Po pierwszym sierpnia podniesiono emerytury o 15 proc., ale kilka dni potem opłaty komunalne i telekomunikacyjne poszły w górę o 25 proc. Czyli nie jest dobrze, a jeśli w bankomatach w Mińsku brakuje dewiz, to odczytać to można tylko jako zapowiedź kolejnej dewaluacji naszego rubla.
Sobota to dzień ślubów, po ceremonii w zaksie, czyli USC, młodzi jeżdżą szykownymi autami, a potem robią zdjęcia pod fontanną i pomnikiem wilka na głównym placu. Niektóre pary najpierw brały ślub w zaksie, a po serii zdjęć jechały do kościoła. Panny mają wcale niezłe kiecki i jedna z panien przyznała mi się, że dała 400 dol. tylko za wypożyczenie jej. Teraz są zresztą nawet dwa kościoły i w sumie liczę, że chodzi do nich co najmniej z 4 tysiące ludzi w każdą niedzielę, czyli że katolików jest z 8 tysięcy w samym mieście i moc po wsiach, gdzie też są kościoły, czasem nawet bardzo zabytkowe. Wedle statystyk, jest nas w powiecie 25 proc., ale władze prowadzą prostą politykę fałszowania danych, nie pytając o narodowość, wpisują narodowość białoruską. Naprawdę byłem zdziwiony, ilu spotykam Polaków, i sądzę, że w samym mieście jest minimum 45 proc. i – co najważniejsze – mówią po polsku, choć nie ma biblioteki polskiej, ale można łapać Radio Maryja i inne stacje z Białegostoku oraz TV1, co ja też robię i poza wiadomościami oglądam olimpiadę. Polacy, jak wiadomo, nieźle wypadli, a Białorusini nawet bardzo dobrze, biorąc pod uwagę, że jest obywateli poniżej 9 milionów.
Zbieranie podpisów idzie źle, bo mam zasadniczo jednego pomocnika, ale wczoraj w niedzielę pod supermarketem zebraliśmy 70 podpisów w dwie godziny. We wtorek mamy z 560 i każdego dnia trzeba zebrać po 80 i wtedy zdążymy. Ale potem pytanie, ile zechce odrzucić komisja, a raczej ile jej każą odrzucić władze z Mińska.
Niestety, nie udało mi się uzyskać poparcia zakładu pracy, który robi bokami, ma 9000 metrów kwadratowych wolnych hal i zamiast 4000 pracowników ma 320.
Memu konkurentowi kuratorowi oświaty z Grodna zbierają urzędnicy starostwa. Chodzą po szkołach i przedszkolach, a nawet niektórych zakładach i każą się podpisywać. Naprawdę kuriozalne jest, że przyszli do polskiej szkoły, by podpisać za drania, który łamiąc konstytucję, chce zniszczyć polską szkołę w Grodnie. Konstytucja mówi, że dziecko ma prawo dostać wykształcenie w swym języku rodzinnym. To tak jak w konstytucji stalinowskiej: wszystko jest na papierze, a mało co, jeśli w ogóle w rzeczywistości.
Sporo ludzi radzi, bym siedział na piecu, a nie brał udziału w życiu politycznym. Wielu chce więcej się o mnie dowiedzieć niż me wykształcenie i zawód czy rok urodzenia, a tyle wolno mi podawać do momentu zarejestrowania na kandydata, a to nastąpi dopiero 23 sierpnia.
13 sierpnia mam złożyć zebrane podpisy i będą deliberować, a zasadniczo tylko pytać w Mińsku, czy mnie dopuścić do wyborów. Sporo ludzi twierdzi: ja pana nie znam, więc jak mogę podpisać. Tym odpowiadam, że mnie znają w mieście trzy osoby na 300, a muszę zebrać co najmniej tysiąc podpisów. W zeszłym tygodniu byłem w komisji wyborczej, prosząc o pismo, że dyrekcja zakładu produkującego maszyny odlewnicze ma prawo zwołać spotkanie załogi, przed którą wystąpię, i jeśli me wystąpienie się będzie podobało, to mogą wysunąć mnie na kandydata.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!