Jak to ludzie żyją różnie. Opiszę tu kilka niemieckich rodzin, u których pracowałam jako opiekunka. Chodzi o współżycie z innymi ludźmi, z sąsiadami, ze społecznością w miasteczka. Chodzi mi o ludzi starszych. Pan nauczyciel, dyrektor szkoły. Ten był towarzyski, jego sąsiedzi byli cenni. Już drugiego dnia wziął mnie na wizyty u nich, przedstawił mnie, poczęstowani zostaliśmy ciastem, herbatą. Jeśli dziadek był ważny, to i ja byłam ważna. Miałam okazje się taką poczuć. Przyjmowano mnie jak rodzinę, panowie rozmawiali, a pani mnie oprowadzała po ogrodzie, pokazując stawik, w którym żaby robią teraz tyle hałasu.
Dzieci pana starszego były daleko. Jednak otoczenie pana starszego żyło sobie bardzo dobrze. Była to miejscowość niedaleko Lubeki, a ludzie mieli własne domki. Nie domki, tylko domy. Co miesiąc jeździli do Lubeki do teatru, do opery. Wracało się stamtąd około 1. w nocy, bo sztuki dla ludzi starszych zaczynały się po 20. Jechaliśmy tam autobusem i ludzie w nim się znali. Pan starszy na śniadanie jadł tylko płatki owsiane – 3 łyżki się sypało do pół litra wody i trzeba było zagotować. Nic więcej, żadnej soli, żadnych przypraw. Nie miał problemów z kośćmi, ze stawami, chodził sobie szybko na swoich długich tyczkowatych nogach. Był bardzo wysoki. W dzień herbata zielona, na wieczór herbata czerwona obowiązkowo. Te płatki owsiane trzeba zapamiętać, bo jadł je w taki sposób przez całe życie, a miał 84 lata. Ale mniejsza o jedzenie, miałam pisać o ludziach, o stosunku do sąsiadów.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!