencji przetasowań, które miałyby wiele zmienić, tak żeby wszystko zostało w Polsce po staremu.
Z kontekstu międzynarodowego to jeszcze zwrócę uwagę państwa na wypowiedź przewodniczącego Komisji Europejskiej, czyli tego niby-rządu, który udaje, że nie jest rządem, a tak naprawdę chciałby być rządem Unii Europejskiej, pana Barroso, który wprost wezwał do federalizacji projektu europejskiego, czyli już właśnie bez ogródek oświadczył, że to ma być państwo europejskie. Do tej pory to jeszcze formalnie państwo nie jest, do tej pory jeszcze nie ma wszystkich atrybutów takiej organizacji państwowej, ale widać, że jeszcze nie wywietrzały te pomysły, mimo że Unia Europejska jest w stanie głębokiego upadku i rozkładu. To bankructwo, które się spektakularnie ujawniło w Grecji, ono dotyczy właśnie całej Unii Europejskiej.
I teraz część z tych, którzy wszystko postawili, całe swoje kariery, całe swoje życie, na ten projekt eurokołchozu, będzie dalej dążyła do tego, żeby to się jednak skrystalizowało i żeby powstało państwo europejskie. To też jest jeden z kontekstów tego wszystkiego, co się w Polsce dzieje, i to jest jeden z kontekstów, w którym wpływy polityków, którzy cieszą się może nie tyle sympatią, ile namaszczeni zostali w ościennych stolicach, mogą doznawać jakiegoś uszczuplenia lub też wzrostu.


Donald Tusk najwyraźniej szuka sobie jakiejś może nie ciepłej emerytury, ale ścieżki ewakuacyjnej. Wspomniała pani kanclerz Merkel, która z panem Tuskiem, jak wiemy, była na telefon w bliskim kontakcie, o tym, że mógłby on robić jakąś karierę właśnie w strukturach eurokołchozowych.
Tyle politykowania krajowego i zagranicznego. (...)


W przededniu tych wszystkich nie wiadomo czy wojen, na które chcą nas zabrać, czy tych kryzysów kontrolowanych (...) myślę, że nie nad wszystkim zapanujemy, może nawet wręcz przeciwnie, nad mało czym będziemy mogli zapanować, pociągną nas na tę wojnę, urządzą nam w kraju przetasowanie. Ważne, niezależnie od tego, jak to się wszystko potoczy, żebyśmy często może rzuceni w te okoliczności, których sami nie wybieraliśmy, nie zapominali imienia Pana Boga na ustach i wtedy może jakaś jeśli nie wielka, to mała sprawa na korzyść rozstrzygnie. To najważniejsza rzecz, która w tym zamęcie krajowym i międzynarodowym musi nam towarzyszyć. Niczego nie da się trwale zbudować, niczego się nie da ufundować na innym fundamencie niż ten, który nam podsuwa Kościół katolicki. I w związku z tym miło mi jest państwa w takiej ilości zgromadzonych widzieć, jak rozumiem, w pomieszczeniach, które nie są daleko od kościoła. (...)


– W naszym gronie "Tajnych Kompletów" wpadliśmy na pomysł zbierania podpisów i funduszy wśród Polaków w kraju i wśród Polonii na początku na cel przeforsowania zmiany ordynacji wyborczej, a później na inne doraźne akcje. Jakie jest Pana zdanie na ten temat?


– Już obiecywała, idąc do władzy, aktualnie rządząca ta neo-PZPR, czyli Platforma Obywatelska, to było w ich agendzie wyborczej i to należało do ich programu, zmiana ordynacji na większościową, czyli okręgi jednomandatowe, w których mielibyśmy kandydatów, a nie listy partyjne. To było obiecywane, były nawet całe tony podpisów w tej sprawie. No i potem jakąś niszczarką w Sejmie oni się pozbywali tych podpisów, no bo jak już do władzy doszli, to ani myśleli zmieniać ordynację. I jeżeli teraz zechcą ją zmieniać, toby znaczyło, że sobie wyliczyli, że w tym układzie też zgarną całą pulę.


Bardzo bym nie chciał zarażać nikogo jakimś płonym sceptycyzmem i nie chciałbym tu na takiego wychodzić, co to myśli, że i tak się nie uda. Generalnie i teoretycznie to ja bardzo popieram ten pomysł, tak, jasna sprawa. Lepiej, żebyśmy wybierali kandydatów, żebyśmy wybierali konkretnych ludzi, niż żebyśmy głosowali na listy partyjne, na których kolejność ustalają biura polityczne partii znajdujące się w Warszawie, bo w tej chwili w Polsce ma to wymiar kuriozalny. To dotyczy Platformy Obywatelskiej, jak i Prawa i Sprawiedliwości. Żeby nie było wątpliwości, Prawo i Sprawiedliwość także ustala drobiazgowo w centrali, kto na jakim miejscu się znajdzie, nawet w wyborach samorządowych, nawet w wyborach do rad gmin. I to oczywiście jest paranoja i nic z tego dobrego być nie może.
Ale przestrzegałbym nie tyle przed ordynacją większościową i okręgami jednomandatowymi, ile przed takim mniemaniem, że jak to się załatwi, to już wtedy będzie Polska od pierwszego. No bo nie będzie.


Tak w ogóle, co już miałem okazję publicznie deklarować, nie jestem, jeśli idzie o szczebel centralny władzy, demokratą, nie wierzę w demokrację. Wierzę w monarchię, wierzę w potrzebę pilną powrotu króla. Pilna jest potrzeba, oczywiście, czy Pan Bóg to kiedykolwiek zdarzy, to jest już zupełnie inna sprawa i to się okaże z biegiem czasu i z biegiem dziejów. Oczywiście moja tęsknota za prawowitym monarchą nie wyklucza i nie podpowiada mi tego, żeby państwa zachęcać do wypisywania się z życia politycznego takiego, jakie ono jest w tej chwili, w tym kształcie demokratycznym. Nie, broń Boże.


A zatem jeżeli państwo się zechcecie przyłączyć do kampanii, która teraz nabrała w Polsce nowego oddechu, zaangażował się jeden artysta w propagowanie idei okręgów jednomandatowych. Pan profesor Jerzy Przystawa z Wrocławia od dwudziestu lat o tym mówi, i od czasu do czasu to jest podchwytywane, gdzieś tam przenika do głównego nurtu. Więc jeśli państwo zechcecie się w to zaangażować, to bardzo dobrze, bo w ogóle angażowanie się Polaków w sprawy publiczne to jest dobra rzecz.


Natomiast muszę powiedzieć, że jeżeli chcecie zbierać pieniądze, to też świetnie, ale namawiałbym, żebyście zbierali te pieniądze na jakiś bardziej konkretny cel, bo zbierać pieniądze tak w ogóle, na idee jednomandatowych okręgów wyborczych, to może nie tyle źle się skończy, może się skończy świetnie, może mnóstwo pieniędzy zbierzecie, ale może być problem z przeznaczeniem tej sumy.
Co to właściwie, jakaś organizacja miałaby te pieniądze potem wykorzystać, żeby szerzyć tę ideę. Wymyślcie więc państwo jakiś konkret. Tym konkretem niech będzie albo myśl o funduszu wyborczym na przez was wskazanego kandydata, który miałby wygrać w tych wyborach, w przez was wytypowanym okręgu czy okręgach jednomandatowych. I wtedy to będzie bardzo poważna rzecz, jeżeli wy będziecie mogli jakiegoś kandydata czy kandydatów wspierać. Ale z góry sobie powiedzcie, że zbieracie na to, żeby był na przykład wystawiony w Siedlcach lub Augustowie jeden kandydat, ale kandydat wspierany przez was, Polaków z Toronto, albo może z zupełnie jakichś innych okolic.
To by była nawet fajna rzecz, bo władza ludowa w Warszawie wiele zrobiła, żeby Polaków, którzy są w diasporze, którzy są na emigracji, odsunąć od spraw publicznych i żeby im utrudnić na przykład głosowanie i żeby jak już głosują, to miało jak najmniejsze znaczenie. I to by mogło coś nowego i coś dobrego, gdybyście tak wy, tak jak powiedzmy ta Partia Herbaciana amerykańska, nie wystawia kandydatów własnych, tylko wskazuje na listach tych, których popiera, czy też odwrotnie, wskazuje tych, których potępia, nie popiera i których awansu do Kongresu sobie nie życzy.
Namawiałbym, żebyście bardziej skonkretyzowali swoje cele, jeżeli chcecie z jakąś kampanią o wymiarze finansowym ruszać. A żeby ona miała wymiar finansowy, to też dobrze by było, bo właśnie zbieranie podpisów pod petycjami... No widzicie państwo, ponad dwa miliony ludzi się podpisały w obronie Telewizji Trwam i władza to lekce sobie waży, władza to ma w nosie, nic sobie z tego nie robi. Więc gdybyście wy mieli siłę wymierną w dolarach amerykańskich czy też kanadyjskich i gdybyście te pieniądze przeznaczyli na kampanię swojego kandydata czy kandydatów, to by na pewno nie przeszło niezauważone.


Ale jeszcze jeden mały podpunkt. Zdaje mi się, że jest jeden cel bardzo konkretny, na który wasza zbiórka pieniędzy i jakieś działania organizacyjne bardzo by się przydały. Ja bym was mianowicie, rodacy, namawiał do tego, żebyście gdzieś w kraju, ale to znowu musiałoby być konkretne miejsce, najlepiej oparte na jakiejś parafii, na jakiejś szkole katolickiej przy wybranej przez was parafii, gdybyście obdarowali taką dotacją celową tę wybraną przez siebie parafię, tego wybranego przez siebie księdza proboszcza, z tą wybraną szkołą i jej dyrektorem, żebyście ich obdarowali taką dotacją celową na to, żeby sobie zbudowali strzelnicę przy tej szkole i przy tym kościele. Nawet gdyby była jedna strzelnica – oczywiście marzyłbym, żeby tych strzelnic rozkwitło tyle, ile parafii w Polsce, żeby ludzie po sumie niedzielnej zamiast iść do malla, zamiast iść do galerii handlowej, żeby babcia z wnuczkiem na tę strzelnicę się udała i wydała parę złotych na ćwiczenie. Ale jak tak byście zaczęli od jednej strzelnicy, żeby była taka strzelnica, np. w Pcimiu albo w jakiejś Wólce Dolnej czy Górnej, ale żeby to była wasza strzelnica.


Analogię tutaj bym widział do tych pięknych akcji Polonii amerykańskiej, która za I w.św. kulminowała tym poborem do wojska. Dzisiaj jeszcze poboru żadnego nie urządzamy, bo nie wiemy, do jakiej armii by poszli ci, co by się zgłosili, i kto nimi by dowodził i czy przypadkiem nie izraelski generał Amir Eshel, który mówi: osiemset lat słuchamy Polaków i więcej już nie musimy. Lepiej ostrożnie z tym zaciągiem wojskowym dzisiaj, natomiast strzelnicy dla dziatwy szkolnej i akademickiej to jest rzecz naprawdę potrzebna, dzieło by było zbożne. (...)
Spójrzcie państwo na sztukę celnego strzelania, to jest rzecz, która kształci odpowiedzialność, kształci skupienie, precyzję, to nie chodzi tylko o jakieś bezmyślne walenie z kałacha do słomianych manekinów, tylko chodzi o kształcenie do odpowiedzialności. Byłoby najpiękniej, gdyby ta strzelnica w tym Pcimiu czy tej Wólce, poszerzona o piwiarnię, żeby jak się już Polacy spotkają na strzelnicy, to żeby potem mieli gdzie usiąść i pogawędzić. Nie traktujcie tego jako żartu z mojej strony, niewczesnego, może ktoś pomyśli, tu poważne sprawy, trzecia wojna światowa, Polska upada, a ten o piwie i strzelnicy. Przy tym się trzeba zakrzątnąć.


Sto lat temu nawet po głowie nie chodziła ludziom wojna światowa kolejna, wojna powszechna ludów, a były tu i ówdzie gromadki Polaków, którzy uczyli się obchodzić z bronią palną. Oczywiście pole walki już dziś nowoczesne, nie to samo, ale dlaczego mają tylko sprzedawczycy, zdrajcy, bandyci, gangsterzy mają mieć monopol na tę umiejętność. Niech też troszeczkę rozgarniętych, inteligentnych, wrażliwych, miłych, wykształconych dzieci polskich przynajmniej wie, którą to stroną brać do ręki i co zrobić, żeby sobie krzywdy nie zrobić. Więc ufundujcie państwo strzelnicę.

 

Grzegorz Braun
z wizytą w Toronto!

Redakcja "Tajnych Kompletów" zaprasza na spotkania z p. Grzegorzem Braunem. Kolejna okazja wysłuchania komentarzy znanego i cenionego reżysera dokumentalisty, zadawania swoich własnych pytań oraz zapoznania się z fragmentami najnowszego filmu "Transformacja – od Lenina do Putina".
28 października, niedziela
• godz. 13.30 sala parafialna kościoła Chrystusa Króla w Toronto,
• godz. 18.00 kawiarnia Centrum Kultury Polskiej w Mississaudze.
Wstęp wolne datki.
Redakcja "Tajnych Kompletów"

Opublikowano w Teksty
piątek, 12 październik 2012 11:02

Brak zgody zachęca do myślenia

kumorA W Polsce wielki podniósł się rwetes, bo oto Sejm skierował do dalszych prac projekt ustawy zaostrzającej zakaz abortowania – czytaj zabijania ludzi nieurodzonych, tak by obejmował również tych niepełnosprawnych.
    O tym, na ile sprawni są niepełnosprawni, nie będę nikogo przekonywał, odsyłam do prac podopiecznych Fundacji Brata Alberta – wkrótce do zobaczenia i KUPIENIA w Kanadzie – proszę popatrzeć w "Gońcu" (str. 17), gdzie i kiedy. Ponoć samo rozprawianie nad ustawą cofa Polskę do czasów średniowiecza. Znów nie chce mi się rozprawiać o tym, gdzie są "cofnięci" ci, którzy tak sądzą, zaś samo uznanie, że to my decydujemy o tym, kto zasługuje, by żyć, jest tak wielkim nadużyciem, iż woła o pomstę do nieba. No bo jak raz weźmiemy się za takie decydowanie, to nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy sprawę doprowadzili do końca i decydowali również później.
    Argumentacje o tym, że "śmieci ludzkie" na życie nie zasługują, obijają się od dawna po ścianach słoika naszej cywilizacji, co mundrzejsi nawet uważali, że na życie nie zasługują ludzie nawet długo po urodzeniu, ponieważ pochodzą z określonych warstw społecznych, ras czy grup etnicznych.
    Oczywiście, w tym miejscu wypada przypomnieć, że w Kanadzie eugenika jest praktykowana bez żadnych oporów i finansowana z kasy państwa, a więc również z twoich kieszeni, Drogi Czytelniku. Kanada dopuszcza bowiem aborcję bez żadnych ograniczeń, na skinienie dłoni.
    Problem nie tkwi jednak wyłącznie w przepisach, lecz głównie w głowach – chodzi o to, co ludzie myślą i jak.
    Dlatego rzeczą najważniejszą jest to, byśmy nie chowali głowy w piasek i głośno głosili poglądy, rozmawiali, dyskutowali. Zabijanie ludzi to nie jest sprawa prywatna. Po prostu, nasza cywilizacja śmierci trwa dlatego, że ją tolerujemy. A wystarczy tylko żyć z podniesioną głową, nie bać się własnego cienia i nie przeglądać w oczach idiotów. Trzeba być wolnym, pewnym swego człowiekiem;  namawiajmy się wzajemnie do takiego rycerstwa. Każde życie jest cenne, każde życie jest nową ścieżką. Dlatego kochana przyszła matko, nie bądź głupia i nie słuchaj kretynek. Zdobądź się na odwagę, a Pan Bóg w dzieciach Ci to stokrotnie wynagrodzi.


• • •


    stankiewiczBankiet dla patriotów (chyba tak to się nazywało) udał się doskonale, mimo że nie wszystkim był w smak. Mnie zaskoczyło wiele rzeczy – po pierwsze, pełna sala, po drugie, kreacja p. Stankiewicz, po trzecie, pamiętliwość p. Pietrzaka (jak tam "Goniec" sobie radzi bez moich felietonów?), po czwarte, brak o. Jacka Cydzika z Rodziny Radia Maryja, po piąte, obecność posła Władysława Lizonia. Mógłbym wymieniać dłużej.
    Osobiście nie lubię patosu, wolę, gdy ludzie mówią o patriotyzmie, nie unosząc się 1,5 cm nad ziemią, bo w końcu patriotyzm to prosta sprawa – dobrze pojęty interes własny, czyli rzecz wynikająca z mądrości i przezorności rodzin. Ojczyznę kocha się dlatego, żeby zachować własną wolność i zabezpieczyć wolność dzieci i wnuków. Polska to cudowna sprawa i dla tej sprawy jestem w stanie znieść nawet takich Polaków, których własne słowa wprawiają w lewitację.


• • •


    Nasz stały felietonista p. Krzysztof Ligęza wydał książkę – zachęcam. Jeden mały cytacik: "Jesteśmy tym, co pamiętamy – dlatego hołubimy pomniki. Potrzebujemy również wieńców i zniczy płonących na grobach Ofiar. Ale przede wszystkim potrzebujemy zemsty. A to, ponieważ dopiero zemsta porządkuje rozpękły świat, nadając sprawiedliwości stosowny kształt, godziwą treść oraz należne znaczenie (...) ". No można się nie zgadzać, a brak zgody zawsze zachęci do myślenia...


Andrzej Kumor, Mississauga

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 05 październik 2012 17:35

Gruzja przegrała – wnioski

 

Wstępne szacunki wskazują, że Gruzini demokratycznie (przy wysokiej frekwencji 70 proc.) wybrali podległość Rosji. Warto wyciągnąć stąd wnioski dla nas.
Często mamy nadzieję, że to tylko nasze społeczeństwo jest tak głupie i omamione przez media, że wybiera obrożę w zamian za pełną miskę. Okazuje się, że bitny i dumny naród gruziński przeszedł podobną metamorfozę. Co więcej, stało się to pod rządami partii patriotycznej! Nie można więc mówić o medialnej przewadze obozu prorosyjskiego (faktem jest natomiast jego potęga finansowa). Nie pomogła nawet odsiecz z Węgier i apel premiera Orbana. Trzeba więc przyjąć, że Gruzini świadomie wybrali rosyjską obrożę w zamian za spokój i dobrobyt.


Wypływa stąd smutny wniosek. Obecne społeczeństwa przechodzą przemianę polegającą na odejściu od ideałów, wartości, poczucia godności i jedynym czynnikiem inspirującym wybory większości jest, mówiąc językiem biblijnym czasów ostatecznych, "pokój i bezpieczeństwo". Cena nie gra tu roli. Za spokój i dobrobyt współczesny człowiek odda wszystko – ze swą wolnością włącznie.


Jest to ogromna porażka tradycyjnych Kościołów cywilizacji zachodniej. To one stały dotychczas na straży wyższych wartości i poziomu moralnego społeczeństw. Bez szybkiego zwrotu w sferze duchowej nastąpi totalny upadek Zachodu. Nie mam tu na myśli intensyfikowania metod, które doprowadziły do obecnej porażki cywilizacyjnej. Potrzebna jest nowa wizja, nowi ludzie i nowa idea (temu zagadnieniu poświęciłem nowy numer "idź POD PRĄD", który w czwartek ukaże się w sprzedaży).


Dla polityki polskiej z lekcji gruzińskiej wypływa jasny wniosek – w obecnych warunkach społecznych nie wygramy, akcentując na naszych sztandarach górnolotne hasła z poprzednich epok. Współczesny mały człowiek nie tylko jest na nie obojętny – on poczytuje je jako zagrożenie! Dlatego właśnie Tusk i Komorowski mogą popełniać dowolne błędy, gafy czy szwindle – dla większości wyborczej i tak są mniejszym złem niż Kaczyński i Radio Maryja.
To dla patriotów najpoważniejsze wyzwanie – jak opakować nasz towar w błyszczący papierek atrakcyjny dla produktu naszych czasów – małego, bezideowego człowieczka. Jak na razie celujemy w procesie przeciwnym...


http://naszeblogi.pl

Opublikowano w Teksty
piątek, 05 październik 2012 07:48

Ze względu na interes naszych dzieci

 


kumorAIleż to razy, gdy chcemy zobaczyć jakiś klip polskiej telewizji państwowej TVP, dostajemy w zamian na ekranie komputera informację – "materiał niedostępny z terenu twojego kraju". Polska telewizja publiczna podpisała dawno temu, jeszcze rękami Wiesława Walendziaka (swego czasu nadziei polskiej prawicy), tak sformułowaną umowę z firmą retransmitującą sygnał satelitarny na kontynenty amerykańskie, że dzisiaj byle migawki nie jesteśmy w stanie obejrzeć bez wykupienia stosownych kanałów. I to nawet przez Internet. Szczęśliwie te co ciekawsze programy są we fragmentach umieszczane pro publico bono w serwisie YouTube przez brać piracką.
Niestety państwowa telewizja polska postanowiła ścigać złoczyńców i walczy z tak haniebnym wykorzystaniem jej materiałów – specjalna komórka rekwizycyjna kasuje je z sieci, aby żaden Polak mieszkający za granicą w amerykańskich ostępach, broń Boże nie mógł sobie zerkać darmowo na jakąś polską produkcję – to tak w ramach "łączności państwa polskiego z Polonią".
"Prawie 1600 materiałów wideo nielegalnie pobranych z zasobów archiwalnych i anten Telewizji Polskiej usunięto przy okazji startu jesiennej ramówki TVP z serwisu youtube.com. To kolejna tego typu akcja przeprowadzona przez zespół Redakcji Mediów Interaktywnych Ośrodka iTVP-HD" – czytam w doniesieniach agencyjnych.
Daje to szczególnie do myślenia, gdy porównamy się z kanałem rosyjskim RT, gdzie materiałów wszelkiej maści, publicystycznych, propagandowych, artystycznych, informacyjnych i turystycznych o Rosji jest w YouTube na pęczki, zaś właściciele czekiści proszą się, aby brać i wykorzystywać gdzie tylko popadnie, a dusza zaśpiewa. Czy trzeba tłumaczyć filozofię, jaka stoi za rosyjskim podejściem? No chyba tylko dzieciom.


• • •


Zmarła Księżna Maria Krystyna Habsburg – kobieta, która ukochała Polskę do końca i szczerze, wbrew wszystkim korupcyjnym propozycjom nie do odrzucenia. W dobie pomiatania Polską, odżegnywania się od niej, wstydzenia i kajania za Polskę przykłady ludzi, którzy Polskę wybrali dobrowolnie, a czasem wbrew materialnym interesom własnym, są bardzo pouczające.
Wieczny odpoczynek racz jej dać Panie.
Mnie zaś przypomina się śp. Bogdan Prażmowski – człowiek zakochany w Polsce po uszy, w którego żyłach płynęła połowa krwi niemieckiej po matce "porwanej" przez ojca – polskiego oficera z Królewca. Co jest w Polsce, że jest atrakcyjna dla nie-Polaków?
Niech każdy z nas sobie pomyśli, zanim zdecyduje się na tę czy inną asymilację, zanim mentalnie podpisze "volkslistę", wypisując się z naszego poobijanego i tak często bitego narodu.
Co to znaczy, w dzisiejszej dobie coraz bardziej przemieszanego świata, być Polakiem? Dlaczego to jest cenne? Dlaczego cenny jest nasz polski styl życia, sposób noszenia się, sposób patrzenia na świat – co w nim dobrego?
Zanim więc zaczniemy w liniach przodków szukać niemieckiej, żydowskiej czy innej – dzisiaj – wydawałoby się bardziej atrakcyjnej krwi, pomyślmy o Polsce. Polska to był bardzo ciekawy projekt i Polska to nadal może być bardzo ciekawy projekt. Wymaga tylko trochę pracy, no może trochę więcej niż "trochę".


• • •


A przy okazji spraw patriotycznych, powtórzę, ot, takie moje wołanie na puszczy – byśmy na przekór wszystkim organizacyjnym podziałom terytorialnym na Mississaugę, Brampton i Toronto, zorganizowali jedną "paradę Pułaskiego". Najlepiej w Toronto, w centrum miasta, na oczach wszystkich.
Polacy w Nowym Jorku nie robią osobnych parad i na tym wygrywają. Żydzi w Toronto też robią jeden marsz poparcia dla Izraela i na tym wygrywają, bo ich idzie 5 tys., choć jako wspólnota liczebnie nas nie przewyższają.
Nie rozdrabniajmy się – pokażmy się na ulicach – motocykliści, weterani, harcerze, rekonstruktorzy i cała nasza reszta...
Naprawdę jest nas tutaj ludzi od groma, chodzi o to, by na tej kanadyjskiej ziemi stanąć mocną stopą, by trochę od nas zależało, by trochę porządzić... Po to, by zaczęto się z nami liczyć, musimy pokazać, że dajemy się zmobilizować; że jesteśmy w stanie się skrzyknąć. To ma sens nie tylko ze względu na nas samych, nasze pokolenie, ale ze względu na interes pokolenia naszych dzieci.
Andrzej Kumor
Mississauga

Opublikowano w Andrzej Kumor
Strona 114 z 114
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.