- Jagoda, a ty kim będziesz? – zapytał Michał, gdy wychodzili ze szkoły.
- Aniołem – odpowiedziała zdecydowanie ośmioletnia dziewczynka w zielonej czapeczce.
Pod bramę szkoły podjechał samochód. Jagoda pożegnała się z Michałem i czym prędzej pobiegła do mamy.
Dzisiaj Jagoda miała wyjątkowo dużo do powiedzenia mamie. Pani w szkole opowiadała o tradycji kolędowania. Zaraz po lekcji dzieci postanowiły, że będą w tym roku kolędować. Michał pierwszy oświadczył, że przebiera się za diabła. Jego brat bliźniak – Piotrek też chciał być diabłem, ale w końcu ustalili, że Piotrek przebierze się za śmierć. To nawet bardziej mu się podobało. Jagody koleżanka z ławki – Asia – przypomniała sobie, że widziała w domu na strychu gwiazdę. Jej tata mówił, że to jeszcze z czasów, gdy sam kolędował. Maciek, najwyższy w klasie, najbardziej chciał być turoniem, ale jeśli okazałoby się to niemożliwe, obiecał przebrać się za pastuszka.
Mama Jagody uważnie słuchała opowieści o planach córki. Dzieci chciały kolędować za trzy dni, żeby mieć choć trochę czasu na przygotowanie strojów i szybkie powtórzenie repertuaru. Wcześniej, na lekcjach muzyki, uczyły się gry niektórych kolęd na flecie. Teraz ta umiejętność mogła okazać się wyjątkowo przydatna.
Mama słuchała i rósł jej niepokój o Jagodę. Nie tylko o Jagodę, ale też o Michała, Piotrka, Asię i Maćka. W końcu dzieci chodziły dopiero do drugiej klasy. A zapału do kolędowania miały tyle, że dałyby radę obejść całe miasteczko. Nie chciała jednak zabraniać córce kontynuowania tradycji. Pamiętała, jak sama kolędowała w dzieciństwie, ile było przy tym radości i zabawy. Mama uśmiechała się do wspomnień.
Wieczorem zadzwoniła do rodziców pozostałych dzieci. Podzielali jej obawy. I wtedy mama Jagody wpadła na genialny, jak jej się zdawało, pomysł. W roli opiekuna małych kolędników pójdzie Staś – starszy o kilka lat brat Jagody. Po podjęciu takiej decyzji rodzice mogli w spokoju zacząć myśleć o strojach dla swoich pociech.
Staś, gdy tylko wszedł do domu, wyczuł, że coś się święci. Zdawało mu się, że mama patrzy na niego jakoś dziwnie. Ale przecież poprawił ostatnio jedynkę z polskiego, i to nie byle jak, bo aż na czwórkę, a najbliższe zebranie rodziców miało być za trzy tygodnie.
– Jesteś już dużym, odpowiedzialnym chłopcem, Stasiu – zaczęła mama – zaopiekujesz się siostrą.
Jak się zaraz okazało, nie tylko siostrą, ale też czwórką jej szkolnych przyjaciół spragnionych kolędowania. Mama nawet nie chciała słuchać o możliwości doglądania dzieci przez lornetkę z drugiego końca ulicy. Jagoda patrzyła na brata błagalnym wzrokiem. W końcu Staś uległ, ale pod jednym warunkiem: będzie miał takie przebranie, żeby na pewno nikt go nie rozpoznał.
I tak, Staś został przebrany za pastuszka. Miał długi, wywrócony na lewą stronę kożuch taty, jakąś kędzierzawą perukę, sztuczną, odpowiednio gęstą brodę i opadającą na oczy czapkę-uszankę po dziadku. Całości stroju dopełniała oryginalna zakopiańska ciupaga.
Trzeba przyznać, że rodzice wszystkich dzieci stanęli na wysokości zadania. Stroje były pomysłowe, a umiejętności śpiewania kolęd (Michał, jako najbardziej w tym kierunku uzdolniony, miał przygrywać na flecie) wyćwiczone na tyle, na ile czas pozwolił. Dzieci śpiewały całkiem równo i znały słowa, a jakby czegoś zapomniały, Staś miał im podpowiadać.
Ludzie zaskoczeni otwierali drzwi. Mieli sentyment do kolędników, przypominało im się własne dzieciństwo. Hojnie dawali dzieciom słodycze, jedna pani poczęstowała je nawet ciastem domowej roboty i ciepłą herbatą. Oczywiście zdarzały się też domy, w których kolędnicy nie byli mile widziani. Na szczęście należały one do mniejszości, więc zapał w dzieciach nie gasł.
Staś zawsze trzymał się z tyłu. Gdy przechodzili obok domu któregoś z jego kolegów, rozglądał się uważnie i mocniej naciągał czapkę na oczy. Często spoglądał na zegarek. Kolęd nie śpiewał, udawał tylko, odpowiednio ruszając ustami. Ale nikt nie zwrócił na to uwagi.
W ostatnim domu, który mieli odwiedzić, mieszkała starsza pani Helena. Od dawna ciężko chorowała, a ostatnio chodziły słuchy, jakoby jej stan się pogorszył.
Jagoda nieśmiało nacisnęła dzwonek. Kolędnicy musieli poczekać dłuższą chwilę, wydawało im się, że pani Helena nie otworzy. Ale wtedy w drzwiach pojawiła się blada staruszka w szlafroku i ciepłych kapciach.
– Chodźcie dzieci, myślałam, że dziś już nikt nie kolęduje – zaprosiła ich do środka.
Z uśmiechem wysłuchała śpiewu małych kolędników. Nie miała nic, czym mogłaby ich poczęstować, ale opowiedziała, jak będąc małą dziewczynką, chodziła z kolędnikami, choć ledwo pamiętała słowa kolęd. Dzieciom trudno było wyobrazić sobie panią Helenę jako małą dziewczynkę. Dziś starszą panią męczył kaszel, widać było, że ma gorączkę.
Staś uważał, że opowieści starszych ludzi są nudne. Dziwił się dzieciom, że tak uważnie słuchają sentymentalnych historii pani Heleny. On przysiadł gdzieś z tyłu i dyskretnie bawił się telefonem komórkowym. Przezornie wyłączył głos. Dostał nawet smsa od Kuby z zapytaniem, gdzie jest, i propozycją, żeby do niego wpadł. Biedny Staś nie mógł przecież napisać, że kolęduje z siostrą i jej przyjaciółmi. Odpisał, że nie może teraz przyjść do Kuby, ponieważ pomaga mamie wieszać firanki.
Gdy wracali do domu, niebo było gwiaździste. Mróz szczypał w dziecięce nosy. Wszyscy po kolei rozchodzili się do domów, tak że w końcu Staś i Jagoda szli sami. Nagle zobaczyli spadającą gwiazdę.
– Pamiętasz Stasiu, babcia mówiła, że gdy spada gwiazda, to znaczy, że ktoś umiera... – przypomniała sobie Jagoda.
Stasiowi dreszcze przeszły po plecach, wydawało mu się, że gwiazda spadła nad domem pani Heleny. Staruszka tak się dzisiaj źle czuła, a on jeszcze udawał, że dla niej śpiewa, a potem ignorował jej opowieści, pisząc smsy do kolegów. Czyżby właśnie stało się najgorsze... Staś miał wyrzuty sumienia, wstydził się swojego zachowania. Ale nie powiedział o tym nikomu.
Przez następne dni ukradkiem przysłuchiwał się rozmowom dorosłych, chcąc dowiedzieć się czegoś o pani Helenie. Ale nie dowiedział się niczego, a martwił się jej stanem zdrowia. Musiał wiedzieć, jak starsza pani się czuje. W końcu postanowił odwiedzić ją ponownie.
Nie wiedział, czy pani Helena go pozna. A jeśli wtedy, podczas kolędowania, wszystko widziała i teraz będzie się na niego złościć... Staś stał przy furtce i czuł, jak zaczyna go boleć brzuch ze strachu. Ale zebrał wszystkie siły i nacisnął dzwonek. Drzwi otworzyły się prawie natychmiast, jakby pani Helena wiedziała, że chłopiec czeka pod furtką i boi się zadzwonić.
– Chodź Stasiu, zaraz będzie herbata. Czekałam na Ciebie – zaprosiła go do środka. W głębi domu słychać już było gwizd czajnika.
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!