Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił.
Donald Tusk
Kilka lat temu czytałem reportaż dziennikarza z jego wizyty we wsi brazylijskiej, wsi, która była zamieszkana przez potomków polskich emigrantów, którzy przyjechali tam po upadku powstania styczniowego, czyli po roku 1865. Napotkany przez dziennikarza Brazylijczyk polskiego pochodzenia w czasie rozmowy o Polsce pyta się o to, czy są w Polsce jeszcze Kozacy? Bo Kozacy, proszę pana, to bardzo niedobrzy ludzie, rabusie i mordercy. Dopóki w Polsce będą Kozacy, Polska nie będzie wolna, w Polsce nie będzie dobrze, mówi ten potomek uchodźców.
Tak to tam, w Brazylii, przetrwała z pokolenia na pokolenie historia mówiona tego, jakie były stosunki polsko-rosyjskie i polsko-ukraińskie. Przetrwała, bo jest to prawda w formie opowieści rodzinnych, historia przekazywana przez pokolenia, jak widziano kiedyś sprawy polskie.
Jest koniec lat dziewięćdziesiątych. Koniec lata. Pracuję jako barman na bardzo bogatym weselu zorganizowanym na terenie prywatnej szkoły Appleby College w Oakville. Podchodzą do mnie pierwsi goście. Podaję im drinki. Słyszą mój akcent. Pytają mnie, skąd jestem? Odpowiadam, że jestem z Polski. Jeden z mężczyzn mówi: „O, to się fajnie składa, bo to jest polskie wesele, tu są Polacy. Oni się ucieszą, że tu pracujesz”. Mijają godziny i nie słyszę nikogo, kto by mówił po polsku. Ten sam mężczyzna, który na początku powiedział mi, że na tym weselu są Polacy, przyszedł ponownie do baru. Korzystam z okazji i pytam go, kto jest Polakiem na tym weselu? A on mówi: „No jak to, mama panny młodej jest Polką, jest jej siostra i rodzina. Tam siedzą, przy tym stoliku po lewej, zaraz przy head table. Idź, porozmawiaj z nimi, na pewno się ucieszą”.
Korzystam z okazji, że wesele dobiega końca, i podchodzę do stolika i przedstawiam się, że jestem Polakiem. Mama panny młodej, Wanda, mówi: „O, jak mi miło. Bo wiesz, mój tata to hrabia Nowakowski. On był adiutantem generała Sikorskiego. Jego młodszy brat był jedną z pierwszych osób zabitych w drugiej wojnie światowej. Zginął wcześnie rano pierwszego września w czasie pierwszego bombardowania Warszawy.
Słysząc, że pani Wanda mówi, że jej tato był adiutantem generała Sikorskiego, i mając na uwadze to, że mam bardzo mało czasu na rozmowę, od razu zadaję pytanie, jak zginął generał Sikorski? W odpowiedzi słyszę: „To dla naszej rodziny był wielki ból, bo moja mama jest Angielką i my też pochodzimy ze szlachty angielskiej. My obie z siostrą chodziłyśmy do polskiej szkoły w Londynie. Generała Sikorskiego zabili Anglicy. Mój tato był w Gibraltarze i widział, jak ten samolot spadł do morza. I mój tato umarł na zawał serca w latach osiemdziesiątych w Anglii. On to zawsze nosił w swoim sercu, ta śmierć generała Sikorskiego. Ja z mężem przyjechaliśmy do Kanady. A tu właśnie wychodzi za mąż nasza córka. Szkoda, że mama poszła już spać, ona by panu więcej powiedziała”.
Tajemnicza śmierć generała Sikorskiego, pomimo wielu pytań i braku odpowiedzi, została zapomniana i okoliczności tej śmierci nie weszły do pamięci zbiorowej, nie stały się częścią historii narodu, i pamięć o niej mogły mu służyć jako przestroga.
Polacy przyjęli, że była to katastrofa lotnicza. Kiedy wydawało się już, że rząd Wielkiej Brytanii otworzy archiwa z dokumentami dotyczącymi katastrofy w Gibraltarze, bo minęło już ponad pięćdziesiąt lat, nie zrobił tego. Przedłużył utajnienie dokumentów dotyczących śmierci generała Sikorskiego na następne 50 lat. Polski rząd nie protestował. W Polsce panowało wówczas duże bezrobocie. W tym samym czasie, kiedy rząd Wielkiej Brytanii ogłosił utajnienie akt dotyczących śmierci generała Sikorskiego, ogłosił równocześnie, że otwiera rynek pracy dla Polaków. Rząd Wielkiej Brytanii zrobił to jako pierwszy wśród krajów Unii Europejskiej. Za 3 miliony miejsc pracy rząd Polski i Polacy zapomnieli o upominaniu się o otwarcie archiwów z dokumentami dotyczącymi śmierci generała Sikorskiego. W ten sposób pamięć o prawdzie tamtej śmierci nie stała się powszechna. Nie stała się pamięcią podobną do tej, o której mówią potomkowie polskich emigrantów w Brazylii.
Myślę, że poprzez to, że prawda o śmierci generała Sikorskiego nie była tą, o której mówiono by w domach, o której dziadkowie mówiliby swoim dzieciom, a te z kolei mówiłyby potem swoim dzieciom, doszło do tak wielkiej tragedii w Smoleńsku, do katastrofy, w której to zginęło 96 osób, osób, które w większości były najwyższymi rangą funkcjonariuszami państwowymi.
Zgodnie z tym, co mówiła doradczyni do spraw bezpieczeństwa prezydenta Lecha Kaczyńskiego w wywiadzie dla telewizji niedługo po katastrofie, miał on zgodnie z jej sugestią, jeszcze na dwa tygodnie przed wizytą w Smoleńsku, jechać do Katynia pociągiem. Później zmienił nagle zdanie.
Gdyby ta prawda o śmierci generała Sikorskiego była powszechna w świadomości Polaków, prezydent Lech Kaczyński musiałby się liczyć z opinią publiczną, z opinią, która nie godziłaby się, mając w pamięci „lotniczą” śmierć generała Sikorskiego, na lot samolotem do Smoleńska, i to w asyście tak licznych najwyższych funkcjonariuszy państwowych.
Niestety, tej części świadomości o śmierci generała Sikorskiego i prawdy o historii Polski polskie społeczeństwo jest pozbawione. I ponosi tego skutki w postaci śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Przenikliwy pisarz polityczny Stanisław Cat-Mackiewicz miał między innymi pisać, że największą tragedią narodu jest to, kiedy jego najlepszych cech charakteru używa się przeciw niemu samemu.
I tak oto dzieje się w naszej polskiej historii, a szczególnie tej historii związanej z czasem II wojny światowej i okresem po niej, a także już po upadku tak zwanej komuny, że naszych polskich czynów używa się przeciw nam. I tak, w 1939 roku Polacy stanęli przeciw Niemcom, teoretycznie wrogom komunizmu i teoretycznie wrogom Związku Sowieckiego, a więc i wrogom współczesnej Rosji. Niedługo potem polscy oficerowie, urzędnicy, inteligencja, patrioci zostali zamordowani przez Rosjan. Później również żołnierze Armii Krajowej prowadzili dywersję wymierzoną przeciw Niemcom, dywersję, z której korzystała armia sowiecka, bo osłabiającą armię niemiecką walczącą z nią na wschodnim froncie. Akowcy zaraz po wkroczeniu armii sowieckiej na tereny polskie byli mordowani przez tę właśnie armię sowiecką. Mało tego, w szkołach po wojnie uczono samych Polaków jakoby ta Armia Krajowa była sojusznikiem Hitlera.
Paradoksem Polski i Polaków jest niezrozumienie tego, że to co dla Polaków jest honorem, dla większości naszych sąsiadów honorem nie jest. To, że Polacy postawili się Niemcom, z którymi później Związek Sowiecki walczył o swoje przetrwanie, nie miało dla tego ostatniego żadnego znaczenia. Podobnie to, że żołnierze Armii Krajowej wysadzali pociągi i transporty idące z zaopatrzeniem dla armii niemieckiej na front wschodni, to też nie miało i nie ma dla Rosjan żadnego znaczenia. Może nawet przeciwnie, oznacza to dla Rosjan, że Polacy potrafią się organizować, że mają uniwersalne wartości, o które chcą walczyć, takie jak „Za wolność naszą i waszą”. Trzeba wobec tego tych, którzy o te wartości chcą walczyć, zniszczyć i uśmiercić. Nie chodzi tutaj tylko o to, by walczących o te wartości uśmiercić w sensie fizycznym, chodzi również o to, żeby te wartości uśmiercić w sensie idei, w sensie wiary. Chodzi o to, żeby idee, takie jak honor, obumarły. Trzeba więc sprawę honoru, patriotyzmu zamienić w przyjaźń ze Związkiem Sowieckim, a teraz z kolei w przyjaźń z Rosją.
Dlatego też sprawa mordu na polskich oficerach w Katyniu była tak ważna. Ten mord zaprzeczał misternie budowanemu kłamstwu o przyjaźni polsko-sowieckiej i polsko-rosyjskiej. Dlatego ci wszyscy, którzy o tym mordzie mówili w okresie tak zwanego PRL-u, byli surowo karani, łącznie ze skazywaniem ich za to na karę śmierci.
Ale nie tylko o Katyń tu chodzi. Katyń jest tylko skrajnym przypadkiem. Chodzi tu również o śmierć generała Sikorskiego, o mordy na Wołyniu, o zbiór zastrzeżony dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej, chodzi o Aneks do Raportu w sprawie likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych i o wiele, wiele innych podobnych miejsc i wydarzeń z historii Polski, które mogą postawić znak zapytania, jeśli chodzi o wzajemną uczciwość zawieranych umów i sojuszy międzynarodowych między Polską a innymi krajami. Chodzi o to również, jak spojrzeć wreszcie na działalność szeregu partii i działaczy politycznych w Polsce.
Reżyser Antoni Krauze dla upamiętnienia katastrofy samolotu Tu-154M na lotnisku w Smoleńsku, w której zginął prezydent Polski Lech Kaczyński oraz cała delegacja rządowa lecąca na obchody 70. rocznicy mordu na polskich oficerach w Katyniu, nakręcił film pod tytułem „Smoleńsk”. Przekaz tego filmu można odczytać na kilku płaszczyznach. Jedną z nich jest paradokumentalny zapis wydarzenia, faktu, jakim była katastrofa, w której zginęło 96 osób. Inna płaszczyzna to tragedia indywidualnych osób, tragedia rodzin. Inna jeszcze to zapis historyczny prezydentury Lecha Kaczyńskiego. A jeszcze inna to sfera artystyczna, gra aktorów, strona techniczna filmu, scenariusz, muzyka.
Ale najważniejsza płaszczyzna to właśnie obraz tego, jaki wysiłek został włożony zarówno przez rząd Donalda Tuska, media, jak i rząd Rosji, w to by znaleźć osobę czy osoby, na które można by zwalić winę za katastrofę.
Ta płaszczyzna filmu zawiera się właśnie w tym słynnym SMS-ie wysłanym zaraz po katastrofie, a którego autorstwo przypisuje się Donaldowi Tuskowi, SMS-ie, który mówi:
„Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”.
Jeśli chodzi o wątek Wojskowych Służb Informacyjnych w filmie, to jest on zawarty, jak powiedziała pani Magda Merta, wdowa po zabitym w katastrofie smoleńskiej ministrze z Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego Tomaszu Mercie, w scenie, w której funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego przeszukują pokój w hotelu sejmowym, pokój, który należał do posła Zbigniewa Wassermana, a w którym to zaraz po katastrofie szukają oni kopii Aneksu do Raportu o likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych.
Wątków łatwiej czytelnych oraz tych trudniejszych dla widza do odczytania w filmie „Smoleńsk” jest więcej. Jak powiedziała pani Magda Merta, do tej pory z niewyjaśnionych powodów zginęło, popełniło samobójstwo lub zmarło w dziwnych okolicznościach 31 osób związanych z katastrofą smoleńską.
Film trzeba zobaczyć, żeby prawda o katastrofie nie została przekłamana, żeby stała się ona doświadczeniem narodu i żeby tak się nie stało, że zostanie ona wypaczona i nie będzie służyła jako ostrzeżenie dla Polski i Polaków. Chodzi o to, by Polacy niepotrzebnie nie narażali swojego życia, by następni przywódcy polscy, premierzy, prezydenci Polski, wysokiej rangi funkcjonariusze, ale również szefowie i krajów innych, choćby i takich jak Kanada, byli ostrożni.
Ci, którzy nie obejrzą filmu „Smoleńsk”, ustawiają się po stronie takich ludzi, jak Donald Tusk.
Janusz Niemczyk
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!