Przypomniał mi się stary, wyświechtany dowcip, kiedy zahukany mąż dominującej go, despotycznej małżonki, w pewnym momencie zebrał się na odwagę i zapytał: "Kto tu, w tym domu, rządzi?". Moment później, kiedy małżonka zmierzyła go groźnym wzrokiem, dodał: "A czy wolno się zapytać?".
W tym wypadku jestem ja, potulny obywatel amerykański, pomny potęgi mego państwa, popartej przez przynajmniej milion tajnych agentów różnych służb bezpieczeństwa, nie mówiąc już o "dronach", czyli latających robotach, które na razie ubijają innowierców, ale po łatwym przeprogramowaniu mogą namierzyć takich jak ja, czyli tych, którzy zadają kłopotliwe pytania w rodzaju: A kto tu właściwie rządzi? Nie omieszkam dodać, że to pytanie trapi mnie od dawna i mam wątpliwości, czy nasi potentaci w administracji, w wojsku, w bankach i przemyśle, znają na nie odpowiedź.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!