Błyskotki prezydenta Obamy
Wielkie święto dziś u Gucia! Gucio gumę ma do żucia! Toteż 4 czerwca Warszawa, dotychczas, przynajmniej w oczach Stanisława Cata-Mackiewicza, uchodząca za "małe żydowskie miasteczko na niemieckim pograniczu", stała się "stolicą świata".
Tak przynajmniej twierdził Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych naszego nieszczęśliwego kraju, oczyma rozradowanej duszy widząc się już na stanowisku I sekretarza NATO. Warto dodać, że nie było to zwyczajowe urojenie ministra Sikorskiego, który często sprawa wrażenie, jakby tracił kontakt z rzeczywistością, bo rzeczywiście – z okazji 25. rocznicy kontraktowych wyborów, na jakie ówczesny szef komunistycznej razwiedki, generał Czesław Kiszczak, umówił się ze swoimi konfidentami, a którą z inicjatywy pana prezydenta Komorowskiego – tego samego, po którego wyborze ostatni szef Wojskowych Służb Informacyjnych, generał Marek Dukaczewski, miał otworzyć sobie i z radości duszkiem wytrąbić butelkę szampana – nie wiedzieć czemu nazwano Dniem Wolności – do Warszawy zjechał "rewizor iz Pietierburga", to znaczy – prezydent Stanów Zjednoczonych Barack Husejn Obama, a za nim również wielu innych prezydentów, w tym również – drobniejszego płazu, więc opowieści o "stolicy świata" przynajmniej częściowo były uzasadnione. Kulminacyjnym momentem Dnia Wolności było przemówienie Dostojnego Gościa na placu Zamkowym w Warszawie, który zza pancernej szyby powiedział "to, co pragnęliśmy usłyszeć". Tak w każdym razie zrecenzowali to przemówienie wszyscy indagowani dygnitarze, nie wyłączając Kukuńka, który został osobiście połechtany wspomnieniem, jak to przeskoczył przez płot i obalił komunizm.
Fajnie jest, tylko że śmierdzi
*Wymowny, spodstolny pogrzeb
*Dozgonna wdzięczność żałobników...
*Znamienne fakty towarzyszące
*Fajnie jest, tylko że śmierdzi
*Światełka w tunelu
Ceremonie pogrzebowe Jaruzelskiego z udziałem przedstawicieli władz państwowych pokazały jak najdobitniej, że PRL trwa dalej, tylko w formie zmutowanej i spodstolnie skosmetyzowanej. Komunistycznych zbrodniarzy i zdrajców, owszem, chowano z pompą i "honorami" na Powązkach, ale właśnie za PRL-u, i jeśli tak dzieje się nadal w tej jakże wymownej i wrażliwej sferze symboli i życia państwowego – to cóż właściwie się zmieniło?
Poszło w zaparte. Gdyby generał...
Gdyby generał miał odrobinę wyrzutów sumienia i zastanowił się nad dalszym losem pozostawionych bliskich, to powinien przemyśleć sytuację wynikłą w końcówce życia. Jeżeli w ostatnim już momencie przyjął sakramenty i rzutem na taśmę zrobił się katolikiem, to wypadałoby przynajmniej wykazać się jakimś rodzajem pokuty, czy choćby taką pokutę zasymulować.
Gdyby napisał drżącą ręką:
* Pochowajcie mnie w którymkolwiek dole na "Łączce", z którego wydobyliście już szczątki Żołnierzy Niezłomnych.
* Zalejcie mnie wapnem, rzućcie na to tylko ziemię i wbijcie biały brzozowy krzyż.
* Chcę leżeć tu, na Powązkach wśród żołnierzy, wśród swoich , wśród Polaków. Chcę leżeć w tym dole, będącym przez dziesiątki lat domem najlepszych patriotów tak przeze mnie zapomnianych.
* Nie chcę żadnych honorów, orkiestr, przemówień. Niechaj na tym grobie będzie tylko mały napis
"Bracie Polaku wybacz".
Jestem niemal pewien, że ten pogrzeb odbywałby się w ciszy bez zakłóceń. Kto wie, czy właśnie nie byłby to najbardziej znamienny akt chrześcijański, akt pojednania. Jest to mój punkt widzenia jako katolika.
Siedem dni ze Stanem Tymińskim. Codzienność z szokową transformacją w tle (12)
Na przykład znaczenie tego, co w ekonomii kapitalizmu zależnego nazywa się zależnością technologiczną. W peruwiańskich Andach zwiedzał fabryki sera. Zwiedzał je z ciekawości, gdyż wśród wielu dyplomów miał też kanadyjski dyplom ukończenia kursu produkcji sera. Ukończył go przed wyjazdem do Peru na uniwersytecie w Guelph. Kurs był zasadniczo o tym, jaka jest technologia przerabiania przez bakterie mleka na sery. Poza tym Tymiński lubi sery. I gdy w Peru zwiedzał górskie miejscowości, pojechał również do Cuzco. To jest tak gdzieś godzinę lotu samolotem na północ od Limy. Jest to była stolica imperium Inków. Tam są gorące wody wulkaniczne. To jest piękne górskie miasto, z przepiękną historyczną zabudową hiszpańską, z pięknymi hotelami dla zagranicznych turystów i z atrakcjami gorących wód wulkanicznych. Cuzco słynie z tego, że jest to w Peru stolica sera. Całe miasto jest pełne sera. Ser jest wszędzie. I w restauracjach, i w hotelach, i w sklepach, i na jarmarku. Wszędzie. Niektóre z tych serów były takie ostre, że nawet Tymiński, lubujący się w ostrych potrawach, nie mógł ich przełknąć. To były ostre sery o specyficznie lokalnych smakach.
Ecce homo - Z reżyserem Grzegorzem Braunem rozmawia Agnieszka Piwar z Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy
Na zdjęciu: Ekipa filmowa z Polski przy pracy w Mississaudze. Od lewej: Piotr Nykowski (dźwiękowiec), Marcin Peresada (operator), Zdzislaw Sajuk (kierownik produkcji) i Grzegorz Braun
– W Toronto trwa proces kanadyjskiej katoliczki więzionej za obronę życia poczętego, a Pan szykuje o tym film. Jak do tego doszło, że Grzegorz Braun zainteresował się sprawą Mary Wagner i przemierza Ocean, by kolejny raz uczestniczyć w jej sądowych bataliach?
Grzegorz Braun: Pierwszy raz widziałem ją w kanadyjskim sądzie przed kwartałem. Znalazłem się tam z pewnego – jak to się mówi po świecku – przypadku. Mianowicie na kolejne zaproszenie mieszkających tam rodaków miałem pokazać moje filmy w Toronto. Okazało się, że akurat w tym samym terminie i w tym samym mieście rusza proces Mary Wagner. Zobaczyłem stającą przed sądem drobną dziewczynę, lat trzydziestu kilku; ale kiedy widzimy ją w kajdankach – no bo tak rutynowo wprowadza się ją i wyprowadza z sali sądu – w otoczeniu o trzy numery większych policjantów i policjantek, no to robi ona wrażenie osoby nieletniej nieledwie. To była krótka rozprawa, poświęcona tylko kwestiom formalnym i ustaleniu dalszych terminów. Na koniec sędzia rutynowo zapytał podsądną, czy nie zechce mimo wszystko skorzystać z możliwości zwolnienia warunkowego – co oznacza w tym wypadku złożenie podpisu pod zobowiązaniem, że nie będzie robić tego, co czyniła do tej pory – a ona po raz kolejny grzecznie odmówiła i poszła w kajdankach do aresztu na następne miesiące. Trudno mi było oprzeć się wrażeniu, że oto właśnie odbywa się być może jeden z najważniejszych procesów naszej epoki.
Drugi raz znalazłem się wśród publiczności w sądzie prowincji Ontario kilkanaście dni temu – już z towarzyszącą mi ekipą, choć notabene samej rozprawy nie pozwolono nam filmować.
Przerabiani na durniów
Czy notoryczny łgarz może być człowiekiem przyzwoitym? Oczywiście, że nie może. I tak samo jak nałogowego łgarza nie nazwiemy człowiekiem przyzwoitym, podobnie nikt przytomny nie powinien polityki nazywać "sztuką zdobycia oraz utrzymania władzy".
Dlaczego? Ponieważ opisując rzeczywistość przy pomocy kłamliwych definicji, rzeczywistość tę kaleczymy śmiertelnie. Tak właśnie działa łgarstwo przybrane w szaty prawdy: sprawia, że wielu, czasami większość, a niekiedy nawet wszyscy zaczynają wierzyć w nieprawdę. Czyli postrzegać świat nie takim, jakim jest w istocie, ale jakim każą mu widzieć świat ludzie podli. Przecież "sztuka zdobycia oraz utrzymania władzy" to po prostu makiawelizm, a nie żadna polityka. Polityka to rozumna troska o dobro rodzimej wspólnoty.
Wybory i pogrzeby
Od 20 maja, przez dwa miesiące na polskim niebie występują białe noce astronomiczne. Niebo nie ciemnieje zupełnie, znikają pewne słabo świecące gwiazdy, za to zyskaliśmy możliwość obserwacji planet Układu Słonecznego: Merkurego, Jowisza, Marsa, Saturna i Wenus. Jak ta sytuacja wpłynęła na przełomowe wydarzenia z niedzieli, 25 maja: wybory w Europie, na Ukrainie i obchody Dnia Wyzwolenia Afryki? Jakie będą dalsze następstwa?
Oczywiście żarty sobie robię. Zdrowy rozsądek nie pozwala nawet podejrzewać, że znanego "generała" zawezwał do siebie sam astralny "bóg wojny".
Upalna Warszawa
Na Nowym Świecie od Alej Jerozolimskich do Świętokrzyskiej co krok "ogródki", gdzie rodacy popijają kawę, smakują lody oraz obserwują piękne damy, które spacerują, nawet częściej niż rok temu, w długich powiewnych kieckach do ziemi lub z przodu krótkich, a z tyłu długich.
Jest też renesans rowerów, coraz więcej, zwłaszcza pań, na nich się porusza, a od roku można je wynajmować; bardzo popularne są nie tylko "górskie" na tłustych oponach, co "holenderskie", gdzie się jedzie, siedząc prosto.
Ta ostatnia niedziela...
Jeszcze nie ucichły echa wyborów do Parlamentu Europejskiego, w których najpierw miało zwyciężyć Prawo i Sprawiedliwość, ale potem, po mozolnym liczeniu głosów okazało się, że zgodnie z rozkazem zwyciężyła jednak Platforma Obywatelska. Jeszcze raz potwierdziły się w naszym nieszczęśliwym kraju spiżowe słowa Józefa Stalina, że ważniejsze od tego, kto głosuje, jest to, kto liczy głosy.
Dopiero w tym kontekście możemy w pełni docenić znaczenie wyjazdu Państwowej Komisji Wyborczej na szkolenie do Moskwy; gdzie lepiej niż tam nauczą, jak należy liczyć głosy, żeby było dobrze?
Siedem dni ze Stanem Tymińskim. Codzienność z szokową transformacją w tle (11)
Bardzo ułatwiła Tymińskiemu kontakty z miejscową władzą i dziennikarzami.
Etnicznie Iquitos to olbrzymia mieszanka wszelkich ras. Z początkiem XX wieku Iquitos było jednym z najbogatszych miast świata. Było to jedyne miejsce na świecie, skąd pochodził kauczuk do wyrobu gumy kauczukowej, z której produkowano opony samochodowe. Rozwój przemysłu samochodowego wywołał wielki popyt na kauczuk z amazońskich drzew kauczukowych. Nacinano w dżungli korę drzew kauczukowych, a z nich spływał kauczukowy sok. Z tego soku poprzez podgrzewanie preparowano wielkie bale kauczuku ważące po około 15 kg i transportowano je przez dżunglę do Iquitos na drągach niesionych przez Indian. Indian wykorzystywano w sposób morderczy. Z wycieńczenia przy transporcie beli kauczuku zginęło ich dziesiątki tysięcy.