Mam przed sobą "Niedzielę" z datą 4 listopada 2012, a w niej rozmowę z p. Antonim Krauzem, reżyserem filmowym, o filmie i o Fundacji o tej samej nazwie – "Smoleńsk 2010".
Fundacja została powołana głównie w tym celu, aby zebrać fundusze na realizację tego filmu, jej adres: Fundacja "Smoleńsk 2010", ul. Batuty 7c m. 1004, 02-743 Warszawa. W Radzie Fundacji zasiadają m.in. Andrzej Chodakowski, Bronisław Wildstein i Marek Nowakowski.
Robocza nazwa tego filmu – "Smoleńsk 2010" – zapewne jeszcze ulegnie zmianie. Przypomnę tylko, że od samego początku tej tragedii propagandziści forsowali termin – Smoleńsk, pod Smoleńskiem itp., byle tylko nie wiązać tej tragedii ze zbrodniami katyńskimi 1940 r. I z tym, że celem tego tragicznego lotu nie był przecież Smoleńsk, tylko Katyń – obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskich.
Po przeczytaniu tego tekstu zacząłem się zastanawiać, jaki powinien być tytuł tego filmu. Jestem trochę bezczelny, bo nikt, chyba nawet jeszcze sam reżyser, nie wie, co to będzie za film, więc trudno już mówić o jego tytule. Mój "zapał" do tych rozważań wziął się stąd, że bardzo mi się nie spodobała robocza nazwa "Smoleńsk 2010".
Smoleńsk, 10 kwietnia 2010 rok – to są, jak by powiedział matematyk, jakieś punkty osobliwe w przestrzeni wydarzeń ostatnich kilku lat. I mam nadzieję, że ten film będzie o tej całej koszmarnej, tragicznej przestrzeni, a nie tylko o jej punktach osobliwych.
Być może tytuł tego filmu mógłby brzmieć "Zbrodnia narodowa…". Ale myślę, że tragedia jest lepszym określeniem, bo bardziej ogólnym. Bo przecież nie tylko zginęło 96 osób, ale jeszcze przed 10 kwietnia i po 10 kwietnia 2010 miało miejsce wyniszczanie Polski i Polaków w niezwykle szerokim zakresie, i niestety niezwykle skuteczne, i trwa do dziś.
Zacząłbym od tzw. transformacji ustrojowej. Dla mnie cały ten proces to nie transformacja, lecz deformacja, i to nie tylko ustrojowa. Jest to deformacja wielowektorowa, jak by powiedział matematyk, bo dotyczy właściwie każdej dziedziny naszego życia. (Na marginesie tylko dodam, że w dzisiejszych czasach demokracja ma również za zadanie deformację czyli zniekształcanie państw i narodów.)
Gdzie są dzisiaj polskie stocznie, polskie huty? To deformacja gospodarcza. Gdzie są dzisiaj polskie banki? To deformacja finansowa. Gdzie są dzisiaj polskie szkoły i wyższe uczelnie oraz jaki jest poziom dzisiaj polskiej edukacji i nauki? Ta deformacja obejmuje szerzej całą polską kulturę. Gdzie są polscy dziennikarze? Ktoś zaproponował niedawno, aby na tzw. dziennikarzy głównego ścieku używać terminu nocnikarze. Gdzie są polscy parlamentarzyści? Przecież taka postać jak p. Niesiołowski to czołowy deformator polskiego parlamentu i zarazem "okazały" owoc tej deformacji.
I tak można by wymieniać dziedzinę po dziedzinie, i nigdzie nie można mówić o postępie, o poprawie, a raczej wszędzie o deformacji.
A co powiedzieć o tych wszystkich, których określamy jeszcze, też fałszywym terminem, dlatego ujmuję go w cudzysłów, jako "demokratycznie wybrana władza"? Już nie mówię o tym, żeby można było ich nazywać patriotami, nawet Polakami, ale przecież tam nawet ciężko odnaleźć jakieś fragmenty człowieczeństwa. Weźmy tylko pod uwagę ostatnie debaty w sprawie aborcji czy in vitro. A stosunek tych ludzi do tragedii narodowej z 10 kwietnia 2010 roku?
Przed chwilą przeczytałem w Internecie, że na powtórnym pogrzebie śp. ostatniego prezydenta Rzeczypospolitej na Uchodźstwie, p. Ryszarda Kaczorowskiego, zabrakło czołowych reprezentantów "demokratycznie wybranych władz". Zabrakło im i odwagi, i kultury. Ale to, moim zdaniem, dobrze, że ich tam nie było. Bo tam, gdzie są patrioci, gdzie spotykają się Polacy, tam już dla nich miejsca nie ma. A gdzie się podziała prawda, sprawiedliwość itd. itd.? Przecież dzisiaj nawet gdyby ktoś naprawdę popełnił samobójstwo, bez cudzysłowu, bez "pomocy osób trzecich", to nawet sam tow. Urban czy p. Tusk w to nie uwierzy.
Taką to mamy przestrzeń życia w Polsce. Taką to mamy powszechną deformację państwa i narodu. A przecież nie wspomniałem jeszcze o Kościele katolickim w Polsce.
Toż to jest po prostu tragedia tego narodu, która się przecież jeszcze nie zakończyła. Która ciągle trwa. Raz, dlatego, że te tzw. "demokratycznie wybrane władze" mają jeszcze wiele do zdeformowania. A po drugie, dlatego, że tzw. naród polski razem z Kościołem katolickim im na to zezwala. Nie potrafi powiedzieć, jak to jeszcze dobrze pamiętamy – non possumus – ani kroku dalej, złoczyńcy, zdrajcy i złodzieje.
I dlatego całość tych wydarzeń, moim skromnym zdaniem, lepiej oddaje określenie – tragedia narodowa. Mam nadzieję, że film też będzie mówił nie tylko o zamordowaniu 96 osób.
A może jeszcze lepszym tytułem jest po prostu "Tragedia narodowa w drodze do Katynia: 1940–2010 – ????", bez żadnego Smoleńska. Ta droga w tytule też jest długa i szeroka, i symboliczna. I mam nadzieję, że niebawem się… urwie.
Kiedy? Bóg jeden wie.
Emanuel Czyżo
Toronto
Dalsza część artykułu dostępna po wykupieniu subskrypcji. Kup tutaj!