No to jak to jest?
Przy okazji najnowszej dyskusji prowadzonej w Polsce falsetem po prawej stronie w związku z zestawieniem na "pewnym plakacie" dat 13 grudnia – wprowadzenia stanu wojennego, i 13 grudnia – podpisania Traktatu lizbońskiego, w którym Polska zrzekła się swej suwerenności – z powodu troski o własne zdrowie umysłowe pozwolę sobie zapytać, no to jak to jest?
Jest dzisiaj Polska niepodległa, czy nie jest? A jeśli nie jest, to – znów zupełnie bez emocji spytam – jaki jest stopień jej suwerenności? Na co sobie może pozwolić, a na co nie? Wielkiego rozeznania w sprawach nawy państwowej nie mam, ale z mojej skromnej wiedzy wynika, że jeśli na coś, to na kiwanie palcem w bucie.
Idź precz!
Jakoś tak się składa, że rzeczy, które mnie denerwują, nie ustępują łatwo. Jednym z pańszczyźnianych spadków w polskiej debacie publicznej jest używanie podziału władza/społeczeństwo.
W dawnych czasach peerelu mowa była nawet o "negocjacjach władzy ze społeczeństwem" i podpisywaniu porozumień.
Obraz taki zakłada, że mamy jakiegoś bliżej nieokreślonego suwerena, który nie wiedzieć dlaczego (można się domyślać) pełni funkcję władzy, no i mamy społeczeństwo, które nie wiedzieć czemu (można się domyślać) takiej władzy musi podlegać.
Kiedy myślę o 13 grudnia...
"13 grudnia roku pamiętnego dowalił Jaruzel z buta wojskowego..." Kto dzisiaj pamięta, kto się zastanawia nad minionymi doświadczeniami, skoro mamy, ponoć, suwerenną Polskę, w której nie ma już sowieckiej armii, demokracja kwitnie i wszystko jest... cacy?! Kto pamięta ogromną nadzieję, jaka nam wówczas towarzyszyła po Sierpniu '80 roku, i rozpacz, kiedy reżim Jaruzelskiego wypowiedział narodowi wojnę...
Późniejsze popuszczanie łańcucha, na którym nas trzymano, powolne rozluźnianie pętli na szyi, abyśmy się zbytnio nie zachłysnęli wolnością, a której, tak do końca, nigdy naprawdę nie było i chyba nie ma po dzień dzisiejszy – przygotowywało nas do tzw. transformacji. Czyli takiego poprowadzenia spraw, aby czerwonym nie stała się krzywda, a posłuszna tzw. opozycja dorwała się do korytka i ustawiła w nowo-starej rzeczywistości.
Zwycięstwo Irka Kuśmierczyka!
Nie było łatwo, tym bardziej że na co dzień Irek Kuśmierczyk nie mieszka w okręgu 7... ale już zapowiedział, że rozejrzy się za domem w tej okolicy.
Jak przewidywałem (Irek Kuśmierczyk na radnego, "Goniec", 29 XI – 5 XII 2013), frekwencja była niska, a głosy zostały rozdzielone między 11 kandydatów.
Niemniej jednak walka o fotel radnego niemal do końca była nierozstrzygnięta, a toczyła się między Kuśmierczykiem i Angelo Marignanim. Nasz kandydat na radnego zebrał 1140 głosów, czyli 31,3 proc.; Marignani natomiast 1088 głosów – 30 proc.
Trzynasty grudnia 1981
Rodzice mieszkali u zbiegu ul. Nowogrodzkiej i Kruczej. W samym centrum Warszawy. Odwiedziny i kolacja u "dziadków" jak zwykle przedłużyła się, gdyż atmosfera u rodziców wnosiła w nasze życie ogrom spokoju i pokoju.
Sobota była dniem wolnym od pracy i przeważnie poświęcaliśmy ją na zacieśnianie więzów z rodziną bliską i dalszą. Jednak obowiązki nas wzywały do domu, a mieszkaliśmy przy ul. Świerczewskiego, obecnie al. Solidarności, niedaleko placu Bankowego, kiedyś im. krwawego riezuna Feliksa Dzierżyńskiego. Trzeba było wracać do domu, więc otuliliśmy nasze maluchy szalikami i ruszyliśmy w kierunku Marszałkowskiej.
List otwarty Mary Wagner
Ruszył proces Mary Wagner, kanadyjskiej obrończyni życia.
"Największym niszczycielem miłości i pokoju jest aborcja" – pisze więziona za obronę życia kobieta.
List otwarty Mary Wagner:
Wysyłam ten list z Vanier CV, więzienia w Ontario, gdzie jestem uwięziona od 14 miesięcy. Oczekuję procesu sądowego oskarżona o "zakłócanie zgodnego z prawem prowadzenia biznesu" i złamanie warunkowego zakazu, który niesprawiedliwie zabrania mi zbliżania się w promieniu 200 metrów do jakiegokolwiek miejsca w Ontario, gdzie dokonywane są aborcje.
Misja odkłamywania
Święta za pasem, więc przy okazji zapraszam i zachęcam wszystkich sympatyków i wspierające nas firmy do składania życzeń świątecznych za naszym pośrednictwem. Po pierwsze, dlatego że to jest miłe dla Państwa klientów, a naszych Czytelników, a po drugie dlatego, że nam to też pomoże, bo niestety nie samym powietrzem żyje człowiek.
A ponieważ są święta, warto odłożyć na bok emocje, uspokoić się i w opisie zjawisk – również tych politycznych – stosować beznamiętny zdrowy rozsądek. Nie lamentować po raz dziesiąty, że wilk jest wilkiem, a koza kozą.
Kilka przemyśleń nt. Ukrainy
Masowe demonstracje na Ukrainie to dla wielu zbawienie. Gdyby bowiem nie tłumy na Majdanie, trzeba byłoby tłumaczyć się z porażki w Wilnie, a tak można cieszyć się zwycięstwem "europejskiej idei". Pisałem już, że przebieg szczytu PW to porażka, a nie klęska, i że nie ma co wpadać w nastroje nadmiernie defetystyczne, ale ku mojemu niekłamanemu zdumieniu dowiaduję się, że nie tylko nie było klęski, ale nawet i porażki.
Co i rusz słyszę, że prowadziliśmy "słuszną politykę". Andrzej Żuławski powiedział kiedyś, że w Polsce filmy dzieli się na ambitne i nie, a na Zachodzie na dobre i złe. Może mam nadmierne wymagania, ale czy polityki zagranicznej nie wypadałoby dzielić na skuteczną i nieskuteczną, a nie na słuszną i niesłuszną? "Manie" racji i racja stanu to jednak nie to samo.
Obecność na tokowisku obowiązkowa
Tak jak są rytuały życia rodzinnego, tak też są rytuały życia społecznego i polityki. Fakt, że pełno w nich nieszczerych uśmiechów i sztucznych min, nie oznacza, że nie powinniśmy się w nie angażować. Przeciwnie, nie ma innej metody, by w miarę skutecznie zabezpieczyć własne interesy i poprawić pozycję.
Stanęło mi to przed oczami w związku z doroczną huczną imprezą u kolegów Żydów w Toronto – obiadem Negev – na którym w minionym tygodniu przygrywał towarzystwu sam premier federalny Stephen Harper. 4 tys. osób zebranych na tej rewii najsilniejszego lobby etnicznego w kraju potwierdzało to, kto tu ma karty.
W trosce o polski interes narodowy...
Goniec rozmawia z Janem Cytowskim, przewodniczącym Rady Polonii Świata
Andrzej Kumor – Interesuje mnie przede wszystkim, dlaczego reaktywowano Polonię Świata i jaka to ma być formuła? Polonia – nie lubię tego określenia – jest przecież bardzo zróżnicowana, inaczej wyglądają polskie organizacje w Europie Zachodniej, inaczej na Wschodzie, inaczej w takich krajach, jak Australia czy Kanada...
Jan Cytowski – Sprawa Rady Polonii Świata czy w ogóle Polonii Świata jest sprawą dość dawną. Historycznie ujmując, idea zrodziła się w Kanadzie w 1953 roku, kiedy na zebraniu Rady Kongresu były konsul II Rzeczpospolitej, pan Tadeusz Brzeziński, notabene ojciec Zbigniewa Brzezińskiego, przedstawił koncepcję światowego kongresu Polonii.
– Ale wtedy Polska pozbawiona była państwowości i Polonia tworzyła namiastkę ciągłości państwa.
– Tak. To trwało dość długo, do 1975 roku, kiedy trochę te organizacje okrzepły – ciągle przyjeżdżali jeszcze żołnierze, którzy zostali w Wielkiej Brytanii czy Francji – wtedy, w 75 roku, w Waszyngtonie zebrali się decydenci, czyli Kongres Polonii Amerykańskiej, kanadyjskiej, reprezentacje Polonii francuskiej, brytyjskiej.
Wtedy powstała koncepcja, że może jednak warto coś zrobić. Wtedy powołano Komitet Organizacyjny Zjazdu Polonii Świata i na jego czele stanął śp. pan Stanisław Brodzki.
Zakończyło się to tym, że w 78 roku zwołano pierwszy zjazd Polonii w Toronto. To było rzeczywiście wydarzenie na skalę międzynarodową, 160 delegatów, czterdzieści parę krajów. Wtedy zaczęto mówić o koncepcji Polonii Świata, a konkretnie Rady Koordynacyjnej Polonii Wolnego Świata.