Inne działy
Kategorie potomne
Okładki (362)
Na pierwszych stronach naszego tygodnika. W poprzednich wydaniach Gońca.
Zobacz artykuły...Poczta Gońca (382)
Zamieszczamy listy mądre/głupie, poważne/niepoważne, chwalące/karcące i potępiające nas w czambuł. Nie publikujemy listów obscenicznych, pornograficznych i takich, które zaprowadzą nas wprost do sądu.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanych listów.
Zobacz artykuły...Wiadomości z Kanady i Toronto z nr.47/2012
Napisane przez Katarzyna Nowosielska-Augustyniak/Andrzej KumorNowy budżet bez wielkich zmian
Ottawa Federalny minister finansów Jim Flaherty powiedział w czwartek, że nie powinniśmy się spodziewać jakichś zasadniczych zmian w nowym budżecie – ani po stronie wydatków skarbu państwa – czyli nowych programów społecznych i ulg podatkowych ani też po stronie przychodów. Jim Flaherty, obiecuje, że nowy budżet nie będzie zawierał żadnych nowych podatków.
Rząd nie zmniejszy też środków przekazywanych prowincjom i terytorium na służbę zdrowia i oświatę, co stanowi około 1/3 całego budżetu.
Bez zmian będą nakłady na emerytów, ludzi niepełnosprawnych i dzieci, co stanowi kolejną 1/3 część wydatków budżetowych.
Dlatego – podkreślił Flaherty – rząd skupi się na jednej trzeciej czyli wydatkach na programy rządowe. Zaktualizowane dane pokazują, że deficyt budżetowy wzrósł o 5 mld dol. do 26 mld, ale Flaherty podkreślił, że sytuacja fiskalna Kanady jest i tak bardzo dobra, jeśli porównać z innymi krajami G-7. Wyzwania i niepewność wiążą się właśnie z sytuacją w innych krajach, zwłaszcza w USA, gdzie istnieje niebezpieczeństwo przekroczenia tzw. klifu finansowego. W tej sytuacji kanadyjski resort finansów pozostaje elastyczny, choć wciąż oddany sprawie niskich podatków i równoważenia budżetu.
Małgorzata - Część żywności jest genetycznie zmieniona, czy Pani to je?
- Ja się tego bardzo obawiam, nie znam się na tym, ale nie myślę, że to jest dla nas dobre.
- W Polsce trwa debata nad GMO, czy, Pani zdaniem, władze powinny nas chronić przed tego rodzaju jedzeniem?
- Jak najbardziej. Jestem za naturalnym jedzeniem.
- Gdyby Pani wiedziała, że coś jest genetycznie zmienione, to Pani tego nie kupiłaby?
- Nie, nie. Na pewno. Powinniśmy być informowani, czy coś było zmienione genetycznie, czy nie.
Marta - Żywność genetycznie zmieniona, czy Pani to je, czy stara się unikać?
- Unikamy, my jemy organic.
- Nie sądzi Pani, że władze powinny nas bardziej chronić, informować o tym, że coś jest genetycznie zmienione?
- Tak, na pewno! Bo wielokrotnie nie jesteśmy w stanie wybrać tego co chcemy jeść - i wiele razy człowiek nie jest pewien, czy jest to organiczna żywność, czy nie.
- Czy, Pani zdaniem, taka żywność powinna być całkiem zakazana?
- Ja jestem też za tym, żeby ludzie robili, co uważają
- Czyli jeżeli chcą, to niech jedzą
- tak.
Jolanta Kardyś - Żywność genetycznie zmieniona - Pani stara się unikać?
- Oczywiście, w ogóle nie kupuję.
- A skąd Pani wie, co jest genetycznie zmienione, a co nie. Kukurydza, soja?
- Dokładnie! Ponieważ jestem ze zdrowiem związana, czytam różne artykuły dotyczące żywności i zdrowia, przede wszystkimi dr. Mercola, z innymi naukowcami też mam do czynienia.
- Unika Pani?
- Absolutnie, kukurydzy w ogóle nie jem.
- Nie sądzi Pani, że to powinno by zakazane?
- Oczywiście. To jest absurd, tworzy się chaos.
- Czy państwo powinno nas bardziej bronić i informować o tym, co jemy, co jest w żywności?
- Oczywiście! Czytałam też w Internecie, że w tej chwili stosują środki owadobójcze Roundup, który jest przecież niesamowitą trucizną i który powoduje zmiany genetyczne u dzieci. To straszne, co się dzieje!
- Liczy się tylko pieniądz?
- Tak z tego wynika.
Andrzej Cichocki - Żywność genetycznie zmieniona - stara się Pan unikać? Widzi Pan dobre strony, bo niektórzy tłumaczą, że wówczas mniej chemii zużywa się przy produkcji, czy sądzi pan, że nie jest do końca sprawdzone?
- Nie jest do końca sprawdzone i raczej używam organicznych towarów.
- Nie sądzi Pan, że państwo powinno w większym stopniu informować nas o tym, co jest genetycznie zmienione, a co nie?
- Informacja powinna być na pewno. Zostawić wybór klientowi. Jeśli wymagają informacji o wartościach odżywczych na opakowaniu i egzekwują to, tym bardziej powinni informować, jeśli jest to genetycznie zmienione. Powinno to być ułożone w sekcjach, jeśli jest sprzedawane w sklepie,aby klient wiedział i mógł wybrać.
Marsz Niepodległości w ''oku'' kamery, prawie trzy minuty tego co można było poczuć podczas 11 listopada w Warszawie. Film różni się od tego z zeszłego roku natomiast potęgę Marszu jak najbardziej widać.
Koncert WSPOMNIENIE NIEMEN
Na scenie wystąpili: Piotr i Wojciech CUGOWSCY, Paweł KUKIZ, Janusz RADEK, Ania WYSZKONI, Zbigniew ZAMACHOWSKI.
Koncert odbył się 18 listopada o 18:00 w POLSKIM CENTRUM KULTURY im Jana Pawła II w Mississaudze, Ontario.
Obchody Święta Niepodległości w Mississaudze zorganizowane przez tamtejszy okręg Kongresu Polonii Kanadyjskiej zaszczyciła w tym roku obecnością prezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej Teresa Berezowska wraz z mężem, a także poseł do parlamentu federalnego Władysław Lizoń, posłanka do legislatury z okręgu Mississauga East Cooksville Dipika Damerla i dwoje radnych, Bonnie Crombie z okręgu piątego i Frank Dale z okręgu 4. Konsulat reprezentował konsul Grzegorz Jopkiewicz.
http://www.goniec24.com/goniec-automania/itemlist/category/29-inne-dzialy?start=8022#sigProId1cc2019755
Uroczystości rozpoczęła Msza św. za Ojczyznę, podczas której płomienne kazanie wygłosił ksiądz profesor Józef Kowalik OMI.
Ksiądz profesor mówił o potrzebie patriotyzmu i naszej pełności jako ludzi – katolików i Polaków, cytował opinię premiera Tuska, że polskość to nienormalność, kontrastując ją z wypowiedziami Jana Pawła II i innych Wielkich Polaków. Kazanie nagrodzone zostało oklaskami.
We Mszy św. wzięła udział liczna grupa harcerzy z ZHPpgK z druhem Gadomskim. Uroczystości przed pomnikiem Patrioty sprawnie prowadził przewodniczący okręgu mississaudzkiego Kongresu Stanisław Reit-meier. Zaproszeni goście wygłosili okolicznościowe przemówienia.
Przewodnicząca KPK Teresa Berezowska udekorowała proboszcza parafii św. Maksymiliana Kolbego medalem diamentowego Jubileuszu Królewskiego za wieloletnią pracę na rzecz Polonii kanadyjskiej.
Uroczystość zgromadziła kilkaset osób. Pozostaje jedynie ubolewać, że w przeciwieństwie do torontońskiej odbywała się na terenie mało odwiedzanym przez osoby postronne. (A.K.)
Rozdano stypendia Funduszu Wieczystego Millenium Polski Chrześcijańskiej
Napisane przez akW skromnej uroczystości wzięli udział w minioną niedzielę stypendyści i dyrektorzy funduszu. Jak podkreślił jeden z dyrektorów, Stanisław Reitmeier, fundusz chce obecnie bardziej nagłaśniać swą działalność, by dawać przykład innym, a także reklamować możliwość udzielania stypendium wśród młodzieży. Dyrektorem funduszu jest m.in. proboszcz parafii św. Maksymiliana Janusz Błażejak i on to zapewnił, że jak co roku w Wielki Post zorganizuje zbiórkę pieniędzy, przez co będzie można powiększyć pulę stypendialną. Kryteria i przyznawania wsparcia i formularze podania znaleźć można na stronie internetowej funduszu www.milleniumfund.ca. Udzielane są stypendia dla studentów, organizacji, szkół, a także dla pilotów. Celem Funduszu jest promowanie kultury polskiej w Kanadzie i zachowanie języka polskiego.
W niedzielnej uroczystości wzięła udział prezes KPK p. Teresa Berezowska, która odznaczyła medalem jubileuszu królewskiego prezesa fundacji, wieloletniego prezesa KPK i znanego adwokata Marka Malickiego.
Moja córka od dzieciństwa zachowuje się skandalicznie. Gdy była mała, ciągle miała napady złości. Jak w sklepie nie dostała tego, co chciała, kładła się na ziemię i krzyczała. Pamiętam, jak mi było wtedy wstyd przed ludźmi. W rezultacie przestałam ją zabierać na zakupy. W domu też zawsze wszystko starała się wymuszać złością i krzykiem. Zepsuła w ten sposób wiele zabawek, a raz nawet rozbiła lampę. Ale jak była mniejsza, to jakoś to się dało wytrzymać, ale teraz ma już 16 lat i to, co wyrabia, przechodzi ludzkie pojęcie. Jak czegoś jej zabraniamy czy coś od niej chcemy, to najczęściej wrzeszczy, krzyczy na wszystkich, mówi, że nas nienawidzi, wali drzwiami, rzuca wszystkim, co ma pod ręką. Po prostu jak ją ponoszą nerwy, staje się przerażająca. Kiedy najmniejsza rzecz nie idzie po jej myśli, traci nad sobą kontrolę. Jesteśmy przez nią zupełnie zastraszeni. Boimy się jej kolejnych napadów. Co robić? Jak to zmienić? Beata
Niekontrolowane wybuchy gniewu niszczą relacje między ludźmi i psują atmosferę w rodzinie. Należy zrobić wszystko, aby do nich nie dopuszczać. A jak to się dzieje, że w wielu domach są na porządku dziennym, powodując cierpienie wszystkich wokół? Przyczyn niekontrolowanej wściekłości może być co najmniej kilka, na przykład:
1. Wybuchy gniewu rodziców
Wielu rodziców wpada w tak zwane błędne koło. Polega ono na tym, że nie potrafią oni kontrolować złości dziecka inaczej, niż złoszcząc się sami. A wygląda to tak: kiedy dziecko jest niegrzeczne, mama lub tata krzyczy i dziecko uspokaja się. Rodzice więc natychmiast otrzymują oczekiwane rezultaty i widzą, że kiedy nie krzyczą, dziecko jest niegrzeczne, kiedy krzyczą, dziecko jest grzeczne. Takie zachowanie dorosłych, mimo że przynosi krótkotrwałe efekty, ma jedną wielką wadę: uczy dziecko, że krzyk to dobry sposób na radzenie sobie z frustracją i że złość jest skuteczna i akceptowana przez starszych. Więc gdy przyjdzie moment, że same się zezłoszczą, postąpią tak samo jak rodzice: będą wrzeszczeć i bić.
A pierwszy krok do nauczenia dziecka, jak sobie radzić z emocjami, to danie mu dobrego przykładu. Dzieci patrzą, jak odnosimy się do siebie nawzajem, jak rozstrzygamy problemy, szczególnie te, kiedy dochodzi do różnicy zdań. Jeśli wpadamy w gniew, grozimy, podnosimy głos – możemy wkrótce od dziecka oczekiwać tego samego. Natomiast jeśli pokażemy, że umiemy kontrolować złość, że można sobie z nią skutecznie w każdej sytuacji radzić, to takie postępowanie siłą rzeczy wpoimy też swojemu dziecku.
2. Złość się opłaca
Z jednej strony nasze dzieci bardzo szybko orientują się, że nie wszystko im wolno, że nie mogą robić tego, co chcą, kupić tego, czego akurat bardzo pragną, czy iść tam, gdzie mają ochotę. Z drugiej, zauważają też, że rodzice boją się gniewu i po to, żeby kogoś uspokoić, spełniają jego prośby. Dzieci widząc to, próbują zastraszyć swoim wybuchem mamę czy tatę i jeśli uda im się wtedy uzyskać to, czego pragną, to raczej na pewno takie zachowanie powtórzą w przyszłości. Jest to charakterystyczne szczególnie dla maluchów. Chyba każdy z nas był świadkiem histerii dziecka, któremu rodzice odmówili czegoś w sklepie.
Niektóre dzieci wyrastają z napadów wściekłości, u innych natomiast złość przybiera na sile, a wybuchy stają się jeszcze gwałtowniejsze, a czasem wręcz niebezpieczne. Przyczyną tego jest uleganie i nagradzanie złego zachowania.
Dlatego nie powinniśmy ulegać rozzłoszczonemu dziecku, które gniewem próbuje coś od nas wymusić. Nie pozwalajmy na to, żeby jego złe zachowanie kiedykolwiek wpłynęło na naszą decyzję. Dawajmy dziecku to, o co prosi, kiedy jest to dla niego dobre lub kiedy na coś zasłużyło, a nie wtedy, kiedy nas próbuje do czegoś zmusić.
3. Lepsze samopoczucie dziecka po rozładowaniu gniewu
Niektórzy rodzice, mimo że nie dają dziecku złego przykładu i nie nagradzają złego zachowania, mają problem z niekontrolowaną złością u dzieci. Przyczyna tego może być prozaiczna. Otóż kiedy dorosły człowiek czuje wzbierającą się w nim złość, to odczuwa wielki dyskomfort psychiczny. Tłumiony gniew powoduje w nim wzrost napięcia i zaczyna szukać sposobu zlikwidowania tego przykrego uczucia. Często wtedy daje niekontrolowany upust swojej złości, po czym czuje się znacznie lepiej. Tak samo jest z dziećmi. Jeśli one zauważą, że po wybuchu wściekłości odczuwają ulgę, oczyszczenie, to następnym razem, gdy będą w podobnej sytuacji, powtórzą to zachowanie. Jest to naprawdę bardzo niebezpieczna strategia radzenia sobie z gniewem.
Więc co wtedy robić? Należy pomóc dziecku znaleźć inne metody radzenia sobie z emocjami. Mogą to być np. wyjście z pokoju, głębokie oddechy połączone z liczeniem do dziesięciu, kontrolowanie swojego toku myślowego przez mówienie do siebie, uspokajanie się słowami, zmianę tematu, o którym się myśli, itp. Osoby wybuchowe postępują odwrotnie: one same siebie prowokują i napędzają swoją złość.
Praca nad samym sobą nie jest łatwa. Przygotujcie więc dziecko na ciężki wysiłek, a za każdym razem, kiedy uda mu się powstrzymać od wybuchu gniewu, pochwalcie je i powiedzcie, że jesteście z niego dumni.
A na koniec, o tym, czego na pewno NIE powinniśmy robić, gdy dziecko się złości:
• radzić, by sobie ulżyło, uderzając w poduszkę lub inny przedmiot,
• bić dziecka, żeby je ukarać,
• mówić, że może uderzyć kolegę, brata lub siostrę, jeśli zostało zaczepione, ponieważ dziecko nigdy nie powinno postrzegać bicia jako właściwego zachowania.
B. Drozd - psycholog
Mississauga
Obywatelu, jest zima, nie bądź idiotą!
Napisane przez Sobiesław KwaśnickiJak przygotować siebie i auto do zmiany warunków jazdy
Idzie zima, przeuroczy czas roku, ale kierowcom stawiający większe wymagania.
Dzisiaj więc będzie na temat wielce banalny, choć nie trywialny, czyli o tym, jak przygotować samochód do zimy.
Przede wszystkim zacznijmy od tego, aby do zimy przygotować siebie samego, czyli przestawić myślenie na zimowe. Jest to ważniejsze od wszystkich innych "przestawień" sprzętowych. Na czym polega? Na tym, żeby dać sobie więcej czasu, wyluzować, uświadomić sobie, że naprawdę nie ma się do czego spieszyć, a już z pewnością nie ma co się spieszyć do własnej śmierci na drodze.
A zatem jeżdżąc zimą, dajemy sobie więcej czasu na dojazd, uzbrajamy się w anielską cierpliwość, pozwalającą namiętnie roztrząsać podstawowe pytania egzystencjalne w korkach; uświadamiamy sobie, że lepiej jest nawet spędzić noc w nudnym towarzystwie niż mieć po drodze wypadek, który nas unieruchomi w wózku inwalidzkim albo wyśle na tamten świat.
Spokojnie, rozkoszujmy się tym, że wciąż jesteśmy po tej stronie "lustra" i możemy obserwować, jak śnieg pada; zamiast przeklinać na czym świat stoi, zanućmy sobie wtedy niepowtarzalną mruczankę Kubusia Puchatka "Im bardziej pada śnieg, Bim – bom Im bardziej prószy śnieg, Bim – bom, Tym bardziej sypie śnieg Bim – bom. Jak biały puch z poduszki".
Taka mruczanka – gwarantuję – bardziej zwiększa nasze bezpieczeństwo na drodze niż fakt posiadania opon zimowych. Zaraz zresztą przyjdą święta Bożego Narodzenia, i naprawdę nie ma po co się spieszyć.
Gdy już się wyluzujemy i odpowiednio nastawimy psychicznie, pora pomyśleć o zaopatrzeniu samochodu w dobre opony – nie muszą być zimowe – choć oczywiście zimowych purystów od nich nie zniechęcam, – dobry akumulator, – stosowne płyny (ważne, żeby mieć nieco lżejszy olej), by łatwiej zapalić, – ciepłe ubranie, rękawice, sweter, czapkę, – przewody od odpalania akumulatora, – składaną łopatkę – zmiotkę do śniegu i drapaczkę do lodu, folię do położenia na przedniej szybie, żeby nie formował się lód, grubą świecę, zapalniczkę...
To podstawowe akcesoria. Są one ważne, dlatego że zimą jeżdżąc w mieście, nie jesteśmy odpowiednio ubrani do przebywania na świeżym powietrzu, stąd musimy mieć co nieco do ubrania, gdy trzeba będzie wysiąść, zmienić koło czy gdzieś podejść.
Ważne, by była świeca, bo ona w przypadku wyjazdu za miasto da nam to minimum ciepła do ogrzania kabiny, w przypadku awarii silnika.
Wszystkie te rzeczy – oczywiście – przejeżdżą z nami wiele zim bez pożytku, jednak trzeba je mieć ze sobą, by były pod ręką, kiedy nastąpi nasz zimowy D-Day. O tym wszystkim można przeczytać więcej gdziekolwiek, do czego zachęcam.
Pozwolę sobie zwrócić też uwagę na jedną, bardzo istotną rzecz, którą często w pośpiechu zaniedbujemy – odśnieżenie i odlodzenie auta oraz poczekanie, aż nam szyby odtają.
Tymczasem właśnie zimą trudno przecenić znaczenie dobrej widoczności. – Uczulam i apeluję – proszę dbać o szyby, szczególnie gdy jeździmy nocą, aby w nich nie odbijało się i rozmazywało światło mokrej drogi. Nie ruszajmy w drogę, patrząc przez wydrapany lufcik, niczym kierowca czołgu czy zakwefiona muzułmanka.
Kolejna rzecz, może nieco niepoprawna politycznie w dobie oszczędności surowców energetycznych i walki z globalnym ociepleniem – ale zanim wyruszymy, rozgrzejmy nieco auto, abyśmy nie siedzieli w środku okutani w dwie kufajki ze zgrabiałymi palcami i nie puszczali kłębów pary. Komfort prowadzenia samochodu wpływa na nasze reakcje i zachowanie spokoju. Pamiętajmy przy tym, by nie zostawiać włączonego silnika w przydomowym garażu, bo się potrujemy. Auto rozgrzewamy na podjeździe. Jeśli ktoś się boi, że mu ukradną, radzę kupić w Canadian Tire dużą wajchę na kierownicę – blokada odstraszy amatora łatwej i szybkiej kradzieży.
Następna sprawa. Moja prywatna teoria głosi, że dobrym kierowcą, jak dobrym pisarzem, bywa się od czasu do czasu, gdy warunki psychofizyczne i biometeorologiczne pozwalają; co nie znaczy, że w jednym i drugim wypadku nie jest ważny warsztat. Ten warsztat u kierowcy wyrabiany jest poprzez poznanie zachowania samochodu w sytuacjach innych niż normalne. Jeśli więc nie dane nam było zaliczyć jakiejś szkoły defensywnego pilotażu naszych czterech kółek to warto przejechać się na placyk, by zobaczyć, co się dzieje z naszym autem, gdy wciśniemy hamulce do dechy; jak hamować bez abs ów, jak kierować z absami, popróbować różnych poślizgów i możliwości wychodzenia z nich.
Problem zimowego prowadzenia większości z nas polega na tym, że sytuacje niestandardowe, jak wejście samochodu w poślizg, paraliżują nas do tego stopnia, że zastygamy za kółkiem jak zając w długich światłach. Tymczasem wystarczy lekka świadomość zachowań poślizgowych kierowanej przez nas masy żelastwa, byśmy w krytycznej sytuacji spróbowali powalczyć, jeśli nie o możliwość uniknięcia kolizji, to przynajmniej o własne życie. Obeznanie z poślizgiem i wyprowadzaniem z niego samochodu, nawet tak nieudolne, że kończące się machaniem kuprem niczym rybim ogonem, pozwala ratować się nie tylko zimą.
Zamiast więc uczyć się w życiu jakichś bzdur, nauczmy wychodzenia z poślizgu – to może uratować nas i rodzinę.
A gdy nie mamy chętnego kolegi czy małżonka, który nas potrafi potrenować, możemy popróbować sami w jakimś odludnym i bezpiecznym miejscu – jak choćby na zamarzniętej tafli jeziora Simcoe – z tym proszę jednak poczekać do prawdziwie głębokiej zimy (żartuję z tym Simcoe).
Zastanawiam się, czy o czymś nie zapomniałem...
Ważne też z pewnością jest przyzwyczajenie się do zachowywania odstępów od wszystkiego i wszystkich; czyli unikamy ludzi, którzy lubią siadać na ogonie, i sami robimy sobie więcej miejsca niż zazwyczaj.
Wspomniałem, że nie zalecam wymiany opon na zimowe. Owszem, jeśli ktoś jeździ w kopnym śniegu za miastem – może mu to pomoże – w obrębie zaś metropolii śnieg na drogach występuje rzadko, soli leje się ile wlezie, więc drogi z reguły są czarne. Przy zachowaniu odrobiny więcej ostrożności niż latem, zimowe opony nie są nam potrzebne.
Przy okazji warto dodać, że wiele osób popada w pewien rodzaj motoryzacyjnej pychy i sądzi, że jeśli ma auto z oponami zimowymi, a do tego ciężkie i na dużych kołach – jak SUV – to może sobie na zimowej drodze pozwalać na szaleństwa.
Nic bardziej błędnego – o czym świadczy liczba SUV-ów w rowach przy autostradach przy pierwszym lepszym ataku zimy. Dlaczego tak jest? No niestety, SUV-y z reguły mają większą masę, a ich kierowcy przerost pewności siebie przy jednoczesnym deficycie umiejętności. Efekt jest taki, jak widzimy.
I jeszcze jedno, w dzisiejszych czasach odzwyczailiśmy się od myślenia, że jednak w pewnych warunkach człowiek nie powinien wychodzić na drogę, zwłaszcza kiedy nawet psa byś z domu nie wygonił.
– Jeśli warunki te są bardzo trudne, zróbmy sobie dobrego grzańca i zostańmy na kanapie. Mało jest w życiu spraw, które tak bardzo nie cierpią zwłoki, że zmuszają do wyjazdu w każdą pogodę. Po prostu zima to taka pora roku, która zmusza nas do nieco większego rozsądku niż zazwyczaj, a skoro zmusza, to nie walczmy z nią, bo jest to walka o nic.
Słowem, nie denerwujmy się – bo jak mówi palacz w "Misiu", jest zima, ma być zimno.
Czas, by bez nerwów zaczekać na wiosnę.
O czym zapewnia wasz Sobiesław
Przybliżyliśmy na łamach "Gońca" wiele inicjatyw, organizacji strzeleckich, paramilitarnych, rekonstruktorskich itp. Dziś kilka słów o inicjatywie zwanej jeszcze kilka dni temu Strażą Marszu Niepodległości, a dziś nazywaną Strażą Niepodległości.
Na zakończenie Marszu Niepodległości 2012 w Warszawie Robert Winnicki z Młodzieży Wszechpolskiej oraz Przemysław Holocher z Obozu Narodowo-Radykalnego ogłosili oficjalnie powstanie organizacji o nazwie Straż Niepodległości, która ma pomóc w marszu Polski do prawdziwej niepodległości. Do członkostwa w Straży Niepodległości zapraszani są patrioci o dobrej opinii i charakterze, zdolni fizycznie i psychicznie, potrafiący działać w zespole, zdolni do podjęcia trudu wolontariatu w tej organizacji. Zgłosiło się już wiele osób z całego przekroju środowisk i organizacji patriotycznych. Jest to ruch wywodzący się spod przeróżnych "sztandarów", ale o jednym celu.
Osoby z doświadczeniem w organizacjach typu Związek Strzelecki "Strzelec", Drużyny Strzeleckie etc. są bardzo mile widziane ze względu na uprzednie przygotowanie logistyczne czy w zakresie pierwszej pomocy. Organizacje kibicowskie, które są znane z tworzenia wspaniałych patriotycznych opraw meczów i różnych patriotyczno-rocznicowych uroczystości, mają równie dobre przygotowanie, aby wspomóc działanie Straży.
Po oficjalnym ogłoszeniu powstania tej organizacji media głównego nurtu wraz z politykami lewicy oskarżają organizatorów o tworzenie bojówek faszystowskich. Jak można zaobserwować przez ostatnich kilka lat, to patriotyzm jest nazywany przez wyżej wymienione media i polityków bardzo błędnie faszyzmem.
Porozumiewanie się na polowaniu
Z historią łowiectwa wiąże się nierozerwalnie historia komunikacji myśliwych i naganiaczy. Oczywiście dotyczy to również leśników i wszystkich pracujących w lesie, ponieważ dla nich tego rodzaju umowne znaki w lesie były podstawą porozumiewania się w czasach, kiedy komórek nie było. Tzw. złomy, dzisiaj odznaczenia łowieckie i element kultury, dawniej ułożone w rozmaity sposób, miały swoje znaczenie. Mówiły o tym, w którym kierunku należy się poruszać, czy zwierzyna weszła do lasu, czy z niego wyszła.
Kiedy naganiacze oddaleni od linii myśliwych byli od siebie bardzo daleko, dźwięk trąbki niósł się daleko, a obowiązkiem naganki idącej w miocie było odróżnienie sygnału. Musieli wiedzieć, kiedy ruszać, kiedy stanąć, kiedy iść w lewo, a kiedy w prawo, kiedy kończy się miot, a także wezwanie na posiłek. To tylko kilka elementów, ale jakże ważnych dla tradycji i kultury, które przetrwały.
Obecnie również stosujemy sygnały łowieckie, choć już nie tyle, ile było w dawnych czasach. Jednak przetrwały do dziś w niezmienionej formie. Pisze się również nowe nuty, układa się nowe sygnały, a ich różnorodność jest niesamowita. Na wielu konkursach w Polsce można usłyszeć wspaniałe wykonania zespołów i solistów. Na każdym polowaniu zbiorowym prowadzący informuje o tym, jakie sygnały będą używane podczas polowania, tak aby uczestnicy wiedzieli i nie następowały pomyłki i nieporozumienia. Aby ułatwić komunikację między prowadzącym polowanie a kierownikiem naganki, używa się komórek lub radiostacji. Jest to bardzo ważna rzecz. Znacznie ułatwia to współpracę i organizację takiego polowania, koordynację naganki i w razie czego pozwala podjąć decyzję i w krótkim czasie ją wykonać.
Witold Jasek
komendant ZS Strzelec
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.