farolwebad1

A+ A A-
piątek, 13 październik 2017 07:27

Globalizacja jako forma neokomunizmu

czekajewski        Niektórzy uważają, że przyszłość ludzkości należy do całego świata rządzonego przez jeden globalny rząd. Tendencja do globalizacji sięga czasów zamierzchłych, czyli do Imperiów Perskiego, Rzymskiego i Chińskiego, oraz kilku imperiów czasów średniowiecznych i nowoczesnych.

Jedne trwały dłużej, a drugie krócej. Średniej długości imperia, takie które trwały kilkaset lat, to Imperium Otomańskie, Brytyjskie, Francuskie, Rosyjskie, no i krócej trwające Imperium Sowieckie i Hitlerowskie. Ostatnio imperialne ambicje przejęli niektórzy mędrcy amerykańscy, szczególnie po bankructwie Imperium Sowieckiego, deklarując, że wiek XX i XXI będzie należeć do Imperium Amerykańskiego. Nazywają się oni „neokonserwatystami”, mimo że ich teorie z rzeczywistym konserwatyzmem nic nie mają wspólnego. W  młodości  zostali oni zarażeni teorią Trockiego, że cały glob będzie kontrolowany z centrali w myśl zasad marksizmu-leninizmu. Kiedy ZSRS upadł, a Chiny zrezygnowały z zasad marksizmu, wybierając gospodarkę rynkową, „globaliści”, ktokolwiek nimi jest, zmienili front i nazwali się ludźmi postępowymi (progressive) i liberałami. Także buława armii globalistów przeszła z rąk trockistowskich „intelektualistów” do rąk bardziej praktycznych finansistów. Sumując, niezależnie jak globaliści wolą się nazywać, są oni niczym innym jak inną wersją komunizmu, który jak na razie ma „ludzką twarz”, czyli nie ucieka się do fizycznej opresji, jaką znaliśmy z okresu hitlerowskiego lub stalinowskiego.

Opublikowano w Teksty
piątek, 13 październik 2017 07:24

Ludzka komedia

W związku z polską Akcją Różańcową odezwały się głosy różnych troglodytów kulturowych, różnych ciotek rewolucji, które na widok milionowych tłumów modlących się na widoku, a nie gdzieś tam pokątnie w kościołach, dostały palpitacji i obślinienia. 

        Bo jakże to „we współczesnym świecie” można być takim prymitywem, żeby ten różaniec obracać i te zdrowaśki tak klepać – lamentują podstarzałe zetemesówy – przecież nie potośmy w młodości z poświęceniem spaliły staniki, by naród dzisiaj wracał w okowy klerykalizmu i zabobonu!  Medytować joginowo na świeżym powietrzu – to nowoczesność, ba, nawet cadyków kiwających się na Brooklynie w kapeluszach do tej nowoczesności jakoś da się wkleić, ale młody Polak z różańcem? To zgroza!

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 06 październik 2017 08:58

FEAR & LOATHING IN LAS VEGAS

pannikt4017Od Las Vegas zaczynam swoją książkę „Smoleńsk”, yeah... Viva Las Vegas! https://www.youtube.com/watch?v=XT72CgEJQNQ Najbardziej przerażające jest to, że oni nie silą się na ściemę już nawet. Przecież, do k... n..., drobny research z p... odległego Powiśla, pozwala stwierdzić, ze tego gościa wrobiono (na miły Bóg!, przecież on nawet nie wygląda przekonująco, to taka powtórka z figury Lee Harvey Oswalda), jego biografia, background, intrygująca przeszłość jego ojca, na to wskazują; uzależniony od hazardu (na pewno?) biedak, który mógł, choćby z różnych względów (długi?) -  kropnąć sobie w głowę – a potem jego ciało post factum zostało wykorzystane do ustawki -  lub został przy innej okazji zdjęty przez mafię chroniącą jedno z kasyn, a wobec którego ten nieszczęśnik ustawił się nieodpowiednio. Wybór miasta, stanu jest też znaczący… daje pole do popisu interpretacyjnego.

Nie wiem na ile mocno rywalizacja miedzy kasynami grała tu rolę (należałoby sprawdzić, kto jest właścicielem Mandalay Bay, skąd strzelał, kto jego konkurentem, jakie są sitwy w Las Vegas), ale to tylko pochodna całości,  pamiętajmy bowiem, że rywalizacja miedzy kasynami, to rywalizacja miedzy razwiedką cywilną i wojskową -  zatem moim zdaniem ten case (który to już raz z rzędu!!! Marsylia, Berlin, Paryż! chaos poznawczy, informacyjny, cała ta przeżarta kłamstwem i nędzną obłudą fantazja, to podłe show), to wg mnie typowy przykład braku porozumienia wewnątrz koterii wywiadowczych w USA… Braku porozumienia, co do tego, jak ma to być ogrywane w mediach i przedstawione bydłu, jaka ma być wiodąca opowieść… 

Opublikowano w Teksty

ostojan        Miły czytelniku (i czko) „Gońca”. Gdy ten tekst się ukaże, pewno skończy się nam już upalne wrześniowe lato, tak miłe po chłodnym sierpniu. Będziemy też wiedzieli, że Putin nie wykorzystał (jeszcze) „zapadnych” manewrów do zaatakowania Bałtów, wg schematu przećwiczonego już na Ukrainie. Estonia ma wszak duży procent ludności rosyjskiej, która „tylko marzy” o połączeniu się z tzw. macierzą. Są oni także na Łotwie i Litwie. A przesmyk suwalski (?), który wszak rozdziela „sziroką stranę” od jej odwiecznej enklawy kaliningradzkiej, to też mógłby być piękny casus belli. Tam na szczęście Ruskich nie ma. To znaczy w przesmyku.

        Możemy więc odetchnąć z ulgą? Póki co? Bo nie można całkiem wykluczyć pewnych groźnych politycznych kalkulacji przewrotnych kacapów. Sytuacja jest ciągle ciekawa. Oto „na drugim końcu świata” koreański tłuścioszek strzela sobie dookoła, na razie na wiwat, coraz doskonalszymi rakietami, m.in. nad nerwową (Hiroszima, Nagasaki) Japonią i w kierunku ważnej amerykańskiej bazy na wyspie Guam. Prezydent Trump w ONZ powiedział – zniszczą Koreę Północną! Bagatela, to ponad 30 milionów ludzi! A jeśli grubasek zdąży jeszcze wystrzelić skutecznie do południowego sąsiada i Japonii, to tych ofiar może mocno się namnożyć! Chiny wysyłają już swoje lotniskowce na morze – notabene chińskie. Uważają tę strefę Pacyfiku za swoje tereny wpływów. Chcący lub niechcący może łatwo dojść do konfliktu obu mocarstw. Donald Trump uważany jest za nieprzewidywalnego, a nawet nieobliczalnego. Czy tylko jak dotychczas w słowach? Jeśli na tym Dalekim Wschodzie nastąpi wybuch, to cała uwaga Stanów tam się oczywiście skoncentruje. A tu nagle, np. w Estonii, rodacy Władimira Władimirowicza, akurat całkiem przypadkowo zostaną zaatakowani przez estońskich nacjonalistów-faszystów, to czy matuszka Rosja nie poczuje się zobligowana (jak na Ukrainie czy w Czeczenii?) do udzielenia zaatakowanym „bratniej pomocy”? Nie żadnej tam wielkiej inwazji. Ot, pojawią się przysłowiowe zielone ludziki, z którymi Putin nie ma przecież nic wspólnego, i urwą niechący kawałek Estonii, ogłaszając tam coś na kształt republiki donieckiej czy ługańskiej. To, porównując potencjały wojskowe Rygi i Moskwy, może być akcja chirurgiczna, 24-godzinna. Raz, dwa, trzy i po wszystkim. Stało się i już jest przecież spokój! 

Opublikowano w Teksty
piątek, 06 październik 2017 08:00

PRZY SAMYCH PYSKACH

        Z chwilą podjęcia decyzji o Brexicie, na ciele Unii Europejskiej oznaki gnicia dostrzeże każdy i wcale nie musi już po temu jakoś specjalnie wytężać wzroku. 

        Z kolei po referendum w Katalonii wiadomo, że rozpad następuje, choć nie dokona się z miesiąca na miesiąc, a Brukseli uda się za jakiś czas, i na jakiś czas (lecz tylko być może), spacyfikować aspiracje Katalończyków, rękoma rządu centralnego w Madrycie. Zbiór czarno-sinych dziur w mocno zjełczałym serze – tak widzą UE ci, którzy potrafią zobaczyć odłożone w czasie konsekwencje zdarzeń rozgrywających się tu i teraz. O tym, co za glisty wówczas ujawnią się i z owych dziur wylezą oraz w jakiej obfitości, lepiej chyba nawet nie myśleć. 

Opublikowano w Teksty
piątek, 06 październik 2017 07:55

Po co kur...ać?!

kumorszary        Jakoś się tak stało, że w polskiej publicystyce nastała moda na wulgaryzmy. Tak jakby siła prezentowanych argumentów nie wystarczała i wymagało to podkreślającej kreski w postaci „brzydkiego” wyrazu. 

        Piszę o tym, bo zjawisko wyszło z kręgu incydentów, a stało się sposobem publicznego „noszenia się” nawet wśród publicystów z najwyższej półki. 

        Owszem, czasem przekleństwo czy przaśny wulgaryzm jest potrzebny, służy do lepszego zobrazowania sytuacji (publicystyka jest malowaniem skojarzeń i wywoływaniem obrazów w głowie), w większości sytuacji jest jednak po nic, co więcej, niepotrzebnie przykuwa uwagę, odciągając czytelnika od argumentu, stanowi punkt rozproszenia.

Opublikowano w Andrzej Kumor

        Sama Republika Węgierska liczy ok. 10 milionów mieszkańców, czyli tyle na ile szacuje się polską diasporę w USA. Diaspora węgierska w USA liczy ok 1,6 miliona Amerykanów pochodzenia węgierskiego. Jej historia sięga roku 1849, jednak największa fala emigrantów przybyła do USA po pamiętnym 1956 roku.  Przełom w relacjach z USA, tak samo jak w naszym polskim przypadku, następuje w 1989, a po wstąpieniu Węgier do NATO rozpoczyna się poważna współpraca. Węgrzy wysyłają też swój  kontyngent wojskowy  na misję do Afganistanu.

        Hungarian Initiatives Foundation powstała w 2016 roku w Waszyngtonie, a jej dyrektorem została węgierska dyplomatka Anna Smith Lacey. Misją Fundacji jest polepszenie zrozumienia i kooperacji pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Węgrami. Członkami Rady Fundacji są przedstawiciele amerykańskiej i węgierskiej dyplomacji z takimi nazwiskami, jak: April Foley czy George Pataki. Fundacja koncentruje się na promowaniu węgiersko-amerykańskich organizacji, starając je ożywić i zintegrować. Fundacja koncentruje się na szkoleniu młodego pokolenia liderów amerykańskich Węgrów poprzez Meridian International Center oraz pragnie wykorzystać istniejącą w Waszyngtonie infrastrukturę amerykańskich think tanków, fundacji i innych instytucji. Kolejną sferą działań jest program digitalizacji diaspory. Przede wszystkim zwiększenie aktywności diaspory w Internecie, poprzez pomoc w uzyskaniu grantów na założenie stron internetowych, digitalizację archiwaliów oraz stworzenie systemu archiwum on line ludzi, którzy opuścili Węgry po II wojnie światowej. Fundacja w jasny sposób wyjaśnia zasady udzielania grantów w aspekcie prawa amerykańskiego. Najlepiej działalność tę scharakteryzują liczby. Tylko w samym 2016 roku udzielono 94 grantów, przyznano 23 stypendia, wsparto 42 organizacje. Na całość działań wydano: 608.320 dol. Sporządzono aktualną bazę danych wszystkich organizacji węgierskich w USA. Na 31 uroczystości w całych Stanach Zjednoczonych wydano: 262.120 dol. W system praktyk w Fundacji i innych organizacjach zaangażowano: 10 osób, których wynagrodzenie wyniosło 99.200 dol. Na stypendia na naukę w USA dla 13 osób wydano: 101.000 dol. Przy aktualnym stanie finansów Fundacji w kwocie 15.767.793 dol. łączne wydatki wyniosły: 782.912 dol. Przez ostatnie cztery miesiące funkcjonowania strony internetowej Fundacji liczba subskrybentów elektronicznej wersji wiadomości Fundacji wzrosła o 400 procent, a liczba polubień strony Facebook w grudniu 2016 wynosiła 4222. Śledząc działalność diaspory węgierskiej, udało się nam także dotrzeć do węgierskich mediów anglojęzycznych. Ich liczba jak na 10-milionowe państwo jest imponująca. Oto najważniejsze z nich: Budapest Times, Budapest Panorama, Diplomat Magazine, Funzine, Trade Magazine, Best of Budapest, Budapest Business Journal, Hungary Around the Clock, Hungary News, Portfolio. 

Opublikowano w Goniec Poleca
środa, 04 październik 2017 09:44

Na szybko: Jestem niewierzący.

Straciłem wiarę w prawdziwość komunikatów podawanych nam do wierzenia od czasu, kiedy na oczach całego świata wyburzono wieżowiec WTC-7, a cały świat uznał, że lepiej jest w to wierzyć, ponieważ nie wierzenie wytwarza niewygodny dysonans poznawczy. Wiara w podawane przez rząd informacje do wierzenia jest więc sprawą świętego spokoju i równowagi psychicznej i niestety od czasu do czasu kłóci się z krytycznym myśleniem. Z drugiej strony, rozum pochodzi od Boga i dobrze jest go używać, a więc nie wierzę.

Masakra w Las Vegas to podobno robota jednego faceta, który wtargał na wysokie piętro luksusowego hotelu cały arsenał, zainstalował na korytarzu monitorujące kamerki i zaczął ogniem ciągłym strzelać po ludziach.
Może tak, a może nie…
Wielu świadków twierdzi, że ktoś inny strzelał również z czwartego piętra z broni maszynowej - potwierdzający to film ze smartfonu miał wczoraj ponad milion obejrzeń.
Oczywiście cała sprawa posłuży do dalszego podzielenia zaplecza politycznego amerykańskich lokalistów Trumpa i pogłębianiu zamieszania. Bo o to chodzi na tym się rządzi, na tym się robi globalizację. Jądro dało znać o sobie. Według globalizatorów, polityka to umiejętność przystrzygania stada. Ofiar nie da się unikną. Muszą być.

Opublikowano w Andrzej Kumor
niedziela, 01 październik 2017 21:55

Na bieżąco: Jak katalizator?

Katalonia, Quebec, Szkocja... Kto następny? W krajach cywilizacji Zachodu coraz częściej rodzi się opozycja wobec globalistycznej urawniłowki lansowanej przez elity. Coraz więcej społeczności o dobrze zdefiniowanej tożsamości widzi że zaczyna tracić możliwość wpływania na bieg zdarzeń, że ulega dyktatowi centrum i skuteczną odpowiedź daje separatyzm; coraz więcej takich dobrze zdefiniowanych krajów o dobrze zdefiniowanej tożsamości patrzy z zazdrością na Szwajcarię i inne niewielkie państwa, które wdrażają z powodzeniem bezpośrednią demokrację; które strzegą swej unikatowej kultury i instytucji politycznych, które cenią sobie możliwość życia po swojemu w naszym coraz bardziej ujednoliconym świecie.
Zaczyna więc narastać ruch odgradzania się. Odgradzania od tego co postrzegane jest jako albo politycznie poprawne szaleństwo albo wojna podjazdowa z naszą zachodnią kulturą i religią.
Widzimy to także w Kanadzie, gdzie coraz częstsze są protesty ludzi określanych jako "skrajna prawica", "nacjonaliści", "szowiniści", a którzy protestują przeciwko tolerowaniu nielegalnej imigracji. Problem w tym, że głoszone przez nich hasła coraz częściej reprezentują to co w domu mówi przeciętny Kanadyjczyk. Dlatego przykład Katalonii może podziałać jak katalizator

Opublikowano w Andrzej Kumor

czekajewski

        Jak sobie przypominam z czasów PRL-u, naukowcy jadący na „Zachód” byli przesłuchiwani przez oficerów Urzędu Bezpieczeństwa i ich wskazówki były zwykle następujące: „Obserwujcie bacznie, Towarzyszu, co Wy tam będziecie widzieć. Nie ulegajcie blichtrowi wrogiej, kapitalistycznej propagandy. Informujcie, który ze stypendystów  szkaluje, czyli sra we własne gniado, no i się nawarstwiajcie, nawarstwiajcie...  Abyście mieli co w raporcie dla nas napisać!”.

        Także i tym razem, ale bez zachęty odnośnych służb specjalnych, piszę, co mi się w Polsce w czasie ostatniej wizyty „nawarstwiło”.

        Jadąc do Polski po czterech latach nieobecności, obawiałem się, że moje opinie polityczne napotkają wiele sprzeciwu, a nawet wrogości.  Zresztą klimat polaryzacji nie jest mi obcy także w Stanach Zjednoczonych, gdzie społeczeństwo podzieliło się na tych, co popierali (i popierają) prezydenta Trumpa, i tych, co popierali Hillary Clinton. Czyli nic nowego. W sytuacji polskiej, polaryzacja odbywa się na płaszczyźnie PiS-u i PO/KOD, jakkolwiek byśmy konkurentów do władzy nazwali. Natomiast ja nigdy nie widziałem żadnej sytuacji jako dwubiegunowej, czarno-białej, jako że w  każdej sytuacji społecznej a nawet międzyludzkiej, są strony dobre i są strony złe. Dodatkowo, kwalifikacja „dobre” czy „złe” też zależy od osoby lub grupy, która z danej sytuacji korzysta albo na niej traci. Będąc, zatem człowiekiem mającym wiele wątpliwości, trudno mi być „partyjnym”, czyli posłusznym programowi jakiejś partii. Zatem nie mogłem powiedzieć moim znajomym, a nawet rodzinie, że jestem za, a nawet przeciw bieżącemu rządowi PiS-u, której to koncepcji „rozdwojenia jaźni” moi bliscy nie rozumieli, albo wygodniej im było jej nie rozumieć lub nie spostrzegać.

Opublikowano w Teksty
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.