Angielska maselniczka
A ja nadal pracuję jako opiekunka ludzi starszych w Niemczech. W dzień polskich wyborów samorządowych, czyli regionalnych, wyjeżdżałam do Niemiec.
Córka pana starszego niemieckiego się ucieszyła, gdy przyjechałam tu z powrotem. Nogi mnie bolą, bo pobłądziłam po Berlinie, zanim dotarłam. Jakaś młoda para niemiecka chciała na peronie sprzedać bilet całodniowy, na dwie osoby. Kupiłam od nich, bo dlaczego nie... Za 3 euro, za połowę jego ceny, czyli na jedną osobę. Nic z tego nie miałam, ale wyglądali na uczciwych. Potem zobaczyłam, że jest on na obszar ab, a ja potrzebowałam na większy obszar, na abc. Na obszarze c kierowca jednak powiedział, że wszystko jest dobrze, i nie chciał ode mnie żadnej dopłaty. Na peronie kolejki jacyś młodzi ludzie z Polski nie wiedzieli, jak dotrzeć na miejsce. Przyjechali na koncert grupy hardkorowo-metalowej. Ja też nie wiedziałam, jak dojechać do mojego pana starszego, do jego domu, w którym już byłam, a wyjechałam na kilka dni do domu. Ktoś mnie skierował do kolejki, ale nie było tam numeru potrzebnego mi pociągu. Popytałam i dla siebie, i dla tych Polaków. Przy okazji zapytałam dwie głuchonieme panie. Wciąż mi ktoś pomagał, ale najlepiej, najbardziej życzliwi są ludzie ze Wschodu – Chińczycy czy Japończycy. Biegną sami, niezapytani, aby pomóc. Najczęściej kobiety.
Trudna jazda do Niemiec
Tak, jestem tu już drugi dzień. Wczoraj jechaliśmy przez Berlin. Ciężka to była jazda, bo w Berlinie były obchody święta zniszczenia muru berlińskiego, 25-lecie i połączenie się Niemiec Wschodnich z Zachodnimi.
Miałam wczoraj jechać autobusami i częściowo, w Berlinie, kolejką podziemną. Już nawet bilet na jeden autobus, taki strategiczny, miałam kupiony przez Internet. Rano jednak autobus miał opóźnienie, dało mi to czas do namysłu i postanowiłam jechać inaczej. Bez jazdy kolejkami. Bo głośno było o kilkudniowym strajku na kolei w Berlinie. Pojechałam samochodem, ze znajomymi znajomych. Ojciec z synem jechali i kogoś już wieźli, także w tym kierunku. Jechali do Danii, przez Berlin. Z Berlina brali jeszcze dwóch Niemców. Głupotą było w tym dniu wyruszać w podróż. Ulice były całkiem zakorkowane, były takie, że jechaliśmy pięć metrów i stop. Dalej znów tak samo.
Groby w Polsce są zupełnie inne niż w Niemczech
Groby w Polsce są zupełnie inne niż w Niemczech. Z dziadkiem niemieckim jeździłam co tydzień na grób jego żony. Przedtem poznałam też inne cmentarze, w innych miastach niemieckich.
W Duesseldorfie było dużo bratków na grobach, a był straszny upał. Moja pani starsza siedziała na ławeczce, ja brałam konewkę spod jakiegoś krzaka.
Chodziłam w tę i z powrotem i podlewałam bratki na grobach, chcące pić i będące już na skraju wyschnięcia. Kocham bratki, każdy ma inny pyszczek.
O grób męża pani starszej nie trzeba było dbać, gdyż był to tylko kamień z wyrytym imieniem i nazwiskiem oraz rokiem śmierci. Dziwiło mnie to, że jest tam inaczej niż w Polsce, że nie ma typowych dla Polski grobowców.
Zawsze lubiłam jabłka
Jabłka, zawsze lubiłam jabłka. Kiedyś pisano, że mają mało kalorii. Jednak, jak się je jadło, to się nie chudło. Jak się jadło tylko jabłka i np. 10 dag twarożku dziennie. Tematem teraz są właśnie jabłka. A dwa lata temu jechałam w autobusie do Polski z jedną panią, która już od 20 lat mieszkała w Niemczech, bo wyszła za Niemca. Ta pani jechała z Niemiec, jak i ja. Jechała na dwa tygodnie do Polski, ale załatwiła właśnie transport dwóch ciężarówek jabłek z Polski do Rosji. Co za przedsiębiorczość! Nie pytałam, ile inwestowała i ile zarabiała na tym. Ważny był dla mnie fakt.
Niemcy potrafią handlować. Niemiecki partner mojej koleżanki – Polki, on nie może spać po nocach. On handluje po nocach, a najlepiej handluje się makaronami i karmą dla psów. Wtedy, gdy wszyscy śpią smacznie, on klika w komputer i zyskuje. Nie musi towaru widzieć, ściągać go. Handlował też i winem z Hiszpanii.
Nie wszyscy cenią to, co cenne
Program muzyczny – "Must be the Music", w jury jest Kora. Pamiętacie ją? Śpiewała w zespole "Maanam". Ona zawsze mówi, co myśli, i to mi się podoba.
Jak dobrze, że możemy to obejrzeć. My, biedni, też możemy oglądać taki dobry program. I wszyscy tu tak ładnie ubrani. I tacy mili ludzie. Możemy pomaczać się w luksusie. Tak samo jak idę do urzędów, one też takie ładne. I chodniki proste, i kwiaty posadzone, i popodlewane. Na mieście ładnie, tylko że ja nie mam co jeść. Widoki ładne, ale mój brzuch pusty.
Niebezpieczna praca
Nie wyjechałam jeszcze do Niemiec. Jeszcze jestem w Polsce.
Umarła Ania Przybylska, a miała dopiero 36 lat. Dała się poznać światu i zostawiła po sobie dzieci, to najważniejsze. Była śliczna. Niektóre aktorki do roli trzeba poprawić, upiększyć, ją trzeba było pobrzydzić. W wywiadach była ładniejsza, niż w filmach. Nie skończyła szkoły aktorskiej, była po szkole morskiej.
Wczoraj ludzie po niej płakali, bo ją kochali. Miała w sobie coś szczerego, wyszła za znanego piłkarza polskiego, on grał w drużynie w Turcji i tam mieszkali przez ostatnie trzy lata. Mało już grała, ale urodziła troje dzieci i rodzina dla niej była najważniejsza. Ale ona, jako aktorka, grała i on też grał, ale na boisku. Oboje grali, grające małżeństwo, tak mi się skojarzyło. Rok temu okazało się, że ma raka. Bała się tego, obawiała, gdyż w jej rodzinie wszyscy umierali młodo, na raka, więc była genetycznie obciążona. Miała raka trzustki, jak wczoraj media doniosły. Media jej bardzo ostatnie miesiące dokuczały, miała ich dość. Skarżyła się na paparazzi, że nawet za dzieckiem do szkoły chodzili. Ona chciała żyć normalnie. Umarła w wieku 36 lat. To straszne.
Jeszcze w Polsce, ale starsze małżeństwo niemieckie już na mnie czeka
Jestem w Polsce, nadal w Polsce, już ponad dwa miesiące. Jednak już wiem, że muszę do Niemiec jechać, aby zarabiać. Tam kobiety w moim wieku zarabiają tylko w opiece, bo zawsze znajdą się staruszkowie starsi ode mnie. Tam są nawet ludzie 100-letni, i to całkiem zdrowi.
Przyszłam do pokoju syna, który wyjechał i na pewno tęskni za swoim pokojem. Na studiach jest, w akademiku będzie mieszkał. Obejrzeliśmy film – groźny ocean czy coś takiego. Żaglówka, trzy pary i chyba tylko jedna z nich się uratowała i małe dziecko.
Siedzimy sobie razem
18 września 2014
Ja nie wiem, co mam robić. Co ja mam robić?
Z jednej strony firma, która mi z opóźnieniem wypłaciła pieniądze, proponuje wyjazd do Niemiec, na dobrych dla mnie warunkach. Widać, że im zależy i starają się, ale słowa – przepraszam, nie usłyszałam ani odsetek nie otrzymałam i jest ryzyko, że może się ta sytuacja powtórzyć, bo to wygląda tak, jakbym ją zaakceptowała, przyjmując znów ofertę od tej firmy. Ale już powiedziałam, że dobrze, że pasuje mi ta oferta.
Powrót z Wiesbaden
Jestem już w domu, wróciłam z Wiesbaden.
Nie było mnie osiem dni, a dwie noce okalające te dni poszły na podróż. W jedną stronę 13 godzin, w drugą 15 godzin, bo było opóźnienie.
Wydaje mi się, że nie było mnie tu dwa miesiące. Tyle się wydarzyło i tak trudno tam było. Był dzień, gdy chciałam już wracać do domu.
Zorientowałam się, że firma mnie wysłała do piekła prawdziwego dla opiekunek polskich. Nie podano mi, chociaż prosiłam mailowo, wzrostu i wagi pani, którą miałam się opiekować . Pani z firmy była poirytowana każdym moim pytaniem, że jestem taka nieufna, że tak wszystko chcę wiedzieć.
Znowu jadę do Niemiec
Piszę ten tekst na zapas, bo tam, gdzie dzisiaj jadę, nie będę miała Internetu.
Jutro jadę i nie wiem, jak tam będzie, nie wiem, co zastanę i czy będzie nie za trudno. Czy będę spać w dzień i jak to zniosę? Różnie może być, nie znam nawet psychiki pani starszej. Może jest agresywna, nie wiem, jaki będzie mój pokój, co w nim będzie. Czy będę miała dostęp do telefonu, też nie wiem. W umowie, którą mi wczoraj przysłali, jest, że ja płacę za rozmowy telefoniczne. Czy jak dzwonię do nich czy do firmy niemieckiej, to też ja płacę? Tego nie wiem, do cholery. Było tam już dużo opiekunek, więc powinnam więcej wiedzieć. Żadna nie zagrzała miejsca, ostatnia była dwa razy, bo pewnie tak zrobiono jak ze mną teraz, że kolejny wyjazd jest za dwa tygodnie, a miał być jeden na miesiąc.