Silni mówią. Całkiem otwarcie składając sobie oferty, dealując, negocjując, pisząc artykuły, wygłaszając orędzia, walczą o swoje strefy wpływów. Omnium contra omnes. Stół negocjacyjny, kancelarie dyplomatyczne, tajne dagawory stanowią na razie istotę rywalizacji o interesy.
Ich pochodną uboczną są spalone domy, zabite dzieci, strach i cierpienie. Szerokim gestem silni poświęcają mięso ludzkie, ukrywając się przezornie i taktownie za fasadą gier, troską o innych, demokratycznymi hasłami lub prawami człowieka. Chciałoby się powiedzieć: Business as usual, ale nie: niech was nie zwiodą te pozory. Rok 2015, podobnie jak poprzedni rok 2014, przynależy już do pre-war period, do fazy przygotowawczej przed wielką rozgrywką: fazą war period, i widać to wyraźnie, wielcy tego świata bowiem zajmują już pozycję i budują nowe sojusze, tak aby skuteczniej wyprowadzić pierwszy cios i samemu ponieść jak najmniejsze straty. Nie. To nie Business as usual, ale okres burzy i naporu. Naszym nieszczęściem jest z kolei to, że Polska nie zadaje w sposób podmiotowy pytań ani nie potrafi wyartykułować na nie w żaden sposób dobrych samodzielnych odpowiedzi. I to pamiętajmy. Ten degresywny parabyt, ta implozyjna struktura jest skazana na dalsze schodzenie w kierunku głębokiej nieważności w strukturze międzynarodowej. Cenę za to poniesiemy my wszyscy i żadnym pocieszeniem nie będzie to, że całą odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponoszą ci, którzy od 1989 roku współtworzą tę hybrydę zakłamanej dumy i prawdziwego upadku.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!