Pamiątki Soplicy (32)
Zbierają się posłowie: jedni jakimś dzikim uśmiechem chcą pokryć wewnętrzne pomieszanie, drudzy, zalani łzami, zdradzają i poczciwe uczucia, i słabość duszy; kilku tylko, z obliczem wypogodzonym, okazują, że wszystko oprócz Boga poświęcą, że za progami izby zostawili, co tylko do żywota przywiązać ich mogło, i że są przygotowani do wszelkiej walki i ofiary. Haniebnej pamięci kanclerz ogłasza propozycją królewską, aby zawiązać sejm pod konfederacją, i zaprasza Ponińskiego na marszałka.
– Zgoda! – odpowiedzieli (jednak głosem drżącym) zaprzedani posłowie.
– Zgoda! – jeszcze słabiej powtórzyli posłowie przelękli.
– Nie ma zgody! – odezwał się Rejten. – Na sejm walny jesteśmy zebrani, a nie na konfederacją; przystąpmy do wyboru marszałka walnego sejmu.
– Tadeusza Rejtena obieramy marszałkiem! – odezwał się Korsak, Bohuszewicz i trzech innych posłów, kupiących się przy Rejtenie. Zdumieli się wszyscy. Rejten porywa laskę i sesją zagaja. Przez chwil kilka kanclerz, Poniński i inni jurgieltnicy moskiewscy zamilkli; już większa część izby poczuła chęć do powinności wrócić; ale z jednej strony zatwardziałe zdrajce, z drugiej – przybliżające się lonty do panewek, przydusiły ten słaby płomyk. Okropny szmer powstaje, jakby na zborzyszczu piekielnych duchów.
Pamięć (19)
POCZĄTEK DŁUGIEJ DROGI
Początek lat 60. był czasem wielkich zmian w moim życiu, w mojej pracy. Czasem przekraczania kolejnych progów i wchodzenia, nieśmiało, ale zdecydowanie, w kolejne komnaty wielkiego gmachu teatru. Miałem w nim zamieszkać już na stałe. W tym samym czasie dokonałem pierwszych znaczących osiągnięć reżyserskich i spotkały mnie pierwsze wielkie niepowodzenia. Coraz ważniejszy stawał się wątek osobisty. Pojawił się już wcześniej, a teraz stopniowo wysuwał się na pierwszy plan.
Od 1 września 1961 r. podjąłem po raz pierwszy stałą pracę reżysera w zawodowym teatrze – w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku.
31 grudnia 1961 r. zadebiutowałem jako reżyser w teatrze zawodowym – prapremierą trzech jednoaktówek Sławomira Mrożka, Karol, Na pełnym morzu, Strip-tease w gdańskim Teatrze Wybrzeże, na scenie Teatru Kameralnego w Sopocie.
Wspomnienia z mojego życia (38)
W grudniu 1938 r. Niemcy ponawiają żądania, domagając się wyraźniej niż kiedykolwiek włączenia się Polski do wyprawy na Rosję w ramach tzw. paktu antykominternowskiego zawartego w roku 1936 między Niemcami a Japonią, do którego następnie przystąpiły Włochy. Z końcem stycznia niemiecki minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop przybył do Warszawy, by namówić Polskę do przyjęcia żądań Hitlera i wyrażenie zgody na rolę satelity Niemiec. Dotychczasowy plan przewidywał w pierwszej kolejności pobicie Francji i opanowanie zachodniej Europy, a dopiero potem zniszczenie Związku Sowieckiego z pomocą uzależnionej Polski. Ribbentrop nie żądał udziału Polski w ataku na Francję i Anglię. W tej fazie wojny Polska miała pozostać neutralna, zabezpieczając jedynie III Rzeszę od wschodu, a dopiero po zajęciu Paryża i Londynu uderzyć wspólnie na ZSRS.
Stanowcze odrzucenie przez Polskę żądań skłoniło Hitlera do gruntownej zmiany powyższego planu. Postanowił najpierw skończyć z Polską, a dopiero potem uderzyć na państwa zachodnie.
Pamiątki Soplicy (31)
Ale tam przyjechawszy obaczył w bawialnym pokoju wiszący konterfekt Piotra Wielkiego: to go tak zniechęciło, iż zaraz od swojego zamiaru odstąpił.
Co się potem pan chorążyc nie namęczył, aby go zwrócić do dawnego przedsięwzięcia. Wszystko było na próżno.
– Piotr – mówił – to był największy nasz wróg. On to nieboszczyka króla wciągnął w wojnę ze Szwedami, przyrzekł mu Inflanty, które są nasze wedle praw boskich i ludzkich, a potem, jak wylazł z kłopotu, nie tylko że nie dotrzymał słowa, ale jeszcze z jego łaski zwinięto nasze wojsko, to wojsko, postrach bisurmanów, a które pod Wiedniem całe chrześcijaństwo z ostatniej wydźwignęło toni. Wolę całe życie być kawalerem niż brać żonę z takiego domu, gdzie pamięć nieprzyjaciela Polskiej jest w poważaniu, że aż obraz jego zdobi pokój, w którym rodaków przyjmują.
Pamięć (17)
AWANTURA NA SARDYNII
„Przygoda” po włosku to „aventura”. Ale ponieważ włoska „aventura” brzmi podobnie jak polska „awantura”, więc dla mnie ta włoska „aventura” była po prostu awanturą – przygodą, i to gwałtowną, niezwykłą.
A było to tak... Na Festiwalu w Awinionie poznałem, między innymi, piękną Włoszkę. Czarne włosy, czarne oczy, figura Lollobrigidy. Miała na imię Mariella. Chodziliśmy na spacery nad rzekę Arno, zawsze w gronie jej koleżanek, okazało się, że taki mają nakaz z domu. W tej grupce była też Anna Maria, przeciwieństwo Marielli, blondynka, niebieskooka, wysoka i szczupła. Obie pochodziły z Cagliari.
Wspomnienia z mojego życia (36)
Zamierzenia realizowano na wyrost, nie przestrzegano zasady hierarchii potrzeb – budowano pałace, kiedy waliły się chaty wiejskie, budowano instytuty, gmachy szkół wyższych, a wiejska szkoła mieściła się w kurnej chacie.
Wieś polska – poza Poznańskiem, Pomorzem i Śląskiem, była biedna, a w województwach: białostockim, rzeszowskim, kieleckim, częściowo lubelskim, łódzkim, warszawskim i na całym Podkarpaciu – nawet bardzo biedna. Jeżeli zajrzymy do wydawnictw Instytutu Puławskiego – Wydział Ekonomiki Rolnej Drobnych Gospodarstw Włościańskich, zobaczymy przerażająco niskie położenie gospodarstw. W budżetach rodzinnych wydatek na żywność dorosłej osoby wynosił rocznie przeciętnie 156 zł, czyli 43 grosze na dzień. Na mięso wydawano – wszystkie liczby w skali rocznej – w okręgach przemysłowych 11,2 zł, w środkowych okręgach 10 zł, a w pozostałych 8 zł. Na pieczywo odpowiednio: 12, 10 i 3,70 zł. Na masło: 1,30 – 1,10 zł. Podstawowymi artykułami żywnościowymi była mąka – 190 kg, ziemniaki – 230 kg, kapusta, buraki – do 150 kg. Na cukier wydawano od 3-5 zł, na naftę – 2,31 zł, a na sól – 2,21 zł. Przypomnijmy sobie, że biedota wiejska korzystała ze słonej wody, w której bogatsi ugotowali już sobie kartofle, by w tej samej ugotować dla siebie. Zapałki dzielono na dwie i cztery części. To już nie bieda, a nędza.
Pamiątki Soplicy (29)
Coś to było na kształt świsłockiej potyczki, kiedy pierwszy raz szedłem na nieprzyjaciela, ale gorzej jeszcze: bo tam człowiek z kolegami niebezpieczeństwo podzielał, a tu samemu wystąpić trzeba było; tam człowiek był pewny, że się tchórzem nie pokaże, a tu obawa, żeby się głupcem z wielkiego pomieszania nie wydać. A im więcej zbliżaliśmy się do Gruszówki, tym większy strach, tak że kiedyśmy wjeżdżali na dziedziniec, to żeby się ziemia otworzyła, może bym w nią skoczył. Ośmielał mnie, jak mógł, towarzysz podróży i szczerze się litował nade mną. Jakoś się to odbyło przed JW. podkomorzyną, która była pani wielkiej powagi i wyrozumiałości. To prawda, że pan Fabian wszystko za mnie mówił, mruczałem, sam nie wiem co, tylko tyle pamiętam, że dziękując do nóg jej padłem – i odbyły się zaręczyny. A ja i moja narzeczona wyglądaliśmy jak delikwenci na śmierć dekretowani. To wiem od pana Fabiana, bom siebie nie widział, a na moją narzeczoną oczu nie podniosłem. Zamieniwszy pierścionki, po oznaczeniu dnia szlubu opuściliśmy Gruszówkę. Że już było późno, w karczmie nocowaliśmy; tam dopiero przyszedłem do siebie.
Pamięć (16)
UCZENIE SIĘ TEATRU ZA GRANICĄ
Studiując reżyserię w Warszawie – oglądałem wszystkie teatry zagraniczne odwiedzające Warszawę. Widziałem ogłuszająco potężnego Króla Leara Petera Brooka, z Paulem Scolfielden, oraz, także Brooka, zachwycający, lekki, cyrkowy Sen nocy letniej. Widziałem w Warszawie (a potem w Paryżu), Jeana-Louisa Barrault i Jeana Villara. Widziałem wielką Annę Magnani w Wilczycy Goivaniego Vergi w reżyserii i scenografii Franco Zefirellego; kilka przedstawień Eduardo de Filippo; Trzech muszkieterów Aleksandra Dumasa w adaptacji i reżyserii Rogera Planchona – gdy wraz z kilkoma kolegami poszliśmy po przedstawieniu za kulisy podziękować reżyserowi, zastaliśmy go w stanie gniewu, frustracji – co się stało? „Akcja trwała dzisiaj o czternaście minut dłużej niż w Lyonie! Klęska!” A przedstawienie grane było w karkołomnym, zawrotnym, porywającym tempie. Ale Planchonowi było tego za mało.
Już pod koniec pierwszego roku studiów reżyserii, na wiosnę 1959 r., otrzymałem od dziekana Korzeniewskiego wspaniałą nagrodę: stypendium Międzynarodowego Instytutu Teatralnego (ITI, International Theatre Institute) dla młodego reżysera. Korzeniewski był w najwyższych władzach ITI z siedzibą w Paryżu, często tam jeździł. To stypendium to była wielka sprawa. Uprzednio otrzymał je Konrad Swinarski, później Jerzy Goliński. Złożyłem odpowiednie papiery gdzie trzeba. Otrzymałem odmowę paszportu.
Z Polski rodem: Cudzoziemka w Panteonie – Maria Skłodowska-Curie
W 1896 roku francuski fizyk – Henri Antoine Becquerel, odkrył zjawisko promieniotwórczości soli uranu, choć istoty tego procesu jeszcze nie rozumiał. W tym samym mniej więcej czasie niemiecki fizyk – Wilhelm Konrad Roentgen, stwierdził istnienie przenikliwego promieniowania X, które od tej pory nosi jego imię (za to odkrycie uczony otrzymał w 1901 roku pierwszą w dziejach Nagrodę Nobla w dziedzinie fizyki), ale którego on sam nie był jeszcze w stanie objaśnić naukowo w sposób dostateczny.
Wtedy to właśnie dociekać – wraz z mężem Piotrem Curie – istoty promieniowania postanowiła licząca zaledwie 28 lat Polka z Warszawy, mieszkająca od kilku lat w Paryżu i będąca prawie tuż po studiach na Sorbonie, w trakcie których uzyskała (z pierwszą lokatą) licencję nauczycielki fizyki i matematyki gimnazjum oraz gruntowne podstawy do podjęcia pracy badawczej, o czym zawsze zresztą marzyła.
Wspomnienia z mojego życia (35)
Skutek był taki, że Honorka zbladła, a ja, w obawie, że może stracić przytomność, pobiegłam po szklankę wody, zamiast wziąć dziewczynę w objęcia i dobrze wycałować. Byłem mimo wszystko ciągle jeszcze niedoświadczony, nie umiałem obchodzić się z dziewczynami niewinnymi. Na rezultat tego pocałunku musimy kilka lat poczekać.
Zawiedli się na mnie ojcowie miasta i powiatu, a zwłaszcza mój przyjaciel, gdyż nie przyłożyłem ręki do rozwoju „Wici”. Pozostałem wiernym działaczem Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego.
Życie w tym mieście było nudne, nie było żadnych atrakcji, nawet nie nawiązałem kontaktu z miejscowym kołem łowieckim. Zając czy kuropatwa mnie nie nęciły, a innej zwierzyny tu nie było. Polesie zepsuło mnie, stałem się bardzo wybredny.