farolwebad1

A+ A A-
piątek, 28 czerwiec 2013 16:19

Maszerowałam przez Berlin

RatajewskaMaszerowałam dzisiaj przez Berlin. Gorąco i duszno, więc szłam po stronie, gdzie był cień od budynków i drzew. Ulica nazywa się Pod Dębami i rzeczywiście rosną tam wysokie dęby, bardzo wysokie. Dzielą one ulicę na przeciwne kierunki jazdy. Rosną sobie jeden za drugim, wśród tego zgiełku ulicznego. I wesoło powiewają listeczkami.

Dawno nie byłam w tak dużym mieście. Po drodze sklepiki i sklepy z ogromną ilością ubrań. Widać nadprodukcję, bo klientów mało.

Opublikowano w Teksty
sobota, 22 czerwiec 2013 22:00

Jadę do Berlina

RatajewskaJuż nie będę odbierać od innych firm żadnych telefonów, z innymi propozycjami. Jestem zdecydowana tam właśnie jechać. Do tych ludzi, do Berlina. I nie jest ważne dla mnie, czy się narobię, czy nie. Ważne, że zadzwonili. Że się poznaliśmy.

Rozumiałam prawie każde ich słowo. Dzięki temu mam pracę. Mieli zadzwonić przedwczoraj – tak mówiła pani z firmy. Zadzwonili jednak niespodzianie. Myślę, że boją się tego, że inna osoba w Polsce może z nimi rozmawiać, a potem przyjeżdża opiekunka, która nic nie rozumie po niemiecku. Czytałam o takich sytuacjach, firmy proszą, aby tak nie robić. Bo często zamiast matki, która ma wyjechać, córka podejmuje rozmowę albo sąsiadka. Potem Niemcy są rozczarowani.

Opublikowano w Teksty
niedziela, 16 czerwiec 2013 00:34

O wszystkim po trochu

Ratajewska5 czerwca 2013 

Zniknęło moje wczorajsze pisanie. Dałam na zapisanie pliku i przepadło.

Dzisiaj cała Polska, która włączyła rano telewizor, mogła zobaczyć katowanie chłopca na dworcu, bitego i kopanego po głowie przez trzech mężczyzn. Byli oni jednakowo ubrani i mieli na sobie białe koszule. Przyglądali się temu trzej masywni ochroniarze w kamizelkach i nie reagowali. Wzywali policję, a bandziory nimi się nie interesowali, jakby wiedzieli, że oni nie mogą zareagować.

Opublikowano w Teksty
sobota, 08 czerwiec 2013 22:13

Jak się miotam w poszukiwaniu pracy

RatajewskaReportaż o Węgrzech 

Wczoraj w nocy obejrzałam film. Jeden był o Węgrzech, o teraźniejszych Węgrzech. Mówili, że boją się Żydów i Cyganów. Każdy samolot przywozi dużo Żydów, którzy tam się osiedlają i mają dzieci. Czyli, jest im tu dobrze, mówi pani Węgierka.

Cyganów też nie lubią. Jest ich w niektórych rejonach Węgier 10 procent ludności. I pokazany jest starszy Cygan, który mówi, że jest tak samo człowiekiem jak i Węgrzy. Jak się skaleczy, to też ma czerwoną krew. I nie ma on pracy, pomimo tego, że ma dużą rodzinę. Prowadzi do swojego domu. Na boki czmychają nastoletnie jego dzieci, które nie chcą być filmowane. W domu bardzo skromnie i nie wiadomo, jak mieszczą się tam ze spaniem. Cygan narzeka, że miejscowi Węgrzy nie chcą mu dać pracy...

Opublikowano w Teksty
piątek, 05 październik 2012 17:39

Konflikt nauczycielki z uczniami

 

RatajewskaJakiś czas temu nauczycielka matematyki z Suwałk podała aż 11 uczniów do sądu – za znieważanie jej jako funkcjonariusza państwowego. Chodziło o znieważenie jej na lekcji.
Najpierw bym się zastanowiła nad osobowością tej nauczycielki. Typowa skarżypyta na pewno.
Potem bym się zastanowiła, dlaczego ona taka ważna, kim jest tata jej, a kim mama.
Potem bym sprawdziła, czy ta pani wykorzystała wszystkie stopnie dogadania się z uczniami. Po drodze jest pani pedagog, wychowawca klasy, pani dyrektor szkoły, rodzice, ale przede wszystkim uczniowie

Czy była dla nich miła, przyjacielska, czy okazywała swoją wyższość.
A potem sobie myślę, że klasa może ma ponad 30 uczniów, więc pani nauczycielka podała do sądu jedną trzecią klasy. I nie była to zawodówka, gdzie uczniowie czasem trudni. Było to gimnazjum, gdzie uczniowie to trochę dzieci i trochę już młodzież.

Trudny wiek dorastania, a w dzisiejszych czasach, gdy w domu wiele domowych problemów, tym bardziej jest on trudny.
Więc taką matematyką można ucznia nieźle zainteresować. Można uczniowi trudnemu pokazać – Patrz, jaki jesteś mądry! Umiesz myśleć! Ja bym na to nie wpadła! I największy rozrabiaka nie mógłby się doczekać lekcji matematyki z tą panią.
Ale pani przyszła na zastępstwo, wzięła kilka godzin w gimnazjum. Na pewno nauczycielce, która uczy w średniej szkole, trudno się przestawić na poziom gimnazjum. Zaczyna się więc stawianie złych ocen, a uczeń czuje, że pani żadnym wysiłkiem nie zadowoli. A pani pokazuje, jakie to niezdolne dzieci ma przed sobą. Uczniowie przestają myśleć, bo uczeń lubi być nagradzany. Wtedy mózg jego myśli lepiej. Po prostu myśli.
Każdy nauczyciel musi sobie poradzić z klasą. W niektórych klasach praca związana z zachowaniem, ujarzmieniem uczniów trwa kilka miesięcy.
Do pomocy mają nauczyciele pedagoga szkolnego, dyrektora szkoły i rodziców.
Traktowanie zachowania się uczniów na lekcji jak osobistej zniewagi nauczycielki to już podejście nauczyciela, który nosa zadziera. Przecież to uczeń traci lekcję, jak się źle zachowuje. Przecież to on będzie gorzej umiał matematykę. A jak przeszkadza innym, to cała klasa będzie traciła.
Ale jest jeszcze coś.
Do szkół od 1990 roku zostało przyjętych dużo z otoczenia polityków, ważnych ludzi. Jakaś część tych ludzi się wykruszyła, bo w szkole trzeba umieć utrzymać dyscyplinę, a nie każdy to potrafi.
Jakaś część została. I jeśli szkolna otoczka polityków, ważnych osób będzie zastraszać uczniów w szkole, to będzie to zastraszanie społeczeństwa, które i tak już ledwo zipie. Które końca z końcem związać nie może. I te książki takie drogie i wciąż się zmieniają. Pretensje do rodziców, jak wychowali dzieci…
Czyli jest to oddziaływanie na rodziców. Oni muszą wpłynąć na uczniów, żeby nauczyciele, którzy sobie nie radzą, mogli być dalej nauczycielami.
Żeby nauczycielka niemieckiego, która słowa po niemiecku powiedzieć nie umie… żeby mogła dalej uczyć. Żeby nauczycielka informatyki, która żenuje uczniów brakiem swojej wiedzy i rozmawia o butach dla córek... żeby dalej mogła uczyć.
A tu odchodzi ulubiony nauczyciel, nie przedłużą z nim umowy. Ale dlaczego? Bo ktoś z rodziny dyrektora właśnie kończy studia, to na niego ta posadka czekała. I przychodzi pani, która drze się i drze na lekcjach, zamiast uczyć.
Nauczyciel może wiele dobrego zrobić i wiele złego. Tych dobrych wspominamy całe życie.
Mało ich było. Jednak gdyby uczniowie mogli mieć coś do powiedzenia w wyborze nauczyciela, to byłoby ich więcej. Przypuśćmy, że mogliby brać udział w głosowaniu uczniowie powyżej średniej.
I jest jeszcze coś.
Dlaczego nauczyciele – ci funkcjonariusze państwowi – dlaczego noszą prześwitujące spodnie i stringi pod nimi? Dlaczego biusty wylewają im się spod wyciętych bluzek, a młodzież to komentuje z niesmakiem zamiast myśleć o zadaniu matematycznym. Niektóre nauczycielki po prostu ubierają się nieprzyzwoicie.
Dlaczego policjantka – funkcjonariusz państwowy – nosi mundur, a pani nauczycielka stringi pokazuje? Nauczycielu, załóż fartuszek!


• • •


Inna smutna wiadomość. Dwójka małych dzieci zginęła kolejno w rodzinie zastępczej. Były zbyt małe, żeby mogły sobie poradzić, gdzieś chociażby zadzwonić, poskarżyć się. Ale wystarczyło dzieci te trochę poobserwować, obejrzeć, czy reszta dzieci nie ma siniaków.
Ludzie, kochajcie dzieci, kochajcie też młodzież. Kochajcie się.


• • •


Dwa programy i dwie kobiety – Kasia Figura i Doda.
Wczoraj obejrzałam u Lisa Kasię Figurę, a potem zaraz była Doda na innym programie. Tak to się jakoś zbiegło, a także to, że to ja miałam pilota i mogłam wybrać te dwa kobiece programy. I porównać te dwie panie w telewizji.
Kasia była cudowna, bardzo ludzka i jej dramat też typowo ludzki. Niedobry mąż, może i kochany, ale niedobry.
Doda z wymalowanymi ustami, na czerwono, włosy długie. Kasia – włosy krótkie.
Doda młodsza dwukrotnie.
Kasia ma już dzieci, Doda nie ma i nie chce ich mieć. Twierdzi, że nie nadaje się na matkę, bo ma taki a taki charakter. Że dziecko przy niej by nie miało dobrze.
A ja myślę, że by miało bardzo dobrze, a gdyby nawet musiało zostać z dziadkami, to też by miało dobrze.
Na pewno nie spotkała jeszcze tego właściwego, który będzie zasługiwał na dziecko z nią.
Doda twierdzi, że mężczyźni od niej odchodzą, bo jest za idealna. Z siedmiu ich od niej odeszło. Współczuję jej, ale tak ma być widocznie.
Kasia jest ciepła, Doda jest zimna albo ma skorupę.
Kasia cierpi, Doda cierpieć nie chce.
Kasi walczy o dzieci i wie, że maż o nie też będzie walczył. Więc walka będzie bardzo długa i pochłonie wiele nerwów. Ma dwie córeczki.
Teściowa Kasi jest po jej stronie. To bardzo mądra matka. Mądra matka to taka, która dostrzega wady syna, pomimo swojej miłości do niego. Stwierdziła, że syn nie potrafi kochać i że potrafi być agresywny.
Te dwie kobiety są tak różne. Doda chce pokazać światu swój wygląd zewnętrzny i dobić rozmówcę swoją inteligencją.
Kasia mogłaby wyglądać o wiele lepiej, wg mnie ma rysy ładniejsze od Dody, ale dla niej nie ona jest teraz ważna. Ważne są jej dzieci, jej trudna sytuacja, jej mąż, od którego wie, że musi się odizolować.
Lubię Kasię, zastanawia mnie Doda. Co w niej siedzi i kiedy wreszcie pokaże światu, że wcale nie jest taka silna. I taka idealna.
My, ludzie, jesteśmy silni i idealni tylko do czasu. Prędzej czy później ktoś inny jest ważniejszy i piękniejszy dla kobiety – jej własne dziecko.
Wanda Rat

Opublikowano w Teksty
czwartek, 23 sierpień 2012 23:34

Pani starsza kaszle...

Ratajewska14 sierpnia 2012 – nadal Niemcy i ja nadal jako opiekunka ludzi starszych
Pani starsza niemiecka kaszle, ale biega rano naokoło jeziorka , aby nie stracić znajomości. Niemcy bardzo cenią przyjaźnie, doceniają je i utrzymują.


Przypominam sobie moją koleżankę, która jak zobaczyła, że syn śpieszy się do kolegi, kazała mu usiąść i przeczekać chociaż 10 minut. – Niech nie myśli, że tobie tak na nim zależy! – Było to szokujące, bo chłopak miał 7 lat, była niedziela i szczęśliwy leciał pograć w piłkę. Patrzyłam na znajomą i myślałam, po co ten fałsz w życiu. On życie tylko utrudnia. Osoby tak wychowane są nieczytelne i mogą być w życiu nieszczęśliwe, jeśli będą tak postępować z partnerem.


Szkoda mi było tego chłopaka. Cały jego entuzjazm zmieniał się w poczucie krzywdy.
Czy on też potem będzie wychowywał tak swoje dzieci? A może właśnie nie, może na odwrót, bo będzie czuł więcej.
Ale wrócę do mojej wspólnej ze starszym małżeństwem niemieckim wycieczki.
Pojechaliśmy z dziadka rolatorem w bagażniku. Dziadek był wystrojony jak nigdy.
Niedaleko zamku, pomalowanego już w praktyczny sposób na biało. Na pewno wcześniej, dużo wcześniej kapał od złotej farby. Odbywają się teraz przed nim różne imprezy, np. kino letnie. Ławki porozkładane, siano dla małych dzieci przywiezione, słońce cudownie popołudniowo świecące. I do tego jeszcze jeden stolik z panami w garniturach, którzy reklamowali nowy samochód audi. Jaki był piękny! Nie mogę go zapomnieć, czarnogranatowy. Kosztował ponad 17 tysięcy euro, a kabriolet ponad 30 tysięcy euro. Kabriolet za strojny i za wielki, ale tamten miał cudownie przyciemniane szyby, w kolorze grafitu. Nowego samochodu nigdy nie miałam. Same staruchy. Pamiętam, jak zrobiłam w 2000 roku prawo jazdy, wreszcie. Wreszcie, bo za piątym razem dopiero zdałam, a mogłam już zdać za pierwszym razem, ale pod koniec egzaminu wysiadłam z samochodu i powiedziałam, że jeśli teraz zdam, to na pewno nie będę jeździć. Bo tak by było. Ledwo radziłam sobie z jazdą do tyłu. Moje koleżanki, które za wcześnie zrobiły prawo jazdy, wcale nie jeździły, bały się. A ja bym woziła moje dzieci. Gdybym zdała za tym pierwszym razem, tobym narażała moje dzieci.


No więc postąpiłam jak mój wujek, ojca brat, który będąc na politechnice w Łodzi, specjalnie nie zdał jakiegoś ostatniego egzaminu, bo uważał, że jeszcze niedostatecznie umie materiał z tego roku.
Potem już czułam, że umiem jeździć, ale trafiałam na humorzastych egzaminatorów. Nauczyciel prawa jazdy powtarzał mi – Pani na kursie ma zdać egzamin, a nie nauczyć się jeździć!


Jednak się trochę i nauczyłam. Jednak, jak patrzę, jak Niemcy parkują między bokiem stojącymi przy drodze samochodami, to im zazdroszczę tej umiejętności. Najpierw wystawiają nos samochodu i wcale nie przejmują się jadącym z tyłu, że musi on trochę poczekać. Mają mało miejsca, ale jakoś wpakują ten swój samochód też bokiem. Możliwe, że mają czujniki czy sygnalizatory odległości i łatwiej jest im to zrobić.
Rok temu, jak byłam w Duesseldorfie, przywiozłam moją starszą panią na ergoterapię, czyli takie ćwiczenia umysłowo-psychiczne. Co to jest "ergo"? Ergo… ergo. Hm... nie wiem. Nieważne.


Musiałam odpowiednio wyszykować starszą panią, dotrzeć na czas. Widzę wolne miejsce, więc wpakowałam się naszym samochodem. Samochód był zielonkawo-złoty i moja starsza pani zawsze cieszyła się z jego wyglądu. Był kolorowy i z daleka go było widać. Słuchajcie więc starsi ludzie! Samochód trzeba kupować w starszym wieku najlepiej czerwony albo żółty. Jeśli go postawimy przed marketem i zapomnimy, gdzie go zostawiliśmy, to łatwo go znajdziemy. Więc zostawiłam ten samochód między innymi samochodami i poszłam na zakupy. Miałam 45 minut czasu, bo tyle trwała ergoterapia. Dostałam od pani 10 euro, wracam zadowolona, ze skarpetami dla dzieci, a widzę faceta wściekłego przed moim samochodem. Okazało się, że tam, na jego bramie jest zakaz parkowania. Jak wjeżdżałam, to bramy z mojej strony nie było widać... Ale wiedziałam już, że coś jest źle. Facet był wpieniony, bo już czekał pół godziny. Na nic zdało się moje tłumaczenie, on już wezwał policję. O Boże, coś strasznego, jak wysokie tu są mandaty? Zrobiło się miejsce obok, mogłabym przestawić mój samochód, ale on się nie zgadza i każe mi czekać. W końcu policja przyjechała. Podbiegłam do nich… to była młoda policjantka i policjant. Mówię im, że jestem polską opiekunką, że moja pani starsza jest tutaj u lekarza, że ją przywiozłam. Byli dla mnie bardzo mili i polecili mi tylko cofnąć samochód do tyłu, gdzie było właśnie miejsce. Pojechali i jeszcze wesoło machali mi z samochodu. Facet był zły i rozczarowany ogromnie, że mnie żadna kara nie spotkała. Myślę, że często nie może wjechać do swojej bramy w centrum miasta.


Ale wracam do teraźniejszości. Ten piękny samochód, audi, zamek biały i my, którzy tu przyjechaliśmy na spotkanie książkowe.
Spotkania odbywają się raz na miesiąc. Duża sala, ciasto własnej roboty, kawa i skarbonka, gdzie można wrzucać pieniążki za poczęstunek. Niemcy dopiero na końcu spotkania wrzucali. Przy scenie były stoliki, ale babcia niemiecka stwierdziła, że my nie tacy ważni, więc usiedliśmy na krzesłach, obok siebie. Kawa była w dużych kubkach i ją stawialiśmy na podłodze, przy nodze krzesła.
Ja miałam tabletki dla dziadka ze sobą. Bierze je czasami co dwie godziny. Jeśli nie weźmie, będzie się trząsł i robił głupie miny, bo to Parkinson.
Dwie Niemki i dwóch Niemców ze stolika pośrodku recenzowało kolejno przeczytane przez siebie książki. Publiczność stanowiły wystrojone starsze panie i trochę też było starszych panów. Tym razem spotkanie dotyczyło książek zagranicznych autorów, którzy pisali w języku niemieckim. Na pierwszym miejscu Polska i dwie książki tego samego autora. Pierwszy tytuł – Serce Chopina , drugi – Nóż i… coś tam. Trzy razy zaśmiano się, gdy recenzent szybko jakieś uwagi dodał. Żałowałam, że nie zrozumiałam, myślałam, że po przyjściu do domu dowiem się od mojej pani. Niestety, nie pamiętała.


Była też Grecja i Turcja, Bułgaria i Syria. Wszystkie książki na pewno bardzo ciekawe, bo ciekawe były losy ich autorów, którzy po wielu perypetiach życiowych, trudnościach, dotarli do Niemiec i rozsiadłszy się wygodnie w fotelu, mogli teraz opisywać to, co przeżyli.
Dwie panie recenzentki były grube i widać było, że chciały się schować za szerokimi białymi i za długimi bluzami i czarnymi spodniami. Jedna z nich opowiadała z niesamowitą pasją i wyraźnie, wiec mogłam ją zrozumieć. Słuchając jej, zapominało się o tym, gdzie się jest, gdzie się siedzi.
Rano byłam w kościele ewangelickim na mszy. W pobliżu nie ma katolickiego kościoła. W kościele tym było bardzo długie kazanie. Słuchałam, chociaż mało co rozumiałam, bo to przecież po niemiecku.
Więc ten dzień, to był mój dzień słuchania.


Obok mnie siedział starszy pan, który w pewnej chwili wziął moją kartkę z programem recenzji i dal mi swoją kartkę. Taką samą. Nie taką sama, bo potem zauważyłam adres emailowy, który napisał ołówkiem.
Pan ten ładnie pisze o moim uśmiechu, którego nie może zapomnieć. Miło mi się to czyta.
Są ludzie, którzy potrafią mówić, ale nie potrafią pisać. Ten pan pięknie pisze. No, zresztą, piękny temat sobie znalazł.
Śmiejecie się już?

Opublikowano w Teksty
Strona 22 z 22
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.