farolwebad1

A+ A A-

Obywatelu, jest zima, nie bądź idiotą!

Oceń ten artykuł
(2 głosów)

Jak przygotować siebie i auto do zmiany warunków jazdy

Idzie zima, przeuroczy czas roku, ale kierowcom stawiający większe wymagania.
Dzisiaj więc będzie na temat wielce banalny, choć nie trywialny, czyli o tym, jak przygotować samochód do zimy.
Przede wszystkim zacznijmy od tego, aby do zimy przygotować siebie samego, czyli przestawić myślenie na zimowe. Jest to ważniejsze od wszystkich innych "przestawień" sprzętowych. Na czym polega? Na tym, żeby dać sobie więcej czasu, wyluzować, uświadomić sobie, że naprawdę nie ma się do czego spieszyć, a już z pewnością nie ma co się spieszyć do własnej śmierci na drodze.
A zatem jeżdżąc zimą, dajemy sobie więcej czasu na dojazd, uzbrajamy się w anielską cierpliwość, pozwalającą namiętnie roztrząsać podstawowe pytania egzystencjalne w korkach; uświadamiamy sobie, że lepiej jest nawet spędzić noc w nudnym towarzystwie niż mieć po drodze wypadek, który nas unieruchomi w wózku inwalidzkim albo wyśle na tamten świat.
Spokojnie, rozkoszujmy się tym, że wciąż jesteśmy po tej stronie "lustra" i możemy obserwować, jak śnieg pada; zamiast przeklinać na czym świat stoi, zanućmy sobie wtedy niepowtarzalną mruczankę Kubusia Puchatka "Im bardziej pada śnieg, Bim – bom Im bardziej prószy śnieg, Bim – bom, Tym bardziej sypie śnieg Bim – bom. Jak biały puch z poduszki".
Taka mruczanka – gwarantuję – bardziej zwiększa nasze bezpieczeństwo na drodze niż fakt posiadania opon zimowych. Zaraz zresztą przyjdą święta Bożego Narodzenia, i naprawdę nie ma po co się spieszyć.
Gdy już się wyluzujemy i odpowiednio nastawimy psychicznie, pora pomyśleć o zaopatrzeniu samochodu w dobre opony – nie muszą być zimowe – choć oczywiście zimowych purystów od nich nie zniechęcam, – dobry akumulator, – stosowne płyny (ważne, żeby mieć nieco lżejszy olej), by łatwiej zapalić, – ciepłe ubranie, rękawice, sweter, czapkę, – przewody od odpalania akumulatora, – składaną łopatkę – zmiotkę do śniegu i drapaczkę do lodu, folię do położenia na przedniej szybie, żeby nie formował się lód, grubą świecę, zapalniczkę...
To podstawowe akcesoria. Są one ważne, dlatego że zimą jeżdżąc w mieście, nie jesteśmy odpowiednio ubrani do przebywania na świeżym powietrzu, stąd musimy mieć co nieco do ubrania, gdy trzeba będzie wysiąść, zmienić koło czy gdzieś podejść.
Ważne, by była świeca, bo ona w przypadku wyjazdu za miasto da nam to minimum ciepła do ogrzania kabiny, w przypadku awarii silnika.
Wszystkie te rzeczy – oczywiście – przejeżdżą z nami wiele zim bez pożytku, jednak trzeba je mieć ze sobą, by były pod ręką, kiedy nastąpi nasz zimowy D-Day. O tym wszystkim można przeczytać więcej gdziekolwiek, do czego zachęcam.
Pozwolę sobie zwrócić też uwagę na jedną, bardzo istotną rzecz, którą często w pośpiechu zaniedbujemy – odśnieżenie i odlodzenie auta oraz poczekanie, aż nam szyby odtają.
Tymczasem właśnie zimą trudno przecenić znaczenie dobrej widoczności. – Uczulam i apeluję – proszę dbać o szyby, szczególnie gdy jeździmy nocą, aby w nich nie odbijało się i rozmazywało światło mokrej drogi. Nie ruszajmy w drogę, patrząc przez wydrapany lufcik, niczym kierowca czołgu czy zakwefiona muzułmanka.


Kolejna rzecz, może nieco niepoprawna politycznie w dobie oszczędności surowców energetycznych i walki z globalnym ociepleniem – ale zanim wyruszymy, rozgrzejmy nieco auto, abyśmy nie siedzieli w środku okutani w dwie kufajki ze zgrabiałymi palcami i nie puszczali kłębów pary. Komfort prowadzenia samochodu wpływa na nasze reakcje i zachowanie spokoju. Pamiętajmy przy tym, by nie zostawiać włączonego silnika w przydomowym garażu, bo się potrujemy. Auto rozgrzewamy na podjeździe. Jeśli ktoś się boi, że mu ukradną, radzę kupić w Canadian Tire dużą wajchę na kierownicę – blokada odstraszy amatora łatwej i szybkiej kradzieży.
Następna sprawa. Moja prywatna teoria głosi, że dobrym kierowcą, jak dobrym pisarzem, bywa się od czasu do czasu, gdy warunki psychofizyczne i biometeorologiczne pozwalają; co nie znaczy, że w jednym i drugim wypadku nie jest ważny warsztat. Ten warsztat u kierowcy wyrabiany jest poprzez poznanie zachowania samochodu w sytuacjach innych niż normalne. Jeśli więc nie dane nam było zaliczyć jakiejś szkoły defensywnego pilotażu naszych czterech kółek to warto przejechać się na placyk, by zobaczyć, co się dzieje z naszym autem, gdy wciśniemy hamulce do dechy; jak hamować bez abs ów, jak kierować z absami, popróbować różnych poślizgów i możliwości wychodzenia z nich.
Problem zimowego prowadzenia większości z nas polega na tym, że sytuacje niestandardowe, jak wejście samochodu w poślizg, paraliżują nas do tego stopnia, że zastygamy za kółkiem jak zając w długich światłach. Tymczasem wystarczy lekka świadomość zachowań poślizgowych kierowanej przez nas masy żelastwa, byśmy w krytycznej sytuacji spróbowali powalczyć, jeśli nie o możliwość uniknięcia kolizji, to przynajmniej o własne życie. Obeznanie z poślizgiem i wyprowadzaniem z niego samochodu, nawet tak nieudolne, że kończące się machaniem kuprem niczym rybim ogonem, pozwala ratować się nie tylko zimą.


Zamiast więc uczyć się w życiu jakichś bzdur, nauczmy wychodzenia z poślizgu – to może uratować nas i rodzinę.
A gdy nie mamy chętnego kolegi czy małżonka, który nas potrafi potrenować, możemy popróbować sami w jakimś odludnym i bezpiecznym miejscu – jak choćby na zamarzniętej tafli jeziora Simcoe – z tym proszę jednak poczekać do prawdziwie głębokiej zimy (żartuję z tym Simcoe).
Zastanawiam się, czy o czymś nie zapomniałem...
Ważne też z pewnością jest przyzwyczajenie się do zachowywania odstępów od wszystkiego i wszystkich; czyli unikamy ludzi, którzy lubią siadać na ogonie, i sami robimy sobie więcej miejsca niż zazwyczaj.
Wspomniałem, że nie zalecam wymiany opon na zimowe. Owszem, jeśli ktoś jeździ w kopnym śniegu za miastem – może mu to pomoże – w obrębie zaś metropolii śnieg na drogach występuje rzadko, soli leje się ile wlezie, więc drogi z reguły są czarne. Przy zachowaniu odrobiny więcej ostrożności niż latem, zimowe opony nie są nam potrzebne.
Przy okazji warto dodać, że wiele osób popada w pewien rodzaj motoryzacyjnej pychy i sądzi, że jeśli ma auto z oponami zimowymi, a do tego ciężkie i na dużych kołach – jak SUV – to może sobie na zimowej drodze pozwalać na szaleństwa.
Nic bardziej błędnego – o czym świadczy liczba SUV-ów w rowach przy autostradach przy pierwszym lepszym ataku zimy. Dlaczego tak jest? No niestety, SUV-y z reguły mają większą masę, a ich kierowcy przerost pewności siebie przy jednoczesnym deficycie umiejętności. Efekt jest taki, jak widzimy.


I jeszcze jedno, w dzisiejszych czasach odzwyczailiśmy się od myślenia, że jednak w pewnych warunkach człowiek nie powinien wychodzić na drogę, zwłaszcza kiedy nawet psa byś z domu nie wygonił.
– Jeśli warunki te są bardzo trudne, zróbmy sobie dobrego grzańca i zostańmy na kanapie. Mało jest w życiu spraw, które tak bardzo nie cierpią zwłoki, że zmuszają do wyjazdu w każdą pogodę. Po prostu zima to taka pora roku, która zmusza nas do nieco większego rozsądku niż zazwyczaj, a skoro zmusza, to nie walczmy z nią, bo jest to walka o nic.
Słowem, nie denerwujmy się – bo jak mówi palacz w "Misiu", jest zima, ma być zimno.
Czas, by bez nerwów zaczekać na wiosnę.

O czym zapewnia wasz Sobiesław

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.