farolwebad1

A+ A A-
piątek, 21 lipiec 2017 08:19

Dżuma na jachcie „Czarodziejka”

nikt2917        Proszę czytelników o słuchanie podczas lektury tej muzyki: https://www.youtube.com/watch?v=weRrdvXXjlc  Właściwie na słuchaniu można by poprzestać…

        Przyznam, że dzieją się wokół Polski rzeczy straszne. Po wielce znaczącej wizycie Trumpa, wpłynął do Warszawy z Londynu Wisłą okręt piracki, jacht „Czarodziejka”, którego pasażerowie przywlekli tu geopolityczną dżumę. Perspektywa bowiem zagłady resztek naszej suwerenności (polska suwerenność to oksymoron po prawdzie), stała się jeszcze bardziej realna. Trzydniowa wizyta brytyjskiej pary książęcej nie służy przecież tylko, jak cynicznie pisze prasa angielska, „oczarowaniu Polaków,” ale przede wszystkim należy ją postrzegać jako bardzo ważny kolejny sygnał, jakie plany w swojej wielkiej grze mają mocarstwa morskie wobec Polski.

        Na chłodno, bez emocji – zimny trup leżący w dole z wapnem nie posiada emocji – rozbierzmy na czynniki pierwsze ważną wizytę „Williama i Kate”, która nic nie ma wspólnego z kurtuazją. Pomimo tego, że – jak mówią lokalni dziennikarze w naszym grajdołku – para książęca, tu cytat: „to są niesłychanie mili, sympatyczni, dobrze wychowani ludzie” – są to przede wszystkim odwiedziny mające charakter wybitnie polityczno-wojskowy. Nie – towarzyski. Kto tego nie pojmuje i bawi się jakimiś bredniami oraz infantylizuje całość i sprowadza to do kwestii PR-owych, wizerunkowo-sentymentalnych, popkulturowych, oblanych jakimś stereotypowym lukrem, głęboko się myli. Popełnia zasadniczy błąd poznawczy. No, ale tu, w Obszarze Wisły, to wielowiekowa tradycja: niepojmowanie prawdziwej roli Anglii w historii Polski. 

Opublikowano w Goniec Poleca
piątek, 21 lipiec 2017 08:06

Pochód kurtyzan

ligeza        Nikt z ludzi biorących udział w tworzeniu i podtrzymywaniu PRL nie ma moralnego prawa pełnić jakiegokolwiek stanowiska decyzyjnego, opłacanego przez wspólnotę. 

        Powtórzę: z punktu widzenia interesów państwa, którego nie ma, ale które czym prędzej musimy zbudować, by Polska mogła odrodzić się do wielkości, nikt z ludzi biorących udział w tworzeniu i podtrzymywaniu PRL, czy tam w podtrzymywaniu III RP za rządów PO, PSL i SLD, nie ma moralnego prawa pozostać na jakimkolwiek stanowisku decyzyjnym, opłacanym przez wspólnotę. 

Opublikowano w Teksty
piątek, 14 lipiec 2017 07:49

Wszystko spływa do tej rzeki...

        Tutaj, w Kanadzie, zwłaszcza w wielkich aglomeracjach, jesteśmy coraz częściej mniejszością w naszym wielokulturowym społeczeństwie.

        Coraz częściej dochodzi też do konfliktów i choć polityczna poprawność każe je zamiatać pod dywan, przyklejając etykiety „rasizmu” i innych „izmów”, to od tego konflikty te nie nikną.

        Jedną z sytuacji konfliktowych jest sposób, w jaki masowo wykorzystują miejskie parki ludzie z Azji, zwłaszcza Hindusi. I nie chodzi jedynie o nadbrzeżne pogrzeby z rozzrzucaniem ludzkich prochów do rzek, lecz o lekceważenie miejskich przepisów.

        Z nowymi obyczajami przegrywamy nie tylko dlatego, że jesteśmy bierni i wolimy się wycofywać, usuwać, wyprowadzać, ale przede wszystkim dlatego, że nie mamy wystarczającej liczby dzieci. O przyszłości kultury decydować będzie dzietność, co widać  już w szkołach podstawowych Mississaugi.

        Piszę o tym dlatego, że w minionym tygodniu do redakcji zadzwoniła p. Marzena mieszkająca nieopodal Summerlea Park w Etobicoke – urokliwym zakątku, który warto odwiedzić na rowerze czy rolkach. Tam właśnie co tydzień nad rzeką odbywają się religijne obrzędy  Azjatów.

Opublikowano w Teksty
piątek, 14 lipiec 2017 07:47

Podróże kształcą

ostojanCzy posiadanie dwóch Ojczyzn 

jest lepsze niż tylko jednej? 

Czy miłość jest podzielna?

        Podczas krótkiego pobytu w kraju z przykrej okazji, bo Opatrzność zabrała do swojej chwały następną osobę z (wciąż na szczęście licznej) mojej rodziny – przeprowadziłem oportunistycznie prywatnego „gallupa” wśród różnych grup spotkanych rodaków. Nie tylko tych wysoko zadzierających nosa intelektualistów (rodzinka!), ale także wśród rodaków powiedzmy „przeciętnych”, praktycznych, których maksymą jest: „Panie, z polityki się chleba nie je!”. Ci pierwsi uważają, że trendy jest popierać oPOzycję (!). O chleb się mniej martwią, a raczej zgodnie z maksymą królowej Marii Antoniny – jedzą na kawiarnianych kanapach kawiarniane kanapki – o przepraszam – ciastka. Niestety, w rozmowach przelewają z pustego w próżne, bo „PiS to wiadomo”. Taka ich bezmyślna mantra. Przed nimi leżą oczywiście mądre opiniotwórcze perdiodyki, które (jedyne) czytają. To oczywiście „Wybiórcza”, „Newsweek”, „Polityka” i inne popularne i zresztą sprawnie redagowane piśmidła.

        Mądrale – a jak? – polegając na ich racjach, zapominają (?), że choć używające języka polskiego periodyki, to jako finansowane przez kapitał niemiecki i żydowski (Soros), reprezentują interes tego, kto płaci – i wymaga. Sączą one swoje tezy – „no bo przecież wiemy, rozumiemy” – sloganowe, chwytliwe mądrości dla tych, którzy ze swojej naiwności sprawy sobie (nie chcą?) nie zdają.

Opublikowano w Teksty
piątek, 14 lipiec 2017 07:44

Na nosa to było tak…

kumorszary        Tak, gdyby to wszystko poukładać „na nosa”, to sprawy mają się następująco: 

        Donald Trump nie jest żadnym „wypadkiem przy pracy” czy amerykańską odmianą Nikodema Dyzmy, lecz politykiem kutym na cztery nogi, wystawionym przez starą wojskowo-finansową elitę USA – ludzi o doświadczeniach zimnowojennych, zwinnych imperialnych graczy – elitę zaniepokojoną tym, co działo się za rządów nowej elity clintonowo-obamowej – ludzi rodem z lat 60., dorastającej w czasach rewolucji seksualnej, hippisowskich ruchów, Woodstock i Wietnamu.

        Ta ostatnia elita, odcinając kupony od pozycji Ameryki w świecie, zapomniała o imperialnych wyzwaniach ze strony Eurazji, oddała interesy mocarstwowe w pacht liberalnych globalizatorów. 

        Ta stara elita ma nieco związków z Polską. Nie tylko za sprawą śp. Brzezińskiego, ale choćby gen. Jajko; ludzi, którzy „robili imperium” za Reagana i walczyli z Sowietami w proxy-wojnach. 

 To właśnie tamtędy prowadzi polska nitka do Donalda Trumpa – głównie via The Institute of World Politics – szkołę dającą informacje historyczne i „kontekstowe” ludziom Pentagonu, NSA i CIA; uczelnię założoną na początku lat 90. przez Johna Lenczowskiego, głównego doradcę Ronalda Reagana ds. sowieckich.

        Dzisiaj, kiedy Ameryka jest wypychana z tradycyjnych obszarów wpływu, kiedy konkurencja z Chinami przybiera na sile, konieczna jest konsolidacja i sanacja amerykańskiego imperium. W przeciwnym razie w ciągu jednego – dwóch pokoleń, Pax Americana, którego beneficjentem jest dzisiaj Zachód, zostanie rozmontowany.

        Stara gwardia amerykańskich służb uznała więc, że to ostatni dzwonek, by w miarę skutecznie móc przeciwstawić się wyzwaniom, zaniedbywanym przez co najmniej dwie minione dekady. I stąd nowa polityka Donalda Trumpa. 

        Polityka atakowana z jednej strony przez ponadnarodowych globalistów, dla których Amerykanie są tylko użyteczną chabetą, oraz przez różnej maści niedokształconych ludzi matriksu, którzy tak na dobrą sprawę nie wiedzą, skąd się bierze ciepła woda w kranie – różnych pożytecznych idiotów rozgrywanych przez prawdziwe partykularne grupy interesów krajowe i zagraniczne.

        Co ciekawe, w nowej sytuacji podzielone zostało lobby żydowskie – w przeciwieństwie do liberalnego skrzydła prominentnego w mediach, ortodoksyjny, syjonistyczny hardcore poparł nowego prezydenta – w jego otoczeniu jest zresztą pokaźna grupa amerykańskich Żydów. Tak więc konflikt i walka przebiegają dzisiaj na nowych frontach, wzdłuż nowych linii podziału.

        Nowa gra w Polsce, której przejawem była niedawna wizyta Donalda Trumpa, idzie o to, aby wbić klin w koncepcję Eurazji i postawić amerykańską stopę między Niemcami a Rosją i Chinami; na zasadzie, nic tutaj nie będzie bez nas – możecie mieć Nowy Jedwabny Szlak – proszę bardzo, ale z naszym udziałem i kontrolą. Jest to sensowne zagranie. Problem tylko w tym, że Polakom przypada w nim rola przedstawiciela amerykańskiego interesu. Niewygoda takiej sytuacji polega na zawężeniu pola manewru. 

        Owszem, Polska staje się dla Amerykanów ważna w Europie, ale odpowiedź na pytanie, czy to jest dobre dla Polski, nie jest wcale taka jednoznaczna, jak by się mogło wydawać. 

        Tak czy owak, dobrze się stało, że przy okazji tych wszystkich manewrów amerykański prezydent wsparł w Warszawie polską politykę historyczną, czym ściągnął na siebie gromy lewaków oraz środowisk żydowskich, które usiłują pedagogiką wstydu rozmiękczyć Polaków do wypłacenia trybutu. Więc coś jednak ugraliśmy. 

        Druga dobra rzecz jest taka, że Polacy dzięki kampanii wyborczej Donalda Trumpa ponownie zaistnieli w amerykańskiej polityce. Polskie głosy przeważyły szalę w licznych okręgach, Kongres Polonii Amerykańskiej w zasadzie udzielił poparcia konserwatywnemu kandydatowi, a w wyborczych kuchniach pracowało wielu Amerykanów polskiego pochodzenia. 

        Amerykańska Polonia, poszatkowana i skłócona, pokazała, że jest konserwatywną siłą i przy odpowiedniej mobilizacji, może się liczyć.

        Jest oczywiste, że Polska nie jest zdolna przeciwstawić się amerykańskiej polityce; jest oczywiste, że z Amerykanami i przy Amerykanach można wciąż sporo ugrać – czy będzie to możliwe, zależy od polskiej elity; czy w minionych dwóch dekadach wystarczająco dorosła i dojrzała, by móc upodmiotawiać własne państwo, by móc skutecznie negocjować z Amerykanami, przyzwyczajonymi, jak to obrazowo określił były influenser Radosław Sikorski, że nad Wisłą dają im za darmo. 

        Sądząc po egzaltacji, jaka wielu polskim komentatorom i politykom udzielała się na widok POTUSA, stare nawyki trudno wykorzenić... 

        Nic to, miejmy nadzieję, że okres pokoju i wzrastającego dobrobytu da glebę do odrodzenia „polskiej głowy”, bo przecież jak to kiedyś ładnie ujął mój kolega – „ziemia wciąż rodzi”. Przychodzą nowe pokolenia. Najważniejsze więc, by rodziła jak najobficiej i by nowe zastępy wykształconych Polaków rozumiały stawki i zasady gry. 

        Pewne jest zaś, że wreszcie nowa polska elita ma do „imperatora” jakieś dojście. To cieszy. 

Andrzej Kumor

Opublikowano w Andrzej Kumor
piątek, 14 lipiec 2017 07:38

Argonauci Międzymorza

nikt2817        „Polacy powinni nauczyć się żyć w swoich etnicznych granicach jako mały naród i porzucić myśl o tym, że są potęgą. To arogancki naród i niemający ani zdolności, ani siły, aby kultywować swój skrajny nacjonalizm (…), historycznie wrogo odnoszący się do Rosji, zawsze sprawiali kłopot pokojowo nastawionym Rosjanom. Muszą dostać lekcję lub nadal będą wichrzycielami. Nierozsądne jest uwzględniać interesy małego narodu jak Polacy, jeśli narusza to interesy stuosiemdziesięciomilionowego narodu rosyjskiego” – Maksym Litwinow (właśc. Enoch Meyer Wallach-Finkelstein) – plakożerca, były sowiecki ludowy komisarz spraw zagranicznych, ambasador sowiecki w Waszyngtonie, 28 października 1943 r., na miesiąc przed konferencją teherańską, podczas lunchu w Moskwie do zausznika Roosevelta, ambasadora USA w Sowietach – Williama Averella Harrimana.

        Kiedy sowiety przekroczyły linię Curzona, dyrektor ds. Europy w Departamencie Stanu – James E. Dunn – w swoim tajnym memorandum z 19 lipca 1944 r. przedstawił amerykańskie stanowisko; na 12 dni przed wybuchem powstania warszawskiego pisał: „Jedyne, co rząd powinien robić, to uważnie obserwować rozwój sytuacji w Polsce i nie dać się – pod wpływem nacisków propagandowych – wplątać w poparcie takich żądań, które w świetle dalszego obrotu spraw mogą okazać się bezzasadne. Jednocześnie powinniśmy unikać wszelkich deklaracji zobowiązujących nas nieodwracalnie do stałego popierania polskiego rządu na uchodźstwie”.

Amerykańska Grand Strategy – czyli zbawienne Aleje Jerozolimskie

        Trump w swoim przemówieniu z 6 lipca powiedział otwarcie nie tylko mieszkańcom Obszaru Wisły, ale także innym członkom NATO, że wolą imperium jest to, aby Europa, zwłaszcza nasz region, uwolniła się od mrzonek, które mogą prowadzić na manowce samodzielności (wielki kontynentalny Pakt Trzech: Berlin-Rosja-Chiny) oraz – aby wszem wobec było wiadomo – że imperium życzy sobie od wszystkich – pod przykrywką walki o wspólne wartości cywilizacyjne, religijne i kulturowe – poświęcenia swoich zasobów dla obrony państwa żydowskiego i obrony jego strategicznych interesów na Bliskim Wschodzie. Innymi słowy, główny przekaz jego wystąpienia sprowadzał się do tego: „Szykujcie się na wojnę z Persją. Płaćcie za to, zbrójcie się i bądźcie gotowi. Wasza krew i poświecenie, wasze zasoby przydadzą się”. 

Opublikowano w Goniec Poleca
piątek, 14 lipiec 2017 07:27

Ruscy agenci w Białym Domu i MON

michalkiewicz       Któż z nas nie pamięta słynnej opinii Klucznika Gerwazego z „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza, który na wieść o zbliżającej się wojnie między cesarzem Napoleonem i rosyjskim carem Aleksandrem, wzywa zgromadzoną w karczmie Jankiela szlachtę do czynu zbrojnego? Powiada: „Gdy wielki wielkiego dusi, my duśmy mniejszych – każdy swego!”. Oczywiście ma na myśli Sędziego Soplicę, któremu Targowica nadała dobra po Horeszkach („Dano mi dobra – wziąłem” – bąka Sędzia, który przy innych okazjach nie unika patetycznego pouczania innych).

       Ale nie będziemy tu dokonywać jakiegoś literackiego, czy nawet politycznego rozbioru „Pana Tadeusza” – co, mówiąc nawiasem, byłoby szalenie ciekawe i kiedyś nawet sam się tym zająłem w książce „Targowica urządza się przy Napoleonie”, dopatrując się daleko idącej analogii między postępowaniem Targowicy oraz starych kiejkutów i wysługującego się im Salonu – a jeśli przypomniałem tę opinię Klucznika Gerwazego, to z powodu oskarżeń ministra Antoniego Macierewicza, że jest ruskim agentem. 

        Otóż w Ameryce, skąd właśnie wróciłem, jest to główny motyw oskarżeń, jakie tamtejsza żydokomuna wysuwa pod adresem prezydenta Donalda Trumpa. Jeszcze nie zarzucają mu tego wprost, ale tylko patrzeć, jak ten zarzut się pojawi. 

Opublikowano w Stanisław Michalkiewicz
piątek, 14 lipiec 2017 07:26

ZABUTELKOWANI W SZTORC

        Trump, trumf, misia-bela, teatr wstydu, kąfacela. Ale prócz wstydu jest także wniosek: niczego, na świecie całym, tak łatwo nie pompuje się, jak ego ludu nadwiślańskiego daje się napompować słowami pierzastymi. 

        Nikt z tych i tamtych, napompowanych do poziomu „nadęci w butelkę”, nie usłyszy, jak wspomniane ego spada, by z głośnym – brzdęk! – rozbić się o niespełnienie. O miliony, miliony polskich niespełnień. Tak ci to u nas głośno i wesoło, hej! 

        Tymczasem wszyscy wyglądamy dziś podobnie – w szkło nadęci tak bardzo, że aż w sztorc zabutelkowani. Co najmniej pół litra niespełnień, i drugie pół niekonkretów, na każą polską twarz przypada. Powiedzieć można: nic, tylko złudzenia. Przy tym właściwy konkret znajdziemy jednak gdzie się nie obrócić, dosłownie, byle tylko nie obracać się nad Wisłą. Weźmy Izrael. Po warszawskiej wizycie Trumpa eksplodowało tam całe mrowie konkretów. Oto bodaj najstarszy żydowski tytuł prasowy, mianowicie dziennik „Haaretz”. 

Chemi Shalev w wydaniu z szóstego lipca: „Trump pomógł Polakom zapomnieć o ich przeszłości. W swojej mowie pochwalił polską brawurę, nie wspominając o historycznej nienawiści Polaków do Żydów”. Ten sam niedouczeniec w innym miejscu: „Najwyraźniej Biały Dom nie zdawał sobie sprawy, że na tym samym placu, na którym Trump przemawiał do Polaków, w kwietniu 1943 roku powstało wesołe miasteczko, żeby polskie dzieci mogły sobie poswawolić, podczas gdy ich rodzice patrzyli, jak w płonącym getcie umierają Żydzi”. 

        Dzień później w tym samym dzienniku, Ofer Aderet dopowie, co poprzednikowi umknęło, bądź czego nie wywrzeszczał dostatecznie głośno: „Trump legitymizuje prawicowy rząd polski, pomagając mu pominąć białe plamy w polskiej przeszłości. (...) W Polsce Trumpa nie ma śladu tych Polaków, którzy zdradzali i mordowali tysiące Żydów w tym kraju – przed, w czasie i po okupacji nazistowskiej. Nie było w nim [w przemówieniu] śladu głęboko zakorzenionego antysemityzmu i jadowitej nienawiści do Żydów w całym okresie żydowsko-polskiego współżycia, zanim jeszcze pojawili się naziści. Trump opowiedział o polskich cierpieniach i polskich ofiarach krwawej historii, ale nie wspomniał Żydów – ofiar polskich ofiar”. 

        Im dalej w las, tym bardziej nakręca się Ofer Aderet: „Trump przemawiał na tle pomnika Powstania Warszawskiego z 1944 roku, zakończonego śmiercią 200.000 Polaków i zniszczeniem Warszawy, ale nie odwiedził pomnika Powstania w getcie warszawskim z roku 1943, którego polskie podziemie nie wsparło” [do którego nie przystąpiło]. 

        I tak plecie sobie Mr Aderet (i tak dalej, i tak dalej sobie plecie) – aż do finału z frazą wieńczącą, można powiedzieć: ziejącą miłością, a brzmiącą mniej więcej tak: Trump, Trump, też mi halo, ale wszyscy wiemy, że: „Zachowanie tysięcy Polaków wobec ich żydowskich sąsiadów w czasie II wojny światowej było dokładnie odwrotnością wielkiego heroizmu”. Nieźle, nieprawdaż? 

        A co do Trumpa w Warszawie – żaden wiatr nie jest tak pusty, jak słowa pierzaste, wypowiadane z emfazą, lecz niepotwierdzone czynami. Pan mnie słyszy, panie Trump? A panowie Kowalski i Malinowski, słyszą? 

(mig)

Opublikowano w Teksty

        Czy pamiętają Państwo znany film „Komandosi z Navarony”, gdzie amerykańscy komandosi wysadzają potężną tamę w okupowanej przez niemieckich nazistów Jugosławii? Tuż po eksplozji była cisza i praktycznie nic się nie działo, jednak po pewnym czasie w tamie powstały pęknięcia i dopiero po upływie pewnego czasu cała solidna konstrukcja runęła. Tak też dzieje się z przemówieniem Donalda Trumpa w Warszawie. Cały tak misternie budowany układ partnerski od Władywostoku do Lizbony z kurkiem do surowców w Berlinie, zaczyna powoli pękać. 

        Trump jasno zarysował ramy swojej doktryny politycznej i w dodatku uczynił to w Warszawie, przywołując nauczanie Jana Pawła II i wielką historię Polaków. Niezależne media interpretują słowa Trumpa. Media głównego nurtu próbują odzyskać równowagę, zwracając uwagę na nieistotne fragmenty bądź interpretując język ciała, sposób podania ręki. Są to jednak nieudane próby rozmycia doniosłości tego wystąpienia. W świat poszła jasna i klarowna informacja: – czas na obronę cywilizacji zachodniej.

Opublikowano w Teksty
piątek, 07 lipiec 2017 15:20

Era tresury powszechnej

ligeza        Europa Zachodnia przestała ufać faktom, które ją stworzyły. Samo to wystarczy, by człowiek odpowiedzialny przestał ufać Europie Zachodniej. 

        Kiedy coś wygląda jak pies, jeśli ogonem merda na podobieństwo psa, jeśli szczeka usiłując przy tym wytarmosić nas za nogawki, czy może nie szczeka, a tylko niczym po właściwej tresurze, w milczeniu rzuca się do gardeł ludziom złej woli, wówczas to coś na pewno nie jest pszczółką Mają pijaną w motyla, ale właśnie psem. Najprawdopodobniej. W przytoczonym kontekście: zdanie spod tytułu niniejszego felietonu brzmi niczym konkluzja, zatem za konkluzję wypada to zdanie uznać. 

Opublikowano w Teksty
Wszelkie prawa zastrzeżone @Goniec Inc.
Design © Newspaper Website Design Triton Pro. All rights reserved.