Czekolada poprawiła humor dziadkowi niemieckiemu
Przyjechałam do tej niemieckiej rodziny w czerwcu, teraz jest koniec września. Starsze małżeństwo do opieki, mieszkające w Berlinie, w domu, razem z synem i synową. Na osobnych piętrach. W sierpniu umarła przy mnie starsza pani. Zostałam tutaj jednak, żeby opiekować się jej mężem, panem prawie 99-letnim.
Sobota, rodzina przyjedzie w środę. Starszy pan już się pyta, cieszy się, że niedługo zobaczy swojego syna razem z synową.
Miałam wolnego trzy godziny, ale wykorzystałam mniej, bo przyjechałam do domu. Przyjechałam wcześniej, bo akurat podpasował mi autobus. Jedne światła przebiegłam, do autobusu dobiegłam. Potem pomyślałam, czy by nie pójść jeszcze do sklepu. Na pewno miałam ochotę na banana. Obiadu tutaj nie jadam, nie opłaca się gotować tylko dla mnie, jeśli dziadek sobie zażyczył dzisiaj ryż na mleku, a to się kupuje gotowe.
Więc jutro niedziela. Poprzednią niedzielę spędziłam na poszukiwaniu tabletek nasennych dla dziadka.
Sobota, przyszła dalsza niemiecka rodzina
Cieszą się, że dziadek niemiecki weselszy. Ze mną też przyszli się do kuchni pocieszyć. Bo wiadomo, że ja mam najgorzej, jak on nie ma humoru. Ale ja tu zdecydowałam się do niego przyjechać, nie wiedząc o tym, że ma dodatkowy cudowny lek, który powoduje, że dziadek jest inny. Taki jak dawniej, gdy przed czterema miesiącami przyjechałam tutaj. Rozmawiają teraz sobie wesoło. Podali mi rękę kolejno, bo to małżeństwo. Podałam im lewą, bo prawa była nie za czysta, jak to w kuchni.
Czy oni już idą? Tak wcześnie?
O, już poszli. To dobrze, że ich nie prosiłam o opiekę nad dziadkiem. Byli krótko, bo jadą gdzieś na grzyby, na dzisiaj i na jutro. Pierwszy raz słyszę, Niemcy na grzyby. Fajnie mają, ja też lubię zbierać. Ja mam tutaj ograniczoną wolność.
Moja praca w rodzinie niemieckiej po śmierci pani starszej
W Berlinie czuję się wśród Niemek jak jedna z wielu. Często są ode mnie ubrane bardziej elegancko, często ładniej. Nie wiem, czy styl się w Niemczech zmienił, czy może dlatego, że jest to Berlin.
Na ulicach jest kolorowo i różnorodnie. Starsze małżeństwa idą pięknie ubrane. Młode osoby bez kompleksów, śmiało zakładają obcisłe legginsy… na swoje nie za szczupłe uda. I tu naraz kontrast. Wchodzę do CH&M, a tu manekiny z pupkami jak u dzieci i nogami długimi i chudymi niemożliwie. Ja bym z trzech manekinów zrobiła jeden, założyłabym takiej manekin-kobiecie krótkie spodnie. I dała na wystawę. Kobiety, które by szły chodnikiem, poczułyby się całkiem, całkiem szczupłe. Bo człowiek się porównuje.
Niemiecki dobrobyt widać po niektórych osobach. Młodzież jest wyraźnie grubsza.
To ja też o Matce Boskiej
Jestem tu czwarty dzień. Dzisiaj 15 sierpnia, święto w Polsce.
Tak, święto. Związane jest z Matką Boską. Z jej pomocą, gdy w roku 1920 objawiła się i wystraszyła wojska bolszewickie.
Myślę, że jej objawienia powodują, że ta wiara istnieje, że się poszerzyła. Jest dużo objawień, o których nikt nie wie. Znam osobę, której Matka Boska się objawiła. Osoba ta zwątpiła w nią całkowicie i odrzuciła religię chrześcijańską, wiarę katolicką, gdy bibliotekarka podsunęła jej książkę "Trzy filary Zen".
A ja znów w Berlinie, przy staruszkach niemieckich
Wczoraj jechałam od wczesnego rana. Nie miałam pewności, czy dobrze robię, że wracam tutaj, w to samo miejsce, gdzie byłam w czerwcu i lipcu. Są to dwie bardzo chore osoby do opieki i trzeba liczyć się z tym, że z każdym dniem jest coraz gorzej. Nie skorzystałam z propozycji innych firm.
Jechałam więc z mieszanymi uczuciami, bo za krótko byłam w domu, przynajmniej o tydzień. Zostawiłam smutnego męża, który bez dzieci naszych, które wyjechały, czuje się samotny.
Piękne lato jest w Polsce
Jest 3 sierpnia. Już niedługo znów pojadę do Niemiec, i w to samo miejsce, do Berlina.
W domu, od czasu mojego przyjazdu przed dwoma tygodniami, dużo gości się przewinęło.
Teraz jest jeszcze brat męża ze swoją żona i codziennie wyruszamy na plażę na kilka godzin. Pod wieczór jedziemy znów na inną plażę, taką dziką w lesie. Jezioro tam jest całkiem inne, nigdy nie ma tam ptactwa wodnego, woda jest szklista i jezioro też tak się nazywa. Po ostatniej nocnej burzy naspływało do niego z lasu dużo brudów, ale są to leśne brudy i nic nikomu nie przeszkadzają.
Jestem już w domu, w Polsce
20 lipca 2013
Przyjechałam wczoraj wieczorem i cieszyłam się, że tak szybko. Dostałam jeszcze od odnogi rodziny niemieckiej następną miłą kopertę, a w niej właśnie miły liścik i trochę pieniążków, jako podziękowanie za moją opiekę nad staruszkami.
Wczoraj był ciężki dzień, czekałam na mój busik do godziny 16. A tu pani starsza miała w nocy kryzys, a lekarka, która przybyła, potem powiedziała, że ona już długo nie pożyje. A ja miałam za trzy tygodnie przyjechać i teraz nie wiem, co robić. Gdyby ta pani umarła, to do dziadka wezmą pielęgniarkę niemiecką, bo jemu opieka 24-godzinna nie jest potrzebna.
Szykuję się do wyjazdu
Szykuję się już do wyjazdu do Polski. Dużej odwagi potrzeba, żeby zdecydować się na taki wyjazd, jaki ja planuję. Najgorsze jest dźwiganie walizy, bo jeszcze się przedźwignę. Zamierzam jutro kupić średnią i niedrogą walizkę, spakować się w nią, a rzeczy, które mogę zostawić, zostawię w mojej starej walizie. Mam nadzieję, że tu jeszcze wrócę, że pani starsza dożyje, że nowa opiekunka nie zapuści tu korzeni i mnie nie wygryzie. Jej przyjazd jest umówiony na trzy tygodnie i tyle czasu ja będę odpoczywać w domu i przyjmować moje dzieci i rodzinę męża, która mam nadzieję, że do nas zjedzie.
Mój syn już dotarł z kolegami i kuzynem ze Szwecji do Chorwacji. Wynajęli piękny apartament, albo i dwa i z kuchnią. Płacą po 120 euro za pięć dni za osobę.
Pan starszy ma 98 lat...
Pan starszy ma prawie 100 lat, a liczy całkiem sprawnie. To chyba przez tę herbatę miętową, którą ciągle pije.
W nocy spałam już trochę lepiej. Firma przysłała umowę, ale napisali, że umowa jest zawarta na okres 1 miesiąca, od 17 czerwca do 19 lipca. Widzicie tu jeden miesiąc? Przecież tu jest 1 miesiąc i 3 dni, czyli miesiąc i 1/10 miesiąca, a więc moja wypłata powinna być większa. I o tym będę do nich pisać w mailach. Na razie nie ma po co się za to brać, bo jutro niedziela, więc nikogo w biurze i tak nie będzie.
A ja nadal w stolicy Niemiec
Dzisiaj pomimo upału wzięłam się do roboty, której nie musiałam robić. Ale mojej roboty nie było, bo nie było mojej podopiecznej, bo jest w szpitalu.
Więc poszukałam sobie innej roboty. Najpierw pozamiatałam chodnik przed domem, aż dotarłam do chodnika miejskiego, którego kwadrat też podczyściłam. Tego mi było mało, tzn. tej roboty, bo nie chciałam iść do domu. Nie będę leżeć na leżakach w ogrodzie, bo nie przyjechałam tu się wylegiwać.
Wzięłam się więc za schody i drzwi do piwnicy.