Lubię być mniejszością...
Czekamy na samolot do Londynu. Przed nami stoi dziewczyna z Wietnamu, a za nami para z Anglii, oprócz tego nie słyszę żadnej grupy, która rozmawia pomiędzy sobą po angielsku, wszyscy Polacy.
Nie jest to w sumie nic dziwnego, w Polsce się tak często nie widuje obcokrajowców. Jest to trochę jak Korea, obcokrajowcy są, ale procentowo stanowią małą liczbę społeczeństwa. Nigdy nie byłam w Londynie i chociaż wiem, że to jest miasto wielokulturowe, nadal spodziewam się tego samego, dużo Anglików i mało obcokrajowców. Nie mogłabym być dalej od prawdy.
Politycy polscy, polskie dzieci są głodne!
Muszę przyznać, że szybko to złoto mija. Moje drzewko, które było przed dwoma tygodniami takie kolorowe i złote, zrobiło się już brunatne i już trochę łyse.
Jestem w Polsce od dwóch tygodni, przyjechałam tu na urlop. Tu mieszka moja rodzina. Ile to informacji było przez ten czas, w telewizji, w Internecie!
Tutaj bez przerwy coś się dzieje.
W Niemczech jestem od tego odizolowana, bo nie mam polskiej telewizji. Prasę trochę czytam, gdy mam akurat w danym niemieckim domu dostęp do Internetu.
Jak tu dobrze
Poniedziałek, to będzie dla mnie ważny dzień. Umówiłam się w tej szkole. Nie wiem, czy nie za wysokie progi… może będę tam uczyć.
Ale lepszej Polki by nie mieli. Wielu uczniów, którzy przychodzili na korepetycje, nauczyłam matematyki. Pokazałam im, że jest ona łatwa. Bo tak jest. Trudniejsza jest chemia, fizyka. Matma to podstawa, więc musi być łatwa.
Ale uczyć matematyki po niemiecku... to jest trudniej. W dodatku grupę uczniów, których mama wygania na korki.
Powinno się sprawdzić te polskie firmy. Jakie mają zarobki. Jaki procent biorą dla siebie. Jak będę tak pisała, to pracy nie znajdę... w tych polskich firmach.
Za dużo polityków, a za mało matematyków
Wczoraj napisałam list, chcę wysłać do Niemiec. Jest to ze 20 banknotów niemieckich z czasów wielkiego kryzysu w Niemczech, wielkiej inflacji – lata po I wojnie światowej. Patrzyłam w Internecie, są one prawie nic niewarte. Ale po co mają mi tu leżeć? Podałam numer konta, może coś przyślą. Na targu w Niemczech dawano mi 15 euro i się nie zgodziłam. Teraz chciałabym otrzymać chociaż 20 euro… byłabym zadowolona. Wiem, że są w nie za dobrym stanie.
Mogłam mieć ich o wiele więcej. Siostrzeniec pani starszej dawał mi wszystkie, dla moich dzieci, żeby sobie pooglądały niemieckie pieniądze. Wzięłam trochę różnych.
Szok kulturowy
Pani na przystanku autobusowym sprawdza rozkład i pyta: "przepraszam, czy pani widziała, żeby trzydziestka już jechała?". Ruszam się troszkę, żeby lepiej widzieć rozkład, i sama patrzę się w stronę autobusu, żeby sprawdzić, czy może nie jedzie. Jeszcze nie. "Przepraszam, czy pani widziała, żeby trzydziestka już przyjechała?" pyta się pani znowu, więcej zdenerwowana tym razem. Zamyślona patrzę się na buty i myślę, jaki mogę sobie zrobić obiad z jabłka, płatków i Nutelli. Nagle zauważam kogoś przede mną. Podnoszę wzrok. Oj, ona chyba do mnie mówiła...
***
Jedna z pierwszych rzeczy, jakiej się obcokrajowcy uczą w Korei, to to, żeby nie słuchać rozmów dookoła nas. Czasem się słucha, można bardzo dużo nowych słów albo zwrotów się tak nauczyć, ale to nie jest tak, jak się słucha znajomego. Jeśli chcę czytać w metrze, to nie muszę wkładać słuchawek i nastawić głośno muzyki, mogę się zwyczajnie wyłączyć z tego, co się dzieje dookoła. Gdzieś to wszystko słyszę, ale nie rejestruję, do mnie na pewno nikt nie mówi.
ŚWIATOWE LETNIE IGRZYSKA POLONIJNE KIELCE 2013
SUMUJEMY
Kolejne igrzyska za nami, które generalnie można ocenić pozytywnie. Biorąc pod uwagę, jak krótkim czasem dysponowały Kielce do przygotowania tak potężnej imprezy, wyszły one naprawdę na piątkę. Przykład Kielc pokazuje, jak trafnym wyborem jest mniejszy ośrodek na przeprowadzenie takiej imprezy, dzięki temu byliśmy zauważalni i rozpoznawani w całych Kielcach. Brawo "Team Wojciech Lubawski".
Superpraca wolontariuszy, niezwykle elastyczni i przychylni sędziowie, sympatyczni i mentalnie pozytywni kielczanie, fantastyczny Hotel Binkowski z jego właścicielami i całym managementem, przepyszne tradycyjne polskie jadło w całych Kielcach.
Wspaniała praca mediów lokalnych i biura igrzysk, fantastyczne codzienne reportaże "Echa Dnia" pozwalały nam być na bieżąco z wynikami, a naszym przyjaciołom na całym świecie być z nami.
Dokładniejszą ocenę igrzysk przeprowadzimy w kilku blokach.
Ja i moje październikowe myśli w Niemczech
Od rana rozmawiałam z mężem. Miałam kupić czekoladę w Niemczech, ale on mówi, że w biedronie jest przecena wszystkich czekolad polskich. Czekolada Goplany kosztuje podobno 1 zł 60 groszy. To mi się nie opłaca z Niemiec wieźć. Zwłaszcza że ta czekolada Goplany jest pyszna. Ona waży niecałe 100 gramów, ale kto by to zauważył! Jak już człowiek ją posmakuje, to daruje sobie tę brakującą do pozostałych czekolad wagę, te brakujące 15 gramów.
Kazałam mężowi kupić pięć takich czekolad i schować je na moją półkę, żeby nie wyjadł przed moim przyjazdem. I dwie wedlowskie gorzkie. Też są specyficzne, mają dużo kakao i są rzeczywiście gorzkie. Dużo tego nie można zjeść, ale to dobrze. Fajny dodatek do kawy, też gorzkiej. Ta wedlowska ma 100 gramów. Czekolada Goplany jest trochę słodsza. Obie są bardzo dobre.
Zakątek polski w Belgii
Podróżując w lecie po Europie, spodziewałam się, że spotkam rodaków z Polski mieszkających tam na stałe, pracujących czasowo lub przebywających na wakacjach i cieszących się z przywilejów, jakie daje przynależność Polski do Unii Europejskiej. Nigdy nie myślałam, że ok. pół godziny jazdy od Liege, dwie godziny od Brukseli, w Ardenach znajdę zakątek Polski w małej belgijskiej miejscowości Comblain-la- Tour.
Obiekt, który formalnie nazywa się Ośrodek Wakacyjny millenium (Centre Polonais de Vacances), jest własnością Polskiej Macierzy Szkolnej w Belgii. Dawna Macierz Szkolna Wolnych Polaków zakupiła stary hotel z przylegającym dwuhektarowym parkiem w roku 1961. Aby spłacić zaciągnięte kredyty, po całej Belgii rozprowadzano symboliczne cegiełki.
Czekolada poprawiła humor dziadkowi niemieckiemu
Przyjechałam do tej niemieckiej rodziny w czerwcu, teraz jest koniec września. Starsze małżeństwo do opieki, mieszkające w Berlinie, w domu, razem z synem i synową. Na osobnych piętrach. W sierpniu umarła przy mnie starsza pani. Zostałam tutaj jednak, żeby opiekować się jej mężem, panem prawie 99-letnim.
Sobota, rodzina przyjedzie w środę. Starszy pan już się pyta, cieszy się, że niedługo zobaczy swojego syna razem z synową.
Miałam wolnego trzy godziny, ale wykorzystałam mniej, bo przyjechałam do domu. Przyjechałam wcześniej, bo akurat podpasował mi autobus. Jedne światła przebiegłam, do autobusu dobiegłam. Potem pomyślałam, czy by nie pójść jeszcze do sklepu. Na pewno miałam ochotę na banana. Obiadu tutaj nie jadam, nie opłaca się gotować tylko dla mnie, jeśli dziadek sobie zażyczył dzisiaj ryż na mleku, a to się kupuje gotowe.
Więc jutro niedziela. Poprzednią niedzielę spędziłam na poszukiwaniu tabletek nasennych dla dziadka.
W Polsce mam problemy...
"Przepraszam panią, mam do pani pytanie", zatrzymuje mnie facet i mówi, "niech się pani nie martwi, krzywdy nie zrobię".
Widocznie pan zauważył, że po ciemku, sama, z obcym facetem nie czuję się bezpiecznie. Jakoś te słowa mi nie pomogły. ale zatrzymuję się, wygląda na normalnego może wyłącznie szuka najbliższego McDonalda albo Rossmana.
Niestety, nie.
– "Kopnie mnie pani w jaja" – pyta się tak, jakby to było normalne pytanie.
Ja myślę, że nie ma mowy, że coś źle zrozumiałam, mówię "przepraszam, ja nie jestem z Polski, chyba źle zrozumiałam pytanie".
Znów mnie prosi o to samo, wskazuje mi palcem, z Polski może nie jestem, ale okazuje się, że źle wcale nie zrozumiałam. Szybko mówię "nie" i idę dalej, słyszę za sobą "szkoda, bardzo chciałem, żeby pani mnie kopnęła w jaja".
Niestety jako młoda dziewczyna jestem przyzwyczajona do tego, że niektórzy faceci czują, że mogą tak zaczepiać lub rozmawiać z kobietami.