farolwebad1

A+ A A-

Miłość jak płomień...

Oceń ten artykuł
(1 Głos)

Jakie ma znaczenie polskie harcerstwo na obczyźnie? Chodzi przede wszystkim o wychowanie człowieka i Polaka, a to jest misja niebagatelna i jak się okazało w ciągu wielu lat – owocna, bo niezwykle silne polskie harcerstwo w Kanadzie wychowało Polonii wielu liderów i wybitnych działaczy. Pamiętam obchody złotego jubileuszu Chorągwi Harcerzy ZHP w lipcu 2003 r. na Kaszubach Ontaryjskich. Było bardzo uroczyście, poświęcono nowy sztandar, a uwagę moją zwrócił wielki portret bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego, umieszczony w centralnym miejscu obchodów. Nic dziwnego, jest on przecież patronem polskiego harcerstwa!


•••


frelichowskiNiełatwo pisać o człowieku świętym czy błogosławionym. Lubimy bohaterów zmagających się z sobą i z losem, mających swoje wzloty i upadki – a tu raptem mamy do czynienia z kimś, kto pokonał wszystkie ludzkie słabości, osiągnął wielkość bez skazy – i co więcej, okazał się człowiekiem z krwi i kości, a nie wydumaną postacią z książki czy filmu. Żył krótko: 32 lata, a II wojna światowa zamknęła jego pobyt na ziemi nieodwołalną datą: 22 lutego 1945...


Warto prześledzić jego losy, a pochodził z Pomorza, urodził się dokładnie 100 lat temu w niewielkim miasteczku Chełmża, dokąd zajrzałam kiedyś, idąc jego śladami, urzeczona skromną i cichą wielkością tego bohatera naszych czasów.
Stefan Wincenty Frelichowski,bo o nim tu mowa, zwany przez bliskich i przyjaciół popularnie Wickiem, wyrósł w rodzinie mieszczańskiej o profilu rzemieślniczym. Ojciec, Ludwik, był mistrzem w dziedzinie piekarnictwa, człowiekiem spokojnym i pracowitym. Piętrowa kamienica, w której mieszkała 8-osobowa rodzina, obdarzona sześciorgiem dzieci, z frontu miała sklep piekarniczy i cukiernię, a na podwórku piekarnię. W domu rządziła mama, Marta z Olszewskich, kobieta mądra i bogobojna. Tak organizowała życie rodzinne, że wszyscy wzajemnie sobie pomagali. Często po kolacji zbierano się na śpiewanie, nierzadko ze znajomymi, dom był otwarty, chętnie przyjmowano gości – wspominała w rozmowie ze mną Marcjanna Kaczkowska, jedyna z rodzeństwa ks. Wicka, którą gdy odwiedziłam Chełmżę przed laty, zastałam przy życiu. Mówiła, że przed snem zawsze wspólnie się modlono. Nie było miłości rodzinnej na pokaz, ale ta harmonijna, uczuciowa wielodzietna rodzina nauczyła przyszłego księdza umiejętności życia w zespole, społecznego podejścia, a przede wszystkim – radości życia.


•••


Harcerstwo, z którym związał się w latach szkolnych, też miało wielki wpływ na ukształtowanie jego charakteru. W 1927 Wicek wstąpił do 24. Pomorskiej Drużyny Harcerskiej im. Zawiszy Czarnego. Przeszedł wszystkie stopnie harcerskie i instruktorskie – do Harcerza Orlego i podharcmistrza w 1934, a w rok potem – Harcerza Rzeczypospolitej.
Praca w harcerstwie wyrobiła w nim zręczność, umiejętność pokonywania trudności, gotowość niesienia pomocy innym. Wesoły, serdeczny, miał zawsze w głowie tysiące pomysłów, uwielbiał wędrówki, obozy... Ale chciał – jak pisał w swoim pamiętniku, wydanym obecnie w formie książkowej – aby "drużyna dawała swoim członkom coś więcej, niż samą karność i trochę wiedzy polowej i przyjemne obozy – lecz dawałaby im pełne wychowanie obywatela znającego dobrze swoje obowiązki dla ojczyzny...".
Prawdziwie zapatrzony był w ideę harcerstwa – tę, jak mówił, "najdziwniejszą, ale najlepszą ideę harcerstwa: wychowanie młodzieży przez młodzież". Pisał o tym w Pamiętniku w 1930 roku: "Wierzę mocno, że państwo, którego wszyscy obywatele byliby harcerzami, byłoby najpotężniejsze ze wszystkich. Harcerstwo bowiem, a polskie szczególnie, ma takie środki, pomoce, że kto przejdzie przez jego szkołę – to jest typem człowieka, jakiego nam teraz potrzeba".


•••


Powoli kiełkowała w nim myśl zostania księdzem. Najpierw uczynił takie przyrzeczenie w obliczu śmiertelnej choroby brata. Brat umarł, a jego ta myśl nie opuściła. Decyzja nie była łatwa. Tak pisze o tym w swoim Pamiętniku:
"Jak cudownie, jak pięknie nęci mnie świat. Dopiero po maturze on mi się objawił. Byłem sympatyczny, byłem zdolny, wszystkie drogi miałem otwarte. Przyszłość uśmiechała się mi wszystkimi promieniami tęczy. A oprócz tego dał mi jeszcze świat poznać, czym jest miłość, miłość pierwsza, młodzieńcza. Nie miłość ciał, nie zmysłowość, a przyjaźń duchowa".
Agnieszka – bo tak brzmiało imię dziewczyny tego pierwszego, niewinnego zapatrzenia Wicka – uszanowała jego wolę, choć obojgu serce się krajało. (...) Pod datą 10 sierpnia 1931 roku zapisał twardo w Pamiętniku: "Zdecydowałem się krótko, po żołniersku, wstąpić nieodwołalnie do seminarium". Nie widział dla siebie innej drogi. A gdy już studiował w seminarium, zapisał m.in.: "Chcę posiadać wiarę św. Piotra, mądrość św. Pawła, ale serce muszę mieć św. Jana, serce czyste, niewinne. Muszę być kapłanem wedle serca Jezusa".Tej dewizie był wierny w każdym działaniu.
Kończy seminarium duchowne w Pelplinie i zostaje kapelanem i sekretarzem osobistym biskupa Stanisława Okoniewskiego. Tu najpewniej czekała go kariera, ale on pragnął pracować z dziećmi i młodzieżą. W 1938 zostaje wikarym w parafii Wniebowzięcia NMP w Toruniu. (...)
Jako wikary potrafi tak ożywić Msze św. dla dzieci (odprawiane wówczas po łacinie tyłem do wiernych), iż uważa się, że o 30 lat wyprzedził Sobór Watykański II. A na Pierwszą Komunię wszystkie dzieci poleca ubrać w jednakowe sukienki liturgiczne – nie chce, by widać było różnice w zamożności i ubóstwie dzieci. Z młodzieżą urządza wycieczki za miasto, gra w piłkę z ministrantami, z każdym zagada – i nadal wszędzie go pełno. (...)


•••


Ale wybucha wojenna zawierucha – i szybko przyszedł ten ponury dzień 18 października 1939, gdy aresztowanych zostało trzech wikarych kościoła NMP w Toruniu. Dwóch rychło zwolniono, a ks. Frelichowski już nigdy nie powrócił do swej parafii. (...) Jak się dowiedziałam podczas mojej wędrówki po Chełmży, ks. Wicek mógł się uratować, bo przyjaciele zaplanowali ucieczkę dla niego. Rozmawiałam z kobietą, która podczas wojny była jeszcze dziewczynką, córką znajomej Frelichowskich. Na wieść o grożącym wikaremu aresztowaniu matka wysłała ją do niego z zapakowanym cywilnym ubraniem i prośbą, by natychmiast uciekał w przebraniu. Ksiądz Wicek podziękował dziewczynce, ale nie przyjął pakunku. Spokojnie powiedział, że Bóg wybrał dla niego inną drogę... (...)


•••


Nastał teraz dla ks. Frelichowskiego czas prawdziwie wielkiego heroizmu. Najpierw Fort VII w Toruniu, gdzie dla więźniów warunki były wyjątkowo fatalne i wykańczające. Mimo surowych zakazów od razu zabrał się do organizowania tajnego duszpasterstwa. Poszczególnym izbom sekretnie przydzielał księży, w niedziele urządzał w prawie każdej izbie tzw. suche Msze św. recytowane, wygłaszał po kryjomu kazania, pogadanki religijne, przygotowywał potajemne wieczornice. A jak "konspiracyjnie" spowiadał! (...) Załatwił nawet dla podniesienia nastrojów "zakład fryzjerski": skombinował nożyczki, mydło, przybory do golenia. Chciał, aby więźniowie nabrali większej godności i otuchy. Stał się duszą życia nie tylko religijnego, ale i codziennego bytowania w tym wstępnym obozie, gdzie dane mu było jeszcze przez moment zobaczyć z bliska, podczas widzenia, matkę i siostrę Marylę. (...)


•••


Stąd jego męczeńska droga wiodła do obozu przejściowego w Nowym Porcie w Gdańsku i do Stutthofu. Dziesiątkowały uwięzionych nie tylko obozowe egzekucje, ale i choroby, ciężka praca, wyniszczające zimno... I ten upiorny obóz również był dla ks. Wicka, podczas jego krótkiego pobytu, jakby wielką parafią (...). Zdobył się nawet na czyn zupełnie niezwykły: zorganizował w Wielki Czwartek i w Wielką Niedzielę 1940 roku uroczyste Msze św.: skombinował skądś dwie pszenne bułki, zawinięte w białą płócienną chustkę, i prawdziwe hostie oraz wino mszalne, przemycone przez któregoś z księży. Tak, on umiał "łapać Boga za nogi" nawet w tym przeklętym, złowieszczym miejscu, jakim był Stutthof! (...)


•••


Gdy przebywał w kolejnym obozie, Sachsenhausen-Oranienburg, przyszły nań szczególnie ciężkie czasy: zawziął się bowiem na niego blokowy, kryminalista i sadysta Hugo Krey, który wykończył już niejednego więźnia. Dla śmiechu uczynił Wicka swym "biskupem" i kazał go wygolić, pozostawiając na szyderstwo specjalną "piuskę" z włosów. Naigrawał się z niego, a Wicek znosił to cierpliwie, rzekłabym pogodnie, pełen wewnętrznego uciszenia i równowagi ducha, czego Hugo nie mógł znieść. Zapędzał go do pracy w kostnicy jako nosiciela zwłok zmarłych i zamordowanych. (...) W końcu Wicek podbił sadystycznego Kreya swą otwartością i pełną miłości postawą. A ów Krey niedługo potem zginął marnie – powiesił się lub został powieszony przez samych Niemców...
W grudniu 1940 roku był już ks. Wicek w Dachau, z którego Niemcy uczynili główne skupisko duchowieństwa z całej Europy. (...) Zorganizował w Dachau prawdziwy "Caritas" dla tych, co nie otrzymują paczek. Na rewirze w bloku chorych miał punkt kontaktowy, a także w trupiarni. Wielu jemu zawdzięczało przetrwanie. Sam w latach 1943–44, gdy można już było więźniom przesyłać paczki, otrzymywał w nich chleb, w którym przemycane były komunikanty, a nawet buteleczki z winem mszalnym. W bloku księży przechowywany był Najświętszy Sakrament. (...)


•••


W 1944 roku nastała w obozie epidemia tyfusu plamistego. Władze obozowe nie próbowały z nią nawet walczyć. Poprzestały na odizolowaniu zarażonych baraków. Chorzy przebywający w nich skazani zostali na wymarcie. Niebawem wymarł tam cały personel – blokowi, izbowi, nie miał kto rozdzielać chorym brukwi z kuchni. Przeludnienie było straszliwe – 2000 w jednym! Te cyfry mówią same za siebie: jednocześnie odizolowanych było 12 tys. chorych.
I do tych cuchnących żywych trupów przedostawał się ks. Frelichowski. Przedzierał się przez drut kolczasty, omijał straże, przeczołgiwał się przez okno. Odwiedzał ich codziennie, niosąc też zebraną skądś żywność, cudem uzbierane leki. Posługiwał im wśród brudu, odoru i kału. (...)


•••


Sam poniósł śmierć w tej niezwykłej, heroicznej posłudze: zaraził się tyfusem, co było do przewidzenia. Umierał 23 lutego 1945, na kilka miesięcy przed wyzwoleniem. Odchodził w opinii świętości – to czuli wszyscy współwięźniowie. Obecni księża poprosili jednego z więźniów – studenta przedwojennej medycyny, Stanisława Bieńkę – by wypreparował kostki palców prawej ręki Wicka. Sporządził on też negatyw jego maski pośmiertnej, a potem odlew maski pośmiertnej, w której zagipsował jeden z palców prawej ręki umarłego. A drugi zagipsował tak, że przypominał kawałek kredy, który zachował współwięzień, ks. Bernard Czapliński. Rysunek Wicka w trumnie wykonał młody ksiądz, też współwięzień.
Jak to – spytacie – w Dachau pochówek w trumnie? Otóż i tam zdarzyło się coś takiego, co było absolutnym ewenementem: pozór pogrzebu przed wysłaniem zwłok do krematorium. W tym jedynym przypadku władze obozowe złamały obowiązującą praktykę i pozwoliły wystawić zwłoki na widok publiczny w wyłożonej białym prześcieradłem skromniutkiej, skleconej z desek skrzynce, imitującej trumnę...
Ktoś (kto?) rzucił do trumny kwiat... I tak żegnano tego, co do którego wszyscy podświadomie czuli, że zostanie w przyszłości uznany za świętego. Współwięźniowie wykonali nawet księgę pamiątkową i wpisali swe wspomnienia o nim i jego wiersz. (...)


Wszystkie pamiątki po Wicku, a także jego relikwie przywiózł do Polski ks. Bernard Czapliński, współwięzień, późniejszy biskup pomocniczy diecezji chełmińskiej. Relikwie ofiarowane zostały Seminarium Duchownemu w Pelplinie, Seminarium Duchownemu w Toruniu, noszącemu imię ks. Frelichowskiego, harcerzom hufca ZHP Toruń, Kapelanowi naczelnemu ZHR, Katedrze Polowej Wojska Polskiego w Warszawie, rodzinnej Chełmży... A na ołtarze wyniósł go podczas nabożeństwa odprawianego w 1999 roku na toruńskim lotnisku Jan Paweł II. Powiedział wtedy do harcerzy: "Niech on stanie się dla was patronem, nauczycielem szlachetności, orędownikiem pokoju i pojednania". I tak się stało.
Mała Chełmża na Pomorzu jest dziś miejscem pielgrzymek do domu, w którym mieszkał. Śladami ks. Wicka odbywają się pielgrzymki i do Torunia, gdzie w sanktuarium NMP znajduje się jedyny w swoim rodzaju jego "grób kości palców". O źródłach jego wielkiego charyzmatu najtrafniej wyraził się ks. biskup E. Piszcz (też współwięzień obozowy), gdy określił go jako: "radosnego dawcę, którego Bóg miłuje". Inni księża – współwięźniowie – nazwali go "płomieniem Bożym", "drogowskazem", "olbrzymem, przykładem Gigantów"... (...)


W tym roku mija setna rocznica jego urodzin, 10. rocznica ogłoszenia go patronem polskich harcerzy, a 75. rocznica mianowania kapelanem Chorągwi Pomorskiej ZHP – w związku z czym Rada Naczelna ZHP w listopadzie ubiegłego roku ogłosiła rok 2013 "Rokiem bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego – patrona polskich harcerzy".
A dzisiejsi młodzi harcerze, występujący w krótkim filmie o nim, który znalazłam w Internecie na YouTube, mówili po prostu, że ks. Wicek fascynuje ich, bo "obchodzili go inni ludzie"i "starał się o drugiego".
Tak, w naszej cywilizacji technokratycznej, cechującej się wybujałym egoizmem jednostki, musimy starać się wrócić do tych prostych, podstawowych pojęć, takich jak: co to znaczy umieć dostrzec obok siebie drugiego człowieka...?


Krystyna Starczak-Kozłowska


Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!

Zaloguj się by skomentować

Turystyka

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

O nartach na zmrożonym śniegu nazyw…

O nartach na zmrożonym śniegu nazywanym ‘lodem’

        Klub narciarski POLMEDEN przy Oddziale Toronto Stowarzyszenia Inżynierów Polskich w Kanadzie wybrał się 6 styczn... Czytaj więcej

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwo…

Moja przygoda z nurkowaniem - Podwodne światy Maćka Czaplińskiego

Moja przygoda z nurkowaniem (scuba diving) zaczęła się, niestety, dość późno. Praktycznie dopiero tutaj, w Kanadzie. W Polsce miałem kilku p... Czytaj więcej

Przez prerie i góry Kanady

Przez prerie i góry Kanady

Dzień 1         Jednak zdecydowaliśmy się wyruszyć po raz kolejny w Rocky Mountains i to naszym sta... Czytaj więcej

Tak wyglądała Mississauga w 1969 ro…

Tak wyglądała Mississauga w 1969 roku

W 1969 roku miasto Mississauga ma 100 większych zakładów i wiele mniejszych... Film został wyprodukowany aby zachęcić inwestorów z Nowego Jo... Czytaj więcej

Blisko domu: Uroczysko

Blisko domu: Uroczysko

        Rattray Marsh Conservation Area – nieopodal Jack Darling Memorial Park nad jeziorem Ontario w Mississaudze rozpo... Czytaj więcej

Warto jechać do Gruzji

Warto jechać do Gruzji

Milion białych różMilion, million białych róż,Z okna swego rankiem widzisz Ty…         Taki jest refren ... Czytaj więcej

Prawo imigracyjne

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

Kwalifikacja telefoniczna

Kwalifikacja telefoniczna

        Od pewnego czasu urząd imigracyjny dzwoni do osób ubiegających się o pobyt stały, i zwłaszcza tyc... Czytaj więcej

Czy musimy zawrzeć związek małżeńsk…

Czy musimy zawrzeć związek małżeński?

Kanadyjskie prawo imigracyjne zezwala, by nie tylko małżeństwa, ale także osoby w relacji konkubinatu składały wnioski  sponsorskie czy... Czytaj więcej

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Czy można przedłużyć wizę IEC?

Wiele osób pyta jak przedłużyć wizę pracy w programie International Experience Canada? Wizy pracy w tym właśnie programie nie możemy przedł... Czytaj więcej

Prawo w Kanadzie

  • 1
  • 2
  • 3
Prev Next

W jaki sposób może być odwołany tes…

W jaki sposób może być odwołany testament?

        Wydawało by się, iż odwołanie testamentu jest czynnością prostą.  Jednak również ta czynność... Czytaj więcej

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY…

CO TO JEST TESTAMENT „HOLOGRAFICZNY” (HOLOGRAPHIC WILL)?

        Testament tzw. „holograficzny” to testament napisany własnoręcznie przez spadkodawcę.  Wedłu... Czytaj więcej

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TE…

MAŁŻEŃSKIE UMOWY O NIEZMIENIANIU TESTAMENTÓW

        Bardzo często małżonkowie sporządzają testamenty razem (tzw. mutual wills) i czynią to tak, iż ni... Czytaj więcej

Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.