farolwebad1

A+ A A-
Inne działy

Inne działy

Kategorie potomne

Okładki

Okładki (362)

Na pierwszych stronach naszego tygodnika.  W poprzednich wydaniach Gońca.

Zobacz artykuły...
Poczta Gońca

Poczta Gońca (382)

Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.

Zobacz artykuły...
czwartek, 10 maj 2012 22:05

Dodaję trzy, a nawet pięć lat...

Napisane przez

W opublikowanym na łamach "Gońca" tekście pt. "Wystarczyła mi godzina" (numer 14 z 5-12 kwietnia br.) podjąłem próbę odnalezienia pierwszych polskich mieszkańców Windsor. Jak już wielokrotnie pisałem, powszechnie przyjmuje się, że pierwsza polska rodzina osiedliła się w Windsor około 1908 r. Ale nie podaje się nazwiska... A jak wiemy z doświadczenia, taka ocena "około" może być baaaardzo daleka od prawdy.

      Niemniej jednak ustaliłem kilka nazwisk, aby m.in. pani Agata Rajski, autorka pracy magisterskiej na temat windsorskiej Polonii, czy też organizatorzy Polskiego Tygodnia w Windsor, mogli skorzystać z mojej ściągawki.

      Tak więc pokazałem światełko w tunelu, aby inni mieli ułatwione zadanie; gdyby, rzecz jasna, ktoś zechciał podjąć ten temat.

      Co ciekawe, w pierwszym tzw. pamiętniku, a więc okolicznościowej publikacji z okazji 25-lecia Stowarzyszenia Polskiego Domu Ludowego w Windsor (1925-1950), Adolf Henryk Ganczarczyk tego tematu nie podejmuje, skupia się na dziejach organizacji. Określenie "około 1908" pojawia się w pamiętniku 40-lecia parafii p.w. Świętej Trójcy, a następnie w okolicznościowym wydawnictwie Domu Polskiego z okazji 60-lecia działalności. Dr Frank Kmietowicz, autor opracowania, nie tłumaczy, skąd wziął rok 1908, ale uwiarygodnia informację. I już zupełnie współcześnie, wspomniana pani magister małpuje bezkrytycznie rok 1908, nie podejmując najmniejszej próby zweryfikowania jej bądź uzupełnienia chociażby o jedno nazwisko.

      Ponieważ wspomniana praca magisterska została przetłumaczona na język angielski i już pod zmienionym tytułem trafiła nawet do parlamentu Kanady, do parlamentarnej biblioteki, można się z tego śmiać (ale chyba tylko przez łzy...), ale autorka nie tylko pominęła ważne fakty z życia zorganizowanej Polonii, zwyczajnie też minęła się z prawdą.

      Na marginesie tej żałosnej historii dodam, że Włosi mieszkający w Windsor, powołali specjalny zespół, który przez pięć lat gromadził materiały i dopiero wtedy została opracowana księga: piszę księga, jest to bowiem kilkaset stron druku plus ogromna liczba zdjęć. A my? To znaczy nie my wszyscy, ale ci, którzy odpowiadają za ten przekręt (przemilczę litościwie ich nazwiska) – zmienili tytuł pracy magisterskiej, aby odpowiadał setnej rocznicy polskiego osadnictwa w Windsor, i bez większego wysiłku zaprezentowali książkę (z tego co można znaleźć na stronie ontaryjskiej fundacji, na druk owego "dzieła" wyłożono blisko 50 tys. dolarów).

      Ponieważ na przyszły rok zapowiedziano kolejny "Tydzień Polski" w Windsor i wyjaśniono, że to z okazji 105. rocznicy osadnictwa – podkusiło mnie, aby znaleźć jakieś potwierdzenie, że w roku 1908 rzeczywiście jacyś Polacy w Windsor mieszkali. A skoro udało mi się ustalić kilka nazwisk dla roku 1908, pomyślałem, a dlaczego nie pójść dalej? Stąd tytuł, że dokładam trzy, a nawet pięć lat. Rzecz jasna nie do wyroku, a do moich poszukiwań i nie będę mieć żadnych pretensji, jeżeli ktoś sięgnie po te nazwiska i przytoczy je na potwierdzenie tezy, iż nasi rodacy osiedlali się po tej stronie Detroit River znacznie wcześniej niż w roku 1908. Pamiętać bowiem należy, że do Hameryki emigrowały z Europy miliony ludzi, ale owa Hameryka, to były głównie Stany Zjednoczone, a nie Kanada.

      Zanim przytoczę kolejne nazwiska, kilka zdań należy poświęcić wyjaśnieniu, dlaczego akurat w Windsor pojawił się Tydzień Polski?

      W liście pani Ewy Baryckiej, prezes Oddziału Windsor-Chatham Kongresu Polonii Kanadyjskiej, czytamy m.in.: "Ostatni, czwarty Polski Tydzień w Windsor (PWW08) odbył się w 2008 roku. Nasza społeczność obchodziła wówczas 100-letnią rocznicę osadnictwa Polonii w Windsor. Niedawny kryzys ekonomiczny w naszym mieście spowodował przerwanie trydycji organizacji tego przedsięwzcięcia.

      W dniu 28 listopada br., na spotkaniu Kongresu Polonii Kanadyjskiej okręgu Windsor-Chatham, większość przedstawicieli organizacji polonijnych poparło inicjatywę zorganizowania kolejnego PWW w 2013 roku, w 105-rocznicę Polskiego (zgodnie z oryginałem-przyp. lw) osadnictwa w Windsor oraz w 95 rocznicę niepodległości Polski (1918). (...) Wierzymy, że Państwa organizacja stanie się częścią tego ważnego przedsięwzięcia promującego Polonię, Polskę w Windsor i Kanadzie".

      Z listu prezes wiemy, kiedy odbyła się ostatnia impreza tego typu, ale nic na temat początków, które są niezwykle... interesujące! I które powinny skłonić "Państwa organizacje" do, przynajmniej, zastanowienia.

      Oto z listu pana Ryszarda Kuśmierczyka, który dotarł także do mnie, wynika m.in.: "...byłem jedną z pierwszych osób organizatorów pierwszego Polskiego Tygodnia w Windsor w 2002 roku. Otóż w 2001 roku, ówczesny konsul RP Janusz Junosza-Kisielewski skontaktował się ze mną, jako że pełniłem wtedy funkcję prezesa Polonia Centre, i zaproponował, ażebym ja osobiście i Polonia Centre była organizatorem jego pomysłu organizacji TPwW (Tygodnia Polskiego w Windsor – przyp. lw). Z racji wielu obowiązków (...) skierowałem pana konsula do Stowarzyszenia Polskich Biznesmenów i Profesjonalistów, a imiennie do Tonego Blaka z sugestią, że oni mogliby się podjąć tego zadania".

      Nie ukrywam, że po zapoznaniu się z tym oświadczeniem przysłowiowa szczęka opadła mi poniżej kolan: jak to? Polski dyplomata sugeruje polonijnej organizacji tworzenie czegoś nowego? Wiedząc, że mamy w Windsor doroczny festiwal etniczny, tzw. karuzelę narodów, w ramach którego polska"wioska" jest naszą wizytówką od przeszło 30 lat?! Nagle Polski Tydzień, aby co? Co pokazać, coś więcej niż możemy w ramach "Karuzeli"? Oczywiście, nie moje małpy, nie mój cyrk – ale kiedy polscy dyplomaci zaczynają mieszać w życiu Polonii, powinna się gdzieś pod kopułką zapalać czerwona ostrzegawcza żarówka...

      Ktoś powie: chopie, mamy niepodległą, wolną itd. itp. Polskę, a ty przywołujesz złowieszcze duchy z przeszłości! Może i dmucham na zimne, ale z tego, co pojmuje mój ograniczony rozum, lepiej jest z konsulami utrzymywać rzeczywiście dyplomatyczne stosunki, a już realizować ich wytyczne? Może inny przykład, każdy przynajmniej słyszał o Błękitnej Armii gen. Hallera, w której służyły tysiące ochotników z Ameryki. Ludzie ci wierzyli w wolną Polskę, popłynęli do Europy przelewać za nią krew. Wielu nie wróciło, inni zostali inwalidami i po powrocie nie mieli kawałka chleba... To dlatego powstało Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej w Ameryce. Ale nie o tym chcę mówić, bowiem każda władza stara się sobie podporządkować jak najwięcej, w tym ludzi.

      Przed II wojną światową powołano do życia "Swiatpol", czyli coś w rodzaju współczesnej Wspólnoty Polskiej, i Polacy z Ameryki, ustami ks. Józefa Swastka, powiedzieli nie. Inna sprawa, że rządy sanacyjne zawiodły ich oczekiwania, ale chodziło o to, że Polacy, a właściwie Amerykanie polskiego pochodzenia przede wszystkim mają być wierni... Ameryce! Jesteśmy Amerykanami polskiego pochodzenia – powiedział ks. Swastek.

      I jeszcze jeden przykład, z ostatnich tygodni, oto prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej, Frank Spula, wydał oświadczenie, że Polonia zajmuje neutralne stanowisko w sprawie katastrofy smoleńskiej i Telewizji "Trwam" (właściwie należy poświęcić tej sprawie oddzielny tekst). W wydziałach stanowych zawrzało, mam pod rękę oświadczenia poszczególnych wydziałów, w tym Wydziału Michigan KPA. Czytam listy oburzonych, ale nikt już chyba nie pamięta, że kiedy Spula sięgnął po stołek prezesa KPA, powiedział jasno i wyraźnie, że będzie współpracował z rządem polskim... Nie chcę tego pana oceniać, ale niektórzy mówią o nim jak o misiu z bajeczek dla dzieci, misiu "o bardzo małym rozumku". A może to ludzie z otoczenia prezesa? Kto jeszcze pamięta Wojciecha Wierzewskiego, agenta SB, który doradzał trzem prezesom KPA i cieszył się ogromnym autorytetem? Inna sprawa, dlaczego we władzach KPA nie przeprowadzono lustracji? I ten sam temat odnosi się do naszego, kanadyjskiego Kongresu, prawda?

      Wystąpienie Spuli to hańba – względnie zupełna ignorancja, względnie działanie ludzi z otoczenia. Nie jest to ważne, liczy się sama wymowa prawdziwie protuskowa, prorządowa; wracam więc do myśli poprzedniej: lepiej niech Polonia sama organizuje, bo np. na naszym podwórku żaden Tydzień Polski nie usunie w cień "Karuzeli", chociażby dlatego, że w organizację festiwalu etnicznego angażują się setki osób, a Tydzień Polski to coś sztucznego, narzucanego odgórnie.

      Dlaczego jednym tak łatwo pociągnąć za sobą innych? Trzeba pamiętać, że 95 proc. ludzi jest z zasady bierna, ale wystarczy, że pojawi się jedna osoba i masa idzie za nią... czy w dzień św. Patryka londońscy studenci planowali rozróbę z paleniem aut? Na pewno nie, ale skoro było ich dużo, mieli trochę w czubie – wystarczył jeden idiota, który rzucił hasło "jeszcze lepszej zabawy". Podobnie jest w życiu organizacji: odrobina tupetu i zaraz pojawiają się zwolennicy. Najtrudniej bowiem u ludzi o refleksję, czyli zwykłe myślenie: co ten gość właściwie mówi? I jeszcze jedna ważna obserwacja: znacznie trudniej jest przekonać jednostkę niż tłum.

      NOWE DATY – NOWE NAZWISKA

      Ponieważ kolejny Tydzień Polski dopiero za rok (chociaż sytuacja ekonomiczna wcale nie jest lepsza, a z drugiej strony, czy to Windsor finansuje tę imprezę?), daję szansę organizatorom na zmianę jednego z haseł, a zatem już nie 105. rocznica, a 110.!!!

      Pisałem poprzednio, że spędziłem w Muzeum Miejskim w Windsor zaledwie godzinę, aby znaleźć w roku 1908 polskie nazwiska wśród mieszkańców Windsor. Chodziło mi o podanie ręki tym, którzy wciąż plotą "około 1908", teraz już mogą pisać i mówić, iż rodzina Krupskich itd.

      Amatorka, która pomagała stworzyć nieszczęsną stronę polishwindsor.com, przytoczyła nazwisko Kaniewski dla roku 1907.

     Wspomniana strona przeszło dwa lata jest zawieszona i chyba już nie wróci, a ta, którą opracował zespół pod kierunkiem pana Chrostowskiego, została zwrócona autorom do poprawek (?) i na tym sprawy stoją. Co ciekawe, pani Madelyn Della Valle ostatnimi czasy udostępniła mi hasła do zawieszonej strony, a mimo to nie udało mi się jej odnaleźć, czyżby została zlikwidowana?

      W trakcie moich poszukiwań dla okresu 1905/6 znalazłem sporo nazwisk, które wskazują na polskie pochodzenie, chociaż nie do końca. Znałem pana Hoppe, kiedy więc natrafiłem na nazwisko Hoppa, ucieszyłem się, że dotarłem do pradziadka, ale już przy imieniu zwątpiłem: Moritz? Podobnie z nazwiskiem May, kiedy prześledziłem imiona, zdecydowanie to nazwisko odrzuciłem, ale np. Buska Charles, Dywelsky Lucy i Stephen, Lupien Joseph, Pawloski Frank i Pawloski John, Romansky Ernest i Fred? W pobliskim Sandwich mieszkali w tym czasie Bayresky Joseph i Lunszkowski John.

      Jak już wspominałem, są to tylko tropy, pierwsze informacje, które wymagają dalszych badań, jak chociażby dotarcie do akt zawarcia związków małżeńskich. O wiele ciekawszy dla nas jest rok 1903, bowiem tym samym przesuwamy datę pierwszych Polaków w Windsor z roku 1908 na 1903, tym samym możemy mówić nie o 105. rocznicy, a 110. Czy to bardzo ważne? Nie, należy to traktować jako lokalną ciekawostkę i np. dowód na bardzo pobieżne potraktowanie pracy magisterskiej. Otóż w roku 1903 następujące osoby, które podejrzewam o polskie pochodzenie, mieszkały w Windsor: Baza Albina i Peter, Bernoski Augusta i Bertha, Minto Alexander, Pawloski John, Yarowsky Charler, Burneskey Henry. Są jeszcze inne, np. Cronin Maria, Geskie Fred – które również mogą sugerować polskie pochodzenie.

      Na tym przerywam poszukiwania, ponieważ jak długo można bujać w obłokach, nie troszcząc się o tak prozaiczne sprawy, jak chleb powszedni, prawda? A tak na marginesie, czy rzeczywiście są potrzebne jakieś sztucznie tworzone rocznice (95. odzyskania niepodległości... a co, czy setnej nie doczekamy?), preteksty, aby podjąć się organizacji czegoś tam? Czy jest to raczej zabieg psychologiczny: kochani, to nie są żarty, to już 105. rocznica, jak ktoś z polskimi korzeniami osiedlił się w naszym mieście! Koniecznie musimy to uczcić i wy mi w tym pomożecie, aby rozsławić imię Polonii i Polski... I 95 proc. idzie za tym wezwaniem.

      Na szczęście, mamy w Windsor inne wydarzenia, znacznie ciekawsze, oto komitet polskiej wioski informuje, że Ontario Trillium Fundation przekazało przeszło 100 tys. dolarów na generalną przebudowę kuchni w Domu Polskim. Zespół Pieśni i Tańca "Tatry" hucznie świętował swoje 40-lecie istnienia, a nasza piosenkarka, Magda Kamińska, została nagrodzona w Los Angeles w czasie Indie Music Awards. I to nas, jako Polaków, cieszy i napawa dumą. Dodać do tego należy, że lokalny dziennik, "The Windsor Star", pisał o Magdzie bardzo ciepło. I to są chyba nasze polonijne sukcesy, których żaden Tydzień Polski nie przyćmi i nie zastąpi.

Leszek Wyrzykowski

Windsor

sobota, 05 maj 2012 13:52

Na ryby w maju

Otwarcie sezonu pstrągowego w Ontario mamy już za sobą. W tym roku wydarzenie to było udane. W rzekach było i nadal jest mnóstwo pstrągów. Niezawodną przynętą w dniu otwarcia okazały się plastikowe koraliki. Wystarczyło dobrać opowiedni kolor i rozmiar, aby pstrągi brały jeden za drugim. Na kilku rzekach na wschód od Toronto, łowienie na koralik nad haczykiem domininowało nad ikrą i innymi przynętami.

piątek, 04 maj 2012 13:22

Maciek Czapliński: Mój dom

Napisane przez

  Bardzo gorący rynek!

osiemmilionowhome- Od ponad dwudziestu lat jesteś w biznesie real estate. Jak oceniasz obecny rynek?

      - Bardzo GORĄCY! Osobiście przeżyłem bardzo różne okresy w tym biznesie. Pamiętam rok 1996, kiedy przeżywaliśmy długą recesję i trudno było kogokolwiek namówić na domy w Lorne Park na ravinie za 350.000 do 500.000 dol. Dziś te ceny należy pomnożyć przez trzy! Pamiętam oczywiście czas po "September 11" – kiedy wszystko zamarło na kilka miesięcy. Dziś – to co się dzieje, jest kompletną odwrotnością tych czasów. W GTA, nieruchomości, a szczególnie tak zwane FREEHOLDS, sprzedają się jak świeże bułki – prawie bez wyjątku. Wyjątkiem są oczywiście jak zawsze:

       •nieruchomości w złych lokalizacjach;

      •wycenione zdecydowanie za wysoko na swój stan techniczny, wielkość i lokalizację;

      •nieruchomości ze stygmą – tam gdzie hodowano marihuanę, ktoś zmarł, koło linii wysokiego napięcia itd.

      Najnowsze statystyki opublikowane przez TREB (Toronto Real Estate Board) potwierdzają, że mamy wzrastający rynek. I tak, porównując marzec tego i poprzedniego roku:

      •w tym roku sprzedano 9690 nieruchomości w porównaniu do 8986, czyli wzrost o 7,8 proc.;

      •średnia cena wzrosła z 456.234 dol. do 501.614 dol., czyli o 9,9 proc.;

      •średni czas potrzebny na sprzedaż nieruchomości (właściwie wycenionej) spadł do 21 dni z 22 dni.

      Oczywiście wzrost cen był różny w różnych kategoriach cenowych. Najbardziej wzrosły ceny domów wolno stojących, bo średnio o 11 proc., następnie bliźniaki o 7 proc., townhouse'y o 5 proc., a condominia o 3 proc. Raz jeszcze potwierdza się zasada, że lepszy "własny i ciasny domek" niż luksusowe condo!

      Czemu należy przypisać taki mocny rynek nieruchomości? Składa się na to wiele czynników:

      •historycznie niskie oprocentowania pożyczek – około 3-proc. bank prime rate (Bank of Canada Overnight Rate 1,0 proc. niezmienne od prawie dwóch lat);

      •ogólnie gospodarka kanadyjska jest odbierana jako stabilna i nie są przewidywane gwałtowne zmiany;

      •wskaźnik bezrobocia jest w obrębie GTA prawie niezmienny od lat – oficjalnie wynosi 8,6 proc., ale tak naprawdę to jest znacznie niższy, bo wiele biznesów operuje na gotówkowych rozliczeniach;

      •GTA – odbierane jest jako jedno z najbardziej stabilnych miejsc na świecie do inwestycji. Ceny tu są ciągle znacznie niższe niż w innych wielkich aglomeracjach światowych – to przyciąga wielu inwestorów;

      •stały dopływ imigracji – nakręca popyt;

      •ale to, co jest najważniejsze, to to, że na przestrzeni ostatnich lat nieruchomości okazały się najlepszą formą inwestycji. Zwroty znacznie przewyższają tu to, co mogą zaoferować banki na swoich GIC czy podobnych inwestycjach. Wiele osób zniechęciło się do giełdy i woli bezpieczne inwestycje w nieruchomości.

      - Powstaje wobec tego pytanie, kiedy to się zakończy? Kiedy nastąpi załamanie?

      - Przyznam się, że sam z dużym zainteresowaniem obserwuję to, co się dzieje, i czasami patrzę z niedowierzaniem, jak bardzo ceny się zmieniły na przestrzeni dosłownie kilku lat. Dziś w Mississaudze trudno znaleźć dom wolno stojący poniżej 400.000 dol. – kiedy jeszcze dwa – trzy lata temu można było przebierać. Nie ma odpowiedzi na to pytanie, czy rynek się załamie, czy nie, ale moje wyczucie podpowiada mi, że nie. Że ceny nadal będą wzrastały – tak długo, jak długo procenty będą niskie i ogólna sytuacja gospodarcza nie ulegnie gwałtownemu załamaniu. Osobiście myślę z kolei, że procenty pozostaną niskie – bo zarówno Kanada, jak i USA oraz większość rozwiniętych krajów świata mają ogromne deficyty i zadłużenia, które są też oprocentowane, czyli podnoszenie oprocentowania "samemu sobie" nie pomogłoby bilansować obsługi kredytu.

      Naturalną sprawą jest również ukryta inflacja, która tak naprawdę, pomimo że nielubiana, może okazać się pewnego rodzaju zbawieniem. Dlaczego? Bo będzie powodowała, pomimo wzrostu cen, możliwość wejścia w rynek nowym "kupującym po raz pierwszy".

      Tak – to jest to, co potrzebne jest, by rynek nieruchomości się nie załamał. Zawsze kupujący po raz pierwszy napędzali rynek. W chwili obecnej, ponieważ ceny są trochę poza kontrolą – wielu "first time buyers" przestało myśleć o zakupie, bo ich na to nie stać. Owszem, kupują oni obecnie głównie condominia (najmniej opłacalną inwestycję) – napędzając ten rynek ponad jego rzeczywistą wartość. I jeśli się naprawdę spodziewam, że cokolwiek się załamie w nieruchomościach, to właśnie ten rodzaj inwestycji. Nie prawdziwe "real estate", czyli ziemia – a beton i szkło – czyli bardzo abstrakcyjne miejsce na ziemi!

      - W świetle tego, co powiedziałeś, czy łatwiej jest OBECNIE sprzedać czy kupić?

      - Zdecydowanie łatwiej jest sprzedać niż kupić – oczywiście znów z pewnymi zastrzeżeniami:

      •nieruchomości dobrze wycenione, w dobrym stanie technicznym i w dobrych lokalizacjach sprzedają się w ciągu kilku dni – często z kilkoma ofertami na jedną nieruchomość;

      •domy wolno stojące są najbardziej poszukiwane;

      •rynek condominium jest trochę nasycony – nowi klienci wolą kupować od deweloperów – licząc na przebitkę cenową.

      Mamy do czynienia z rynkiem sprzedających, co po angielsku określa się "sellers market". W takiej sytuacji kupujący muszą być przygotowani na:

      •podejmowanie szybkiej decyzji zakupu, często bez możliwości ponownego zobaczenia domu;

      •możliwość "multiple offers";

      •płacenia pełnej ceny, a czasami ponad "asking price";

      •składanie ofert bezwarunkowych – czyli warto mieć zaaprobowany mortgage i czasami nie żądać wstępnej inspekcji domu przez inspektora;

      •ograniczony wybór w kategorii cenowej, na którą nas stać.

      Zauważyłem, że często w takiej sytuacji wielu kupujących przestaje działać racjonalnie, poddając się psychozie, by kupić cokolwiek za wszelką cenę. Z braku listingów w systemie MLS, czasami kupują "wątpliwe okazje" prywatnie i bez konsultacji z doświadczonym agentem, myśląc, że jak zaoszczędzili "commission", to zrobili superzakup. W rzeczywistości – okazuje się często, że przepłacili znacznie za dom w stosunku do cen rynkowych. Nie mówiąc o tym, że często przy okazji kupili kota w worku.

      Co wobec tego robić? Korzystać z pomocy doświadczonych agentów, którzy w czasie spotkania po obejrzeniu obecnej nieruchomości i zapoznaniu się z "wymarzonym zakupem", będą mogli zasugerować najlepszy rodzaj działania.

      Wszystkich zainteresowanych oczywiście zapraszam na bezpłatną konsultację osobiście ze mną lub z każdym członkiem naszego teamu!

Maciek Czapliński

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Mississauga

Pochodzili ze średnio zamożnej, dość przeciętnej rodziny. Ojciec ich miał tylko dwie żony, choć prawo pozwalało mu mieć do czterech. Ale nie stać go było na więcej. Ona była najmłodszą córką pierwszej żony, z którą miał pięcioro dzieci, a on najmłodszym synem od drugiej żony, z którą zdążył mieć tylko troje dzieci. Rodzice prowadzili normalny tryb życia muzułmańskiej rodziny. Rodzinny sklep w Mogadiszu był ich źródłem utrzymania do czasu wybuchu wojny domowej. Już w pierwszym miesiącu walk ich sklep został rozbity i rozgrabiony. W drugim miesiącu zabity został w czasie zamieszek ojciec rodziny. W trzecim miesiącu zabrakło środków do życia. Dwaj starsi bracia gdzieś zniknęli. Pojawiali się co jakiś czas, przynosząc trochę jedzenia, a później znowu znikali. Jasne było, że przyłączyli się do którejś z walczących grup.

Ostatnio zmieniany sobota, 12 maj 2012 17:32
piątek, 04 maj 2012 13:01

Nasza minisonda z nr. 18

Napisane przez

sonda0205-0Małgorzata - Dzisiaj mamy Dzień Polonii, Pani zdaniem, co Polska mogłaby zrobić dla nas, dla Polonii? - Ja jestem tutaj tyle lat, w Polsce nie byłam bardzo dawno... Nie mam opinii, nie orientuję się w sprawach Polski. - A jeśli chodzi o nasze sprawy? Na przykład pomoc w nauczaniu języka polskiego, jakiś instytut kulturalny - jak Instytut Francuski czy Instytut Goethego? - Na pewno to by się przydało. Trudno mi wyrazić opinię. - Może, jakieś obozy letnie dla dzieci, przepraszam, że tak Pani podpowiadam. - Jako dziecko jeździłam na kolonie, moje dzieci nigdy na takim czymś nie były, bo nie było czegoś takiego. Teraz to już jest musztarda po obiedzie, bo są dorosłe, ale uważam, że coś takiego by się przydało. - Dla dzieci polskich, które by się na takich koloniach uczyły polskiego czy Polskę poznawały...


sonda0205-1Wiesława - Dzisiaj oficjalnie obchodzony jest w Polsce Dzień Polonii i dlatego chciałem zapytać, co, Pani zdaniem, rząd Polski czy Polska powinna dla nas robić? - Wie Pan, nie chciałabym nikogo obrazić, ale to, co się w Polsce dzieje, to bardzo źle; to się zaczęło już kilka lat temu. Miało być tak dobrze, a co teraz się robi. Renty zmniejszać?! W kryzysie jest Polska, zakłady się sprzedało, ludzie nie mają pracy, daje się pożyczkę innym, co lepiej stoją. Owszem, jest tak, żeby jeden drugiemu pomógł, państwo państwu, jednym urodzi się w tym roku, to innym to... więc możemy sobie wymianę zrobić, ale nie w ten sposób, jak to jest! A co się robi z lekarzami? Naprawdę jest ciężko, historię się wyrzuca, religię się wyrzuca, ale jak coś, to idą do tych księży. Chociaż ja powiem, że są księża i księżulkowie, ale to co gadają na tych księży, to ludzkie pojęcie przechodzi, jak się nie wstydzą?!  A jak coś potrzebują, to idą. - A tu u nas, czy nie powinno się pomagać, wysyłać dzieci na kolonie, obozy językowe, pieniądze na pomoce szkolne? - Jasne, że powinno być dla dzieci.  A rząd też nie powinien się wtrącać, że jak dziecko dostanie klapsa, to już zastępcza rodzina. - Ale to  tutaj tak jest. - Dziecko powinno być odprężone, wypoczęte, zwiedzić coś... - Czyli troska o dzieci? - Troska od dzieci polskie, a niektóre, jak popatrzeć, to aż się serce do nich rwie, takie są kochane. Ale jak się zaniedba od małego, to później ciężko.

sonda0207-2Leszek - Mamy dzisiaj Dzień Polonii, co Pan sądzi, co Polska powinna dla  nas robić, czego Pan oczekuje? - Wie Pan co... Co powinna Polska dla nas? - Tak, jakaś pomoc w szkołach językowych, koloniach dla dzieci? - To raczej my dla nich powinniśmy coś robić, im pomagać, a nie oni dla nas. -  Nie  sądzi Pan, że jakiś taki Instytut Kulturalny, jak jest Instytut Francuski czy Niemcy mają Instytut Goethego, czy tego rodzaju placówki Polska powinna tworzyć za granicą? - Na pewno tak. - Nie oczekuje Pan wiele od Warszawy? - Od Warszawy chyba nie.

piątek, 04 maj 2012 13:05

Izabela Embalo: Łączenie małżonków

Napisane przez

Izabela EmbaloCzęsto pytają nas klienci, gdzie musi być zawarty ślub, by był uznawany przez rząd Kanady w sprawie o sponsorstwo. Czy lepiej wesele wyprawić w Kanadzie, czy w Polsce, a może w Las Vegas? Ślub może być zawarty w dowolnie wybranym kraju, choć prawa tego kraju muszą być zgodne z kanadyjskim systemem prawnym, na przykład nie jest dopuszczalny związek matrymonialny bigamistów. Rząd kanadyjski honoruje w większości certyfikaty małżeńskie innych państw. Niekiedy, w określonych sytuacjach, łatwiej jest wstąpić w związek małżeński w Kanadzie, dlatego że w Polsce sprawa rozwodowa może trwać latami...

Ostatnio zmieniany sobota, 05 maj 2012 06:55
piątek, 04 maj 2012 13:01

Powroty: Zapis windykacyjny

Napisane przez

prawo-spadkoweNowy sposób rozporządzenia majątkiem po śmierci w polskim prawie spadkowym

Szanowni Czytelnicy przedstawiam Państwu kolejny artykuł z cyklu "POWROTY" – cyklu dobrze przyjętego przez Czytelników "GOŃCA". Do tej pory w jego ramach ukazały się następujące artykuły: część 1 "Obywatelstwo polskie dla dzieci urodzonych w Kanadzie" opublikowana w październiku 2010 r., część 2 "Polskie dokumenty tożsamości" opublikowana w listopadzie 2010 r., część 3 "Rozwód w Kanadzie i jego skutki prawne w Polsce" opublikowana w marcu 2011 r., część 4 "Jak nabyć spadek w Polsce – zasady dziedziczenia" opublikowana w kwietniu 2011 r., część 5 "Zachowek – ochrona osób najbliższych przed pominięciem w testamencie" opublikowana w maju 2011 r., część 6 "Jak nabyć własność nieruchomości w Polsce, nie będąc jej właścicielem – instytucja zasiedzenia" opublikowana w czerwcu 2011 r., część 7 "Podział majątku małżonków po rozwodzie – według prawa polskiego" opublikowana w lipcu 2011 r., część 8 "Testament w Polsce – jak sporządzić ważny dokument" opublikowana w sierpniu 2011 r., część 9 "Ustalenie ojcostwa dziecka – według prawa polskiego" opublikowana we wrześniowym wydaniu gazety, część 10 "Obowiązek alimentacyjny wobec dziecka – według prawa polskiego" opublikowana w październiku 2011r., część 11 "Darowizna w Polsce – czyli jak skutecznie przekazać majątek najbliższym za życia" opublikowana w listopadzie 2011 r., część 12 "Dział spadku – według prawa polskiego" zamieszczona w grudniowym wydaniu Gońca, część 13 "Podatek od spadków i darowizn w Polsce" opublikowana w styczniu 2012 r., część 14 "Obowiązki alimentacyjne między byłymi małżonkami" opublikowana w lutym 2012 r., część 15 "Kontakty z dzieckiem po rozwodzie według prawa polskiego" opublikowana w marcu 2012 r.

      W dzisiejszym artykule omówię problematykę zapisu windykacyjnego. Jest to nowa instytucja w polskim prawie, która została wprowadzona do polskiego kodeksu cywilnego dopiero od 23 października 2011 r. Do tej pory można było swobodnie rozdysponować majątkiem tylko za życia, czyniąc darowizny.

Ostatnio zmieniany sobota, 12 maj 2012 09:19
piątek, 04 maj 2012 12:58

Jacek Kozak: TWOJE PIENIĄDZE

Napisane przez

Poproszę ćwierć miliona

jacekLinia kredytowa należy do najciekawszych wynalazków w zakresie finansów. To jak młot pneumatyczny – wielce pożyteczne narzędzie, póki posługiwać się nim ostrożnie i ze znajomością rzeczy. W przeciwnym bowiem razie można sobie narobić poważnych kłopotów.

      Chciałem dzisiaj napisać parę słów o nietypowym zastosowaniu linii kredytowej, spopularyzowanym przed dziesięciu laty przez zmarłego już speca w tej dziedzinie, Frasera Smitha. W książce "The Smith Manouevre" tłumaczył on, jak prawidłowo wykorzystać ten mechanizm finansowy dla uzyskania nie do pogardzenia korzyści.

      Zanim jednak przejdę do recepty Frasera Smitha – parę słów ostrzeżenia, a propos owego młota pneumatycznego. Według opublikowanego niedawno raportu agencji wiarygodności kredytowej Equifax, w ciągu zaledwie jednego kwartału zadłużenie Kanadyjczyków na liniach kredytowych wzrosło o 1,4 proc. Jest to kolejny z rzędu kwartał wzrostu tego wskaźnika od czterech lat. Jednocześnie, zadłużenie na kartach kredytowych nieco zmalało. Wygląda na to, że Kanadyjczycy zaczęli przerzucać długi z wysoko oprocentowanych kart kredytowych na nisko oprocentowane linie kredytowe. Specjalistom zaczyna to przypominać początki kryzysu w Stanach Zjednoczonych, gdzie niskie oprocentowanie pożyczek ("subprime", czyli poniżej bazowego wskaźnika stopy procentowej) wywołało załamanie się całej gospodarki. Jeżeli kanadyjscy konsumenci rynku finansowego pójdą tym samym tropem, może to się źle skończyć dla nas wszystkich. Linia kredytowa to mechanizm pozwalający uruchomić kredyt na cele, które pozwolą łatwiej i szybciej ów kredyt spłacić, a nie worek, z którego należy czerpać gotówkę na zakup lodówek, telewizorów czy nowych aut.

      Na czym polega więc "manewr Smitha"? Dysponując kapitałem w postaci domu, można otworzyć w specjalistycznej instytucji finansowej linię kredytową pod zastaw owego kapitału, czyli "equity" (tak zwana HELOC – Home Equity Line Of Credit). Każde sto dolarów spłaconego kapitału pożyczki podnosi wówczas o te same sto dolarów limit linii kredytowej, które to pieniądze można zainwestować na rynku papierów wartościowych. Zadłużenie pozostaje niezmienne, ale wraz ze wzrostem wartości inwestycji rośnie wysokość konta inwestycyjnego. Co jednak ważniejsze, oprocentowanie długu na takiej linii kredytowej jest odliczane od podatku ("tax deductible"). I tu leży zasadnicza korzyść wynikająca "manewru Smitha".

piątek, 04 maj 2012 12:50

Leszek Samborski: Mongolia na własne oczy

Napisane przez

Historia Mongolii w wielu aspektach jest zbliżona do historii Polski. Raz była chyba największym imperium w historii cywilizacji, które pod władzą Czyngis-chana zawładnęło połową Azji i dotarło nawet do Krakowa, a raz jej nie było. Zupełnie jak z Polską. Raz to potęga od morza do morza, a potem znikała z mapy Europy. Oba te państwa doświadczyły "dobrodziejstw" komuny, i w obu państwach skutki tej komuny są ciągle żywe i ciągle funkcjonują mimo olbrzymich zmian w obu państwach w ostatnich latach.

 puzniak1 Istnieją generalnie dwie możliwości kupna biznesu w Kanadzie – poprzez nabycie jego mienia (assets) lub jego akcji (shares), zakładając, że biznes ten funkcjonuje jako spółka akcyjna (corporation). Na potrzeby poniższej dyskusji zakładamy, iż nabywany biznes funkcjonuje jako corporation. Jeżeli nie, jest jedynie jedna możliwość – kupno mienia. Często poradniki wyjaśniające te dwie metody tłumaczą, iż nabywający mienie nabywa jedynie to, co firma posiada, natomiast nabywający akcje nabywa "jedynie" akcje danej firmy (corporation). Aczkolwiek pierwsza część tego stwierdzenia jest w większości prawdziwa, to druga prowadzi do podstawowego niezrozumienia istoty tych transakcji.
    Nabywający mienie zainteresowany jest jedynie nabyciem tego, co biznes posiada (urządzenia, środki produkcji, materiały, umowy, w tym umowę wynajmu lokalu, gdzie biznes funkcjonuje, jego nazwę, dobre imię – tzw. goodwill, listy klientów i dostawców itp.), aby móc w dalszym ciągu ten biznes prowadzić i osiągać zyski. Jednak kupujący osiągnie swój cel, to znaczy kupi "jedynie" mienie i nic więcej, w sytuacji jeżeli dokładnie zbada, że nie jest ono obciążone zadłużeniami. Jeżeli tego nie zrobi, "kupi" więcej, gdyż "nabędzie" również zobowiązania biznesu zabezpieczone tymże mieniem. W takich sytuacjach urząd podatkowy lub prywatni kredytorzy mogą go w dalszym ciągu ścigać za należne im płatności, jeżeli zabezpieczeniem tych płatności było nabyte mienie. A zatem zadaniem kupującego assets danego biznesu nie jest więc "kupno" całego biznesu, lecz kupno jedynie tego, co biznes posiada. Reszta, czyli zadłużenia i zobowiązania biznesu nie zabezpieczone mieniem, pozostają "własnością" (czyli odpowiedzialnością) poprzedniego właściciela.
    W przeciwieństwie do kupna mienia, nabywający akcje poprzez ich nabycie nabywa całość biznesu, czyli wszystko co dany biznes posiada – nie tylko akcje (które dają mu prawną kontrolę nad biznesem i możliwość zarządzania nim), lecz całe mienie (to niezbędne do funkcjonowania biznesu, jak i to niepotrzebne) oraz cały "bagaż" przeszłych, obecnych, i przyszłych zobowiązań biznesu, jego "obciążenia" i należności.

    KTÓRA FORMA LEPSZA?
    Która z tych form jest lepsza, zależy od wielu czynników oraz od tego czy odpowiedź pada ze strony sprzedającego, czy kupującego. Zazwyczaj sprzedający woli sprzedać akcje, kupujący natomiast chce nabyć assets. Głównymi czynnikami mającymi wpływ na decyzje są konsekwencje podatkowe, aktualna lub potencjalna odpowiedzialność za nieuregulowane lub nieznane zobowiązania oraz wymogi proceduralne związane z przekazaniem różnych rodzajów własności. 

    ZALETY KUPNA MIENIA
    Oprócz tych podanych powyżej, podstawową zaletą kupna mienia jest możliwość dokładnego wyboru, które mienie się nabywa i za jaką cenę. Aczkolwiek w praktyce kupujący najczęściej nabywa całość mienia, nie musi jednak tego robić. Może wykluczyć z listy zakupu zbędny sprzęt lub towar, aby jednak transakcja nie miała dodatkowych konsekwencji podatkowych, należy nabyć ok. 90 proc. mienia niezbędnego do operacji biznesu. Drugą zaletą kupowania assets jest to, iż nabyte mienie będzie zaksięgowane po cenie sprzedaży z możliwością odpisania straty jego wartości w przyszłości. Trzecią zaletą jest fakt, że najczęściej kupujący i sprzedający uzgadniają alokację całkowitej ceny transakcji na poszczególne kategorie nabywanego mienia (equipment, inventory, goodwill, leasehold improvements itp.) dla obopólnej korzyści podatkowej. Pomimo tego, że strony mają sprzeczne interesy także w tym zakresie – sprzedający najczęściej będzie nalegał na jak największy goodwill, kupujący na jak najmniejszy oraz na jak największą alokację na pozostałe elementy, zwłaszcza equipment – kompromis najczęściej jest możliwy. Czwartą zaletą kupowania assets jest fakt, iż w przypadku biznesu, który zatrudnia pracowników, nabywający mienie nie przejmuje zobowiązań związanych z umowami o pracę i ich pochodnymi (co jest zwłaszcza korzystne, jeżeli są to pracownicy o długim stażu). Nowa firma nie musi obawiać się o kosztowne odprawy, a gdy chce, może zatrudnić tych samych pracowników od nowa. Wreszcie, w przypadku nabywania mienia biznesu podupadającego, zaletą jest fakt, iż można się przedstawić na rynku jako nowa firma, "odcinając" się od złego "obrazu" firmy odchodzącej.

    WADY KUPNA MIENIA
    Podstawową wadą jest konieczność zawierania nowych umów z dostawcami, odbiorcami, umów o wynajem (w tym wynajem lokalu, gdzie biznes jest prowadzony – lease) oraz osobnego przekazywania tytułów własności do tych składników mienia, które takie tytuły posiadają (na przykład rejestracje pojazdów), a także konieczność ponownego uzyskiwania niezbędnych pozwoleń, licencji, zgód itp. Należy również pamiętać, iż w celu ograniczenia prawdopodobieństwa, iż nabyte mienie będzie w dalszym ciągu obciążone zadłużeniami, kupujący (a raczej jego prawnik) musi dopilnować dopełnienia wszystkich formalności wymaganych przez odpowiedni statut – Bulk Sales Act (Ontario). Ponadto, w przypadku gdy kupujemy solidną firmę o długich tradycjach i dobrej historii kredytowej (zwiększającej na przykład możliwość wygrywania przetargów), nabycie mienia w przeciwieństwie do nabycia akcji utrudnia możliwości przejęcia tego dorobku. Wreszcie, z punktu widzenia sprzedającego (czyli corporation sprzedającej mienie), sprzedaż mienia może mieć kosztowne konsekwencje podatkowe związane z podatkiem od zysku, który w przypadku transakcji dotyczącej mienia jest zyskiem "zwykłym", a nie capital gain jak w przypadku akcji.

    ZALETY KUPNA AKCJI
    Zaletą kupna akcji, zwłaszcza w przypadku nabycia prosperującego, dobrze zorganizowanego i nie mającego "ukrytych" zobowiązań, biznesu, jest fakt nabycia go bez konieczności indywidualnego przekazywania poszczególnych składników majątku, uzyskiwania osobnych pozwoleń, licencji itp. Z punktu widzenia sprzedającego, sprzedaż akcji pozwala na duże oszczędności podatkowe poprzez skorzystanie z tzw. capital gains exemption, która w chwili obecnej wynosi 750.000,00 dol. na osobę (czyli indywidualnego akcjonariusza). Ponieważ "towarem" sprzedawanym w tym przypadku są akcje, i ponieważ sprzedającym jest osoba fizyczna, skorzystanie z tej ulgi jest możliwe. W przypadku większych transakcji, kupowanie akcji jest jeszcze bardziej atrakcyjne, gdy właścicielami akcji jest kilku akcjonariuszy.

    WADY KUPNA AKCJI
    Główną wadą kupna akcji, jak podkreśliliśmy powyżej, jest zakup całego "bagażu" firmy, czyli jej dobrych i złych stron, które, w przypadku tych ostatnich, mogą być kosztowne do rozwiązywania w przyszłości. Aczkolwiek każda transakcja nabycia akcji wiąże się z otrzymaniem pisemnych osobistych gwarancji akcjonariuszy sprzedających akcje co do zadośćuczynienia kupującym w przypadku strat, gwarancje osobiste zawsze są jedynie tyle warte, ile wypłacalne są osoby ich udzielające. Poza tym, długi najczęściej będą musiały być spłacone dużo wcześniej przed możliwością odzyskania ich od poprzednich właścicieli akcji.
Janusz Puźniak
Barrister and Solicitor (Ontario, Canada)
Attorney at Law (Missouri and New York, USA)
905-890-2112
416-999-3023

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.