To w Starożytności pewien sprytny demagog grecki wymyślił formułę, zgodnie z którą o zmarłym możemy mówić tylko dobrze albo wcale. Nie bezinteresownie. Chciał, żeby potomni nie wspominali go źle. Nie szargali jego pamięci, jak brzmi całkiem współczesny eufemizm.
Nie jestem entuzjastą Antyku, chociaż rozkwitło w nim wiele cennych do dziś dnia idei. Jednak epoki, w której miarą wszechrzeczy był człowiek ze wszystkimi swoimi małościami. Jeśli już miałbym gdzieś się historycznie umiejscawiać, to zdecydowanie w Średniowieczu. Epoce pokory wobec Boga Stwórcy i ograniczonego zaufania w stosunku do siebie samego.
Niczego nie nauczyliśmy się z dziejów świata. Po Antyku pozostały zgliszcza. Ruiny, z których jako ludzkość podnieśliśmy się dopiero po wielu wiekach wytężonej pracy i ufnej modlitwy do Pana Boga. I ta fantastyczna epoka została potem wyśmiana przez neopogański humanizm Odrodzenia. Przez ludzi zbierających materialne owoce poświęcenia wcześniejszych pokoleń. I tak, neopoganie śmieją się ze Średniowiecza do dziś. Ale nie tylko śmieją. W dyskursie społecznym wróciliśmy znowu do pogańskich czasów Antyku, a nawet go prześcignęliśmy. Starożytni jednak trochę obawiali się swoich rozlicznych bogów. Obecnie, po prostu wydajemy Bogu polecenia. I lepiej, żeby się do nich stosował.
Przykładem wprost powyższych refleksji są pogrzeby, a zwłaszcza ich coraz bardziej ważny punkt: mowa pogrzebowa. Zdarzyło mi się uczestniczyć w ostatnich latach w paru pogrzebach i wysłuchać rozlicznych mów pogrzebowych. Bezczelność – tym jednym słowem można scharakteryzować ich wymowę. W tych wychwalających i fałszujących życie zmarłego mowach nie ma nawet cienia pokory i prośby w stosunku do Pana Boga, żeby nieszczęsnego grzesznika przyjął do swojego Królestwa. Nie ma błagania, żeby wybaczył mu rozliczne grzechy, słabości i występki przeciwko bliźniemu i swojemu Stwórcy.
Co to, to nie. Jest pycha i bajdurzenie o pomnikowej wielkości zmarłego, choćby był naprawdę wielkim, ale w swojej małości. Czy to jest potrzebne zmarłemu, który właśnie staje przed bożym trybunałem? Czy potrzebny mu jest przekupiony przez rodzinę ksiądz, który wysławia pod niebiosa jego życie, chociaż nawet go w tym życiu nie spotkał?
To dlatego, świadomy własnej małości, grzeszności i głupoty zdecydowałem się napisać swoją mowę pogrzebową. Bo choć nie jestem zwolennikiem mów pogrzebowych, to ciężko jest uciec przed modą, zwłaszcza gdy się już nie żyje.
Decyzję moją przyśpieszyła gazetowa mowa pogrzebowa. Pożegnanie zmarłego właśnie Bogusława Kaczyńskiego napisane przez Wojciecha Cejrowskiego, pt. "Spotkamy się już w niebie" (Do Rzeczy nr 4/155). Lektura byłaby dla mnie szokująca, gdyby nie fakt, że już od 1 listopada 2006 roku uważam Wojciecha Cejrowskiego za bardzo błądzącego w sprawach Wiary. To wtedy właśnie w swojej audycji w radiowej Trójce rozprawiał się ze złym, smutnym stosunkiem polskich katolików do swoich zmarłych. I nawoływał do radosnego naśladowania amazońskich Indian, którzy trzymają prochy swoich przodków blisko siebie i rozmawiają z nimi. A nawet twierdził, że również modli się do (nie za!) swojego zmarłego i świętego ojca, który jest w Niebie, co uznał za oczywiste.
Teraz żegnając Bogusława Kaczyńskiego, nieważne jak zasłużonego i w jakiej dziedzinie, ale jednak homoseksualistę i rozwodnika (chciał spróbować, jak to jest z kobietą), nie prosi Pana Boga o wybaczenie mu jego grzechów. Nie sugeruje nawet nadziei, ale jako rzecz pewną ogłasza: spotkamy się jednak już w niebie. (Tylko dlatego, że zmarły podarował mu kiedyś wodę kolońską, żeby pachniał intrygująco, jak pisze w tekście?)
Skąd wiesz, zarozumiały heretyku, że nie tylko Bogusław Kaczyński, ale i ty sam znajdziesz się w Niebie? Masz na to papier od Pana Boga!? Chyba że to niebo – pisane przez ciebie małą literą – to może jakieś inne pogańskie, indiańskie, może newageowskie niebo. A co z łaską bożą, która jest do zbawienia niezbędnie konieczna?
Przepraszam za emocje, poniosło mnie. Wróćmy zatem do tematu, oto moja mowa:
Panie Boże, przyjmij do swojego królestwa duszę zmarłego oto nieszczęśnika. Wiele się wycierpiał na tym łez padole z powodu głupoty własnej i niegodziwości innych. Wybacz mu, Panie, rozliczne grzechy, a zwłaszcza te, których z powodu zakłamanego sumienia nawet nie zauważał. Wybacz też nam, że z powodu własnej ułomności i lenistwa nie potrafiliśmy mu pomóc lepiej przeżyć życia, zgodnie z Twoimi przykazaniami. Przyjmij nasze prośby i modlitwę, i pozwól kiedyś spotkać się nam w Twoim Królestwie. Jezu, ufamy Tobie.
Zdrowy na ciele i umyśle oświadczam, że każda inna mowa pogrzebowa nie będzie zgodna z moją wolą.
Jan Kowalski (grzesznik)
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!