Na zewnątrz są psy i czarownicy, i wszetecznicy, i zabójcy, i bałwochwalcy, i wszyscy, którzy miłują kłamstwo i czynią je. Apokalipsa wg św. Jana
Nie dajmy się zwieść pozorom i fałszywym podszeptom. Jesteśmy świadkami klasycznego détente pomiędzy Ameryką i Rosją. Będzie miało ono implikacje o olbrzymim znaczeniu dla Polski i dla naszego regionu. Wydarzenia ostatnich miesięcy wskazują na początek geostrategicznej współpracy pomiędzy Waszyngtonem a Moskwą, a to oznaczać może – poza mało znaczącymi zawiedzionymi nadwiślańskimi wyborczymi nadziejami naiwniaków wyczekujących zmiany wjeżdżającej na białym koniu jesienią tego roku – że czeka nas jednak Nowa Jałta1.
Wielokrotnie pisałem, że geopolityka tłumaczy jeśli nie wszystko, to przynajmniej – wiele. Rosja orientowała się i orientować się zawsze będzie mimo licznych obiekcji na talasskoratyczne mocarstwo – Amerykę, która dla Kremla jest jedynym mocarstwem, "dla którego warto być". Ten perwersyjny związek oparty – ze strony rosyjskiej – na pogardzie i podziwie, dumie i zazdrości, nienawiści i zauroczeniu, poczuciu niższości i pysze, jest logiczną konsekwencją rachunku zysku i strat, sumy korzyści, jakie może uzyskać rosyjskie mocarstwo kontynentalne od mocarstwa morskiego, panującego nad morzami i szlakami handlowymi, a przez to i dominującego nad światowym handlem2. Jak łaskaw był powiedzieć podczas swojej wizyty w Waszyngtonie na trawniku przed Białym Domem szef drugiego mocarstwa kontynentalnego – prezydent Xi (ach, jakaż szkoda, że nie wyartykułował tego prezydent Kabaret Dudek!): "Przyjaźń to wielki biznes", a Moskwa świetnie zdaje sobie sprawę z tego, ile może ugrać i jak wielka może ją czekać chwała3.
Rosyjskie elity władzy są bliskie upragnionego celu, tj. równorzędnego uznania interesów moskiewskich przez Waszyngton oraz współtworzenia na zasadzie partnerskiej nowej światowej architektury bezpieczeństwa. Z drugiej strony, Rosja jak najdłużej będzie balansowała tak, aby nie tracić zbyt wcześnie Pekinu, ale nie zmienia to faktu, że w momencie D-Day, w chwili nieodległego wypowiedzenia wojny Królestwu Środka przez USA, Federacja Rosyjska stanie po stronie Waszyngtonu. Wcześniej bowiem zbyt dużo zyska od niego, by nie "zachować się przyzwoicie" w chwili próby, licząc pośrednio na to – podobnie jak robił to w sposób klasyczny Stalin w 1940 roku – że obaj protagoniści wykrwawią się na tyle, iż znaczenie Rosji jeszcze bardziej wzrośnie i ugrać będzie można od jednego i drugiego więcej. Ale w istocie Moskwa zdecydować się może – w chwili decydującej – na poważne osłabienie Chin, dzięki czemu będzie można bez oglądania się na Smoka zająć się z Ameryką pełnym nowym podziałem świata, nie tracąc z oczu w długofalowej perspektywie szans na rosyjskie jedynowładztwo światowe.
Jałta, czyli dobre praktyki
Obecna gra przedwstępna opiera się, jak to ujął prezydent Putin w swojej wrześniowej mowie wygłoszonej na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ, na dobrych wzorcach z przeszłości, kiedy to w Jałcie Ameryka i Sowiety podzieliły między siebie świat, zapewniając sobie redystrybucję dóbr. Moskwa od co najmniej 2001 roku marzy o swoim powrocie do Wielkiej Gry z Waszyngtonem na partnerskich zasadach4 i decydenci znad Potomaku, nie wiemy jeszcze jak bardzo tylko taktycznie, zgodzili się na otwarcie Moskwie drogi do glorii.
Podstawowym pytaniem, które nurtowało mnie w lutym br., było: co i ile otrzyma Moskwa po tegorocznych dagaworach lozańskich, a potem wiedeńskich, kiedy stało się jasne, że Rosja przychyla się ku wywróceniu porządku na Wielkim Bliskim Wschodzie, co w jej przypadku oznacza zawsze: coś za coś. Najprościej jest ująć to w schemat, że Federacja Rosyjska zapełnia, dzięki uzyskanej ze strony USA koncesji, próżnię strategiczną po Ameryce na Bliskim Wschodzie. Na Kremlu nie rezyduje, w przeciwieństwie do Warszawy, banda idiotów, więc zdają sobie tam sprawę, że może to być geostrategiczna pułapka zastawiona na Moskwę, która skończyć się może piekłem gorszym od Afganistanu, zatem będą tam niezmiernie ostrożni w podejmowaniu decyzji. Jednak nie zmienia to faktu, iż Federacja Rosyjska poprzez Damaszek wraca do Wielkiej Gry o własną planetarną podmiotowość. Pokazuje innym, że stać ją na projekcję siły daleko poza swoimi granicami, i zrobi wszystko, aby przejąć konstruktywnie pałeczkę po Waszyngtonie, udowadniając, że może być czynnikiem stabilizującym region i gwarantem ustaleń, na którego mogą lub muszą orientować się wszyscy tamtejsi gracze.
Przemówienie Putina, jeśli skupić się na kluczowych tezach, to kolejna odsłona dobijania się Rosji do dealu z Waszyngtonem, to przedmowa do wejścia niedźwiedzia na scenę Wielkiego Bliskiego Wschodu, to zapowiedź tego, że tylko ustalenia mińskie z 12 lutego 2015 r. (Mińsk II), zgodne z interesem Rosji, są i będą wiążące dla rządzącej w Kijowie bandy złodziei i amerykańskiej agentury, czego dowodem były późniejsze rozmowy paryskie z 2 października br.
Putin wie, że jest potrzebny, Putin wie, że Europa chce powrotu Rosji do gry europejskiej dla własnego bezpieczeństwa i interesów, Putin wie, że jego polityka osiąga sukces i że Rosja staje się coraz bardziej potrzebna Waszyngtonowi. Przy okazji jego speech to wielki polityczny pogrom dotychczasowej cynicznie prowadzonej polityki amerykańskiej, to recenzja oparta na realizmie. I tę ocenę oraz wizję akceptuje, podobnie jak powrót Rosji do wielkiej światowej gry, cały tzw. Global South. Rosja – czego na Kremlu są świadomi – ma za sobą bardzo wiele państw.
Nie. Ta recenzja cynicznej gry amerykańskiej w ustach czekisty w ogóle nie wywołała u mnie uśmiechu politowania. Rosja prowadzi w sposób trzeźwy, logiczny i bezwzględny grę o swoje interesy, nie stosując obłudnie aksjologicznego picu, demokrackiej nowomowy, nie nazywając obroną praw człowieka bandyckich – tj. w istocie normalnych w grze międzynarodowej – sposobów obrony swoich interesów, w przeciwieństwie do Waszyngtonu, którego prezydent obłaskawiony Pokojową Nagrodą Nobla odpowiada za pożogę na Bliskim Wschodzie oraz śmierć kilkunastu tysięcy osób w Krainie U i dla którego używanie "wartości" jest jednym z podstawowych przemocowych sposobów osiągania propagandowej i fizycznej dominacji nad adwersarzami.
Putina można podziwiać za wiele rzeczy, ale szczególnie zręczny charakter ma jego specyficzna "brutalna" predylekcja – zawsze uruchamiana, kiedy należy bronić rosyjskich interesów – do wykładania prawd nieszczególnie obecnych w dyskursie tzw. Zachodu, cokolwiek określenie "Zachód" znaczy. Przekraczanie przez niego tabu otarło się w oenzetowskim przemówieniu o tabu szczególne, a mianowicie wtedy, kiedy broniąc interesów ekonomicznych Rosji oraz pośrednio opisując mechanizm sankcji nałożonych na Rosję w grudniu zeszłego roku i grę wokół rosyjskiej waluty – spróbował obnażyć prawdziwą twarz światowej banksterki, ekskluzji, bezwzględność władzy nieformalnych grup, zakrytych przed opinią publiczną: "Chciałbym odnotować jeszcze jeden znak rosnącego finansowego samolubnego egoizmu. Grupa krajów zdecydowała się na stworzenie wyjątkowych stowarzyszeń ekonomicznych, których kierownictwo prowadzi negocjacje za zamkniętymi drzwiami, w sposób zakryty przed opinią publiczną tych państw oraz przed społecznościami biznesowymi, jak również przed resztą świata. Pozostałe kraje, których interesy poprzez te działania mają być naruszone, również nie są informowane o czymkolwiek. Wydaje się, że ktoś chciałby wymóc na nas stosowanie jakichś nowych reguł gry, bezsprzecznie skonfigurowanych tak, abyśmy akomodowali względem interesów uprzywilejowanej grupy, z WTO nie mającą nic do powiedzenia w tym procesie. Te działania noszą potencjał zupełnego dysbalansu światowego handlu i podziału światowej przestrzeni ekonomicznej". I nawet tu pomimo demaskatorskich chwytów, podobnie jak w każdym niemal zdaniu swojej przemowy, mówi do Waszyngtonu, że Moskwa chce przystąpić do dealu z Waszyngtonem i z nim współtworzyć nowy porządek finansowy świata, a cały BRICS, jego instytucje finansowe są zaledwie narzędziem negocjacyjnym, dodatkową furtką awaryjną na wypadek, gdyby Stany Zjednoczone nie wpuściły Moskwy do ogródka5.
Finimondo – predicazione dell'anticristo. Syria – wojna u końca świata
Józef Beck, człowiek, który po prawdzie nie rozumiał, że w 1938 i 1939 roku Polsce, jako słabszej stronie, pozostaje tylko w mniejszym lub większym stopniu uprawianie niepodmiotowej polityki, przez co postawienie jesienią 1938 roku przez Warszawę na dalsze trwanie w logice polityki równowagi było ogromnym błędem – łudził się on bowiem, że czynnikiem dającym szansę na przetrwanie będą własne siły zbrojne, w czym utwierdzał go polski Sztab Generalny – zamiast za pomocą bandwagoningu podwiesić się pod Berlin, starając się zachować dla siebie swobodę ruchu, pozwalającą na natychmiastowe dokonanie wolty politycznej zmieniającej elastycznie sojusze, jak robiły to Sowiety czy Finlandia – pomimo tego, że rację mieli Niemcy, twierdząc, że przeliczyli się z jego inteligencją, zdecydowanie przeceniwszy dalekowzroczną politykę pułkownika Becka (Die Grosszüglische Politik des Obersten Beck) – był jednak bystrym obserwatorem. W kwietniu 1937 roku podczas rozmowy ze szwedzkim szefem MSZ Rikardo Sandlerem Beck sformułował tezę jak najbardziej odnoszącą się np. do obecnej geopolitycznej układanki w Europie, na Bliskim Wschodzie oraz na Zachodnim Pacyfiku: "Ogniska zapalne, a nawet konflikty zbrojne wynikają najczęściej, jak uczy doświadczenie, nie bezpośrednio na granicy wielkich mocarstw o sprzecznych interesach, ale właśnie w rejonach ich »stref wpływów«, między objętymi przez nie mniejszymi państwami". Stany Zjednoczone co prawda łamią tę "regułę," kreując konflikt w bliskim otoczeniu protagonisty (Ukraina) lub, dążąc do wyjaśnienia problemu prymatu nad światem, decydują się na wkraczanie w chińską przestrzeń wpływów na Morzu Południowochińskim, jednak używają do tych operacji "kontrolowanego zderzenia" swoich proxies – państw dysfunkcyjnych, "sojuszników zastępczych" o zdesuwerenizowanych elitach, np. jak Kraina U, Polska lub Rumunia, ale już np. potężny dysbalans na Wielkim Bliskim Wschodzie jest najlepszym przykładem na trafność opinii wygłoszonej przez Becka.
Zacznijmy od tego, że dla pohańców trwające tam rozdanie nie jest po prostu kolejną odsłoną dżihadu. Wg hadisów, to właśnie w Syrii rozpocznie się ostateczne zmaganie, finalny konflikt, który zapowiada przyjście mesjasza oraz koniec dziejów. Dla pogan nie jest to zatem zwyczajny kolejny etap budowania światowej ummy, ale mistyczna walka ze złem, w której udział to coś więcej niż tylko współtworzenie internacjonalistycznej ideologii światowego dżihadu, to zapowiedź wielkiej wojny światowej, która jest preludium do czasów ostatecznych i sądu ostatecznego. Dla nich droga do Damaszku pełna jest symboli i znaczeń. Poza ogromnym pragmatyzmem i zręcznością elit Państwa Islamskiego czy Dżabhat an-Nusra, nie tracą one w najmniejszym stopniu tej millenarystycznej optyki w swoich działaniach. Wręcz przeciwnie, jest ona motorem napędowym kalifatu. Powtórzę po raz kolejny: tym gościom przynajmniej o coś chodzi. Przeprowadzają rewolucję religijną o ambicjach globalnych. Czy my w Warszawie wiemy, o co nam chodzi? Czy będąc na drodze do Damaszku, przyjęlibyśmy, upadłszy z konia, to, co dociera do naszych uszu i oczu? Czy może pozostalibyśmy po tym doświadczeniu ślepi na zawsze, nie pojąwszy w ogóle sercem i duszą tego, o co biega?
Geopolityczni ślepcy, których prowadzą nie do wrót miasta, w którym czeka nas ujrzenie rzeczywistości w prawdziwym świetle, ale do bydlęcych wagonów lub do gazu…
Nie wiemy jeszcze, co wyniknie w pełni z fizycznego wejścia rosyjsko-chińskiego, jako gwarantów i stabilizatorów regionu, w Wielki Bliski Wschód, ale można zauważyć, że:
1. Bagno bliskowschodnie służy na razie przede wszystkim dwóm aliantom USA: Izraelowi i Iranowi.
2. Państwo Islamskie – twór parapaństwowy albo państwo nowego typu, podobnie jak Autonomia Kurdyjska w Iraku – to wielka w istocie zwyrodniała odpowiedź, "odwinięcie się" narodu irackiego, swoista iracka rekonkwista bliskowschodnia (PI unifikuje terytoria od lat skonfliktowanych krajów), zdegenerowana, pełna nienawiści odpowiedź w postaci teokratycznej monarchii na to, co pozostało z tego państwa i narodu po jego zniszczeniu przez Amerykę6. Jest również odpowiedzią na próby objęcia Iraku protektoratem perskim lub tureckim.
3. Zarządzalny chaos bliskowschodni, na nieszczęście żyjących tam ludzi, jest doskonałym narzędziem do wygrywania swoich interesów przez Rosję, USA, Chiny, Francję, Iran, Turcję, Saudów, Egipt, Izrael, Katar. Nikt nie ma i nie będzie miał większego powodu dla szybkiej likwidacji tego świetnego źródła zysków politycznych.
4. Nie tylko przede wszystkim Waszyngton, ale i choćby Moskwa traktują PI jako młot na próbujące odbudować swoją strefę wpływów Imperium Osmańskie oraz Wielką Persję.
5. Waszyngtonowi docelowo w perspektywie średnioterminowej chodzi o wywołanie wielkiej wojny sunnicko-szyickiej, doprowadzenie do równoważącej się pełnej rywalizacji turecko-perskiej, do clashu dwóch rosnących regionalnych subimperiów dążących do jak największej suwerenności wewnętrznej, pragnących rozgrywać Bliski Wschód samodzielnie bez udziału graczy spoza regionu. W perspektywie długoterminowej w interesie Waszyngtonu jest trwanie tam ogromnego napięcia, z niejasnymi konsekwencjami, podczas gdy Ameryka może skupić się na Zachodnim Pacyfiku.
6. "Brudna bomba" demograficzna, jako pokłosie implozji regionu Bliskiego Wschodu, czyli wielka Wędrówka Ludów, jako akcja kontaminująca przede wszystkim Niemcy, pokazuje, co czeka państwa, które czują się za pewnie i myślą, że mogą prowadzić polityką bardziej niezależną wobec interesów Moskwy i Waszyngtonu. Dzięki "mniejszościom" muzułmańskim w Europie kalifat bliskowschodni ma duże możliwości destabilizowania porządku europejskiego.
7. Cały region jest zależny od podmiotu zewnętrznego w roli stabilizatora, wcześniej były to Stany Zjednoczone, dziś przejmuje tę rolę Moskwa przy mniejszym, pomocniczym udziale Pekinu. Przed oficjalnym wstąpieniem Moskwy na tamtejszy teatr działań, Kreml pod koniec września br. odwiedzili kolejno: Sisi (koniec sierpnia), Netanjahu, Abbas, Erdogan. Wg mnie, Rosja nie popełni tam żadnego błędu i wykorzysta swoje zaangażowanie w pełny sposób. Bliski Wschód dla Moskwy jest zaledwie etapem prowadzącym do uznania przez Waszyngton partnerskiej, posiadającej globalne interesy Federacji Rosyjskiej.
8. To potworne laboratorium z licznymi aktami ludobójstwa, które nikomu spośród wielkich nie przeszkadzają, jest "biznesowo" połączone z ukraińską akcją w naszym regionie w tym względzie, że jest jedną z kart negocjacyjnych wyłożonych na stół. Te dwa konflikty zastępcze są tłem dla narastającego napięcia chińsko-amerykańskiego nad Zachodnim Pacyfikiem, które najprawdopodobniej zakończy się siłowym rozwiązaniem.
9. Mieszkańcy Donbasu, Ługańska, Aleppo, Kobane, Mosulu, ich los i życie, i nasze życie – miejmy tego świadomość, nie mają żadnego znaczenia w perspektywie planów strategicznych mocarstw, zgodnie ze słowami piosenki:
moja krew
mrożona wysyłana i składana w bankach krwi bankierzy przelewają ją
na tajne konta tajna broń
moją krwią
tajna broń konstruowana aby jeszcze lepiej jeszcze piękniej bezboleśnie ucieleśnić krew
moją krew
wypijaną przez kapłanów na trybunach na mównicach na dyskretnych rokowaniach
moja krew
moja krew
to moją krwią
zadrukowane krzyczą co dzień rano stosy gazet nagłówkami barwionymi krwią
moją krew
wykrztusił z gardła spiker na ekranie liczę ślady
mojej krwi
moją krwią
leciutko podchmielone damy delikatnie przechylają szkło na rautach w ambasadach, tak, to
moja krew
to moją krwią
podpisywano wojnę miłość rozejm pokój wyrok układ czek na śmierć
moja krew…
Pan Nikt
-------------------------------
1. O Nowej Jałcie od kilku lat m.in. ostrzega, pisze i mówi Jacek Bartosiak, jeden z najlepszych polskich analityków.
2. Podobna perwersyjna wspólnota uczuć, oczekiwań i interesów charakteryzowała zawsze stosunek Prus wobec Anglii i Żydów wobec Niemiec.
3. Warto przypomnieć, że Rosja była jedynym zaborcą, któremu po wielkiej wojnie udało się nie tylko odzyskać władztwo nad Polską, ale i nad częścią Niemiec. Rosja opuściła bez jednego strzału Warszawę 15 sierpnia 1915 roku i bez jednego strzału do niej powróciła po 30 latach - 17 stycznia 1945 roku. Myślę, że to geopolityczne apokatastasis nadal jest aktualne.
4. W maju 2013 – na pół roku przed amerykańską akcją w Krainie U – dziennik "Kommiersant" ujawnił treść tzw. Prezydenckiego porozumienia, tj. tajnego posłania Putina do Obamy, w którym Moskwa postulowała dalsze redukcje arsenału nuklearnego – korzystnego dla Rosji – oraz wzmocnienie kontaktów gospodarczych. 22 maja 2013 roku przesłanie zawiózł osobiście do Waszyngtonu i wręczył do rąk własnych Obamy Nikołaj Patruszew – sekretarz kremlowskiej Rady Bezpieczeństwa.
5. W istocie USA i Rosja chciałyby podobnej rzeczy: powrotu do status quo ante, z tą różnicą, że USA pragnęłyby utrzymania swojej hegemonicznej pozycji z lat 1989–2014, zaś Moskwa dąży do dwubiegunowego układu z lat 1945–1989.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!