farolwebad1

A+ A A-

TWOJE PIENIĄDZE: Ja pana ubezpieczę

Oceń ten artykuł
(0 głosów)

jacek Od czasu, gdy zająłem się przygotowywaniem polis ubezpieczeniowych, jeden z moich znajomych, pracownik administracji federalnej, uparcie usiłuje mnie przekonać, że moja praca ma tyleż sensu, co wydawanie prawa jazdy na sedes. Po co mu to? Po co ma się martwić, skoro…
    I tu następuje długa lista przywilejów i korzyści, jakie płyną z zatrudnienia w silnej organizacji rządowej, której pracownicy korzystają z obszernego parasola ubezpieczeń fundowanych przez pracodawcę na wniosek lokalnego oddziału związku zawodowego.
    Kto śledzi wiadomości z areny politycznej kraju, ten wie, że rząd Ontario rozpoczął właśnie zapowiadającą się widowiskowo batalię ze związkami nauczycielskimi. Z pierwszych pomruków przedstawicieli związków wnosić można, iż będzie ciekawie. Kto ma dzieci w szkole, zwłaszcza należącej do sieci szkół publicznych, ten winien przygotować rozwiązania alternatywne do lekcji na pierwsze miesiące jesieni.
    W pamięci co bardziej pamiętliwych pobrzmiewają jeszcze echa sporów między władzami miasta Toronto a ich pracownikami na temat absolutnej konieczności zapewnienia tymże pracownikom przywileju aż 18 dni płatnego zwolnienia chorobowego rocznie, które to dni można sobie na dodatek gromadzić z roku na rok i wykorzystać albo przyspieszając sowitą emeryturę, albo zamieniać na gotówkę.
    Z najnowszych "doniesień" medialnych wynika, że reporterzy, którzy jakoś od lat nie zauważyli tego, nagle zorientowali się, że podobny mechanizm działa także w biurokracji federalnej. I działa z okrutną bezwzględnością – kosztuje to skarb państwa około 1 MILIARDA dolarów rocznie! O tym przeoczonym przez populistyczno-lewackich reporterów fakcie musiał poinformować szerzej dopiero raport resortu skarbu państwa.
    Biurokraci to ludek słabowity. Chorują przeciętnie dwa i pół razy częściej niż pracownicy sektora prywatnego. I dwa razy częściej niż pracownicy sektora publicznego niższych szczebli. A nawet – częściej i dłużej niż pracownicy przemysłu samochodowego, opanowanego przez wyjątkowo silne związki zawodowe.
    Wygląda na to, że wstąpienie do związku zawodowego pracowników administracji federalnej wiąże się z zarażeniem się jakimś bardzo groźnym wirusem.
    A może wiąże się to ze stresem, jaki ostatnio opanował szeregi biurokratów na wieść o planowanych cięciach w ramach oszczędności budżetowych? Premier Harper zapowiada redukcję zatrudnienia aż o kilkanaście tysięcy etatów. Toż to prawdziwa armia wyrzuconych na bruk!
    No, tak – chyba, że zwrócimy uwagę na fakt, iż w biurokracji federalnej pracuje (czyt.: pobiera pensje) 282 tysiące pracowników. Czyli, że: zwolnienia dotkną może 5 proc. siły roboczej. To tak, jakby firma zatrudniająca dwadzieścia osób zredukowała liczbę miejsc pracy o jedno.
    Niczego mojemu znajomemu nie zazdroszczę. Zwłaszcza: gdy słucham opowieści o jego współpracownikach. Pozostaje mi tylko wyprostować argumentację na temat polis ubezpieczeniowych. Jemu polisy oferowane przez prywatne firmy nie są potrzebne, bowiem pracodawca funduje mu znacznie lepsze za znacznie niższe pieniądze (albo wręcz za darmo). Kto pokrywa koszt tych ubezpieczeń? Czyż muszę tłumaczyć komuś, że to my, pracownicy sektora prywatnego, poprzez podatki dochodowe, od sprzedaży, od spadku, od sprzedaży inwestycji, od... od jasnej Anielki tego jest.
    Proszę mnie nie przekonywać o urokach życia za cudze pieniądze. Jakieś resztki honoru jeszcze zachowałem. Wolę zapłacić za swoje i z czystym sumieniem korzystać, gdy przyjdzie na to czas. A nie skamleć jak szczeniak, gdy ktoś, dla wspólnego naszego dobra, zaczyna robić porządek w tym bagienku.

Zaloguj się by skomentować
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.