Tak się jakoś dziwnie składa, że nasze życie zamiast z dnia na dzień, czy z roku na rok, polepszać się, raczej się pogarsza.
Cena benzyny, zamiast spadać, systematycznie wzrasta, i to w rytm jakiegoś dziwnego tańca, jakiejś dziwnej gry, dla której nie potrafię znaleźć innej nazwy, jak tylko gra w durnia.
A to przecież powoduje, że wzrastają automatycznie ceny wszystkich produktów i usług.
I co gorsza, wcale to nas nie dziwi, szczególnie nas, Kanadyjczyków. Kiedy wzrosły ceny biletów TTC, na własne uszy słyszałem dyskusję, raczej opinię, w autobusie – no nic dziwnego, widocznie tak musi być.
Jako regularny gracz w "6of49" nie przestałem się denerwować tym, że chociaż wszystkie te gry bazują na naszych pieniądzach, to my, uczestnicy tych gier, nie mamy żadnego wpływu na to, jak dzielone są te pieniądze na poszczególne poziomy wygranych.
Ale powodem mojego dzisiejszego oburzenia jest jeszcze coś innego.
Znalazłem wreszcie po długich poszukiwaniach doktora rodzinnego (family physician), więc poddałem się podstawowym badaniom. Za jedno z nich musiałem zapłacić 30 dol., bo nie jest pokrywane przez OHiP, chociaż wszyscy zaliczają je do badań podstawowych, niemalże obowiązkowych. Wyniki tych badań zostały następnie przesłane do naszego lekarza rodzinnego. Więc, kiedy udałem się na wizytę kontrolną, poprosiłem o kopię tych badań, mając nadzieję, że wyniki moich badań są moją własnością. A tu okazuje się, że jestem w błędzie. Jeśli chcę posiadać kopię moich badań, to muszę za nie zapłacić, w tym przypadku 10 lub 5 dol., zależnie od liczby stron.
A ja myślałem, że te wszystkie badania są moją własnością i ewentualnie lekarz może zrobić dla siebie kopie tych badań, za które ja nie zamierzałem brać żadnych opłat. Tymczasem nie, to ja mam zapłacić za zrobienie dla mnie ich kopii.
Zdziwiło mnie to bardzo. A ciebie, drogi czytelniku-podatniku?
Emanuel Czyżo
Toronto
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!