W Kanadzie, kiedy się chodzi po ulicy w dużym mieście jak Toronto, to się słyszy dużo różnych języków i widzi ludzi z wielu różnych kultur. Jako dziecko byłam nauczona, że rasizm jest zły i że wielokulturowość jest częścią kanadyjskiej tożsamości.
Nie było to zawsze tak całkiem oczywiste w moim miasteczku, ale uczyłam się tolerancji.
Kiedy się przeprowadziłam do Korei, to się przeprowadziłam do kraju, gdzie wielokulturowość jest prawie nieznana, 99 proc. ludzi to Koreańczycy. Tam się przyzwyczaiłam do tego. Po jakimś czasie przestałam nawet dostrzegać różnicę pomiędzy sobą a Koreańczykami nie zwracam uwagi nawet, że to inna rasa.
W Polsce w pewnym sensie się zmieniło w tym, że nagle wszyscy dookoła mnie są Polakami i nadal raczej jednej rasy. W obu krajach się zmienia, ale nadal w obu krajach wielokulturowość jest stosunkowo nowa.
A w Londynie jest inaczej, co drugi człowiek nie jest wcale Anglikiem. Są Hindusi, są Polacy, są Azjaci. Jest to miasto wielokulturowe, właśnie takie do którego byłam przyzwyczajona w Kanadzie.
Okazuje się, że w pewnym sensie lubię być mniejszością. Dla mnie bycie Polką to było zawsze coś, co mnie łączyło z innymi ludźmi. W Polsce to nie jest nic wyjątkowego; w pewnym sensie nadal łączy, ale nie tak samo. W Kanadzie, i w innych krajach wielokulturowych, ma się swoją mniejszą grupę w większej całości, można być członkiem generalnego społeczeństwa oraz członkiem Polonii. W kraju jak Korea to daje łączność, której nigdy się nie znajdzie z Koreańczykami.
W Polsce nagle się jest jednym ze wszystkich. W tym sensie, w którym zawsze używałam polskości, nie mogę użyć jej w Polsce. Nagle to, co mnie wyjątkowo łączy z ludźmi, to to, że jestem z Kanady albo że mieszkałam w Korei. Bycie Polką jest status quo.
Bycie w Londynie przypomniało mi część kanadyjskiej kultury, której mi trochę brakuje. Oczywiście wszystko się zmienia, i nie chodzi mi o to, żeby Polska została wielokulturowa ani żeby Polacy byli mniejszością we własnym kraju, po prostu tęsknię trochę za miejscem, gdzie można prawie autentyczne jedzenie znaleźć z każdego kraju, słyszy się różne języki i można poznać różnych ludzi. W tej chwili dla mnie to nie jest problemem, kiedy podróżuję do nowych krajów, to i tak poznaję nowe kultury i nawet w bardziej autentycznych okolicznościach niż w Kanadzie. Ale kiedy myślę o mieście, w którym chciałabym mieszkać na dłuższą metę, to też wydaje mi się ważne, żeby mieć dostęp do różnych kultur. To jest coś, do czego Kanada mnie przyzwyczaiła.
Może w przyszłości przyzwyczaję się po prostu do życia w krajach i miastach, które nie są międzynarodowe, czy to zawsze będzie ważne, tego nie wiem, ale na razie to mi trochę tego brakuje, a Londyn mi przypomniał, ile fajnego może wtedy być.