A+ A A-
piątek, 12 październik 2018 08:16

Anarchia w Polsce i Europie

michalkiewicz        Anarchizacja naszego nieszczęśliwego kraju pogłębia się niemal z dnia na dzień. Nie wspominam już nawet o „taśmach prawdy”, nad którymi teraz wydziwiają rozmaite autorytety moralne, że oto przyłapały premiera Mateusza Morawieckiego na „kłamstwie”. 

        Te autorytety moralne, podobnie zresztą, jak rewidenci cnoty, których ostatnio namnożyło się, niczym krętków bladych u syfilityka, działają stadnie, atakując ofiarę wskazaną nieubłaganym palcem. Mnie na przykład, wskazała ogarom niemiecka gazeta dla Polaków pod redakcją pana red. Tomasza Lisa, no i mam teraz prawdziwy festiwal życzeń i ofert, przy czym epitet „frajerze” jest chyba najłagodniejszy. No ale ten repertuar jest przeznaczony do wykorzystania przez moralniackie masy, natomiast autorytety moralne przeznaczone do tak zwanych „rzecz wyższych”, działają subtelniej. 

        Przewielebny ojciec Grzegorz Kramer SJ wytknął mi nieubłaganym palcem zejście „poniżej poziomu człowieczeństwa”, a pan red. Tomasz Terlikowski, też zawodowy katolik, nabrał nawet podejrzeń, czy przypadkiem nie jestem przedstawicielem Antychrysta na Polskę. Dotychczas za ambasadora Belzebuba na Polskę, a w każdym razie – na województwo pomorskie uchodził pan Adam Darski, który nawet przybrał sobie pretensjonalny pseudonim „Nergal”, od jakiegoś mezopotamskiego diabła, ale pan red. Terlikowski też coś tam przecież musi wiedzieć, a któż może lepiej znać Antychrysta od niego?

        Powodem zaś było to, że nie wyraziłem świętego oburzenia wyczynami księdza-erotomana, tylko zwróciłem uwagę na konsekwencje odejścia od zasady indywidualizacji odpowiedzialności na rzecz odpowiedzialności zbiorowej, czego dokonała pani sędzia Anna Łosik. 

        Wydaje mi się tedy, że klangor został podniesiony nie bez kozery. Oto na naszych oczach, obok przemysłu holokaustu, który przeżywa okres niebywałej koniuntury, rodzi się przemysł molestowania, dla którego odejście od zasady indywidualizacji odpowiedzialności na rzecz odpowiedzialnosci zbiorowej jest warunkiem sine qua non, a ponieważ stary żydowski finansowy grandziarz przeznaczył na „społeczeństwo otwarte”, czyli na przerabianie tradycyjnych narodów na tak zwany „nawóz historii” aż 18 miliardów dolarów, to nic dziwnego, że rewidenci cnoty i moralni wrażliwcy mnożą się jak króliki, bo nawet za okruszki ze stołu pańskiego można żyć dostatniej, chociaż oczywiście Polska ot tego w żadną siłę nie urośnie. 

        Ale dość już o tej burzy w szklance wody, bo kiedy tabuny wrażliwców moralnych uwijają się wedle potępiania, z dnia na dzień narasta anarchizacja naszego nieszczęśliwego kraju. Jeszcze nie zdołaliśmy ochłonąć ze zdumienia po opublikowaniu fragmentów rozmów, jakie pan Mateusz Morawiecki prowadził w restauracji „Sowa i Przyjaciele”, a tu Naczelny Sąd Administracyjny, oczywiście niezawisły, jak zresztą wszystkie inne, „wstrzymał” procedurę powoływania nowych członków Sądu Najwyższego wkrótce po tym, jak Sąd Najwyższy „zawiesił” moc obowiązującą ustaw o Sądzie Najwyższym. 

        Wprawdzie konstytucja stanowi, że sędziowie ustawom „podlegają”, ale kto by się przejmował takimi głupstwami, kiedy jest rozkaz, żeby je „zawiesić”? Nikt by się tym nie przejmował, więc nic też dziwnego, że skoro Sąd Najwyższy „zawiesił”, to Naczelny Sąd Administracyjny „wstrzymał”. Ale chociaż on „wstrzymał”, to z kolei pan prezydent Duda mianował nowych sędziów Sądu Najwyższego i to w liczbie aż 27. Jak powiedział pan sędzia Laskowski, decyzja ta jest „ostentacyjnym ignorowaniem orzeczeń sądów”, ale co z tego, skoro nowo mianowani sędziowie już nie mogą się doczekać momentu, kiedy zaczną „orzekać” i w ogóle. W tej zapamiętałości do pracy podobni są pani Małgorzacie Gersdorf, która przez pewien czas nie wiedziała, czy znajduje się w stanie spoczynku, czy nie, aż wreszcie czyjaś Mocna Ręka dała jej do zrozumienia, że ma pracować, jak jakiś stachanowiec i to aż do kwietnia 2020 roku. Najwyraźniej w 2020 roku musi wydarzyć się coś ważnego, co wymaga obecności pani Małgorzaty Gersdorf na stanowisku I Prezesa SN.  Nietrudno się domyślić, co to takiego. Otóż, w 2020 roku mają się w naszym nieszczęśliwym kraju odbyć wybory prezydenckie, w których, z poręki Naszej Złotej Pani, będzie kandydował pan Donald Tusk. Wprawdzie komisja powołana do liczenia głosów policzy je skrupulatnie, jak się należy (w latach 60-tych Beatlesi śpiewali piosenkę, że pewnego ranka w okolicy Glasgow pojawiło się w ziemi 5 tysięcy dziurek. „Policzono je wszystkie”), ale co to komu szkodzi, żeby ten wynik zatwierdziła właśnie pani Małgorzata Gersdorf? Naweet Adolf Hitler starał się o stworzenie pozorów legalności swoich poczynań i na przykład przed atakiem na Polskę przeprowadził tzw. „prowokację gliwicką”, więc cóż tu dopiero mówić o Naszej Złotej Pani, która świeci przykładem demokracji i praworządności?

   Co prawda, od każdej zasady trafiają się wyjątki, toteż i Nasza Złota Pani, wbrew ustaleniom z Schengen, nie tylko kazała wydać wizę pani Ludmile Kozłowskiej, ale w dodatku urządziła jej w Bundestagu prawdziwy festiwal, podczas którego pani Ludmiła masakrowała nieszczęsną „Polszę”, a na widok krzywdy, jaka ją spotkała ze strony zbrodniczego polskiego reżymu, grono folksdojczów, to znaczy – pardon – nie żadnych tam „folksdojczów”, tylko polskojęzycznych płomiennych szermierzy praworządności z Parlamentu Europejskiego zawiązało nawet coś w rodzaju „komitetu obrony” pani Ludmiły. Uskrzydlona takim poparciem pani Ludmiła skwapliwie skorzystała z zaproszenia Guya (nigdy nie wiem, jak wymawiać to imię; czy przez „g”, czy przez „h” nieme) Verhofstadta do Brukseli, gdzie opowiedziała „o tym, co wyprawia PiS” - jak to relacjonuje lewicowy portal „Na temat”. 

        Bawiła też w Wielkiej Brytanii, chociaż zgodnie z porozumieniem z Schengen, deportowanie obcego obywatela z jednego państwa uczestniczącego w tym porozumieniu oznacza zakaz wstępu na obszar wszystkich państw Strefy. Ale – co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie – więc kto by się tam liczył ze stanowiskiem władz naszego bantustanu?

   Tymczasem sama Ukraina, której Polska od lat notorycznie się nadstawia, zabrała się za panią Ludmiłę. Oto tamtejsza Służba Bezpieki Ukrainy wszczęła przeciwko niej dochodzenie z powodu podejrzenia o próbę „naruszenia integralności Ukrainy” oraz „zdradę stanu”. 

        W tej sytuacji komitet obrony pani Ludmiły, złożony z polskojęzycznych folksdojczów, to znaczy – pardon – nie żadnych tam „folksdojczów”, tylko płomiennych szermierzy praworządności, może mieć potężny dysonans poznawczy, bo z jednej strony Nasza Złota Pani, która ma względem banderowców swoje plany, surowo przykazuje służyć Ukrainie, ale z drugiej – jakże służyć, a jednocześnie popierać panią Ludmiłę Kozłowską?

Stanisław Michalkiewicz

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz
piątek, 12 październik 2018 08:11

Fort Trump

ostojan        Władza Putina słabnie. Musi się ratować okazując swoją siłę. Jak daleko się może posunąć? It is a question. 

        Nie trzeba być zawodowym politykiem ani uczonym w piśmie historykiem, żeby wiedzieć i widzieć, że od dawna głównym troublemakerem w polityce jest Rosja. Nazwana jakże celnie przez prezydenta Reagana “Imperium zła”. Republikanin potrafił ją właściwie krótko ocenić. Gorbaczow i Jelcyn byli realistami i doskonale rozumieli język siły. Nie trwało to jednak długo. Następnym prezydentom USA zabrakło ikry. Błędnie mniemali, że z dyktatorem można się dogadać. Do absurdu posunął się Murzynek Bambo. Obama “robił” reset z Rosją naiwnie traktując ją, jak normalny kraj (!). Żadnych baz amerykańskich nad Wisłą nie będzie (ale były już poprzednio wstępnie uzgadniane) żeby nie drażnić euro-azjatyckiej potęgi. On “wielki polityk” przejdzie do historii przez reset z Rosją! Co za naiwność! Dyktatorzy rozumieją tylko język siły. Każda ugodowość uważają za słabość i natychmiast wykorzystują. Zawsze imperialistyczna otoczona przez wrogów “sziroka strana”, nie pragnie przecież niczego innego tylko ułożenia dobrych stosunków z sąsiadami. A że najlepiej przez ich podbój – cóż podbici na pewno dobrymi sąsiadami będą. Poza tym autokrata, aby się we władzy umacniać, musi pokazywać poddanym swą siłę. Wbrew pozorom interes rządzącego/rządzących, często generalnie nie jest zgodny z interesem kraju. Dlatego wynaleziono demokrację – vox populi. Żeby pozostać przy łacinie dodam – dura lex sed lex. Prawo przyjęte demokratycznie, nawet kiedy wydaje się zbyt twarde, musi być przestrzegane. Zmieniane może być tylko przez wyrażającą wolę takich zmian większość narodu w demokratycznych wyborach. 

        Niestety od 3 lat w Polsce politycy opozycji mający pełne usta haseł demokratycznych, sami sobie cynicznie zaprzeczają. Będąc w wyraźnej mniejszości chcą narzucać swoją wolę większości. Na jakiej podstawie? To przecież takie oczywiste i całkiem proste – oni po prostu wiedzą lepiej! Mówiąc kolokwialnie – rżną głupa! 

        Od 2015 roku zjednoczona prawica realizuje wolę obywateli, którzy jej władzę powierzyli. Tego chcieli uważając, że to jest dla nich dobre, dobre dla kraju. 

        Inne zgoła podejście do tych spraw ma opozycja, sama siebie nazywająca totalną. Ona trzyma się zasady, że dobro kraju nie jest sprawą priorytetową. Główną (jedyną?) siłą w obozie totalniaków jest Platforma Obywatelska i to jej dobro liczy się przede wszystkim. Ulica, zagranica, donosy do obcych na własny kraj nie służą Polsce. Są wręcz szkodliwe. To wydaje się nie stanowić żadnego problemu dla “Potwornej” Obywatelskiej. Te działania mają osłabić obecny rząd, szczególnie znienawidzony PiS, a wzmacniać jedynie słuszną, bezgrzeszną, namaszczoną (przez kogo?) do władzy P.O. Czyli tak zwane pobożne życzenia. 

        Polska rozwija się w rekordowym tempie odkąd 3 lata temu pozbyła się z woli obywateli sitw pomagdalenkowych. Temu nigdy rozsądny zaprzeczyć nie może. Czy to cieszy totalniaków? Ależ skąd! To cementuje porażkę ich partii. Dlatego chcą i celowo sypią piasek w tryby jak się da i gdzie się da. A mają tego piasku pełne garście. To przede wszystkim media opłacane przez Niemców. 

        Nasz zachodni, potężny ekonomicznie sąsiad chce z nas zrobić tani rezerwat siły roboczej i przestrzeń do rozwoju swoich firm. Coraz bogatsza i silniejsza Polska wcale im nie odpowiada. W polityce “niet sientimientow”, że zacytuję Stalina(!), a interesy niemieckie są sprzeczne z naszymi. Czy totalniacy tego nie widzą? Widzą doskonale, ale jeszcze raz powtórzę, że nie dobro kraju, ale jedynie dobro ich partii się liczy. 

        Psy szczekają (i skomlą) do obcych, a karawana postępu i rozwoju idzie naprzód. Targowica jest coraz bardziej nerwowa, nieobliczalna. Przykłady? Koń jaki jest każdy – kto chce – widzi. Polska nigdy nie była tak podzielona! To chwyt propagandowy opozycji. Nie jest podzielona – to tylko pranie mózgów obywateli przez wspomniane media. A kto próbuje dzielić (ulica i zagranica)? Kto bezustannie jątrzy? Na pewno nie władza, której zależy na spokoju. Wzywają do porozumienia, do jedności narodu. Ale to groch o ścianę. Mąciciele, cynicy i pożyteczni idioci niestety krzyczą – Łapaj złodzieja! To klasyk divide et impera! Dziel,  może w ten sposób uda się powrócić do władzy – czyli do koryta – bo już ryje bardzo głodne! 

        Szkodliwość zakłamanej propagandy totalniaków jest niewątpliwa. Ale jeden jej element jest szczególnie groźny. To podważanie działań rządu w dążeniu do zapewnienia nam tak krwawo wywalczonej niepodległości. 

        Nie ma takiej ceny, której wszyscy Polacy (czyżby z wyjątkiem totalniaków?) gotowi byliby zapłacić za niepodległość. Dowodzą tego od dawna. Szczególnie od czasów niesławnej targowicy, gdzie interesy grupy zdrajców okazały się ważniejsze od interesów Ojczyzny. Czy to coś przypomina? Bądźmy realistami. “Takova je doba”, że jedynym i najpewniejszym gwarantem naszej niepodległości są potężne Stany Zjednoczone. Nigdy za dużo starań, żeby USA chciało bronić Polski (daleko ona!) przed ewentualną agresją “Imperium Zła”. I żeby widziały w tym również własny interes. O to na wszelkie sposoby obecny rząd zabiega. A totalniacy? Ileż złośliwych podśmiechujek i “rzeczowej krytyki” towarzyszy tym zabiegom! To jakbym słyszał Obamę. Po co Polsce amerykańskie bazy? Nie drażnić ruskiego niedźwiedzia! Jeśli ktoś myśli, że USA wypowiedzą wojnę Putinowi, kiedy jakieś zielone ludziki spróbują otworzyć z zaskoczenia korytarz - Przesmyk Suwalski - by połączyć “odwiecznie rosyjski” okręg kaliningradzki z “macierzą” – jeżeli ktoś tak myśli, to jest mocno przesadnym optymistą. Jaki Przesmyk, gdzie to jest? Jeżeli, to sprawa będzie oddana NATO Bundeswehra ruszy “na odsiecz”. Z zachodu wkroczą do nas Niemcy, ze wschodu Rosjanie. To już przerabialiśmy. Nikt przecież nie chce jakiejś niekontrolowanej eskalacji (atomu?). Sprawę się wyciszy i zaklepie. Niemcy się ze swoich dawnych terenów nie wycofają, zapewniając “bezpieczeństwo”, a Rosja uroczyście oświadczy i wszystko co trzeba podpisze, że ona niczego więcej nie chce, tylko ten, powiedzmy mały przesmyczek, do którego oczywiście ma prawo! Nikt nie chce „umierać za Gdańsk”. 

        Jedna czy dwie dywizje amerykańskie nas przed wielomilionową armią rosyjską nie obronią! Ani wyśmiewany Fort Trump (zaproponowane zresztą półżartem). Udało się Putinowi w Abchazji, Czeczenii i na Krymie. Nieporozumienie towarzyskie – raz, dwa, trzy – i po wszystkim. Spokój i pokój! 

        Ale jest jedno poważne “ale”. Polska to nie Ukraina. Na pewno podejmiemy walkę. Zielone ludziki nie wystarczą. Ruszy broń pancerna i lotnictwo. Nie uchronią się od ostrzału napastnika te dwie dywizje amerykańskie i Fort Trump(!) jeżeli tam będą, to już będzie zupełnie inna dla USA okoliczność. Rosjanie bombardują i zabijają tam naszych boys z Teksasu i Kolorado! Nie można tego zostawić bezkarnie, bo inaczej wszystkie bazy amerykańskie mogą być bezkarnie atakowane. To już nie sprawa dalekiego, nieznanego przesmyku. Czy ktoś znający polski patriotyzm i historię może zaprzeczyć, że tak się sprawy potoczą? Na pewno nie. I wie też o tym dobrze Włodzimierz Putin. Dlatego nigdy z powodu przesmyku nie zaatakuje terenu, na którym są bazy amerykańskie. Zna historię i wie że Hitler kiedyś też chciał terytoria do Prus Wschodnich. Nie z Polakami takie numery! 

        A targowiczanie? “Potworna” Obywatelska? Oni wszak tylko chcą dołożyć PiS-owi za umizgiwanie się do USA. (Każdy pretekst wszak dobry dla popaprańców). Dalej swego nosa nie patrzą. Krytyka PiSu to wszystko co potrafią. Może to i dobrze, bo gdyby wrócili do władzy – to Polacy musieliby się zadowalać ciepłą wodą w kranie i cieszyć się, że mogą pracować w niemieckich firmach i czytać polskojęzyczne niemieckie gazety. Ale totalniacy! Pamiętajcie, że Polacy to “buntowszcziki” (że znów hahaha – zacytuję Stalina). Raz wam pomógł złotousty Tusk pustosłowy wygrać wybory i to wystarczy! Poczekać musicie aż wasze rządy – afery - ludzie zapomną.  Amen.

Październik 2018
Ostojan

        P.S. Nie chcę popadać w dumę narodową, ale obecna amerykańska polityka podąża krok w krok za naszą polską. Każdy chwyt opozycji i tu i tam jest dobry! Trump mianuje sędziego SN, a opozycja zarzuca mu (sędziemu), że kiedyś, pół wieku, temu złapał koleżankę w szkole za - przepraszam -  cycki (jeśli już wtedy miała) Teraz sobie o tym przypomniała, bo demokratka, a Demokraci mają pamięć wybiórczą. Może będąc w przedszkolu sędzina Gersdorf podglądała chłopców? Na emeryturę ją! 

Opublikowano w Teksty
piątek, 05 październik 2018 16:20

Na imieninach u cioci…

Lech Wałęsa obchodził 70. urodziny i z tego powodu zjechała na imprezę cała śmietanka nawet „z Europy”. Pofatygował się z Brukseli sam Donald Tusk, a z Warszawy Georgette Mosbacher. Słowem podkreślono, że legenda „Bolka”, jest wiecznie żywym fundamentem III RP i żaden wyrok IPN jej nie zniszczy.

Bo przecież „nasz Lechu” dał ludzką twarz całemu procesowi tak zwanej transformacji, czyli przepoczwarzenia się funkcjonariuszy i żołnierzy aparatu bezpieczeństwa wojskowego i cywilnego PRL w kapitalistów - generalnie rzecz biorąc, podżyrował szaber nowej oligarchii. Takich rzeczy się nie zapomina, bo Lech Wałęsa pełnił będzie dla tego środowiska dozgonną rolę papy-doca. Po to wykreowana została jego międzynarodowa persona. Transformacja nie była przecież wyłącznie wytworem polskich bezpieczniaków, lecz akcją przygotowaną i kontrolowaną przez Stany Zjednoczone. Lech Wałęsa był operacyjnym „asetem” Waszyngtonu, stąd też obecność przymilnej nowej ambasador p. Mosbacher.

 

jeśli czytasz nasze teksty regularnie, wesprzyj nas

Juble takie jak ten pouczają nas, że te wszystkie przekomarzania lustracyjne to po prostu taki pic i fotomontaż - teatrzyk na użytek tych co to myśleli, że rewolucja nie jest na niby. Dlaczegóż to mielibyśmy tajnym współpracownikom coś tam niegrzecznie wypominać? Przecież z dzisiejszej perspektywy to przecież chyba dobrze że współpracowali, bo dzięki temu byli jedną z nóg Okrągłego Stołu, przy którym pułkownicy dogadali się z własną agenturą.

Jakże teraz wyrzucać takiemu Lechowi Wałęsie współpracę z milicją, SB i co tam jeszcze komuniści mieli, skoro dzięki temu wszyscy ładnie odegrali rozpisane role? Tak więc dzisiaj na urodzinach u ojca chrzestnego dzisiejszego układu rządzącego Polską wszyscy sobie sprawnie mogli plecy oklepać. Oczywiście, mówiąc, „układ rządzący Polską”, nie mam na myśli, broń Boże, PiS-u, bo Polską rządzi się tak naprawdę zupełnie gdzie indziej.

Ludzie obcych służb, komunistycznego wywiadu i bezpieczeństwa oraz ich agenturalne pacynki stworzyli nam nową polską arystokrację i miło popatrzeć, jak się państwo bawią. W drugim pokoleniu to może nawet jakichś manier nabiorą. Tylko nieładnym zgrzytem był brak podpisu premiera Orbana na urodzinowej laurce. No, ale wiadomo, że z niego to jest putinowy agent...

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 05 październik 2018 15:32

Cicho sza na temat anatypolonizmów

farmusW Nowym Jorku, na sesji ONZ-tu Prezydent Duda gruchał sobie miło z premierem Izraela Natenjahu o porozumieniu z czerwca bieżącego roku w sprawie ostrej ingerencji Izraela w nasze polskie ustawodawstwo i poprawkę do ustawy o IPN. W każdym innym kraju byłoby to nie do pomyślenia, żeby obcy kraj wtrącał się w ustawodawstwo innego państwa. A ci sobie gratulują wielkiego sukcesu. A to wstyd. Jakaś nowo-mowa, jak z powieści ‘1984’ Georga Orwella. Chyba, że to sukces uległości, że obce państwo pisze polskie ustawodawstwo.

Jakby tego jeszcze było mało, to na tym samym zgromadzeniu Organizacji Narodów Zjednoczonych w Nowym Jorku, nasz polski minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz walczy z antysemityzmem (sic!). A powinien z anytpolonizmem. Gdzie ten antysemityzm? W Polsce? Przecież raporty i statystyki (nie przez nas prowadzone) potwierdzają niską ilość incydentów antysemityzmu w Polsce. To może ten polski minister spraw zagranicznych walczy z anytsemityzmem w innym kraju, bo mu się pomyliło kogo reprezentuje. No kogo?

Przecież nie był nigdzie wybrany, tylko mianowany na wymiankę za Witolda Waszczykowskiego, który o Polskę zbyt wyraźnie, mężnie i widocznie walczył. To wstawiono pacynkę jeszcze z ekipy Bronisława Geremka. Gorliwość w zwalczaniu antysemityzmu przez polskiego ministra spraw zagranicznych zauważył nawet sam minister spraw zagranicznych Izreala. I pochwalił. Czyż polski minister spraw zagranicznych nie powinien reprezentować nas w pawilonie poświęconym zwalczaniu antypolonizmów w świecie? Niestety, takiego pawilonu nie było.

jeśli czytasz nasze teksty regularnie, wesprzyj nas

Dlaczego ma mnie obchodzić kim jest Jonny Daniels?

Ostatnimi czasy media polskie i polonijne zachłystują się niejakiem panem Jonny Danielsem z Izraela, i jego fundacją, i bardzo dociekają kimże to on jest? A to przecież wiadome, że oficerem izraelskich służb specjalnych, i on się z tym wcale nie kryje. Nawet niedawny numer ‘W Sieci’ (jeszcze prenumeruję) zamieścił na okładce ‘Kim pan jest panie Daniels’.

A to chodzi o to, nie kim on jest, tylko dlaczego ma takie wpływy w Polsce? Chciałabym także doczekać okładki ‘Kim pan jest panie Czaputowicz’, czy jakiejś takiej podobnej o innych ważnych nominowanych z jakiegoś powodu. Nikt ich nie wybrał, a zachowują się jakby kogoś reprezentowali. I zapewne reprezentują. Ale czy reprezentują nas i polską rację stanu – to już inna sprawa. A deklaracje? Cóż są tylko deklaracjami. Całkiem niedawno mamiono nas zieloną wyspą, a dziur w podatkach, którymi rabowano i państwo polskie i Polaków nikt (poza złodziejami, którzy z tych dziur wybierali) nie widział. I nie łudźcie się, ani ci, ani inni złodzieje (np. z FOZZ-u, czy Amber Gold) do ciupy nie pójdą. No, może jakimiś płotkami udobrucha się lud. Procesy będą się ciągnąć tak długo, aż nastąpi ich naturalny koniec, czyli któraś ze stron zemrze. Więc emocje kim jest pan Jonny Daniels są po prostu tematem zastępczym i służą odwróceniu uwagi od pytań istotnych.

Zjazd Polonii (jak zwykle) napawa otuchą

Dobrze chociaż, że Polonia nie spuszcza z tonu, i temat obrony dobrego imienia Polski i Polaka był na kolejnym zjeździe Polonii obecny i na czołowym miejscu. Tak jak zawsze, od samego początku bez względu na oficjalne stanowisko organizatorów, czyli Wspólnoty Polskiej. A może to też jest wspólnota, ale innych interesów? Raduje się dusza, gdy czytamy i oglądamy sprawozdania z tego zjazdu. Szczególnie podnoszące na duchu było wystąpienie Ojca Janusza Błażejaka, OMI, proboszcza parafii pod wezwaniem Maksymiliana Kolbe w Mississaudze. Zresztą, tradycyjnie kanadyjska reprezentacja była widoczna, aktywna i silna. Kilkanaście milionów Polaków mieszkających poza Polską musi mieć swój głos. I głos ten nieodmiennie mówi o konieczności obrony dobrego imienia Polaka i Polski. Bardzo liczyliśmy na to, że będzie to głos wspólny i Polonii i rządu polskiego, ale po kilku wspaniałych zrywach ze strony pojedynczych wystąpień przedstawicieli polskiej dyplomacji znów zrobiło się szaro. I znów zostaliśmy sami. Brak całościowej strategii, planu i budżetu. A już wiadomo, że tego pojedynczymi zrywami, nawet najsłuszniejszymi zrobić się nie da. Nasilającej się dobrze zorganizowanej antypolskiej propagandy nie da się wygrać metodą partyzancką. A to, że nie jest gorzej niż było wcale nie jest pociechą, bo źródła antypolonizmów przeszły do ataku na wyższym poziomie, i wymagają więcej dobrze zorganizowanych środków, aby z nimi skutecznie walczyć. I tego niestety, nikt poza strategicznym podejściem państwa polskiego nie zrobi. To musi być zmasowany, jednolity odpór, i propagowanie tego kim jesteśmy. Do tej pory próbujemy odbijać, tam gdzie nam przyłożą, a to stanowczo za mało. Potrzebna jest jednolita strategia, plan i znaczne środki na jego realizację.

Tak jak z tymi wyrokami za okradających Polaków i Polskę, już i tak czekamy za długo.

Alicja Farmus

Opublikowano w Teksty
piątek, 05 październik 2018 15:10

Koniec NAFTY i koniec świętego spokoju

NiemczykJanuszW którym momencie zaczęła się NAFTA i w którym momencie NAFTA się skończyła? Układ o wolnym handlu między Kanadą, USA i Maksykiem wszedł w życie 1 stycznia 1994 roku. Z ceł i taryf zostało zwolnione większość produktów. Uproszczony został handel między 3 krajami, została uproszczona administracja, która związana była z przepływem towarów i usług. Koszty administracji i księgowości zostały obniżone. W zamyśle umowa o wolnym handlu miała obniżyć koszty produkcji, prowadząc do specjalizacji produkcji w poszczególnych krajach. A jednak USA powoli odchodziły od uzgodnień NAFTA’y.

W którym momencie USA zdecydowały wycofać się z NAFTY? To pytanie zdaje się wisieć w powietrzu. A jednak bardzo mało jest dyskusji na ten temat w mediach. A właściwie tę dyskusję się pomija.

jeśli czytasz nasze teksty regularnie, wesprzyj nas

Ja postawiłbym tezę, że NAFTA zaczęła umierać po drugiej wojnie irackiej i inwazji na Afganistan. Pierwsza wojna iracka zakończyła się dla USA sukcesem. Za wojnę zapłaciły Japonia i Arabia Saudyjska, ale również zapłaciły kraje europejskie takie jak Niemcy. Koszty drugiej wojny irackiej i koszty zajęcia i okupacji Afganistanu ponoszą w olbrzymiej części USA.

Właściwie dlaczego USA zaatakowały Irak po raz drugi i odeszły od zamierzeń Georga Busha (ojca)? Tego nigdy się nie dowiemy kto wpadł na pomysł drugiej wojny irackiej. Wiemy że oskarżono prezydenta Iraku Saddama Husseina o posiadanie zakazanej broni chemicznej i pod tym pretekstem zaatakowano. Wiemy że Irak nie miał tej broni. Był więc to tylko pretekst. Eksport ropy naftowej z Iraku miał pokryć koszty stacjonowania wojsk amerykańskich w Iraku i Afganistanie i jeszcze USA miały per saldo na tym zarobić. Zadowolone miało być również lobby proizraelskie w USA i politycy amerykańscy od tej strony mieliby święty spokój i mogliby zająć się sprawami wewnętrznymi USA. Tak się nie stało. Ocenia się, że koszty wojny w Iraku i Afganistanie przekroczyły kwotę 3 bilionów dolarów. Ale to nie koniec. W momencie wycofania części wojsk amerykańskich z terytorium Iraku doszło tam do rewolucji muzułmańskiej, do powstania państwa muzułmańskiego, tak zwanego kalifatu.

Religia Islamu obojętnie czy to w formie sunnickiej, czy w formie szyickiej uległa radykalizacji. Przejawiło się to między innymi w tym, że ci którzy zdecydują się zginąć w atakach samobójczych w imię Boga są w obu odłamach religii uznani za męczenników i tych idących do raju. Utrzymać stan względnego pokoju w takich warunkach w krajach takich jak Afganistan, Irak stało się niezwykle kosztowne i trudne. Proamerykańskie rządy utworzone w tych krajach mogą istnieć i funkcjonować tylko dlatego że mają stałą ochronę wojsk USA, oraz wojsk innych krajów sojuszniczych wobec USA. Koszty wojny daleko wykraczają poza zyski ze sprzedaży ropy naftowej.

Jednocześnie na świecie zaczął narastać proces bojkotowania produktów amerykańskich. Tu nie ma jakiejś zmowy, czy układu, po prostu zaczął się on samoczynnie, jako że wiele krajów, szczególnie azjatyckich, uznało iż zajęcie Iraku nie było potrzebne i było w ich oczach niesprawiedliwe, a na końcu że naruszało interesy tych krajów.

Dodatkowym przyczynkiem do pogorszenia się warunków ekonomicznych, w jakich przyszło żyć Amerykanom był kryzys finansowy i załamanie się giełdy w 2008 roku. Jest wiele podejrzeń co do tego, że kryzys na giełdzie w 2008 roku został sztucznie wywołany w takim momencie, w którym najbardziej pasowało to USA. Do tego podejrzenia prowadzi fakt, że przed kryzysem USA miały oficjalnie dług wobec innych gospodarek w wysokości ponad 9 trylionów dolarów. Po kryzysie i po bankructwie banku Lehman Brothers oraz innych mniejszych banków, dług USA wynosił już 8 trylionów dolarów. Szacuje się, że nagle po krachu USA miały dług mniejszy o 1 do 1,5 tryliona dolarów wobec wierzycieli zagranicznych.

Po kryzysie 2008 nastały w USA rządy prezydenta Baracka Obamy. Ten rządził od 2009 roki i prowadził politykę opiekuńczą, miedzy innymi wprowadził powszechne ubezpieczenie zdrowotne.

Koniec prezydentury Baracka Obamy to powiększenie się długu publicznego USA do 20 trylionów dolarów. To z kolei spowodowało obniżenie się zaufania do dolara amerykańskiego jako waluty światowej, oraz sposobu na bezpieczne przetrzymywanie kapitału. USA mają mniej kapitału na inwestycje, lub może inaczej, ten kapitał który mają dostępny na inwestycje jest znacznie droższy. Trudniej go pozyskać.

Prezydent Donald Trump odbudowuje gospodarczą pozycję USA poprzez renegocjacje układów gospodarczych, poprzez wprowadzanie taryf i ceł, poprzez zmuszanie innych krajów do wykonywania poleceń USA, poprzez zmuszanie do zakupu amerykańskiego uzbrojenia. Niedawnym przykładem takiego postępowania, było wymuszenie na Kanadzie odsprzedania produkcji samolotów Bombardier C-300 i C-100.

Bombardier prowadził negocjacje z holenderskim Fokkerem o wykupienie planów na samolot krótko- i średniodystansowy. W związku z bankructwem Fokkera Bombardier podjął własne kosztowne decyzje o rozwoju własnej linii samolotów tego typu. Praktycznie rozwój ten od pierwszych studiów koncepcyjnych do komercyjnej produkcji zajął prawie 20 lat. Koszty rozwoju tej linii samolotu to około 6 miliardów dolarów. Z dnia na dzień okazało się, że samoloty Bombardiera serii C-100 i C-300 są wielkim sukcesem rynkowym. Tuż przed sprzedaniem C-100 i C-300 do Airbusa, jeszcze parę miesięcy temu, Bombardier miał zamówienia na ponad 300 samolotów i na miał wykupione opcje na dalszą sprzedaż ponad 300 samolotów serii C-300 i C-100. Z tym że połowę zamawiających i chętnych do zakupu stanowiły linie amerykańskie. To prawdopodobnie spowodowało że Donald Trump narzucił cła na samoloty C-100 i C-300 w wysokości 300%.

Bombardier został w ten sposób zmuszony do sprzedaży tej linii samolotów po to, żeby zostać na rynku amerykańskim. Bombardier mógł sprzedać swoją linię produkcyjną do Boeinga lub do Airbusa. Wybrał Airbusa, ale montaż samolotu będzie miał miejsce na terenie USA, w stanie Alabama. Tymczasem Airbus zmienił nazwę samolotu C-300 na A-220. Ocenia się że w perspektywie 20 lat zamówienia na samoloty serii C-100 i C-300 mogą osiągnąć 6000 sztuk przy kosztach za jeden samolot nieco poniżej 100 milionów dolarów amerykańskich. Można więc sobie policzyć o jakich pieniądzach tu mówimy i o ilu wysoko płatnych miejscach pracy.

Donald Trump mówi że Stany Zjednoczone były, czy też są, „niesprawiedliwie wykorzystywane”. Dobrze, ale nikt nie bronił Boeingowi, ani żadnemu innemu amerykańskiemu producentowi samolotów, podjęcie ryzyka i rozwijania produkcji samolotu na krótkie i średnie dystanse. To że Bombardier odniósł tu sukces to jest kwestia i pracy i pracowitości i pomysłowości oraz szczęścia. Tu nie było w zamyśle Bombardiera jakiegoś złego celu „wysysania pieniędzy z rynku USA”, tak, jak to argumentuje Donald Trump.

W niecały rok po tym, jak USA wymusiły na Kanadzie sprzedaż linii samolotów serii C-100 i C-300, nastąpiły groźby narzucenia ceł i taryf na samochody, na części samochodowe, stal i aluminium, iitd.

Jednym słowem, już wtedy umowa NAFTA przestała obowiązywać. Parę dni temu podano do wiadomości że nowa umowa między USA a Kanadą (o nowych warunkach wymiany handlowej) została podpisana. Właściwie media skupiły się nad tą stroną umowy, która mówi o wyrobach mleczarskich, i tym że ta umowa stawia w gorszej sytuacji rolników kanadyjskich.

Inną częścią umowy jest ochrona patentów medycznych, czyli przedłużenie okresu ochronnego na leki. Ogranicza ona możliwość produkcji tak zwanych kopii lekowych (generic pharmaceuticals) które są na ogół znacznie tańsze od leków oryginalnych. Ta strona umowy znowuż faworyzuje USA. O tej części nowej umowy o handlu z USA dowiedzieliśmy się z komunikatu w mediach.

Na razie wprowadzenie taryf na samochody i części samochodowe zostało zawieszone. Ale tymczasem USA robiły naciski na Kanadę by ta zawiesiła budowę ropociągu, który ma transportować ropę naftową z Alberty do Kolumbii Brytyjskiej, do portu w Vancouver. Amerykanom bardzo zależy na tym, by cała wydobywana ropa w Kanadzie wysyłana była do USA, do rafinerii w Teksasie, a stamtąd, by benzyna była z powrotem kupowana przez Kanadę. Na razie nie ma doniesień na temat kontynuowania budowy ropociągu. Obawiam się, że w niedługim czasie możemy się dowiedzieć z jakiegoś małego oświadczenia rządu Kanady że budowa ropociągu z Alberty do Kolumbii Brytyjskiej została zawieszona na przykład z przyczyn ochrony środowiska.

Drugim obszarem nacisku USA na Kanadę są zbrojenia. Kilka lat temu Kanada wycofała się z planów zakupu samolotu F-35. I tu też możemy za 2 miesiące dowiedzieć się że Kanada kupuje te bardzo drogie samoloty. Tu trzeba dodać że są to samoloty, które mają względnie krótki zasięg i ich przydatność do ochrony północnych terytoriów Kanady jest więcej niż wątpliwa.

Donald Trump niemalże od zawsze stosuje tę samą taktykę przy podpisywaniu umów. Najpierw mówi że USA są oszukiwane i niesłusznie wykorzystywane przez drugą stronę. Pod grozi wprowadzeniem sankcji, daje krótki termin na podpisanie umowy. Nie pozwala w ten sposób mediom strony przeciwnej, w tym wypadku kanadyjskiej, na poinformowanie opinii publicznej o warunkach umowy i na zajęcie przez tę opinię publiczną stanowiska i wywierania nacisków na własny rząd. Następnie umowa zostaje podpisana. Donald Trump mówi że już warunki się zmieniły, że przywódca danego kraju (np. Justin Trudeau) jest już jego przyjacielem. Czyli wina za podpisanie jakiejś umowy spada na stronę w tym wypadku kanadyjską (widziały gały co brały). Ta jest w sytuacji niewygodnej, bo wiadomo ze umowa jest niekorzystna dla Kanady i niezręcznie jest o niej informować opinię publiczną o wszystkich aspektach towarzyszących jej podpisaniu, a szczególnie o tych niekorzystnych dla samej Kanady. I tak się dzieje w przypadku każdego kraju który USA (Donald Trump) zmusza do podpisania jakiejś umowy.
Kanada nigdy od czasu kiedy powstała nie była w tak złych warunkach geopolitycznych. Właściwie nie ma pola manewru. Większe pole manewru wobec USA paradoksalnie ma Polska, ze względu na odległość jaka dzieli Polskę od USA.

O wielu tych negatywnych skutkach nacisków ze strony USA opinia publiczna Kanady nie będzie mogła się dowiedzieć bo brak jest dyskusji publicznej polityków, naukowców, czy też dziennikarzy. Ze względu na brak informacji kanadyjska opinia nie będzie mogła nawet formułować swych oczekiwań wobec polityków poszczególnych partii. Będziemy mogli tylko z oderwanych szczątkowych informacji domyślać się jak mają się rzeczy. Kanada stała się kolonią USA i tak będzie przynajmniej dopóki w USA rządzi prezydent Donald Trump, czyli przez następne 6 lat. Ale nawet po tym czasie USA będą angażowały się w kosztowne konflikty wojenne. Tu nie widać końca zmiany polityki amerykańskiej wobec Kanady ponieważ USA i Izrael dalej widzą konieczność rozszerzenia konfliktu zbrojnego na Iran. Kanada przez lata żyła “jak u Pana Boga za piecem” i nagle, z dnia na dzień, to się skończyło.

Janusz Niemczyk

Opublikowano w Teksty
piątek, 05 październik 2018 14:58

Bantustanem wstrząsają paroksyzmy

michalkiewiczJuż zdążyliśmy się przyzwyczaić do tego, że przekaz, tak ze strony telewizji rządowej, jak i ze strony telewizji nierządnych – bo telewizje antyrządowe podejrzewam, że zostały założone jak nie przez starych kiejkutów to ich tajnych współpracowników za pieniądze ukradzione z Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego – że ten przekaz ogranicza się do tego, co powiedział pan Partyk Jaki, który kandyduje na prezydenta Warszawy z ramienia obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, albo – co powiedział pan Rafał Trzaskowski, który ubiega się o to stanowisko z ramienia obozu zdrady i zaprzaństwa, ewentualnie – jak na słowa jednego zareagował drugi. Nie potrzeba dodawać, że telewizja rządowa stara się pokazać, że pan Rafał Trzaskowski, to kretyn i w ogóle - podejrzana figura, podczas gdy pan Partyk Jaki jest jasnym idolem, podczas gdy telewizje nierządne odwrotnie – że pan Trzaskowski jest gites – tenteges, podczas gdy Pan Jaki to oszołom i łowca posad. Można było pomyśleć, że już tak będzie aż do wyborów, ale nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być jeszcze lepiej, więc obóz zdrady i zaprzaństwa wyskoczył z nową rewelacją.

Wesprzyj nas nawet drobną kwotą

Oto portal „Onet”, związany ze starymi kiejkuty za pośrednictwem koncernu Axel Springer Polska, który wydaje też „Newsweek”, na fasadzie którego Niemcy umieścili znanego z żarliwego obiektywizmu pana red. Tomasza Lisa – tenże „Onet” opublikował tzw. taśmy prawdy, to znaczy – fragment rozmowy pana Mateusza Morawieckiego, podsłuchanej przez kelnerów spiskujących przeciwko III Rzeczypospolitej w nieistniejącej już restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Oznacza to, że ktoś reporterom „Onetu” wetknął nos w materiały uznane za „tajne” Ale co jeden człowiek chce zakryć za zasłoną tajemnicy, to drugi odkryje: „każdy grzech palcem wytknie, zademonstruje, święte pieczęcie złamie, powyskrobuje”. No dobrze, ale któż taki uchylił rąbka tajemnicy? Podejrzenia kierują się w pierwszej kolejności w stronę niezawisłych sędziów, którzy w obawie utraty alimentów i bezkarności, chętnie utopiliby rząd w łyżce wody. Ale ci sędziowie, to w większości tchórze; nie przypominam sobie ani jednego przypadku, by za komuny jakiś sędzia ustąpił ze stanowiska w proteście przeciwko naruszaniu sławnej niezawisłości, ani za Stalina, ani za Gomułki, ani za Gierka, ani nawet za Jaruzelskiego, ani za Cimoszewicza, ani za Millera, ani za Tuska - chociaż bezpieka dyrygowała całym tym niezawisłym sądownictwem, jak tylko chciała. Więc chociaż sędziowie formalnie by mogli, to bardziej prawdopodobne jest, że przeciek spowodowały stare kiejkuty, które gdzie jak gdzie, ale do niezawisłych sądów wpadkowały tylu agentów, ilu tylko mogło się zmieścić. No dobrze, ale skąd taki pomysł mógł wylegnąć się w głowach starych kiejkutów? To proste – musiały kiejkuty dostać takie zadanie od BND – i to by wyjaśniało tajemnicę, dlaczego te rewelacje opublikował „Onet” związany z niemieckim koncernem Axel Springer. Po drugie, warto zatrzymać się nad tym, kiedy ta rozmowa miała miejsce. Otóż odbyła się ona w okresie, gdy Mateusz Morawiecki, jeśli nawet formalnie nie należał do obozu zdrady i zaprzaństwa, to z nim sympatyzował, zarówno jako doradca Donalda Tuska, jak też jako bankster. Ciekawe, że w nagranym fragmencie rozmowy Mateusz Morawiecki, oczywiście pomagając sobie „kurwami” i „pierdolnięciem” („to takie słowa są”? - dziwili się ostentacyjnie gitowcy, kiedy podczas spotkania autorskiego w poprawczaku pisarz próbował im się podlizywać, operując tzw. „grypserą” - a co opisał Marek Nowakowski) wygłosił całkiem rozsądną opinię, że uprawianie przez rząd rozrzutności finansowej musi skończyć się niedobrze, zwłaszcza gdy pogorszy się koniunktura. Szkoda, że zapomniał o tym, najpierw jako wicepremier, a obecnie – jako premier rządu, chociaż jako człowiek przewidujący, wyfutrował 20 milionami złotych bank Morgana, za co pewnie ma tam zapewnioną synekurę na wypadek, gdyby coś „pier...nęło” z „dobrą zmianą”. O ile zatem moment, w którym rozmowa z Mateuszem Morawieckim została nagrana potwierdza moją ulubioną teorię spiskową, według której spisek kelnerów, którzy podsłuchiwali wyłącznie przedstawicieli obozu zdrady i zaprzaństwa, spowodowany był przechodzeniem Polski spod kurateli niemieckiej pod kuratelę amerykańską. O ile pod kuratelą niemiecką Platforma Obywatelska była naturalnym liderem politycznej sceny naszego bantustanu, to w przypadku kurateli amerykańskiej była tam potrzebna, jak psu piąta noga, więc kelnerzy... - tak dalej. No a skąd kelnerom przyszedł do głowy taki pomysł? Nagrali oni 900 godzin rozmów podsłuchanych w różnych restauracjach, ale podobno 700 godzin nagrali w rezydencji premiera Tuska, co wzbudza graniczące z pewnością podejrzenia, że musieli pomagać im jacyś pierwszorzędni fachowcy, dla których zainstalowanie podsłuchów w rezydencji premiera rządu naszego bantustanu, nawet ”bez jego wiedzy i zgody”, nie przedstawiało najmniejszych trudności. Oczywiście niezawisły sąd, który sprawę kelnerów rozpatrywał, miał najwyraźniej surowo zakazane zajmowanie się tym wątkiem, w związku z czym za głównego szatana uznał pana Marka Falentę i nawet go skazał, ale odesłać do więzienia już się nie odważył. Pokazuje to, że pana Falentę musi chronić czyjaś Mocna Ręka. Czy przypadkiem nie ta sama, która przy pomocy „afery podsłuchowej” dokonała podmianki na pozycji lidera politycznej sceny naszego bantustanu? No a teraz „Onet” rozdziobuje okruszki podrzucone mu przez zatajoną rękę niemiecką, bo w tak zwanym międzyczasie pan Mateusz Morawiecki z sympatyka obozu zdrady i zaprzaństwa przepoczwarzył się w jasnego idola obozu płomiennych dzierżawców monopolu na patriotyzm, toteż fakt, że wtedy został podsłuchany i nagrany, a teraz te rewelacje zostały opublikowane i to akurat przez „Onet”, znakomicie się wyjaśnia, ale oczywiście na gruncie mojej ulubionej teorii spiskowej. Zwracam przy okazji uwagę, że z 900 godzin rozmów podsłuchanych w restauracjach i 700 godzin podsłuchanych w rezydencji premiera Tuska, co to korzystał z „ochrony kontrwywiadowczej” tubylczych „służb (he, he!), do wiadomości publicznej trafiły zaledwie okruszki, a to oznacza, że zarówno mocodawcy ze Stronnictwa Amerykańsko- Żydowskiego, ale i ze Stronnictwa Pruskiego, które w jakiś sekretny sposób weszło lub właśnie wchodzi w posiadanie kopii nagrań, uraczą nas jeszcze niejedno rewelacją, ale jeszcze nie teraz, tylko w przyszłym roku, kiedy będą tutaj wybory do Sejmu i Senatu.

Tymczasem nasz nieszczęśliwy kraj przeżywa prawdziwą erupcję pryncypialności obyczajowej, której detonatorem okazał się film pana Smarzowskiego „Kler”, w którym reżyser pryncypialnie schłostał sprośne błędy Niebu obrzydłe, w jakich pogrążyło się tubylcze duchowieństwo. Pomysł nie jest specjalnie oryginalny; jeszcze z dzieciństwa pamiętam agitatorów przekonujących ludzi, że skoro ksiądz sypia z gospodynią, to Boga nie ma, a skoro pan Smarzowski prawie 70 lat później wraca do tego tematu, to znaczy, ze każda myśl rzucona w przestrzeń prędzej, czy później znajdzie swego amatora. Ale mniejsza już o pana Smarzowskiego, chociaż może od trzęsących Hollywoodem Żydów dostać za to „Oskara” - bo niezależnie od jego intencji film wpisuje się w kolejną kampanię przeciwko Kościołowi katolickiemu. Nie mówię już o prześladowaniach w czasie rewolucji antyfrancuskiej, ale warto przypomnieć o walce z Kościołem we Francji na przełomie wieku XIX i XX, za sprawą niejakiego Combesa, nawiasem mówiąc – byłego księdza z Oblatów Najświętszej Marii Panny w Nimes. Ten Combes, szubrawiec, podobnie zresztą, jak i współcześni renegaci, wpadł na pomysł rejestracji przedmiotów liturgicznych, co ówczesna opinia katolicka nie bez powodu uznała za wstęp do konfiskaty. Doszło do burzliwych demonstracji, przeciwko którym rządy wysłał wojsko, Sympatyzowało ono raczej z demonstrantami, zwłaszcza po ujawnieniu afery generała Ludwika Andre, ministra wojny. Ten mason wysokiej rangi miał na biurku dwa pudła; jedno z napisem Korynt, a drugie z napisem Kartagina. W „Koryncie” były fiszki oficerów promowanych do awansu, a w „Kartaginie” - tych którzy przy awansach mieli być pomijani. Przyczyną był stosunek do religii katolickiej; fiszki z „Kartaginy” zawierały takie oto zarzuty, że „uczestniczył nabożnie w pierwszej Komunii Świętej swego syna”. Kolejny wybuch wojny z kościołem, a przede wszystkim – z Cerkwią Prawosławną, chociaż z Kościołem katolickim też, miał miejsce w Rosji pod rządami bolszewików.

Rozstrzeliwaniu Cerkwi i duchowieństwa katolickiego towarzyszyła kampania prowadzona przez pisma „Bezbożnik” i „Bezbożnik przy obrabiarce” wydawane przez Związek Wojujących Bezbożników dowodzony przez Minieja Izraelewicza Gubelmana. Inspirował on szydercze demonstracje antyreligijne. Ciekawe, po co Żydzi najpierw w ten sposób dokazują, a potem się dziwują, że kiedy minie okres dobrego fartu, to palą nimi w piecach. Co tu ukrywać; to lekceważenie innych narodów nie tylko świadczy o niedostatku empatii u Żydów, ale często – o niedostatku rozumu. Wspominam o tym dlatego, że rodzaj patronatu nad obecną kampanią antykościelną w Polsce objęła żydowska gazeta dla Polaków. Współwłaścicielem spółki „Agora”, która tę żydowską gazetę wydaje, jest stary żydowski grandziarz finansowy Jerzy Soros, korumpujący głupich gojów pod pretekstem propagowania „społeczeństwa otwartego”, czyli takiego, w którym zostały zniszczone wszystkie organiczne więzi społeczne i hierarchia, a ono samo zostało sprowadzone do roli „nawozu historii”, na którym mają rozkwitać setki cudnych żydowskich kwiatuszków. Niedawno grandziarz wyłożył na te cele aż 18 miliardów dolarów, więc w takich sytuacji lepiej rozumiemy, skąd również w Polsce taka eksplozja moralnej pryncypialności, zwłaszcza wśród celebrytów, co to rżną się z kim popadnie.

Stanisław Michalkiewicz

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz

ostojanChyba wszyscy lubimy słuchać padających pod naszym adresem komplementów. Choć zwykle bierzemy lekką poprawkę oceniając ich pełną szczerość. Mężczyźni komplementowani co do swej mądrości, postawy i wyglądu zewnętrznego zwykle chętnie w to wierzą, będąc często (łysi brzuchacze!) mało krytyczni w stosunku do siebie. Zresztą i tak komplementują się zwykle kobiety. One zaś podobno, nawet te najpiękniejsze prawie nigdy nie są w pełni zadowolone ze swojej urody. Nawet te biorące udział w konkursach piękności. Miss Polski kiedyś powiedziała, że nie ma takiej piękności nad pięknościami, bo wszystko to rzecz gustu. To tyle o bliźnich.

A jak jest, jak się rzecz macała z tymi komplementowaniem w dziedzinie, o której zwykle piszę – to znaczy w polityce? Tutaj mamy w Warszawie zaskakujące połączenie. Obecna ambasador USA w Polsce, była podobno kiedyś w latach młodości kosmetyczkę. Dobra w obu dziedzinach? Czy warta będzie komplementów – przekonamy się. Na razie chwali Polskę. Komplementuje nas.

Historyczne przykłady, jakie mi się aktualnie w tym ustępie nasuwają, nie są niestety zbyt optymistyczne. Aktualnie bowiem Austriacy nie chcą postawienia gotowego już pomnika króla Jana III Sobieskiego w Wiedniu. A przecież tak komplementowali w 1683 r. naszą husarię i Polskę! Wdzięczność to wszak uczucie, które się szybko starzeje. Już w następnym wieku Osterreichowcy ochoczo wzięli udział w rozbiorach Polski. A dziś w ramach popularnego korygowania historii gloryfikują raczej własną w bitwie wiedeńskiej dzielność, umniejszając zasługi naszych wojsk. Ale prawda jest taka, że bez husarii , pohańce skroili by Wiedeńczykom jak nic dupę – to znaczy splądrowali i spalili miasto, a nie zamordowanych mieszkańców pognali w jasyr, kobiety do haremów, a dzieci wychowaliby na przyszłych janczarów. Może dziś jest w tym trochę polit-poprawności, bo a nuż jakiś współczesny Ahmed lub Ismail, nowi obywatele, przechodząc koło takiego pomnika skrzywiłby się urażony. Lepiej postawcie go sobie w Krakowie, radzę Austriacy. Łaskawcy! Dziękujemy.

Ale miało być o komplementach. W 1940 r. nasłuchali się ich polscy lotnicy w Anglii. Cenili sobie najbardziej na pewno czynne rzeczowe komplementowanie, jakiego doznawali ze strony młodych Angielek. Były też komplementy od starego cynika i krętacza (prosimy nie powtarzać!) Churchilla. “Nigdy tak wielu nie zawdzięczało itd.”. Szczerze? Przypuszczam, że wątpię. Bo w 1945 r. w londyńskiej paradzie zwycięstwa maszerowali żołnierze ponad 10 narodowości, które (podobno) dzielnie też walczyły z Niemcami. Zabrakło jednak miejsca (!) dla tychże lotników, żołnierzy Andersa i Maczka, czy Sosabowskiego – bo nie można było drażnić Stalina. Co za Angielska delikatność! Ostatnio komplementował Polskę i Polaków prezydent Trump. Miejmy nadzieję, że szczerze, a nie tylko dyplomatycznie. Przecież zasługujemy.

Na koniec zostawiłem komplementy last but not least od znanego polityka trzymającego onegdaj w łapach ponad pół Europy. To nie może być najmniejszych wątpliwości, iż wtedy mówił to, o czym był głęboko przekonany. Na pewno nam też nie kadził. Któż to taki? Nie kto inny, niż Führer III Rzeszy – Adolf Hitler! Co powiedział, cytuję dosłownie: “Polacy są jedynym narodem w Europie, który łączy w sobie wysoką inteligencję z niesłychanym sprytem. Jest to najzdolniejszy naród, ponieważ żyją ciągle w niesłychanie trudnych warunkach politycznych , wyrobił sobie rozsądek życiowy nigdzie niespotykany”. Absolutnie szczerze, choć złowieszczo o czym świadczy ciąg dalszy tego komplementowania. Też cytuję: “Bez litości zabijać należy wszystkich mężczyzn, kobiety i dzieci polskiego pochodzenia i polskiej mowy! Tylko w ten sposób zdobędziemy przestrzeń życiową, Lebensraum, której potrzebujemy. Tereny polskie wyludni się i zasiedli Niemcami”. Lepszych trzeba usunąć. To proste. Co do naszej inteligencji miał rację. To, co udało mu się zrobić z Niemcami, nie udałoby się na pewno z Polakami.

Taki krzykliwy pajac ze śmiesznym wąsikiem cwany, i w ząbek czesany, nigdy by żadnej politycznej kariery u nas nie zrobił. Nie mówiąc o dyktaturze. Utrącono by go szybko. A głupie (głupsze wszak według jego słów Szwaby) broniły go do końca. To samo można odnieść do Lenina i Stalina my nię frajery nie z nami takie numery! Zarówno Niemcy, jak i Rosjanie dali się wysyłać na śmierć, tortury i mordować, jak przysłowiowe owce, które za wiodącym ich baranem skaczą w przepaść. Górujecie nad Polakami nasi pożal się Boże sąsiedzi tylko liczebnością i chęcią do działania wspólnie przeciw nam . Nec Hercules contra plures! Amate et multiplicate rodacy! Mało nas do pieczenia chleba! Wbrew Hollandon Jandom i rudym rozwrzeszczanym babom (było nie było - bęc babę w ryło) drucianym wieszakom, zdrajcom narodu, targowiczanom, aborcjonistom. Cierpliwości z nimi trzeba, niech się dzieje wola nieba. Więcej nas musi być i już!

Żarcik a propos. Ponad 90-letni parafianin prosi proboszcza, aby udzielił mu lekcji łaciny. - Wkrótce pójdę do nieba i chcę móc porozmawiać ze świętym Piotrem. - Ale co jeśli pójdzie pan do piekła? To nie problem. Niemiecki znam, a rosyjskiego też się w szkole uczyłem. Pamiętem!.

Ostojan Toronto, 20 września 2018.

PS Komplement dla Gońca - schudł i staniał ale trzyma fason. Ciągle jest ciekawy, choć konkurencja innych polskich gazet jest duża i nie odpuszcza. Pamiętajcie o tym reklamodawcy z polskiego biznesu - kogo popieracie.

Opublikowano w Teksty
piątek, 28 wrzesień 2018 08:56

Pozycjonowanie się

Donald Trump wygłosił na forum Zgromadzenia Ogólnego Organizacji Narodów Zjednoczonych ciekawe przemówienie. Ponoć niektórzy wychodzili, inni się śmiali, (choć prezydent USA później tłumaczył, że nie śmiali się „z niego”, tylko śmiali się „z nim”, towarzysko. 

        Z przedstawionego obrazu sytuacji można wywnioskować, że mamy do czynienia z nowym pozycjonowaniem się; rysowaniem linii frontu. Trump wskazał na takie państwa, jak Indie, Izrael i Polskę jako „przyjaciół” Stanów Zjednoczonych i skrytykował tych, którzy są „niemili”, mimo, że Stany Zjednoczone „ich bronią”. Nie wiadomo dokładnie przed czym, no bo „Imperium zła” już nie ma, w każdym razie są to państwa, którym USA będą wystawiać rachunki...

         Najwyraźniej mowa o tych, którzy w nowym świecie zaczęli grać wielobiegunowo między Chinami, a Stanami Zjednoczonymi dostrzegając, że USA przestają być jedynym gwarantem światowego bezpieczeństwa, mimo że nadal czerpią „stare” korzyści np z rezerwowego statusu własnej waluty.

        Nowe ustawianie się Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników odbywa się oczywiście w relacji do Chin. Trump ogłosił kolejne sankcje przeciwko Chinom, oskarżył Pekin o wtrącenie się w wewnętrzne sprawy USA, FBI aresztowało chińskiego szpiega w Chicago, a dwa amerykańskie bombowce przeleciały nad Morzem Południowochińskim po tym, jak Chińczycy ze swej strony odmówili prawa odwiedzenia Hongkongu przez okręt marynarki USA. Słowem, dzieje się...

        Amerykanie stosują sprawdzoną politykę okrążania. Jest więc nowa oferta kontraktowa dla Korei Południowej, nowa polityka wobec Korei Północnej, zacieśnianie współpracy z Japonią. 

        No i pozostaje Rosja...

        Rosja, która mimo wielu wyzwań,  nie zamierza sprzedać się tanio? Czy „pójdzie” z USA na Chiny? Niewykluczone! Czy „pójdzie” z Chinami na Amerykę? Również niewykluczone. A może jedno i drugie. Rosja przerabiała już te tematy w historii i wie jak grają poważni ludzie. 

        Mamy ciekawy czas, a tymczasem uwaga Ameryki skupiona jest na seksualnych ekscesach młodzieży szkolnej sprzed 36 lat - te bowiem wygrzebała pewna pani sędziemu Brettowi Kavanaughowi, kandydatowi prezydenta Trumpa na sędziego Sądu Najwyższego. 

        Szczerze mówiąc, jest to obrzydliwe. Instrumentalne wykorzystywanie tego rodzaju oskarżeń powoduje, że tracą one wiarygodność i dewaluują się.

        Pani, która się skarży twierdzi po 36 latach, że obecny kandydat na sędziego po pijanemu usiłował z niej zedrzeć ubranie podczas imprezy, kiedy obydwoje byli w szkole średniej i to dyskwalifikuje jego kandydaturę. Fakt że człowiek ten od kilkudziesięciu lat jest wysokim rangą sędzią i był wielokrotnie prześwietlany przez FBI, nie ma tutaj znaczenia, bo panią wspomnienie naszło dopiero dziś... O co się więc „rozchodzi”? A „rozchodzi się” o to, że sędzia Kavanaugh jest pro-life i jego nominacja może doprowadzić do zmian dopuszczalności i zasad przeprowadzania tzw. przerywania ciąży. - Stąd cała kampania obrzucania go błotem. Trump słusznie zauważył podczas środowej konferencji prasowej, że jak tak dalej pójdzie to żaden normalny człowiek nie będzie chciał kandydować na wysoki urząd, bo  będzie się to wiązało z totalnym opluwaniem.  Globalni bolszewicy nowego Kulturkampfu nie przebierają w środkach i tutaj walka idzie na noże, nawet jeżeli narusza wszelkie poczucie przyzwoitości i zdrowego rozsądku. I żeby było jasne to  pani/panie skarżące to nie są jakieś zahukane dziewczynki, lecz kute na 4 nogi absolwentki i wykładowczynie najlepszych uniwersytetów w USA. 

        Wracając zaś do Trumpa, to prezydent wyraził w przemówieniu  dezaprobatę dla globalizmu i zapowiedział nową erę „patriotyzmu”. Jedni mówią, że to rozmontowywanie systemu, który  Ameryka do tej pory sama budowała; wydaje się jednak, że chodzi po prostu o sprzedaż tego samego cukierka w nowym opakowaniu; idzie po prostu o interes elity, w tym wypadku żydowsko-amerykańskiej, zawiadującej naszą połówką planety...

         Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 28 wrzesień 2018 08:30

Ostatnia okazja?

NiemczykJanusz        Skoro nie możemy zmienić kanadyjskiej konstytucji, by ta zabraniała aborcji, czyli początku tych wszystkich nieszczęść, skoro nie mamy wpływu na kanadyjskie sądy, to chociaż pokażmy kanadyjskim politykom że ktoś jeszcze troszczy się o Kanadę i o nienarodzonych Kanadyjczyków.

Jeśli możesz wesprzyj nasze pismo



Mój dobry kolega z czasów emigracji i oczekiwania na pobyt w Kanadzie opowiedział mi historię swojego wujka księdza egzorcysty. Otóż, w czasie wojny wujek, który był zaangażowany w pomoc ruchowi oporu i Żydom został aresztowany przez Gestapo. To było w mieście w środkowej Polsce. Według relacji mojego kolegi jego wujek w chwili kiedy strażnik prowadził go z aresztu w piwnicy na przesłuchanie żarliwie się modlił. Dokładnie mój kolega powiedział mi, że jego wujek odmawiał w myślach egzorcyzmy. 

        Po wejściu do pokoju, w którym odbywały się przesłuchania oficerowie Gestapo, którzy mieli przeprowadzać przesłuchanie nagle zachowywali się dziwnie. Jeden mówił, że boli go głowa, drugi mówił że boli go brzuch i wychodzili z pokoju. Jego wujek zostawał sam na sam z żołnierzem niemieckim który miał spisywać przesłuchania. Ten żołnierz, nie związany ze sprawą odsyłał jego wujka  z powrotem do celi. Te wzywania jego wujka na przesłuchania powtórzyły się jeszcze kilkakrotnie i miały podobny przebieg. 

        Niemcy mieli donos, czy też podejrzenia, ale nie mieli potwierdzenia ze strony wujka-księdza, nie mieli potwierdzenia dowodów. Niemcy wysłali go do Oświęcimia. W obozie koncentracyjnym również w chwilach zagrożenia jego wujek żarliwie się modlił i również obserwował dziwne zachowanie strażników. Wujek-ksiądz, został z Oświęcimia wysłany do jednego z jego podobozów, do obozu pracy, w którym łatwiej było przeżyć i gdzie przeżył wojnę. Mój kolega powiedział mi, że według jego wujka-księdza Niemcy z Gestapo, z SS byli opętani.

        Później, kiedy przyjechałem do Kanady powtórzyłem o tym co opowiedział mi mój kolega dwu osobom, które przeżyły obozy śmierci. 

        Jedną z tych osób był Henryk Słaby, który z kolei był jednym z fundatorów Collegium Jana Pawła II na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Henryk Słaby był bardzo wierzący. Za swa działalność charytatywną otrzymał od papieża Order Świętego Grzegorza Wielkiego. Kilkakrotnie w rozmowach ze mną opowiedział mi o swoim aresztowaniu i o swoich przeżyciach w Oświęcimiu. Opowiedziałem więc panu Henrykowi Słabemu to co opowiedział mi mój kolega o swoim wujku, księdzu.

        Zapytałem go co o tej ocenie sądzi, o tym że Gestapowcy i SSmani byli opętani? 

        Pan Henryk Słaby odpowiedział mi w ten sposób: przywieźli mnie z grupą innych więźniów do Oświęcimia. Zabrali ubrania i przebrali w pasiaki. Już wówczas byliśmy głodni i wyczerpani. Zaczęły się wielogodzinne apele i ciężka praca. Po tygodniu, a każdego tygodnia była przymusowa łaźnia, poszliśmy nago do łaźni. Przy wejściu do łaźni stał podpity Niemiec z pałką i od razu tych słabszych zabierał na bok i szli oni do gazu, albo na rozstrzelanie. Ja miałem 16 lat, bylem mały i chudy. Zdałem sobie sprawę że następnej łaźni i selekcji przy drzwiach mogę nie przeżyć. Pobiegłem po pomoc do Polaków z komanda pracy. Tam w biurze pracowali Polacy, też więźniowie. Wpisali mi w dokumenty obozowe, że jestem stolarzem i tak przez cały okres Oświęcimia miałem już większe szanse przeżycia. Budowaliśmy baraki i inne rzeczy w obozie. Szliśmy do łaźni osobno, nie z innymi więźniami. Nie było selekcji przy wejściu do łaźni. 

        Co do przeżycia w Oświęcimiu to wyglądało to tak, że dowódcami strażników byli Niemcy, natomiast samymi strażnikami w większości byli Ukraińcy. Wszyscy oni od rana do wieczora chodzili pijani. Zginąć przypadkowo można było bardzo łatwo. Więc należało tak się zachowywać, żeby nikogo nie sprowokować. 

        Później nagorszym przejściem był tak zwany marsz śmierci. Niemcy spodziewali się nadejścia Rosjan i z dnia na dzień opróżnili z więźniów obóz w Oświęcimiu. Ten marsz miał miejsce w grudniu, w środku zimy i szliśmy na piechotę kilkaset kilometrów. Tam w czasie tego marszu z głodu, z wyczerpania, zmarło wielu. Innych słabych którzy nie mogli iść dalej zastrzelono. Ja nie wiem jak ten marsz do Niemiec przeżyłem, ale przeżyłem. Później w Niemczech jeszcze w czasie wojny i po wojnie patrzyłem się, jak zachowują się Niemcy, Niemcy cywile. 

        Oni starali się niczego nie widzieć, nic nie wiedzieć. Tam w obozie to, co się tam działo to było coś nierzeczywistego, nienormalnego. Ale przeciętni Niemcy nie byli opętani.    

        Moja druga rozmowa z więźniem obozu koncentracyjnego na temat opętania miała miejsce zupełnie przypadkowo. To było mniej więcej w tym samym czasie jak ta rozmowa z panem Henrykiem Słabym. To było ponad 25 lat temu. Pracowałem w synagodze jako kelner na przyjęciu z okazji Bar micwy. 

        Obsługiwałem stół, przy którym siedział dziadek chłopca który według żydowskiego prawa staje się pełnoletni. Ni stąd ni z owąd, w czasie sprzątania talerzy ze stołu, dziadek chłopca zapytał się mnie skąd jestem. Powiedziałem mu, gdzie mieszkałem w Polsce. Okazało się, że po wojnie on mieszkał w niedalekiej miejscowości od tej, gdzie ja mieszkałem. W latach pięćdziesiątych wyjechali z Polski do Kanady. 

        I nagle on mówi. Wie pan prawie cała moja rodzina zginęła w czasie wojny. Ja zostałem wysłany do obozu koncentracyjnego. Przeżyłem i później po tym, jak nas wyswobodzili wracałem do Polski. Szliśmy przez piękne niemieckie miasta. Duże domy, okna, domy pokryte dachówką. A co było w Polsce? My mieszkaliśmy w domu pokrytym strzechą. Bieda. Do dziś nie mogę zrozumieć, co ci Niemcy od tej biednej Polski chcieli? Stałem zakłopotany przed nim, koło stołu, i nie wiedziałem jak tu najszybciej skończyć rozmowę, bo przecież musiałem kontynuować moją pracę. Przyszło mi do głowy żeby powiedzieć to co mój kolega powiedział mi o swoim wujku egzorcyście i o jego obserwacji z czasu wojny. Powiedziałem więc, wie pan przecież Niemcy byli opętani. Ten starszy pan, do którego mówiłem nie odpowiedział nic i tylko patrzył na mnie. Z kolei siedzący obok niego młodszy mężczyzna powiedział: jak, jak, nie rozumiem, co pan powiedział? Powiedziałem więc po angielsku: Germans were possessed. Nie rozumiem, powiedział z kolei ten starszy pan. Powiedziałem, miałem kolegę którego wujek był księdzem egzorcystą i był aresztowany przez Gestapo i później wysłany do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, itd. “Germans were possessed” powtórzyłem. Ten starszy pan patrzył na mnie i nic nie mówił. Pozostałe osoby siedzące przy stole patrzyły na mnie w milczeniu i też nic nie mówiły. Zebrałem szybko talerze i odszedłem od stołu.

        W 2012 roku miały miejsce w rocznicowe obchody ustanowienia konstytucji Kanady. To było 30-lecie ustanowienia konstytucji Kanady. W dawnej siedzibie giełdy (Toronto Stock Exchange) w budynku przy ulicy King St. i Bay St. w Toronto Partia Liberalna urządziła spotkanie. Szefem partii Liberalnej w tym czasie był Bob Rae. Głównym zaproszonym mówcą był Jean Chretien. Jean Chretien był jednym ze współtwórców konstytucji Kanady, był on również premierem Kanady, był byłym szefem partii Liberalnej. Jean Chretien przemawiał może 15, może 20 minut. Opowiedział o tym jak trwały przygotowania do konstytucji, jakie były negocjacje między partiami, między prowincjami. I pod koniec swojego przemówienia mówi że w konstytucji kanadyjskiej nadano prawa gejom i lesbijkom, że przyznano im równouprawnienie. Kiedy to powiedział grupa 20, 30 w większości młodych osób która akurat przede mną stała zaczęła głośno krzyczeć i klaskać. Jean Chretien powiedział jeszcze kilka zdań na temat tworzenia kanadyjskiej konstytucji i w ostatnim już zdaniu powiedział o ile dobrze pamiętam tak: “Na wskutek konstytucji geje i lesbijki uzyskali prawo do zawierania małżeństw tej samej płci. Nie wiedziałem że to pójdzie tak daleko. (I did not know that it is going to go that far). I tym zdaniem zakończył swoje przemówienie. Na sali nastąpiła chwila milczenia. Myślę, że było tam między 350 a 500 zebranych osób. Po chwili rozległy się oklaski. Jeszcze parę słów powiedział Bob Rae i spotkanie się skończyło.

        Następnego dnia celowo poszedłem do biblioteki żeby przejrzeć prasę  i żeby zobaczyć czy coś zostało napisane na temat przemówienia Jeana Chretiena i na temat jego słów dotyczących małżeństw tej samej płci. Nie znalazłem żadnego artykułu na temat tych słów.

        Jan Paweł II wiele razy wypowiadał się przeciwko legalizacji aborcji. Powiedział między innymi takie mocne słowa, takie ostrzeżenie, że państwo które legalizuje aborcję nie ma prawa bytu! Co oznaczają słowa Jana Pawła II? 

        Czy to oznacza że Pan Bóg przestanie opiekować się tym państwem i że odbierze mu swoje błogosławieństwo, że ludzie sami wprowadzając swoje prawa bez boskiego azymutu dokonają powolnego samounicestwienia swojego domu, swojego państwa? Czy też te słowa oznaczają coś więcej? Czy oznaczają, że Pan Bóg przyzwoli złym duchom na to, by te mieszały w ludzkich głowach?

        W 1989 roku na wskutek pozwu wniesionego przez właściciela kliniki aborcyjnej dr. Henry’ego Morgentallera, Sąd Najwyższy Kanady stosunkiem głosów 5 – 2 zalegalizował aborcję na żądanie. Kilka lat później również na skutek wygranej w sądzie prowincji Ontario zostały zalegalizowane małżeństwa tej samej płci. Następnie rządy pozostałych prowincji wprowadziły do programu nauczania w szkołach podstawowych wychowanie seksualne. 

        Za kilka tygodni w Kanadzie zostanie zalegalizowane palenie marihuany. Rozpoczęły się dyskusje nad zalegalizowaniem eutanazji dla dzieci i umysłowo chorych. 

        Czym kierował się Henryk Morgentaller walcząc o zalegalizowanie prawa do zabijania nienarodzonych? Może zazdrością, może tym że w czasie wojny jego naród został tak szczególnie dotknięty przez śmierć, a inne narody mniej? Czy chodziło mu o wyrównanie rachunków? Cóż za ironia losu. Jedna osoba, Henryk Słaby, który przeżył obozy śmierci, oddał cały swój majątek i energię służbie Bogu i Kościołowi, a drugi Henryk Morgentaller oddał swoją energię ku temu, żeby pierwsze przykazanie straciło na znaczeniu.

        W międzyczasie, i pomimo tego że Kanada próbuje usilnie być przyjacielem USA, ze strony naszego południowego sąsiada następują gospodarcze posunięcia szkodzące gospodarce Kanady. Najpierw były to kroki gospodarcze pod hasłem „buy American”. Następowało w Kanadzie wycofywanie miejsc pracy przez firmy amerykańskie. Te rozwiązania zaczęły się od prezydentury Baraka Obamy. Teraz doszło jednostronne wycofanie się przez rząd USA z wielu klauzul umowy o wolnym handlu między Kanadą a USA. To znaczy dokładnie chodzi o te części umowy, które prezydent Donald Trump uważa za niekorzystne dla USA. Ale trzeba zauważyć, że USA utrzymują szereg zapisów umowy o wolnym handlu, które z kolei Donald Trump uważa ze swej strony dla siebie korzystne. W tym również zapisy osobnych umów dotyczących korzystania ze słodkiej wody ze zlewisk Kanady. Z tych zapisów Amerykanie się nie wycofują. Mamy więc taką sytuację że za postępem liberalizacji, czy też wręcz anarchizacji życia społecznego w Kanadzie, idzie pogorszenie warunków ekonomicznych i politycznych, w jakich Kanadyjczykom przychodzi teraz żyć.

        Dlaczego Kanadyjczycy nie widzą tutaj zbieżności? Może dlatego że ta liberalizacja zaczęła się w roku 1989, trzydzieści lat temu? Zmiany są więc powolne, stopniowe, wręcz niezauważalne. Nie ma przeciw tym zmianom społecznych protestów. Nikt się nad tym nie zastanawia i nie łączy następujących po sobie wypadków. Ale gdyby tak jednego dnia nagle jednocześnie sąd kanadyjski postanowił zalegalizować aborcję, razem z nią zalegalizować małżeństwa tej samej płci, zalegalizować marihuanę, nakazał naukę o seksie w szkołach podstawowych, zalegalizował eutanazję, a następnego dnia rząd amerykański zakazał tworzenia stanowisk pracy firmom amerykańskim w Kanadzie, nałożył cła na wyroby kanadyjskie przywożone do USA, na wskutek których milion Kanadyjczyków straciłoby pracę i przeciętny zarobki obniżyłyby się w jednym dniu o połowę, rząd USA wypompowałby połowę wody z jeziora Ontario, to prawdopodobnie wtedy jedni Kanadyjczycy, by wylegli na ulice, by protestować, a inni obsypaliby sobie głowy popiołem i pobiegli do kościołów i domów modlitwy by prosić Pana Boga o przebaczenie i ratunek. Ale ponieważ te zmiany zachodzą w sposób powolny i dostrzegalny głównie dla tych, którzy podróżują po świecie, to Kanadyjczycy się nie buntują, nie łączą wydarzeń, nie mają porównania. No i nie zwracają się do Pana Boga o ratunek, o opiekę.

        Wiele razy w rozmowach o Kanadzie od osób które przyjechały do Kanady 35, 30, 25 lat temu usłyszałem takie słowa: „no wiesz ja przyjechałem do innego kraju niż ten w którym teraz mieszkam.”

        Wobec takiego rozwoju zdarzeń które mają miejsce w Kanadzie pada pytanie o to czego my jesteśmy świadkiem? Czy to co widzimy jest skutkiem ludzkiej głupoty, głupoty sędziów kanadyjskich i głupoty polityków kanadyjskich? Czy też jest to rezultat tego o czym przestrzegał Jan Paweł II, tego że państwo które wprowadzi aborcję nie ma prawa bytu?

        Czyli że Pan Bóg ześle szatanów, żeby mieszali w ludzkich głowach i sprowadzali ludzi na manowce i przynosili im dodatkowe nieszczęścia w postaci na przykład Donalda Trumpa?    

        Skoro nie możemy zmienić kanadyjskiej konstytucji by ta zabraniała aborcji, czyli początku tych wszystkich nieszczęść, skoro nie mamy wpływu na kanadyjskie sądy, to chociaż pokażmy kanadyjskim politykom że ktoś jeszcze troszczy się o Kanadę i o nienarodzonych Kanadyjczyków.

        30 września od godziny 14ste do 15stej w wielu miejscach GTA odbędą się pokojowe manifestacje przeciwko zabijaniu dzieci nienarodzonych. Kościół zachęca do wzięcia udziału w „Łańcuchu Życia”. Może jest to ta ostatnia okazja?

Janusz Niemczyk

Opublikowano w Teksty

farmusTe kraje rozwinięte to najbardziej w świecie rozwinięte rynki. Jest to dla nas ważny krok, bo będziemy w tej samej grupie co, między innymi, Niemcy, Japonia, Stany, Australia i Francja. Jest to pierwszy w historii przypadek zakwalifikowania kraju z Europy Centralnej (nazywanej nie precyzyjnie Europą Środkowo-Wschodnią) do tej grupy. Już wyższej grupy nie ma, nie licząc oczywiście nieformalnej Grupy Bilderbergów, i całkiem tajnego rządu światowego. Natomiast w samej grupie krajów rozwiniętych jest hierarchia, w której na razie jesteśmy na samym dole. 


Jak się mierzy gdzie jesteśmy? 

        Nie ma jednolitego i absolutnego pomiaru. Każda agencja ratingowa i indeksowa ma swój własny algorytm, i zwraca uwagę na trochę inne cechy, a także nadaje im większą, lub mniejszą wagę.  Szczegóły algorytmu są utajnione, można jednak dowiedzieć się jak w zarysie wygląda ocena. Indeks powstaje jako miara zbiorowych atrybutów takich jak stabilność monetarna, stopień i dynamika rozwoju, bezpieczeństwo rynkowe, praworządność, zasobność społeczeństwa, zadłużenie państwa,  wypłacalność kredytowa, itd. Po co to jest mierzone? Po to, aby potencjalnym inwestorom dać ocenę i wgląd  w potencjalny rynek i zmniejszyć ryzyko fiaska finansowego. A te zdarzają się. Żadna z agencji nie przewidziała (przynajmniej oficjalnie) krachu finansowego z 2008 roku. Tymi inwestorami z reguły są globalne spółki, które szukają kolosalnych i zabezpieczonych zysków inwestując np. w energię, sieć handlową, czy konkretną gałąź przemysłu. Takie podwyższenie przynależności do grupy pociąga za sobą podniesienie oceny danego państwa przez inne agencje ratingowe. A to ma duże znaczenie dla otrzymywania kredytów – a takie są (tak nam przynajmniej mówią mędrcy ekonomiczni) zawsze potrzebne w skali państwa.  A i prestiż takiego kraju wzrasta. ‘Polska kraj rozwinięty’, znacznie lepiej brzmi  niż ‘Polska kraj rozwijający się’.  


W tym procesie idziemy do przodu 

        Na wiosnę roku zeszłego,  z reguły raczej nam nieprzychylny neoliberalny ‘New York Times’  prognozował, że Polska jako pierwszy kraj ze strefy środkowo-europejskiej zostanie zakwalifikowana do 25-ciu krajów rozwiniętych. No i stało się!  Weszliśmy do 1-szej ligi. Zapewne trzy największe agencje ratingowe Standard & Poor’s (S&P), Moody’s, and Fitch Group pójdą w ślad za indeksem FTSE Russell i podniosą notowania Polski. I to jest dla nas dobre. Zawsze lepiej być w dobrej klasie. Pamiętajmy jednak, że agencje ratingowe w 2016 roku obniżały naszą ocenę z powodu obniżenia wieku emerytalnego do 65 lat dla mężczyzn, 60-ciu lat dla kobiet. Opozycja i KOD waliły wtedy w bęben na alarm, bo z powodu tego niewielkiego obniżenia ocen, świat się miał zawalić. Agencja ratingowa Moody nam trochę obniżyła indeks, ale świat się od tego nie zawalił, Polska też nie. Jedyne co się od tego czasu zawaliło to KOD z ich przywódcą Kijowskim, totalna opozycja, i czarny marsz zdezorientowanych myszy, kiedy zobaczyły, że takie same czarne i lipne (made in China) parasolki rozdaje się chętnym do wygłupów na całym świecie. 

        Polska napracowała się w dwójnasób na ten awans. To tak jak my w Kanadzie, musimy robić podwójnie, żeby być dostrzeżonym i docenionym. W końcu jednak pieniądz, interes, a przede wszystkim zysk są mniej polityczne niż wszystkie polityczne unie i schetyny, oraz strategie wychowania nowego  wynarodowionego,  bezbożnego i nie posiadającego nic człowieka.  My Polacy już przez to przeszliśmy, i o tyle jesteśmy mądrzejsi.  Drugi raz nie damy się nabić w tę samą butelkę. Ba, nie damy się nabić w żadną butelkę.


Mój kolega stary grzyb

        Mój kolega stary grzyb lamentuje, że zajęliśmy ostatnie miejsce w lidze, i nigdy się do przodu nie przesuniemy, bo dystans za duży. Niepomny zupełnie na fakt, że po to, aby się przesuwać w górę, trzeba najpierw do tej ligi się zakwalifikować  - co właśnie zrobiliśmy. 

        Mój kolega stary grzyb narzeka, że teraz będziemy jeszcze bardziej łasym kąskiem dla krajów ościennych, które tylko o tym marzą żeby na nas dokonać  następnego rozbioru zapominając, że takim tłustem kąskiem byliśmy i jesteśmy  i tak, bez względu na to w jakiej lidze się plasujemy.  Tylko teraz jesteśmy o całe oczko silniejsi. Mój kolega stary grzyb nie lubi siebie, ewidentny przykład dekad oddziaływania tych co nam się kazali wstydzić tego kim jesteśmy zapominając, że Polacy jako naród, naturalnie dany od Boga, przetrwał bez państwowości – więc jakaś moc musi w nas być. A następnym razem jak mi mój kolega stary grzyb zafarmazoni coś w rodzaju, że Polak przed i po szkodzie głupi, to się z nim po prostu nie zgodzę i go zostawię przy drodze. Niech grzybieje sobie sam. 

Alicja Farmus 

Opublikowano w Teksty
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.