farolwebad1

A+ A A-

TWOJE PIENIĄDZE: Zielona awaria

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

Uleganie ideologicznym złudzeniom kosztuje, niekiedy – drogo. Przekonają się (a właściwie – już przekonują się) o tym mieszkańcy Ontario, spoglądając na swoje rachunki za energię. A wszystko w imię "zielonej" ideologii.

      Na północnoamerykańskim kontynencie istnieją dwa systemy polityczno-ekonomiczne: USA i Kanady. Kwestia klimatu, a dokładniej: grożącego nam rzekomo ocieplenia się tegoż, dotyczy w równej mierze obu krajów. Podeszły one jednak do tej sprawy odmiennie, z odmiennymi rezultatami.

 

      Amerykanie wypowiadali się dyplomatycznie na temat domniemanego zagrożenia "global warming", ale nie podejmowali katastrofalnych w skutkach decyzji. Efekt? Amerykańscy odbiorcy energii nie zanotowali drastycznego wzrostu jej cen, a w chwili obecnej, zdaniem specjalistów, mogą nawet liczyć na spadek tych kosztów życia i działalności gospodarczej.

      Inaczej w Kanadzie, a przede wszystkim w rządzonej przez liberałów McGuinty'ego prowincji Ontario. Liberałowie, praktycznie rzecz ujmując, rozmontowali doszczętnie doskonale funkcjonujący i z roku na rok czystszy system elektrowni zasilanych paliwem węglowym. Dominantą tego działania była – co gorsza – nie tyle nawet chęć poprawy klimatu ziemi, co ambicja, by znaleźć się w czołówce świata w tej kwestii, a nawet – na pierwszym miejscu. Chcąc zachęcić prywatny sektor energetyczny do inwestowania w tzw. odnawialne i nieszkodliwe źródła energii, rząd Ontario oferował zakup "zielonej" energii elektrycznej po cenach sięgających 80-krotnego przebicia ceny rynkowej. To tak, jakby gwarantować inwestorom budowlanym zakup przeciętnego condominium w GTA za sumę 40 milionów dolarów, albo skup mleka od rolników po 40 dolarów za litr.

      Nie muszę dodawać, że premier Dalton McGuinty finansował tę operację z podatkowych pieniędzy, a nie z własnej kieszeni, chociaż marzyły mu się honory dla lidera na skalę światową dla niego samego, a nie dla całości ontaryjskiego społeczeństwa.

      Efektem owej "zielonej" bzdury był dwukrotny wzrost cen za dostawy energii elektrycznej w ciągu ostatnich 6 lat. Proszę pamiętać, że chodzi tu o ogólny wzrost cen energii, a więc nie tylko wyższe o połowę koszty regulowania należności za prąd dostarczany nam do domów, ale także wzrost ceny płaconej przez wszystkie zakłady produkcyjne i usługowe, które następnie ten wzrost kosztów przerzucają na klienta, lub też równoważą oszczędnościami w postaci redukcji zatrudnienia.

      Co dalej? Ontaryjczycy mogą liczyć się z dalszym wzrostem cen energii o 46 proc. w ciągu pięciu lat (według źródeł rządowych), lub o 100 proc. w tym samym okresie – zdaniem niezależnych do rządu specjalistów. Według niektórych ekspertów, do roku 2020 ceny energii w całej Kanadzie wzrosną o 50 proc.

      Jak poważna to sprawa? Podobnie do Ontario działały administracje Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i Danii. Proszę spojrzeć na ich sytuację ekonomiczną w dobie trwającego w Europie kryzysu monetarnego i zadłużeniowego. Hiszpanie stoją już w kolejce po pomoc finansową, jaka pozostanie Unii Europejskiej po wyciąganiu Greków z ich bagna. Duńczycy płacą dzisiaj za energię cenę czterokrotnie wyższą niż Amerykanie. Nawet w Niemczech aż 15 proc. populacji żyje – według ocen rządowych – w "energetycznym ubóstwie".

      I tylko termometr ziemskiego klimatu obojętnie ani drgnął od dwunastu lat.

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.