http://www.goniec24.com/goniec-reportaze/item/2841-w-polsce-mam-problemy#sigProId62c373cfe6
Akurat tego pytania, podanego w takim naturalnym stylu, nigdy nie spotkałam, ale inne nie są mi obce. Co dla mnie najgorsze, to nie wiem za bardzo, jak w Polsce zareagować.
W Kanadzie to generalnie ignoruję taką osobę. Jeśli to nie jest całkiem możliwe, to odpowiadam, ale na tyle dobrze znam język, że nie jest to problemem i w słowach troszkę bardziej kolorowych powiedzieć "zostaw mnie w spokoju". W Kanadzie jestem też pewniejsza swoich praw jako kobieta i jak powinnam być traktowana przez innych.
W Korei z kolei nie wiem za bardzo, co powiedzieć, ale prawie zawsze jest wielka bariera językowa, którą mogę wykorzystać. Uczyłam się i rozumiem trochę koreańskiego, ale udawać, że nie wiem, o co pytają, jest bardzo łatwo. Kiedy faceci myślą, że jestem rosyjską prostytutką, to często udaję, że nie rozumiem nawet słowa "Russia".
Co jeszcze, to że w Korei jest wszędzie tylu ludzi że rzadko się czuję niebezpiecznie. Denerwuje mnie to i jest to obraźliwe, ale przynajmniej nic się potem nie dzieje.
Ale w Polsce... w Polsce mam problemy. Ani tu nigdy nie mieszkałam, żeby być przyzwyczajona do typu zaczepek, które się tu dzieją, ani nie jestem wystarczająco obcokrajowcem, żeby tak całkiem udawać, że nie rozumiem. Gdy ten facet mnie zatrzymał na ulicy, najskuteczniejsza metoda pozbycia się go to pewnie byłoby udawać, że po polsku nie mówię, ale jestem wystarczająco przyzwyczajona do polskiego, że automatycznie odpowiadam. Z drugiej strony, nie znam takich dobrych tekstów, żeby konkretnie i skutecznie człowiekowi odpowiedzieć. Nie wiem tak całkiem, jak zareagować.
Wydaje się to mały problem, ale to nie tylko chodzi o zaczepianie na ulicy, o każdy inny aspekt życia.
Niby jestem Polką, ale Polką nie jestem. Jestem taką pseudo-Polką, mówię bez akcentu, ale słów wszystkich nie znam.
Wyglądam jak tubylec, ale jak dojechać na rondo Waszyngtona, nikomu nie jestem w stanie powiedzieć. Najgorsze są dla mnie sklepy, kasjerki często bardzo szybko mówią i nie zawsze łapię, o co chodzi, muszę się tłumaczyć, że nie jestem z Polski i "czy mogłaby pani trochę wolniej powiedzieć, o co chodzi". Czasem to nie język jest problemem, tylko inny sposób działania niż w Kanadzie.
Byłam kilka dni temu na pływalni, na szczęście ktoś ze mną poszedł, bobym w ogóle nie wiedziała, jak się tam zachować. Jest szatnia, której nigdy w Kanadzie nie widziałam, kluczyki z urządzeniem elektronicznym, żeby liczyć czas, który się spędza na basenie, i obowiązkowo trzeba mieć czepki.
Oczywiście, że mogłabym o to wszystkim zapytać, ale jako oczywista cudzoziemka w Korei jakoś było łatwiej, zaczynałam od założenia, że nic nie wiem, a jeśli coś umiałam, to wszyscy byli zachwyceni, tu to bez tłumaczenia się wyglądam po prostu jak głupia.
W pewnym sensie Polska jest trudniejszym dla mnie krajem niż Korea.
Więcej rozumiem i więcej jest znajomych rzeczy, ale jestem też bardziej świadoma tego czego nie wiem.
Koreanki nie udaję, ale w Polsce próbuję być Polką, tylko nie zawsze mi wychodzi.
Polska to Polska, jest może trudna, ale cztery miesiące tu spędzę i będę nadawała, jakbym się tu urodziła.
Nawet z facetami, którzy chcą żebym ich "kopnęła w jaja". Polska jest jednak takim domem, którym Korea nigdy nie będzie.
Paula Agata Trelińska