Okazuje się, że w Polsce jednak ludzie mówią do mnie. I mówią do mnie po polsku.
Po sześciu tygodniach jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam. Bardzo dobrze słyszałam i zrozumiałam, o co pani na przystanku pytała, po prostu nie przyszło mi do głowy, że to do mnie mówi. Słyszałam to gdzieś tam, ledwie świadoma, że pani mówi w języku, który rozumiem.
http://www.goniec24.com/goniec-reportaze/item/2907-szok-kulturowy#sigProId366827d2f2
Jest to zjawisko "reverse culture shock" albo odwróconego szoku kulturowego.
Chodzi o to, że gdy ktoś wraca do swojego kraju po dłuższym pobycie gdzie indziej, to szok kulturowy i aklimatyzacja są trudniejsze, niż były w przypadku samego wyjazdu. Właśnie problem polega na tym, że nagle się rozumie wszystko dookoła siebie, ale ten ktoś się zmienił, a życie w domu ciągle toczy się tym samym trybem i że pozostała pamięć swojego kraju jest pamięcią kraju, jaki był rok, dwa, trzy lata temu, a nie dziś.
Myślę że wśród Polonii kanadyjskiej ten fenomen nie jest nieznany, wracają ludzie do Polski na wakacje i zastają całkiem inny kraj niż ten, z którego wyjechali. Polska się szybko zmienia i jest łatwo się w tym zgubić.
Osobom jak ja, urodzonym i wychowanym w Kanadzie, jest trudno powiedzieć, że wyjazd do Polski jest powrotem do domu. Jak może to być dom, kiedy nigdy tu nie mieszkałam? Ale to chyba też nie jest obcy kraj? Miałam wrócić po moim pobycie w Korei, a nie wyjechać ponownie do kraju, którego nie znam. Ale w porównaniu do Korei, Polska mi jest bardzo znajoma.
My, dzieci Polonii, jesteśmy gdzieś pomiędzy.
I ja, dziecko Polonii, nie mogę określić mojego stanu teraźniejszego inaczej, jak tylko odwrócony szok kulturowy, ale i też nie mogę powiedzieć, że takie wyłączanie się z otoczenia to tylko szok kulturowy. Doświadczam czegoś pośrodku.
Odpowiedziałam oczywiście tej pani na przystanku, ale tylko po zbyt długiej chwili zastanowienia.
Gdybym przyjechała do Polski z Kanady, to domyślam się, że nie byłoby takiego zaskoczenia. Szok wracania do kraju, gdzie rozumiem wszystko dookoła, jest to zdecydowanie szok odwrócony.
Za to fakt, że mam wielkie kompleksy z powodu mojej słabej znajomości języka polskiego i często nie znam slangu, którym się ludzie posługują, wynika z dzieciństwa spędzonego w Kanadzie. Korea nic nie ma z tym wspólnego. Polski nigdy nie był głównym językiem, którym się posługiwałam, oczywiście że go nie znam jak ktoś wychowany w Polsce. I to jest właśnie element szoku kulturalnego. Normalnego. Jest to mieszanina szoków i jest ona jeszcze pogorszona przez moją znajomość z grupą Kanadyjczyków tu, w Polsce.
Na stażu, w którym biorę udział, są grupy z różnych krajów, w tym z Kanady. Wszyscy Kanadyjczycy są polskiego pochodzenia, ale naszą lingua franca jest nadal angielski, jest zdecydowanie łatwiejszy dla nas.
Dla mnie też jest łatwiejszy, ale zauważyłam, że nie używam takich słów jak kiedyś, zdania są krótsze, no i oczywiście macham rękami i robię gesty, żeby wytłumaczyć pewne słowa, słowa, które Kanadyjczycy znają, ale dzieci w Korei nie. Na dodatek bardzo mało oglądam amerykańskiej telewizji, muzyki prawie w ogóle nie słucham, nie jestem na bieżąco jeśli chodzi o pop-kulturę. W rozmowę czasem nie mogę się włączyć, dlatego że jedyne co ja mam do powiedzenia, to: "w Korei to...". Jestem jedną z nich, ale dystans jakiś pozostał.
W porównaniu, polskie seriale oglądałam w Korei i oglądam dalej tutaj, po polsku mówię coraz lepiej, i mimo tego że zapominam słów, ludzie są zaskoczeni, kiedy im mówię, że nie jestem z Polski.
Moja następna koreańska wiza będzie w paszporcie polskim. Im bardziej się oddalam od Kanady, tym bardziej zbliżam się do Polski. Za to wszystkich województw nie wymienię, jak dojechać na Żoliborz nie powiem i wiadomości nie zawsze całkiem zrozumiem.
Odwrócony szok – rozmawiając z Kanadyjczykami, a normalny szok kulturowy w nieznajomości tajników życia w Polsce. Nie to, że siedzę w domu w stanie szoku, ale jest to interesująca aklimatyzacja.
Za dwa i pół miesiąca wracam do Korei. Siedzę tu w Polsce już miesiąc i pół i czuję już, jak się oddaliłam od Korei. Z jednej strony, jest mi przykro, tęsknię za Koreą i byłam już z kolegami w restauracji koreańskiej w Warszawie, ale z drugiej, wiem, że jak wrócę, to będę miała kolejne doświadczenie, a Korea będzie ciągle ta sama. Chcę wrócić, ale wydaje mi się, że szok będzie znów. Szok normalny i odwrotny.
Jestem świadoma wielkiego szczęścia, które mam w życiu, że w samolot wsiadam prawie bezwiednie, wizy często nie muszę wyrabiać i dogadać mogę się prawie wszędzie. Szczęście, motywacja i może trochę odwagi i jestem za to wdzięczna. Ale to nie zmienia faktu, że jestem gdzieś pomiędzy kulturami i narodowościami. I wydaje mi się, że to jest wspólne uczucie dla wielu ludzi w kanadyjskiej Polonii, szczególnie dla nas wychowanych w Kanadzie. Czasem byłoby fajnie powiedzieć z trochę większą pewnością, że to szok odwrócony, nie normalny; żeby móc z jakąś większą pewnością określić moją polskość. Ale na razie nie jestem stąd, nawet jeśli czuję się Polką. Więc czy ja mogę powiedzieć, że mam teraz odwrócony szok kulturowy? Czy jak wjadę do Korei na polskim paszporcie, to mogę powiedzieć, że jestem z Polski? A kiedy Kanadyjczycy przestaną mnie uważać za Kanadyjkę? Czy moje doświadczenie to szok kulturowy, który niedługo przejdzie?
Odpowiedzi na żadne z tych pytań nie mam. I pewnie i tak nie są ważne. Co jest ważne, to żebym się adaptowała i przyzwyczaiła, że w Polsce czasem i nawet mnie pytają o autobus...
Paula Agata Trelińska