A+ A A-
czwartek, 26 listopad 2015 22:14

Ani grosza od Sorosa

michalkiewiczAjajajajajajaj! Już nic nie będzie takie, jak było na początku, a w każdym razie – takie, jak było przedtem. Przedtem – to znaczy przed nocą ze środy 25 na czwartek, 26 listopada, kiedy to w Sejmie zostało złamane prawo.

Jak wiadomo, nie ma nic gorszego niż złamane prawo, no, może z wyjątkiem złamanego serca ("złamane serce z rozpaczy dynda, czemuś odszedła, ach Rozalinda, ty babskie zwierzę, ja tobie w życiu już nie uwierzę, bo ty masz serce tam, gdzie wstydzę się powiedzieć sam"), albo – co nawet wygląda gorzej – złamany członek ciała męskiego – ale poza tymi wyjątkami nie ma nic gorszego, jak złamane prawo. No a taki właśnie zarzut postawiła opozycja Prawu i Sprawiedliwości, które w tej sprawie wsparte zostało przez klub Kukiz-15 i razem przeforsowali uchwały uznające sejmowe uchwały, przeforsowane wcześniej przez koalicję PO-PSL, a dotyczące wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego, za "pozbawione mocy prawnej".

Chodziło o to, że świadome zbliżającej się porażki wyborczej PO i PSL wykombinowały sobie, by rzutem na taśmę nie tylko zmienić ustawę o Trybunale Konstytucyjnym, ale w dodatku – wybrać na 9-letnią kadencję "swoich" sędziów, którzy z wdzięczności za nominację, tak będą frymarczyć niezawisłością, żeby było gites tenteges. I tak się stało, a sędziami, którzy dali się w tym trybie wybrać, byli profesorowie: 40-letni Krzysztof Ślebzak, 57-letni Andrzej Jakubecki i 66-letni Roman Hauser. Czy spełniliby nadzieje pokładane w nich przez politycznych protektorów – tego ma się rozumieć nie wiemy, ale fakt, że pozwolili się w takim trybie wybrać, daje do myślenia. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że nowelizację ustawy o Trybunale Konstytucyjnym przygotowali... sędziowie Trybunału Konstytucyjnego, którzy nie tylko napisali ją "pod siebie", ale w dodatku aktywnie uczestniczyli we wszystkich fazach procesu legislacyjnego. Ponieważ prezydent Duda nie odebrał od tych trzech sędziów ślubowania, nie mogli podjąć obowiązków sędziowskich, no a nocne uchwały, które dotyczyły nie tylko wspomnianej trójki, ale wszystkich pięciu sędziów poprzednio wybranych... no właśnie; na razie spowodowały powstanie dwóch szkół jurysprudencji. Jedna szkoła stoi na nieubłaganym stanowisku, że stwierdzenie przez nowe uchwały Sejmu, iż poprzednie uchwały Sejmu w sprawie wyboru sędziów TK są "pozbawione mocy prawnej", skutkują nieważnością wyboru tamtych sędziów, podczas gdy druga szkoła jurysprudencji stoi na podobnie nieubłaganym stanowisku, że nocne uchwały "nie mają żadnych skutków prawnych". Co skłania przedstawicieli jednej szkoły jurysprudencji, jak i drugiej szkoły jurysprudencji do stanięcia na podobnie nieubłaganych stanowiskach – tajemnica to wielka, więc nie można wykluczyć również argumentów pozaprawnych.

Jedno jest w tej sytuacji pewne; wyjaśnienie sprawy niesłychanie wzbogaci jurysprudencję – oczywiście kosztem Bogu ducha winnych podatników. Zresztą nie tylko jurysprudencję – bo na nieubłaganym stanowisku w tym sporze stanęli również funkcjonariusze poprzebierani za dziennikarzy niezależnych mediów. Nie tylko stanęli, ale dali również pokaz ubeckich metod, które w mediach głównego nurtu stały się rutyną. Metody te polegają na tym, iż poprzebierani za dziennikarzy funkcjonariusze medialni prawdę znają z góry, a jeśli zapraszają kogoś do studia na przesłuchanie, to tylko po to, by się do tej znanej z góry wersji przyznał. Na przykład para funkcjonariuszy TVP info w nocy ze środy na czwartek przesłuchiwała doktora politologii Uniwersytetu Warszawskiego, który obiektywnie wyjaśniał, co i dlaczego w Sejmie się dzieje.

Ten obiektywizm budził żywiołową niechęć zwłaszcza telewizyjnej zetempówki, która nie tylko lepiej wiedziała, co uczony doktor powinien na jej pytania odpowiadać, ale starała się go przywieść do przyznania jej racji. Jestem pewien, że gdyby mogła, zerwałaby mu paznokcie, ale widać RAZWIEDUPR jeszcze się mityguje, bo nie wie, jak na takie metody zareagowaliby nadzorcy z CIA, więc na razie funkcjonariusze muszą oddziaływać wyłącznie perswazyjnie.

Za to w Sejmie opozycja demonstrowała w obronie demokracji w ten sposób, że Platforma Obywatelska opuściła salę obrad, pozostawiając tylko obserwatorów.

Pojawiły się od razu fałszywe pogłoski, że parlamentarzyści PO na gruzach demokracji urządzili orgię, ale wszystko wkrótce się wyjaśniło, że nie chodziło o orgię, tylko konferencję prasową, podczas której zarówno pani Ewa Kopacz, jak i posłanka Iwona Śledzińska-Katarasińska, co to samego jeszcze znała Stalina, dały do zrozumienia, iż demokracji będą broniły "tymi piersiami". Najwyraźniej obyczajowa awangarda przeciska się z teatrów do parlamentu, co sprzyja rozmaitym fałszywym pogłoskom. Tymczasem na sali plenarnej dokazywali parlamentarzyści z Nowoczesnej pana Ryszarda Petru, po kolei wdrapując się na trybunę i z jej wysokości zawstydzając prezesa Jarosława Kaczyńskiego pytaniami, jakie to jeszcze straszliwe spiski przeciwko demokracji zamierza przeprowadzić i w ogóle – czy mu nie wstyd tak demoralizować sejmowych debiutantów, którzy jeszcze myślą, że zarówno z tą niezawisłością Trybunału Konstytucyjnego i w ogóle – z tą demokracją, to wszystko naprawdę.

Sprawę poniekąd wyjaśnił poseł Kornel Morawiecki, mówiąc, że prawo, owszem, jak najbardziej, ale nie można trzymać się go kurczowo, bo najważniejsze jest Dobro Narodu. Skoro dla Dobra Narodu można nawet zmienić konstytucję, to cóż dopiero – zauważyć, że jakieś uchwały "są pozbawione mocy prawnej", zwłaszcza gdy te spostrzeżenia – zgodnie z twierdzeniem stosownej szkoły jurysprudencji – "nie mają żadnych skutków prawnych"? W tej sytuacji pewnej wskazówki może dostarczyć odwołanie się do klasyki, to znaczy – do klasyki literackiej, a konkretnie – do "Pana Tadeusza", w którym Klucznik Gerwazy wypowiada tę oto spiżową sentencję: "wygraj w polu, a wygrasz i w sądzie", to znaczy – również w Trybunale Konstytucyjnym. Wprawdzie jest on niezawisły, jakżeby inaczej, ale przecież ani nie ślepy, ani nie głuchy, więc jeśli zauważy znaki i usłyszy głosy, żeby się tak bardzo tą całą demokracją nie przejmować, to odwróci się od kretynizmu prawniczego ku Dobru Narodu, bo w przeciwnym razie nie dostanie ani grosza od Sorosa.

Na razie jednak od Sorosa idą sygnały odwrotne, bo za pośrednictwem Fundacji Batorego rozdzielający pochodzący od niego jurgielt Główny Cadyk Rzeczypospolitej Aleksander Smolar, nieubłaganie opowiedział się za demokracją, a członkowie żydowskiego Zakonu Synów Przymierza wzięli udział w Komitecie Obrony Demokracji, który ponoć rozszerza się z szybkością światła.

Najwyraźniej Syny Przymierza najwyższe dobro mniej wartościowego narodu tubylczego upatrują w "demokracji", co w praktyce politycznej przekłada się na utrzymanie status quo ante, czyli okupacji naszego nieszczęśliwego kraju przez RAZWIEDUPR za pośrednictwem agentury, podczas gdy prezes Jarosław Kaczyński chciałby pozbawić RAZWIEDUPR korzyści z okupacji naszego nieszczęśliwego kraju, by przypadły one płomiennym dzierżawcom monopolu na patriotyzm – bo któż lepiej wyrazi Dobro Narodu, a zwłaszcza – Prawdziwe Dobro Narodu?

Stanisław Michalkiewicz

Opublikowano w Teksty

LIST OTWARTY DO POSŁÓW I SENATORÓW W SPRAWIE REFORMY SYSTEMU POLITYCZNEGO RP

Kondycja polskiej demokracji na ogół uchodzi za dobrą. Poniżej zostanie wykazane, że nasza demokracja jest pod wieloma względami ułomna, a system polityczny wymaga wielu zmian.

SEJM

Wady stanu obecnego: Największą wadą ustrojową w Polsce jest sposób formowania Sejmu. Listy kandydatów na posłów są ustalane wyłącznie przez ścisłe kierownictwa partii politycznych, a tak naprawdę często przez samych szefów partii. Gremium, które w ten sposób wyznacza skład osobowy Sejmu, liczy zaledwie kilka lub co najwyżej kilkanaście osób, i funkcjonuje poza wszelką kontrolą ze strony społeczeństwa. Ordynacja wyborcza uniemożliwia wybór posła spoza partyjnych list, co odbiera sens prawu wyborców do zgłaszania kandydatów, zapisanemu w Art. 100.1 Konstytucji RP (można więc mówić o sprzeczności ordynacji wyborczej z Konstytucją). Mamy po prostu do czynienia ze słabo maskowanym systemem mianowania posłów. Powszechne głosowanie jest tylko pozbawionym większego znaczenia aktem, który ma na celu jedynie formalne zapewnienie Sejmowi tzw. legitymacji demokratycznej. Cały ten system prowadzi do uformowania samoreprodukującej się klasy rządzącej, wyobcowanej z narodu. Wszystko to stanowi całkowite zaprzeczenie demokracji.

Opublikowano w Teksty

Andrzej Kumor: Bardzo nam miło, że Pan publikuje na łamach "Gońca". Pisze pan bardzo emocjonalnie, o sytuacji w Polsce, ale w tym wszystkim czuć niesamowity ból i przygnębienie. Skąd te niesamowite emocje?

Pan Nikt: Powodów jest kilka. To, że publikuję w emigracyjnym tygodniku kanadyjskim, świadczy o poziomie otwartości mediów lokalnych na tego typu głosy, na tego typu mówienie o sytuacji w Polsce, o sytuacji geopolitycznej. Wiem, że dzisiaj, w dobie Internetu, można by publikować na różnego rodzaju łamach tzw. antysystemowych, ale jestem przywiązany do kilku rzeczy. Na przykład do prasy drukowanej– a "Goniec" jest drukowany. Po drugie, wydaje mi się, że jeśli mój skromny głos może być gdzieś słyszany, to może być słyszany przede wszystkim na emigracji, która, w mojej ocenie, jest tą najbardziej świadomą częścią społeczeństwa.

Opublikowano w Wywiady
czwartek, 19 listopad 2015 23:47

Las Birnam maszeruje na Europę

ligezaNowoczesna i postępowa wojna nie wkracza do domu napadniętego z drzwiami wejściowymi i futryną. Przeciwnie: zamki pokonuje sprawnie, progi zaś bezgłośnie, ciszej nawet niż złodziej – profesjonalista.

Dopiero znajdując się wewnątrz, postępowa i nowoczesna wojna dopada dziecięcego łóżeczka i przerażonym rodzicom ryczy do uszu: "Allah akbar!". Potem nowoczesnej i postępowej wojnie pozostaje tylko eksplodować z przytupem i przyświstem. Rzecz w tym, że napadnięty i jego rodzina ani wybuchu już nie słyszą, ani o pomoc zawołać nie zdołają. Umarli stają się głusi i niemi.

Opublikowano w Teksty
czwartek, 19 listopad 2015 23:32

Tragedia w Paryżu i… rezultaty

pruszynskiPo atakach w stolicy Francji, w Mińsku moc ludzi poszło pod Ambasadę Francji z kwiatami i zniczami. Może to brzmi nieludzko, ale szkoda, że tych zamachów nie zrobiono trzy miesiące wcześniej, toby "Zachód" i Fureżyca Merkel się opanowały i przestały kokietować islamistów.

Wedle niektórych mediów, wynikiem tej tragedii będzie wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA.
Kukiz apeluje, by nie przyjmować uchodźców, i znaczna część Polaków go popiera.
Po Paryżu zmienia się sytuacja w świecie.

czwartek, 19 listopad 2015 23:29

Na fasadzie i za kulisami

michalkiewiczZaledwie tydzień mija od zaprzysiężenia rządu pani premierzycy Beaty Szydło, a już widać, że na podmiance przy rządzie przebudowa sceny politycznej w naszym nieszczęśliwym, a właściwie odtąd już szczęśliwym kraju się nie skończy.

Z tym nieszczęśliwym krajem jest tak, że wielu Czytelników ma do mnie pretensję o to sformułowanie. Dotychczas na takie uwagi odpowiadałem pytaniem, czy uważają, że nasz kraj jest szczęśliwy. Ponieważ żaden tak nie uważał, dalej spokojnie używałem określenia "nieszczęśliwy kraj", będącego zresztą cytatem z powieści Bolesława Prusa "Lalka", w której tak właśnie o Polsce, a właściwie – o Prywiślińskim Kraju – mówi Książę. 

Teraz jednak sytuacja się zmieniła, teraz Czytelnik nadesłał mi opinię, że kraj nasz może się wreszcie uważać za szczęśliwy, bo rządy objął pan prezes Jarosław Kaczyński ze współpracownikami w osobach pana prezydenta Andrzeja Dudy i pani premierzycy Beaty Szydło, żeby nie wspomnieć o pozostałych członkach rządu. Skoro tak, to co innego, chociaż z drugiej strony, przezorność nakazuje nie chwalić dnia rano, tylko dopiero wieczorem, co przywódca SLD Leszek Miller wyraził w postaci wskazówki, po czym poznaje się prawdziwego mężczyznę – nie po tym, jak zaczyna, tylko po tym, jak kończy.

Otóż pan prezes Kaczyński ze swymi współpracownikami najwyraźniej dopiero zaczyna przebudowywać również kulisy politycznej sceny. Skoro bowiem przechodzimy pod kuratelę amerykańską, tym razem już chyba na dobre – chociaż któż może wiedzieć, jakie bajki będzie opowiadał wybrany w przyszłym roku nowy amerykański prezydent i z jakiego klucza będzie i nam wypadało ćwierkać, jeśli na przykład – na co się coraz bardziej zanosi – sojusznikiem naszych sojuszników zostanie zimny ruski czekista Putin – no to jest rzeczą oczywistą, że nasi sojusznicy ("niech żyją nasi sojusznicy, Amerykanie i Anglicy!") muszą na tubylczej politycznej scenie zainstalować swoich sukinsynów, a wyeliminować sukinsynów jakichś takich nie swoich, i to nie tylko od frontu, ale i od kulis.

Toteż zaraz po przegłosowaniu wotum zaufania dla nowego rządu, co nastąpiło po expose pani premierzycy Beaty Szydło, w którym zapowiedziała ona dla naszego nieszczęś... – to znaczy – pardon – oczywiście szczęśliwego kraju "rozwój, rozwój i jeszcze raz rozwój", dzięki bilionowi złotych, które przeznaczy się na inwestycje, rozpoczęła się energiczna kuracja przeczyszczająca. Bilion, czyli tysiąc miliardów złotych, stanowi równowartość mniej więcej trzech rocznych budżetów państwa, więc trudno dziś odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób polska gospodarka, w której – mówiąc nawiasem – narodowy potencjał ekonomiczny jest wykorzystany w niewielkim zaledwie stopniu, miałaby wygenerować takie nadwyżki, i to w ciągu najbliższych dwóch, a najwyżej trzech lat. Ten potencjał jest zablokowany, z jednej strony, przez ustanowiony w roku 1989 przez generała Kiszczaka i grono osób zaufanych ekonomiczny model pastwa w postaci kapitalizmu kompradorskiego, a z drugiej – przez rosnącą biurokratyzację kraju, z której korzystają Umiłowani Przywódcy i polityczne zaplecze wszystkich dotychczasowych kierunków politycznych.

Najprawdopodobniej tedy opowieści o potrójnym rozwoju można będzie spokojnie włożyć między bajki, bo osobiście sądzę, że nowy rząd może – po pierwsze – poodkręcać zainstalowane u nas w poprzednich latach wynalazki politycznej poprawności w rodzaju genderactwa i temu podobnych bredni, a po drugie – że zacznie prowadzić politykę historyczną, w której będzie dawał odpór politykom historycznym niemieckiej i żydowskiej – oczywiście w granicach dopuszczonych przez naszych sojuszników, którzy i w tej sprawie mają przecież wiele do powiedzenia. Więc zaraz po przegłosowaniu wotum zaufania dla nowego rządu, rozpoczął on kurację przeczyszczającą, dymisjonując szefów tajnych służb: Kontrwywiadu Wojskowego i Wywiadu Wojskowego. Najwyraźniej oni też powiększą grono "żołnierzy wyklętych", którym bohaterskie legendy będzie pewnie dorabiała niezawodna "Gazeta Wyborcza", gdzie redakcyjny Judenrat takie umiejętności powysysał z mlekiem stalinowskich przodków, co to podobne legendy dorabiali "generałowi Walterowi" ("ziemia spadła na ciało, zapachniała jak senny las, ale serce zostało na przedmieściach hiszpańskich miast, ale serce szło z wojskiem przez obszary Republik Rad, do wolności przez Polskę, a do Polski przez cały świat") i innym.

Nocne posiedzenie komisji do spraw służb, podczas której kuracja została przeprowadzona, pan Biernacki z PO uznał za "zamach stanu", ale to się tylko tak mówi, bo w posiedzeniu uczestniczył nowy minister-koordynator Mariusz Kamiński, który przez prezydenta Dudę właśnie został ułaskawiony, chociaż niezawisły sąd apelacyjny jeszcze nie zdążył wydać w jego sprawie prawomocnego wyroku.

Ta decyzja pana prezydenta spowodowała powstanie w tubylczej jurysprudencji dwóch szkół: jedna szkoła utrzymuje, że pan prezydent może ułaskawić każdego delikwenta w każdym czasie. "W każdym" – a więc nawet ZANIM zdąży popełnić jakieś przestępstwo, podczas gdy druga twierdzi, że owszem – ale prawo łaski prezydent może zastosować dopiero wtedy, gdy zapadnie prawomocny wyrok skazujący. Ta druga szkoła powołuje się na to, że w Kodeksie postępowania karnego procedura ułaskawienia jest omawiana w dziale zatytułowanym "Postępowanie po uprawomocnieniu się orzeczenia", oraz na art. 7 konstytucji stanowiący, że "organy władzy publicznej działają na podstawie i w granicach prawa", z czego wynika, że nie można domniemywać kompetencji organu władzy publicznej, np. pana prezydenta.

Ale jurysprudencja – swoją drogą, a wymagania wynikające z konieczności przebudowy sceny politycznej i jej bezpieczniackich kulis pod kątem potrzeb obecnej amerykańskiej polityki w Europie – swoją drogą i od razu widać, że sojusznicy chyba dłużej nie chcieli czekać. Tym bardziej, że kuracja przeczyszczająca obejmuje również jurysprudencję – na razie w postaci Trybunału Konstytucyjnego, gdzie poprzedni Sejm rzutem na taśmę wybrał na zapas pięciu sędziów.

Jednak prezydent Duda ich nie zaprzysiągł, a PiS w czwartek przepycha przez Sejm nowelizację ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, dzięki której zamiast tamtych, wybierze nowych sędziów. Ciekawe, którzy sędziowie dali się wtedy wybrać i jacy dadzą wybrać się teraz – bo zarówno tamten rzut na taśmę w wykonaniu koalicji PO i PSL, jak i ten w wykonaniu PiS rzuca jaskrawe światło na sławną "niezawisłość" sędziów i trybunałów.

Nikt chyba nie będzie miał już odtąd wątpliwości, że również i ją możemy spokojnie włożyć sobie między bajki, a bajki – wiadomo – zawsze są, a w każdym razie – zawsze mogą być piękniejsze od rzeczywistości, dzięki czemu im więcej bajek, tym szczęśliwszy będzie stawał się nasz, dotychczas nieszczęśliwy kraj.

Stanisław Michalkiewicz

Opublikowano w Teksty

Andrzej Kumor: Nie kandydowałeś w tych wyborach do Sejmu. Czym jest teraz Ruch Narodowy? Czy istnieje Ruch Narodowy?

Marian Kowalski: Pewnie istnieje, bo ma kilku posłów u Kukiza, ale odbiło się to na klimacie w środowisku, bo jednak to nie tak miało być, że będziemy się ukrywać u jakiegoś Kukiza, byle wejść do Sejmu. Ja nie jestem zwolennikiem zwijania sztandarów.

Uważam, że lepiej było zawalczyć przynajmniej o trzy procent i mieć tę subwencję na działalność, ale działać pod własnym szyldem, nawet poza parlamentem. W sytuacji obecnej koledzy są posłami, ale nie mają wielkiej możliwości wygłaszania swoich opinii, bo są tam, że tak powiem, w pewnym reżimie klubu parlamentarnego.

No i nie mogą mieć jakiejś niezależności finansowej, która – co tu dużo ukrywać – dla naszego środowiska jest bardzo ważna. Widzę zresztą po tym, że jestem zapraszany do różnych miejsc w Polsce i za granicą na spotkania, że nasi koledzy i koleżanki nie są zadowoleni z tego sukcesu tak zwanego parlamentarnego i oczekują jakiejś nowej oferty. I tą ofertą, według mnie, jest powrót do korzeni Ruchu Narodowego, czyli konsolidacja lokalnych środowisk kierowanych przez lokalnych liderów, których zweryfikowało życie, i dopiero w ten sposób budowanie struktury wyższej. Jeżeli będzie wola nadania tej strukturze jakiejś formy, to będzie taka forma z woli działaczy.

Natomiast widzę, że ta koncepcja szefostwa Ruchu, zwłaszcza Roberta Winnickiego, pozbywania się rywali, doprowadziła go do całkowitego zwasalizowania wobec Kukiza. No i tyle.

Opublikowano w Wywiady
czwartek, 12 listopad 2015 23:48

Zagulgotani na śmierć

ligezaNie inaczej. Zagulgotani totalnie. Gulgoczą i gulgoczą, niebogi, i gulgotać nie przestaną, póki rzeczywiście nie zagulgoczą się na śmierć. Cóż innego pozostało im teraz czynić?

Niech robią, co muszą. Płazie charaktery tak mają: bardzo chciałyby nie gulgotać, a co usta otworzą, spomiędzy ich warg wydobywa się tylko gulgot. Gwałtu rety, Macierewicz Antoni! Maciereeewicz! To będzie rząd zeeemsty! Kamiiiński Maaariusz! Ziszcza się koszmarny seeen! Ziooobrooo, Ziobrooo Zbignieeew! Oszustwo polityczneee! I tak dalej, i tak dalej. Tym głośniej i gulgotliwiej, im bardziej nerwowo.

Opublikowano w Teksty
czwartek, 12 listopad 2015 23:39

Uczciwe wybory

pruszynskiW sobotę, 6 listopada, odbyło się w Warszawie zebranie aktywu Ruchu Kontroli Wyborów i okazało się, że z uczciwością tych wyborów też było "różnie".

W niejednym punkcie wyborczym było więcej oddanych głosów niż wydanych książeczek, w niejednym punkcie urna nie była zabezpieczona, a w jednym okręgu 27 procent książeczek było "fałszywych", czyli brak było właściwych stron. Wedle przekazanych tam danych, PiS zdobyło co najmniej 10 procent więcej głosów i w rzeczywistości powinien być inny Sejm.

Mówiono, że jest zły system, ale nie przedstawiono systemu, który by naprawdę uzdrowił Polskę.

czwartek, 12 listopad 2015 23:34

Polska dla Polaków

kumorAch, jakież to straszne rasizmy plenią nam się w Święto Niepodległości. No bo jak można świętować pod hasłem "Polska dla Polaków, Polacy dla Polski"? Czy można budować przyszłość na fundamencie wykluczenia – pytają zaniepokojeni redaktorzy mejnstrimu?

Środowiska polskiej międzynarodówki szydziły już dawno temu: "Polska dla Polaków, ziemia dla ziemniaków". Tymczasem jakoś nikt z tych bolszewików kultury nie waży się wyśmiewać powszechnie akceptowanego hasła "Izrael dla Żydów" (prawo tego państwa dzieli obywateli na Żydów i nie-Żydów). Co więcej, wielu uczestników obecnego uderzenia w europejski patriotyzm i państwa narodowe, za rzecz całkowicie normalną uznaje swoją lojalność wobec państwa żydowskiego. Jakoś nikomu z nich to nie przeszkadza.

Przed 11 listopada różne ratlerki stawiały pod ścianą świeżo upieczonych narodowców od Kukiza15, grillując pytaniami o rzekomo szowinistyczny przekaz Marszu Niepodległości. "Polska dla Polaków", to znaczy dla kogo? – pytał Roberta Winnickiego dociekliwy pan z TVN-u. – Dla ludzi z naszego kręgu kulturowego, chrześcijan, Europejczyków – kluczył poseł. – Czy dla Żydów też? – dopytywał podchwytliwie ratlerek. Tutaj niestety Winnicki nie wykorzystał okazji do dobrego porównania, które samo się nasuwało: "Tak, Żydzi w Polsce powinni być przyjmowani i traktowani na takich samych zasadach, jak Polacy w Izraelu". W końcu wzajemność powinna być tu normą i prawo Izraela jest wdzięcznym tematem. Ale nie tylko ono.

Inny to zarzut, jakoby uczucia do ojczyzny doprowadziły Europę do największych nieszczęść. Ale to nie chrześcijańska Europa ojczyzn wydała z siebie hitleryzm czy komunizm. Te były rezultatem szaleństw bezbożnych ideologii sprzecznych z duchem kontynentu, zainfekowanych buntem rewolucji francuskiej przeciwko porządkowi. Szczęśliwie, gdy Lenin i Trocki chcieli jednoczyć "internacjonalizmem" Europę, drodze temu pochodowi w 1920 roku stanęło polskie wojsko.

Narodowy socjalista Hitler jako pierwszy "nowocześnie" planował unię europejską, odwracając do góry nogami jej wartości; to jego minister, prezes Reichsbanku Walther Funk prognozował nową unię "pozbawioną jazgotu małych kraików". Co ciekawe, hitlerowski plan federacyjny z Niemcami w roli głównej, realizowany jest dzisiaj w UE przez Volksdeutschów nowego typu.

Polska dla Polaków, Francja dla Francuzów, Niemcy dla Niemców, oznacza tylko tyle, że szanujemy prawo narodów do gospodarowania na własnej ziemi, szanujemy prawo tych narodów do własnej tradycji i kształtowania przyszłości w oparciu o nią.

Polska dla Polaków to po prostu sprzeciw wobec burzenia europejskiego porządku i zastępowania go kulturowym bolszewizmem New World Order; sprzeciw wobec realizowanego podstępnie i pod przymusem "marszu przez instytucje", walca, który ma nas wyzuć z przywiązania do naszych wartości, by podłożyć inne i stworzyć nowy model homo sovieticusa; człowieka podatnego na manipulacje dyktatu politycznej poprawności, pozbawionego możliwości obrony przed widzimisię globalnych elit.

Polska dla Polaków to sprzeciw wobec projektu europejskiej masonerii, która kaperuje najzdolniejszych, kusząc karierami w ponadnarodowej elicie elit, faktycznie zaś odrywa od ziemi, z której wyrastają, czyniąc ich gauleiterami systemu pilnującymi wcielania dyrektyw centrali.

Każdy z nas urodził się jakiś, nie przyszedł na świat w bezpłciowych, obojnackich rodzinach, lecz ma ojca i matkę, ciotki, dziadka etc., którzy uczyli go świata i swoją obecnością napełniali dziedzictwem wartości i tradycji. To dziedzictwo trwa w Europie od stuleci i jest nieodłącznie związane z chrześcijaństwem. Wszelkie próby anulowania tej spuścizny kończyły się hekatombami totalitarnych kataklizmów. Fakt, że Polska jest dla Polaków i powinna taką pozostać, nie oznacza, że ma być pozbawiona możliwości asymilowania innych; nie oznacza autarkii i zamykania się, przeciwnie, świat jest bogaty różnorodnością narodów i ich kultur. Ta wielość wymaga rozdziału. Wołanie o poszanowanie granic kultur jest wołaniem o zachowanie porządku świata, jest postulatem troski o to, z czego wyrastamy i co jest częścią nas samych. Jest również zaproszeniem dla innych, którzy chcą korzystać z bogactwa naszych wartości. Pod jednym wszakże warunkiem – muszą je przyjąć, muszą je szanować, muszą je rozumieć.

Polska dla Polaków oznacza wołanie o obronę przed barbarzyńcami – tymi o zaczadzonych głowach i tymi kindżałami odcinającymi głowy innym, by przenicować świat na własną modłę. Mamy do tego prawo, mamy po temu obowiązek, wobec tych wszystkich, którzy nam Polskę przekazali, czasem płacąc za to cenę najwyższą.

Andrzej Kumor
Mississauga
Zapraszam:
Twitter: kumorca
Facebook: Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.