Prostytutek z lisią kitą
Uwaga, uwaga, Szanownych Czytelników najuprzejmiej proszę o wyjątkowe skupienie uwagi. Proszę nie przywiązywać się zbytnio do tytułu, o Tomaszu Lisie słów rzeknę parę słów na zakończenie, na więcej nie zasługuje. Tym razem rozpoczynamy od WPPP 2016, czyli od Warunkowej Prognozy Pogody Powyborczej na rok 2016.
W branży budowlanej, dodam. Natomiast prognoza warunkowa, jako że nikt nie jest doskonały. Owszem, niżej podpisanemu do doskonałości niewiele brakuje, samą skromnością z niejednym mógłbym się dzielić, no ale nie będziemy przecież rozprawiać teraz o mnie.
Piąta rocznica
Konfliktu nie było. Prezydent Komorowski w czwartek wieczór w drodze z Kijowa zatrzymał się w Krakowie i złożył wieńce przy grobie państwa Kaczyńskich na Wawelu.
Następnego dnia z imć Kopacz i innymi notablami był rankiem na cmentarzu Powązkowskim, gdzie przy asyście kompanii honorowej była mała uroczystość z minimalnym udziałem publiczności.
Natomiast od samego ranka na Krakowskim Przedmieściu roiło się od Rodaków. Najpierw była Msza św. w kościele radziwiłłowskim koło pałacu prezydenta.
Pod znakiem żonkila Dawidowego
Minęły Święta Wielkanocne, nawet prawosławne, według kalendarza juliańskiego, no i nikt już nie pamięta, że "zgoda buduje" i tak dalej i że 10 kwietnia cała Polska, to znaczy – wszyscy Polacy, zamiast spierać się o przyczyny katastrofy w Smoleńsku, powinni się zjednoczyć "w zadumie", a jeszcze lepiej – "w bulu i nadzieji". "W bulu" – no bo jakże nie odczuwać "bulu" w obliczu tragedii narodowej, ale zarazem "w nadzieji", że ta tragedia przyniesie jakieś korzystne rezultaty. Że przyniesie – to rzecz pewna tym bardziej, że już przyniosła.
Czy gdyby nie ta tragedia, to pan marszałek Komorowski przejąłby obowiązki prezydenta? Jasne, że by nie przejął. Tymczasem przejął, i to od razu na podstawie komunikatu przekazanego w TVN przez panią red. Justynę Pochanke, i to zanim jeszcze śmierć prezydenta Kaczyńskiego została urzędowo potwierdzona. Wymaga to uzupełnienia przysłowia, że pośpiech jest wskazany tylko w dwóch przypadkach: przy biegunce i przy łapaniu pcheł.
Polaku, nie bojkotuj tych wyborów
Aby nie było wątpliwości, deklaruję, że będę głosował na Pana Mariana Kowalskiego, który w mojej opinii jest najlepszym kandydatem na prezydenta RP.
Wielu ludzi słusznie uważa, że wybory prezydenckie to farsa, gra ustawiona na dwóch kandydatów PO-PIS – Dudę i Komorowskiego. W 2005 roku jako kandydat na prezydenta, mimo wielkich trudności, w swoich odcinkach wyborczych w radiu i telewizji ostrzegałem przed wyborem kandydatów PO-PiS. To jedna i ta sama klika pozorująca opozycję. W ostatnich 10 latach PO-PiS miał swoich prezydentów i swoje rządy i pokazał, że Polska to "(!) dupa i kamieni kupa". Czy tym nieudacznikom i pozorantom można zaufać kolejne 10 lat władzy?
Czego chce Ameryka i ku czemu Polska zmierza?
Kapitulantom, hamletom, oportunistom, stańczykom oraz zwykłym zdrajcom i obcym agentom pracę tę przypisuje Autor.
Ameryka chce porządku. Chce porządku globalnego zgodnego z jej interesami. W wymiarze globalnym zatem stoi po raz pierwszy od 25 lat przed zmierzeniem się z pretendentem pragnącym odebrać Stanom Zjednoczonym prymat nad całą planetą. Stoimy twarzą twarz z kolejną odsłoną rywalizacji o dominację nad Wyspą Świata. Niezmiennego celu walki od stuleci. Hegemon musi potwierdzić swoją dominację na wschodnich i zachodnich obrzeżach Wyspy. Musi dokonać finalnego wysiłku potwierdzającego, że tylko pax americana ma prawo być porządkiem światowym.
Przygotowuje się sumiennie i wielowarstwowo do głównego zderzenia z potęgą Chin, próbując brutalnie – ze względu na swoją rzekomą słabość oraz uciekający czas – wyjaśnić wszystkim, m.in. jaki porządek będzie panował na Półwyspie Europejskim, kto będzie decydował o rozdawaniu kart w korytarzu prowadzącym do heartlandu, kto jest wyłącznym suzerenem na jednym z najważniejszych terenów mapy świata – Europie Środkowej, zwanej: crash zone – którego trzymanie w garści zapewni duży wpływ nad próbującą powrócić do gry, starającą się dojść do prawdziwej potęgi, do upragnionego kręgu światła – ćmą rosyjską oraz może zadecydować o powodzeniu w starciu Rzymu Jedynego z azjatyckim barbarzyńcą stojącym u jego bram.
Czy rozdawać pieniądze tzw. artystom?
Remigiusz Włast-Matuszak na Prawica.net zamieścił artykuł (opisywał w nim dysputę, jaka odbyła się w Warszawie między mądrymi ludźmi), w którym to zawarł taką oto refleksję: "Banałem jest stwierdzenie faktu, iż o ile PO i SLD (gdy rządziło) niemal nachalnie dopieszczały i dofinansowywały całe stare i nowe »kulturalne« lewactwo, to partie prawicowe (wszystkie!) KULTURĘ i twórców wiernych konserwatywnym i niepodległościowym wartościom wręcz lekceważą, ignorują (a nawet gorzej)."
Jakkolwiek by na to patrzeć, rząd dysponuje większymi pieniędzmi niż partie i może dawać swoim całe worki z forsą. Partie mają mniej milionów, w partiach za to dużo ryjów, a każdy chce żreć, więc nic dziwnego, że rozgrabiają dotacje z budżetu między siebie, a innym nie dadzą. I nie ma co się dziwić. Łup jest po to, żeby go pakować do wora, a nie rozdawać.
Batożenie wyrokiem
Polska. Trzecia Erpe. Może i nie najjaśniejsza, mimo to, jak mówią, wolna i niepodległa. Na dodatek tak praworządna, że aż brakuje słów. Praworządna do womitowania. A to, ponieważ ze sprawiedliwością otwartą znacznie szerzej, niż gardło bydlęcia otwiera nóż szoheta.
Oj tam, oj tam? Przesadzam? Nic podobnego. Między ujściem Świny a szczytem Rozsypańca nie ci są winni, którzy są winni. Tutaj winni są ci niewinni, których za winnych uzna władza. To jest, chciałem powiedzieć, nie władza, tylko sędziowie niezależnych sądów. Jak należy rozgrzanych. Można odnieść wrażenie, że dość często rozgrzanych aż do nieprzytomności.
Kości zostały rzucone – czyli rozpoczęła się gra
Tak miał powiedzieć Juliusz Cezar, kiedy ruszył na podbój Galii, czyli obecnej Francji. W Wielki Piątek, 3 kwietnia, w Mińsku ukazał się w opozycyjnym półtygodniku – "Narodna Wola" – mój list do prezydenta Łukaszenki, który w wersji polskiej załączam:
Szanowny Panie Prezydencie.
Chciałem Pana i obywateli Białorusi poinformować, że będę startować w nadchodzących wyborach prezydenckich. Nie tyle pragnę wygrać, bo to jest praktycznie niemożliwe, gdyby nawet na trzy zmiany pracował dla mnie patron spraw beznadziejnych św. Tadeusz Juda, który ma ołtarz w "Czerwonym Kościele" w Mińsku. Chcę nagłośnić pewne fakty, bo to, co mówi kandydat na prezydenta, jest dużo lepiej słyszane, niż gdyby to samo mówił najprzedniejszy profesor jakiegokolwiek naszego uniwersytetu.
Drugie życie pięknej katastrofy
Wprawdzie – jak powiada poeta – "chwieją się fundamenty światów", ale przecież wśród tego rozchwiania jest we Wszechświecie punkt stały w postaci niepisanej zasady konstytuującej III Rzeczpospolitą.
Jak wiadomo, aktem założycielskim tej formy polskiej państwowości była siuchta w Magdalence w roku 1989. Polegała ona na tym, że wojskowa razwiedka przekazała starannie uprzednio wyselekcjonowanym "przedstawicielom społeczeństwa" zewnętrzne znamiona władzy w zamian za gwarancje zachowania pozycji społecznej w nowych warunkach ustrojowych i zachowanie tego, co sobie ukradła w ramach uwłaszczenia nomenklatury. Gwarancje te umocnione były kompromatami, jakie razwiedka zachowała sobie na wypadek, gdyby któryś "przedstawiciel społeczeństwa" zapomniał, skąd wyrastają mu nogi. Dlatego podjęta 4 czerwca 1992 roku próba ujawnienia agentury w strukturach państwa została storpedowana przez obydwie strony umowy "okrągłego stołu", zaś niepisanym konstytucyjnym fundamentem III RP była zasada "my nie ruszamy waszych – wy nie ruszacie naszych".
KORWIN
Kiedy w 1990 roku zostałem zarejestrowany jako kandydat na prezydenta, postanowiłem nawiązać kontakty z tzw. antysystemową opozycją. Między innymi w kawiarni "Ambasador" w Warszawie spotkałem się z 10-osobowym aktywem Unii Polityki Realnej, który "na pięć minut" przed wyborami porzucił swego lidera, Janusza Korwin-Mikkego. Dlatego nie doszło do rejestracji jego kandydatury.
Byłem zdziwiony, kiedy niedługo potem w dworku w Pęcicach pod Warszawą, gdzie wynajmowałem kilka pokoi, pojawił się sam Korwin bez zapowiedzi. Nie można było jednak poważnie rozmawiać z facetem, którego właśnie opuściła cała jego organizacja i został osamotniony. Widziałem go później w tłumie na kilkunastu wiecach wyborczych, ponieważ jeździł za mną po całym kraju.